niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział II: Nad wodą | #2 | Gwiazdogród

ROZDZIAŁII
Nad wodą

Łazienka w domu Wizarda była piękna. Złote kafle, czysta, ciepła podłoga, jasne światło bijące z kryształowych lamp zdawały się być wzięte z kompletnie innego miejsca od wszystkich innych rzeczy w tym domku. Stare, rustykalne meble, które siostry widziały w gościnnym pokoju, stały się jakby odległym wspomnieniem z innego budynku.
Pomieszczenie było ogromne, pozbawione okien. Unosił się tu przyjemny zapach miodu i lawendy. W jednym z rogów umieszczony był prysznic, a właściwie sama bateria, gdyż nie można tego było nazwać kabiną. Na przeciwległej ścianie wisiały półki z jasnego drewna, a na nich białe, czyste ręczniki i kilka przezroczystych dzbanków wypełnionych wodą. Na jej powierzchni pływały fioletowe płatki kwiatów.
Była też toaleta, dwie umywalki i luksusowa, wielka wanna w białym kolorze.
Irien dawno nie czuła takiej ulgi i szczęścia, jakie wyrzucił z niej gorący prysznic. Gdy skończyła się myć, całe lustro było zaparowane, a łazienka pochlapana – jednak szybko wysychała, ponieważ kaloryfery w pokoju działały z pełną mocą, a podłoga była podgrzewana. Aerin wzięła prysznic zaraz po siostrze.
Pokój gościnny z kolei był mały, ale wygodny. Było tu łóżko z miękkim materacem i dwa krzesła. Na lewej ścianie wisiało lustro o ozdobnej ramie.
- I co, Iri? – zapytała Aerin, gdy jej młodsza siostra weszła do pokoju w piżamie i turbanie. Obydwie umyły włosy. W pokoju był przedtem ochroniarz, który okazał się również lokajem. Szczęśliwie wybrał moment, gdy Irien nie było w środku. Przyniósł dwa talerzyki z kolacją: kilka kawałków bagietki z serem oraz herbata. Wymknął się jak najszybciej, by nie wpaść na młodszą z sióstr. – Załatwione?
- Tak. Czuję się okropnie, ale mamy to – dziewczyna wskazała na swoje dżinsy rzucone na krzesło, w których kieszeni schowała karteczkę z adresem oraz eliksir.
- Super – uśmiechnęła się Aerin. – Czyli jutro z rana do Gwiazdogrodu?
- Tak – odparła Irien. – Jedziemy o 8:00. Wybrałam najtańszy lot, ale wiesz... samoloty jednak są drogie... więc zapłaciłam za bilety twoją kartą...
Aerin wytrzeszczyła oczy.
- Co?
- No... to.
Dziewczyna schowała twarz w dłoniach. Siedziała na łóżku, obok na etażerce leżał pusty talerzyk.
- Dobra... – westchnęła i wstała. – Pewnie sama zrobiłabym to samo. Zjedz kolację.
- Nie jesteś na mnie zła? – zdziwiła się Irien.
- Spodziewałam się tego, szczerze mówiąc. Ale więcej tego nie rób.
Gdy obydwie dziewczyny leżały w łóżku w piżamach w ciemności, Aerin odezwała się cichym głosem po chwili milczenia:
- Dlaczego nie powiedziałaś Wizardowi prawdy?
Irien odwróciła twarz w jej stronę.
- Jak to?
Aeirn wzruszyła ramionami.
- Nie wydaje się głupi – stwierdziła.
Jej młodsza siostra znów się odwróciła.
- Może dlatego by nie uwierzył.
- Wiem, ale... – Aerin westchnęła. – Pewnie masz rację, ale kłamstwo nigdy nie popłaca...
- Kto ci tak powiedział? – parsknęła Irien. – Pani wychowawczyni w szkole podstawowej?
- A żebyś wiedziała – uśmiechnęła się starsza siostra. – Właśnie ona.
Rodzeństwo roześmiało się wspólnie.
Obydwie dziewczyny zasnęły kilka minut po skończeniu rozmowy.

* * *

Irien nigdy nie leciała samolotem. Świat pod nią zdawał się taki malutki. Mijali pola, łąki, lasy rozciągające się na ogromnych terenach kraju Craon, który dzielił Elberg od Księstwa Gwiazdy. Tutejszą stolicą było Lium, miasto, w którym widziano Kaedesa. Państwo było duże i większość jego okolic stanowiły zielone pagórki i doliny, w których osiedliły się małe wioski oraz iglaste lasy. Była to chłodna, niegościnna okolica. Irien ciężko było uwierzyć, że klimat w kraju tuż obok tak różni się od tego w Elbergu. Tutaj w niektórych miejscach nawet leżały zaspy białego śniegu, który dziewczyna widziała tylko dwa razy w życiu – raz podczas wyjątkowo mroźnej zimy w Zalvyken, która nastąpiła w ostatnim roku i drugi raz, gdy jeszcze dziewczyny mieszkały z matką w miasteczku Anz – jednak wówczas Irien miała tylko siedem lat.
Młodsza siostra, jak to często z nią bywało podczas podóży, zasnęła, gdy tylko znudziło jej się podziwianie widoków. Aerin to nie zdziwiło; wyjęła różowy, puszysty kocyk Irien z plecaka i przykryła dziewczynę. Nie mogła nie przyznać, że widok zawijającej się w materiał dziewczyny rozczulił ją lekko i przypomniał o dawnych czasach, gdy starsza siostra chciała przeczytać coś Irien do snu, jednak ta zasypiała, gdy tylko Aerin zaczynała czytać pierwszy rozdział książki.
Starszej siostrze nigdy nie zdarzało się zasypiać podczas podróży, jednak tym razem straciła na chwilę czujność. Gdy otworzyła oczy, za oknem było szaro, a śnieg pokrywał większość ogromnego lasu świerków, nad którym przelatywali. Zbliżali się do Księstwa Gwiazdy i było to wyraźnie widać.
Aerin nie zamykała już oczu – patrzyła uważnie na zmieniające się w oczach niebo. Ciemne chmury gęstniały, pod samolotem były już właściwie same lasy. Wkrótce zapadła całkowita ciemność. Dziewczyna nie mogła się powstrzymać od sprawdzenia godziny. Było dopiero wpół do dwunastej rano. Aerin ogarnęło dziwne uczucie – dotarło do niej, że jest w innym kraju – a nawet świecie. To już nie był ani Elberg, ani Craon. To była ciemna, nocna kraina. Księstwo Gwiazdy.
Aerin wiedziała, że tutejszym władcą był książę Aedos II – młody, inteligentny człowiek, który odziedziczył umiejętność rozporządzania po ojcu. Kraj był bogaty i doskonale uzbrojony. Gdyby monarcha zechciał wojny z Elbergiem, zdecydowanie by ją wygrał. Na szczęście Księstwo Gwiazdy zawsze należało do państw nastawionych pokojowo. Aerin słyszała także, że tutejsza noc nie jest iluzją – jedynie księżyc na niebie to złudzenie, które nie odbija światła słonecznego, a sam świeci niczym lampa nad horyzontem. Niemożliwym jest żyć bez słońca, jednak powietrze w tym miejscu zawiera dużo „cząsteczek magicznych”, jak to określili naukowcy. Takie można znaleźć też w składnikach, których do eliksirów używają alchemicy – włosów z ogona jednorożca, piór feniksów czy różnorodnych ziół z lasów. Ta magia pozwala swobodnie oddychać i normalnie żyć, choć skóra mieszkańców tego miejsca tak czy inaczej jest bardzo blada. Nie mają też problemów z rozróżnieniem nocy od dnia. Jak uważają, „w dzień księżyc mocniej świeci”. Jednak ludzi żyjących w Księstwie Gwiazdy jest bardzo niewielu. Większość z nich jest koczownikami, podróżnikami, astronomami czy uciekinierami. Gwiazdogród, stolica państwa, gdyby nie duża ilość turystów byłby zupełnie wyludniony. W końcu kto chciałby mieszkać gdzieś, gdzie słońce nigdy nie wychodzi zza horyzontu?...
Inne miasta i wioski w Księstwie są rozłożone na granicach państwa, gdzie ciemność nie jest taka głęboka. Dla przykładu Wielka Niedźwiedzica leży prawie na terenie Craonu. Wewnątrz kraju można naliczyć właściwie tylko Gwiazdogród, który też nie jest centrum Księstwa, oraz cztery inne miasta – Auriga, Dollos, Corvus i Lira – będąca dokładnym środkiem kraju. Podobno liczy ona tylko dziesięciu mieszkańców, a noc jest tam zupełnie czarna.
Poza tym państwo pokryte jest w większości ogromnymi górami – mieści się tu najwyższy szczyt kontynentu, Pyxis – oraz lasami zarówno liściastymi, jak i iglastymi. Są tu także doliny, kotliny, wąwozy, łąki i jeziora.
Z powodu wszechobcenej natury głównych mieszkańców Księstwa Gwiazdy stanowią zwierzęta – wilki, lisy, łosie, różnego rodzaju ptaki i wiele, wiele innych. Ponoć widziano tu nawet małe stado jednorożców.
Wszystkie informacje o księstwie Aerin wyszukała w internecie. Podczas lotu zanim młodsza siostra zasnęła, wspólnie czytały o tym osobliwym miejscu. Znalazły również kilka artykułów z ostatnich lat, które potwornie nimi wstrząsnęły – dotyczyły Najemników oraz zabójstw.
Na terenie Gwiazdogrodu znaleziono trzy porzucone, martwe ciała młodych dziewczyn. Wszystkie miały czarne włosy i niebieskie oczy. Zwłoki nigdy nie były zmasakrowane – przyczyną śmierci w dwóch przypadkach było zatrucie, a w trzecim utopienie w rzece. Jednak były to sprawy sprzed lat – jedna z października 2001, druga z listopada 2004, trzecia z września 2008. teraz był 2017 rok, dlatego dziewczyny postanowiły nie przejmować się tymi informacjami – jednak zdecydowanie należało to zapamiętać.
Inne artykuły pokazywały stare amfiteatry budowane w zamierzchłych czasach przez plemiona Nocków – które przetrwały do dziś i stworzyły oddzielne, zależne od Księstwa Gwiazdy państwo na północy. W budowlach podobno odbywały się potworne rytuały trenowania Najemników. Udało się ich zdemaskować w 2010 r., gdy jeden z zamaskowanych policjantów odkrył całą sprawę, zawiadomił posiłki i wkrótce wybuchła straszna walka między państwową policją a Najemnikami, którzy gdy tylko wyczuli podstęp szpiega, zastrzelili wszystkie ofiary wykorzystywane do treningu. Z pola bitwy uciekło około pięciu wrogów, dlatego pokonanie innych Najemników nie było sukcesem. Od tego czasu sprawa przycichła.
Aerin zaczęła zastanawiać się nad czarną historią Gwiazdogrodu, gdy okazało się, że samolot jest już prawie na miejscu. Wkrótce wylądował.


// Kolejny, tym razem krótszy kawałek będący swego rodzaju wstępem do Księstwa Gwiazdy. W następnym kawałku zobaczymy, jak tam jest... \\
Czytaj dalej »

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Rozdział II: Nad wodą | #1 | Gwiazdogród + LBA

ROZDZIAŁ II
NAD WODĄ

Kiedy siostry znalazły Aleję Śnieżną, dochodziła już godzina dwudziesta pierwsza. Po prawej stronie rozciągały się piękne wody morza. Po lewej stały ściśnięte w rządku stare kamienice. Z prawie każdego bloku wystawały balkony. Aerin zastanawiała się, jak to jest codziennie widzieć zachodzące słońce za widnokręgiem.
Senegal było zatłoczonym miastem. Nie aż tak, jak Zalvyken, jednak turystyka w tym miejscu była zdecydowanie na wyższym poziomie. Gdzie nie spojrzeć, tam ludzie o innym odcieniu skóry – Aerin wypatrzyła nawet Klovelczyków o bladej cerze i czerwonych oczach o pionowych źrenicach. Mówili ostrym, krzykliwym językiem.
Jasne niebo nad miastem było cudowną odmianą. W Zalvyken prawie zawsze było ciemno, pochmurno. Bywało także, że wielki smog przysłaniał słońce. W Senegalskim powietrzu czuło być sól morską, dużą ilość tlenu i delikatną woń bananów, z których słynęło to miasto. Po obu bokach ulicy stały stragany, zza których krzyczeli ciemnoskórzy mężczyźni, namawiając ludzi do zakupu.
Po drodze siostry zatrzymały się w małym barze przypominającym Corner Club. Jednak tu było kilka stolików przed ladą, stały na nich nawet solniczki. Irien zamówiła klasycznego hamburgera, a Aerin skosztowała jednej z morskich ryb. Jedzenie było smaczne, lepsze niż w większości jadłodajni w Zalvyken. Młodsza siostra nie mogła powstrzymać się od ciągłych uwag na temat tego, jaka stolica Elbergu jest fatalna. Aerin ciężko było się nie zgodzić i cała dyskusja przy kolacji polegała na ciągłej krytyce miasta. Jednak obydwie wiedziały, że tak naprawdę kochają Zalvyken całym sercem, za smród, za obrzydliwe jedzenie i za dziwaków zamieszkujących to miejsce.
Aleja Śnieżna nie miała nic wspólnego ze śniegiem. Aerin zastanawiała się, jaka jest geneza tej nazwy, bo nic nie wskazywało na to, że mieszkańcy Senegal kiedykolwiek ujrzeli biały puch padający z nieba. Po obu stronach ulicy w złotym bruku były przerwy na trawę, z której wyrastały dorodne, majestatyczne plamy otoczone ławeczkami zrobionymi z jasnego drewna. Aleja Śnieżna była najpiękniejszym miejscem w tym nadmorskim mieście. Aerin musiała przyznać, że przez chwilę czuła się, jakby przyjechała tu na wakacje.
Niestety jasne niebo już od ponad pół godziny zmieniało się w granatową, rozgwieżdżoną powłokę. Księżyc na horyzoncie był przecięty w połowie.
–W końcu! – z rozmyślań wybudził Aerin głos Irien, radosny i głośny. – Dom Wizarda.
Był to duży kloc o prostokątnych krawędziach. Cały z drewna. Starsza siostra zdecydowanie nie tak wyobrażała sobie dom sławnego alchemika. Ta rustykalna chatka pasowała bardziej na klimatyczne schronisko położone wysoko w górach.
Nawet nie zdążyła nic powiedzieć, kiedy jej siostra już znalazła się obok drzwi – dużych, mosiężnych drzwi o klamce jak ze średniowiecza.
Aerin stanęła obok Irien i rozejrzała się. Wydało jej się dziwne, że na zewnątrz nie stoi ani jeden ochroniarz. Jednak musiał to być dom Wizarda, bo dookoła mnóstwo turystów stawało przed domkiem i ustawiało się do zdjęć. Większość z nich patrzyła na rodzeństwo dziwnym wzrokiem.
–Panie Wizard! – wydarła się Irien do środka, jak zwykle nie zwracając najmniejszej uwagi na zdegustowane spojrzenia przechodniów. Aerin walnęła mocno w drzwi.
–Wielka sława nie ma czasu dla fanów – parsknęła starsza siostra.
Jednak problem leżał w czym innym – po kilku minutach dobijania się do bram alchemika do sióstr podszedł wysoki mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych. Wyjaśnił dziewczynom, że Wizarda nie ma w domu, wróci dopiero za tydzień – ponoć pisano o tym w „Senegalskim Tygodniku”.
Te słowa spowodowały wybuch gniewu Irien, która ledwo wstrzymała się od ryknięcia ze wściekłości. Zamiast tego wypuściła z siebie głośno powietrze, opadła na kolana i wyklinała swój los.
Aerin czuła się lekko skrępowana zachowanie młodszej siostry, choć mężczyźnie wyraźnie to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się tylko i podszedł do domku, po czym wyjął klucze i otworzył drzwi. Irien zastygła w bezruchu, wpatrując się w czynności ochroniarza. Szybko jednak się otrząsnęła, i w błyskawicznym tempie wstała, położyła stopę między drzwi a ścianę, nie pozwalając mężczyźnie zamknąć, i z niesamowitą prędkością, nawet się nie zacinając, powiedziała:
–Proszę pana, to ważna sprawa do pana Wizarda. Proszę nas wpuścić, jesteśmy Irien i Aerin Rioth, nie jesteśmy głupimi faneczkami, to sprawa życia i śmerci, błagam, niech pan nie zamyka nam drzwi przed nosem, to dotyczy morderstwa, musimy wejść. Do cholery jasnej.
Ostatnie słowa powiedziała z dziwnym spokojem, choć jej starsza siostra wiedziała, że kiedy Irien zaczyna mówić bardzo szybko i spokojnie, znaczy to, że nerwy jej puszczają.
Ochroniarz patrzył beznamiętnym spojrzeniem na Irien. Zdawał się być kompletnie pozbawionym emocji.
–Pana Wizarda nie ma w domu. Mówiłem pani. Proszę zabrać stopę.
–Nie, pan nie rozumie...
–Chyba to pani nie rozumie – ochroniarz mocniej przycisnął drzwi do nogi Irien. – Proszę stąd pójść, bo oskarżę panią o włamanie...
–Włamanie?! Chyba pan sobie żartujesz!... – gdy dziewczyna zaczerpnęła głęboko powietrza, by wygłosić mężczyźnie długie kazanie, ochroniarz kopnął butem jej stopę i zatrzasnął drzwi przed nosem sióstr. Turyści patrzyli na całą sytuację z minami, jakby właśnie zobaczyli coś lepszego Katedry Alchemicznej. Wyglądali, jakby zaraz mieli wyjąć aparaty i porobić zdjęcia dwóm osłupiałym dziewczynom. Natomiast rodowici mieszkańcy Elbergu mieli zażenowane, oburzone twarze.
Aerin poczuła ogromny dyskomfort, gdyż tyle spojrzeń naraz było dla niej obciążeniem. Poklepała Irien po plecach.
–Słuchaj, znajdźmy jakiś hotel i się prześpijmy...
–A potem co!? Nie stać nas na cholerne sześć nocy w jakimś hoteliku! Sześć pierdolo... ach, zresztą... – Irien usiadła na jednym z dwóch stopni przed domem Wizarda. – Siedzę tu i czekam, dopóki mnie nie wpuszczą. Nie wierzę, że go tam nie ma. Światło w gabinecie się pali.
–Iri... – Aerin westchnęła.
–Ćśś! Nie mów tak do mnie, kiedy jestem wkurzona – młodsza siostra złączyła palce w uścisku i odłożyła plecak na bok. – Ja tu chętnie poczekam.
Aerin zaczynała się denerwować.
–Słuchaj. Musimy stąd pójśc, jest już wpół do dwudziestej drugiej, chodźmy, zanim zapadnie kompletna noc. Irien, bądźże rozsądna.
–To se sama idź – parsknęła młodsza siostra.
–W sumie masz rację. Mnie to ta alchemia w ogóle nie interesuje.
Aerin wbrew swoim słowom przysiadła obok siostry. Widziała determinację i upór w oczach Irien. Westchnęła ciężko. To będzie długi wieczór.

* * *

–Dobra, kobieto, jest dwudziesta trzecia! – zawołała zdenerwowana Aerin, wstając na równe nogi i przeczesując rozczochrane od wiatru włosy. – Idziemy znaleźć jakikolwiek nocleg. Nie ma w domu tego Wizarda, odpuść.
Irien jęknęła, ale straciła już nadzieję. Wstała, przeciągnęła się i otuliła szczelniej czarną kurtką.
–Beznadzieja – wymamrotała.
Aerin przejęła wspólny plecak i ruszyła ku północy. Ludzi na Alei Śnieżnej pozostało bardzo niewielu. Zaledwie kilku dziwnych typków w czarnych płaszczach, pijanych studentów i zagubionych nastolatek.
Gdy siostry były kilka metrów od domu, Irien usłyszała, że ktoś nacisnął klamkę – a potem głos:
–Hej! Dziewczyny! Chodźcie!
Rodzeństwo odwróciło jednocześnie głowy. W drzwiach stał starszy człowiek w koszuli w paski i w żółtym fartuchu, zaplamionym i zabrudzonym. Irien natychmiast rozpoznała Wizarda. Uśmiechnęła się szeroko i zaśmiała ze szczęścia. Ogarnęła ją kilkusekundowa euforia i ulga.
–Panie Allym! – krzyknęła i zawróciła biegiem do domu. – Czyli jednak jest pan w domu.
Mężczyzna wywrócił oczami.
–No pewnie, że jestem. Obserwuję was od momentu, kiedy tu przyszłyście. Widzicie tamto okno? To mój gabinet. Przepraszam, że nie wpuściłem was wcześniej, miałem tyle roboty... ale nie zadziałała na was nawet przykrywka mojej nieobecności, co? Skoro takieście wytrzymałe, wchodźcie, wchodźcie – musicie mieć dobry powód wizyty. Na chwilę przerwę swoje badania...
–Proszę pana – przerwała Irien zdenerwowanym tonem. – Ma pan rację. To naprawdę poważna sprawa. Chcę porozmawiać...
–Dobrze, spokojnie, dziewczyno – tym razem to Wizard wszedł jej w słowo. – Jak rozumiem, nie macie tu hotelu?... Wejdźcie, dam wam pokój dla gości.
Irien nie mogła uwierzyć w szczęście, które im się przytrafiło – w ostatniej chwili. Dziękowała Wizardowi podczas całej drogi przez mały, ciasny korytarz i schody na piętro.
Domek w środku był tak samo skromny, jak z zewnątrz. Przypominał małą willę z czasów nowożytnych. Podłoga była drewniana, skrzypiąca, a ściany wytapetowane na zielono. Na prawie każdej z nich wisiały portrety rodzinne Wizarda, jego córki i żony. Na każdym obrazie wszyscy się uśmiechali.
Przed gabinetem Wizarda stał ten sam ochroniarz, który nie wpuścił dziewczyn do domu. Speszył się nieco na widok Irien, która obdarzyła go wyniosłym i chłodnym spojrzeniem. Pan domu odesłał mężczyznę na dół, po czym nakazał Aerin zostać w korytarzu.
Gabinet Wizarda nie był duży. Miał drewniane ściany, trzeszczącą podłogę i w sumie trzy biurka – jedno naprzeciwko wejścia, pod oknem – zasłane papierkami, dokumentami, folderami i ołówkami. Drugie stało pod portretem żony alchemika na prawej ścianie. Na nim leżała jedyna nowoczesna rzecz w tym pokoju – mały, czarny laptop. Obok niego w ramce do Irien uśmiechała się przyjaźnie mała dziewczynka, w wieku około pięciu lat. Trzymała szmacianą lalkę. Zdjęcie było prześwietlone i krzywe.
Trzecie biurko stało obok drugiego i było całkowicie przykryte ogromną księgą alchemiczną o pożółkłych kartkach. Na otwartej stronie widniał przepis na eliksir szczęścia piętnastominutowego. Irien ciężko było uwierzyć, że widzi oryginalny, pierwszy zapis, nawet niewydrukowany, przystrojony tysiącem skreśleń, dopisków i dziwnych rysunków. Obok tego prawdopodobnie najczęściej używanego biurka stał duży metalowy kocioł, a w nim kilka mniejszych naczyń.
Lewa ściana zasłonięta była komodami i półkami, na których mieniły się w nikłych promieniach słońca buteleczki, flaszki, fiolki, kolby i inne naczynia. Obok leżał wielki, skomplikowany aparat wyglądający tak, jakby Wizard planował go użyć do przygotowania bimbru. Irien zatrzymała na nim spojrzenie i zaczęła podziwiać.
–Nic nie jest posprzątane, przepraszam... prowadziłem badania nad najnowyszym eliksirem, ale ostatnio gdzieś mi się zapodział, nie mogę go znaleźć... – Wizard mamrotał, bardziej do siebie niż do Irien. Spostrzegł, że dziewczyna wpatruje się w aparat „bimbrowniczy”. – Super, prawda? – odezwał się mężczyzna, podszedł do urządzenia i postukał w nie. – Kosztowało chyba połowę rocznej pensji mojej córki, ale nie żałuję. Przydaje się, bo niestety alchemia łączy się z chemią.
–Tak, ale tylko trochę – dodała Irien, cytując słowa Wizarda.
Mężczyzna uśmiechnął się. Wokół jego oczu pojawiło się kilka zmarszczek.
–Niesamowite. Taka młoda, a zna całą autobiografię jakiegoś nudnego starca na pamięć – zaśmiał się.
–Pańska książka to jedna z najlepszych lektur, jakie było mi dane przeczytać – powiedziała z dumą dziewczyna.
–Ooo, czyli w życiu nie było ci dane wiele przeczytać – roześmiał się Wizard. Irien chciała zaprzeczyć, jednak mężczyzna mówił dalej. – Jak widzę, podoba ci się moje biuro. Usiądź – wskazał krzesło obok biurka z komputerem. Sam przysunął sobie fotel stojący w kącie. – Irien, tak? Widzę, że bardzo jesteś zdeterminowana.
–Czemu nie wpuścił pan mojej siostry?
–Ona nie interesuje się alchemią, prawda?
Osiemnastolatka wytrzeszczyła oczy.
–Skąd pan wie?
–Słyszałem, jak się z tobą kłóci – odparł. Irien spodziewała się raczej odpowiedzi z serii „wyczytałem to z jej oczu”, dlatego zaczerwieniła się trochę. – Jaki jest powód waszej wizyty? Niestety nie mam dużo czasu, dlatego proszę, mów szybko, Irien.
–Słyszał pan o tym potwornym morderstwie, którego dopuścił się Kaedes Moell? – zapytała.
Mężczyzna podrapał się po głowie.
–Owszem. Składałem już kondolencje staremu Andersowi.
–A słyszał pan o tym, że zwiał z Efficerskiego więzienia?
Wizard wytrzeszczył oczy.
–Co? Kiedy?
–15 listopada. Dwa dni temu – odparła Irien. – Było o tym dosyć głośno...
–W ostatnich dniach przez ten nowy eliksir nie mam w ogóle czasu, by usiąść i poczytać spokojnie gazetę... – zasmucił się mężczyzna.
–Podobno widziano go w Avden, a potem w Lium – przerwała Irien, spoglądając w oczy Wizardowi. – Bardzo zależy mi na znalezieniu tego psychopaty. Chcę zemścić się na nim za to, co zrobił panu Andersowi i zobaczyć, jak wtrącają go do najciemniejszej celi w tym zapchlonym więzieniu. – pierwsze kłamstwo. Irien czuła lekkie zawstydzenie.
Mężczyzna był zdziwiony.
–Czemu tak ci na tym zależy?
Irien czuła, że będzie musiała drugi raz skłamać. Wizard nie był głupi i mógł w każdej chwili wyczuć bzdurę, ale musiała zaryzykować.
–Gary – wyszeptała. Decyzja podjęta – teraz musi się tylko zachować tak, by kłamstwo brzmiało jak najprawdopodobniej. – Syn Andersa. Poznałam go na wakacjach, gdy byłam w Wisum – mówiła wolno, wkładając w słowa jak najwięcej uczucia. Nie czuła potu na rękach, patrzyła prosto w mądre oczy Wizarda. – Zakochaliśmy się. To był najcudowniejszy tydzień mojego życia. A potem musiałam wracać do Zalvyken. Więcej się z nim nie zobaczyłam, ale myślałam o nim w każdą noc i w każdy dzień. Może pan sobie tylko wyobrazić, jak się czułam, gdy dowiedziałam się, że Gary nie żyje.
Irien wiedziała, że skłamała bardzo ciężko i wkręciła w miłość martwego chłopaka, którego nawet nie znała. Obraz wymyślonych pięknych wakacji, zachodu słońca nad morzem, miasto Wisum, które widziała tylko na zdjęciach pojawiły się w jej umyśle.
Wizard patrzył dziewczynie prosto w oczy. W końcu w jego spojrzeniu pojawiło się współczucie i żal. Połknął haczyk. Irien poczuła się jeszcze gorzej.
–Strasznie mi przykro – powiedział cicho. – Chciałbym ci pomóc znaleźć tego Moella, ale nie ma szans, bym ruszył się z biura przez kolejny miesiąc.
–W porządku. Wystarczy, że da mi pan dokładne namiary na pana Andersa. Będę dozgonnie wdzięczna.
Wizard wyrwał jedną z kartek notesu leżącego na biurku. Wziął ołówek i zaczął zapisywać. Gdy skończył, oddał adres dziewczynie.
–Dziękuję. Bardzo panu dziękuję – powiedziała Irien. Złożyła kartkę na pół.
–Ale bądź ostrożna. Księstwo Gwiazdy jest bardzo osobliwym miejscem. Panuje tam zima cały rok, a ciemność nie znika z nieba... no i są jeszcze Najemnicy. Na nich musisz uważać najbardziej – ostatnie słowa Wizard już wyszeptał ze strachem w oczach.
Irien patrzyła na karteczkę. Schowała ją do kieszeni kurtki.
–Bardzo dziękuję, panie Wizard – powiedziała z powagą.
Mężczyzna wstał.
–No, moja droga Irien. To już koniec twojej wizyty – spojrzał na zegarek na swojej lewej ręce. – Jest już tak późno... idźcie spać. Pokój na dole, pierwszy po prawej jest wasz. Łazienka jest naprzeciwko, do waszej dyspozycji – wyciągnął dłoń ku dziewczynie. – To był dla mnie zaszczyt.
–O nie, nie, to dla mnie był niesamowity zaszczyt. Dziękuję, że mnie pan przyjął – Irien potrząsnęła dużą ręką Wizarda – i poczuła coś zimnego. Gdy cofnęła dłoń, sterczała w niej mała, szklana buteleczka z czerwono-złotym płynem zatkana zwykłym korkiem. Na szkło przyklejona była naklejka opisowa: „eliksir siły”.
Osiemnastolatka obrzuciła mężczyznę zdziwionym i wdzięcznym spojrzeniem. Stał już przy drzwiach. Nacisnął na klamkę, gdy dziewczyna zbliżyła się do niego, i mruknął cicho:
–Powodzenia, Irien.


// Oto już kolejny rozdział po tych pięciu dniach, choć tamten nawet się jeszcze nie zaaklimatyzował na blogu. Tak czy siak, chcę już zacząć historię prawidłową, dlatego łapcie, czytajcie, komentujcie! \\

Dzisiaj także LBA - niestety nie nominuję nikogo, bo zaraz muszę się uczyć matmy i nie mam momentu - na pytania odpowiedziałam już w niedzielę - od Rebel Queen i Book Girl z bloga stay-with-me-if-you-remember.blogspot.com. Serdecznie zapraszam, bo świetnie piszą i sama jestem czytelnikiem! :) \\

1. Co motywuje Cię do pisania?
Co motywuje? Hmm... ciężko określić. Chyba mój mózg i jego "super" pomysły, hehe.

2. Ulubiony sklep?
Ikea, bo mają dobre klopsy.

3. Co sądzisz o naszym blogu?
Podoba mi się, ma fajne kolory, opowiadanie przyjemnie się czyta, ogólnie lubię go odwiedzać.

4. Lubisz Boże Narodzenie?
Ha! Pewno. W tym roku wyjeżdżamy na gwiazdkę, nie mogę się doczekać.

5. Jesteś tolerancyjny/a?
Gdybym nie była, połowa Gwiazdogrodu wyglądałaby zupełnie inaczej. Jestem tolerancyjna i chcę, by inni też byli.

6. Oglądasz anime? Jeśli tak, jakie obecnie?
Oglądam... oglądałam. Ostatnio po pierwsze nie mam czasu, po drugie zaczęły mnie wkurzać te przesadzone ekspresje. A tak ogólnie, aktualnie zatrzymałam się na Clannad, Fullmetal Alchemist Brotherhood i... czymś tam jeszcze.

7. Słuchasz k-popu?
Nie, ale moja koleżanka z klasy to uwielbia. :D

8. Co myślisz o samobójcach?
Niezła różnorodność pytań... hm, myślę, że z jednej strony im współczuję, a z drugiej uważam, że są egoistami. Ale oby ich było coraz mniej.

9. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Czerwień.

10. Masz konto na Wattpadzie? 
Mam, ale nie lubię tego portalu ze względu na raka i... coś mnie odrzuca od Wattpada. Mam konto, i nie używam go.

11. Kochasz swoich czytelników? Jeśli tak - za co?
Kocham ich za to, że ich nie ma [*]. Nie no, żartuję, jest ich niewielu, ale wszystkim jestem bardzo wdzięczna i ich uwielbiam za to, że dają mi rady, komentują, wytykają błędy, krytykują, oceniają... a jestem na drodze do wydania książki, więc każdy komentarz mile widziany! :D
Czytaj dalej »

środa, 7 grudnia 2016

Rozdział I: Śledztwo | #3 | Gwiazdogród

 Przygotowania do podróży były szybkie. Bardzo szybkie. Irien wrzuciła do walizki wszystkie ubrania, które znalazła w szufladzie komody, luzem, bez ładu i porządku. Gdy Aerin zobaczyła bałagan we wspólnym bagażu, natchmiast odesłała siostrę do kuchni, by ta przygotowała prowiant na drogę. Wyjęła swoje rzeczy, po czym rozparcelowała je porządnie po całej objętości walizki, zostawiając trochę miejsca na inne drobiazgi.
Oczywiście Irien zajęła się przeglądaniem internetu na telefonie, dlatego jej siostra musiała przejąć także i przygotowania przekąsek. Nie chciała dyskutować ze swoją współlokatorką, bo widziała, jak bardzo dziewczyna wczuła się w to śledztwo. Aerin uśmiechnęła się pod nosem, widząc, jak Irien buszuje po najgłębszych zakamarkach sieci, by wydobyć z niej informacje o Wizardzie i Andersie.
Lubiła swoją siostrę. Lubiła to, że zawsze stawiała na swoim, że była odważna, że była silna i niezależna.
Jednak martwiły ją jej zaborczość, upartość, dociekliwość i lekkomyślność. Te cechy zdecydowanie nie mogły przynieść niczego dobrego. Szczególnie, że Irien postanowiła pobawić się w detektywa.
Aerin wciąż uważała, że młodszej siostrze brakuje doświadczenia i dojrzałości. Jej serce zawsze pękało, gdy przypominała sobie smutne oczy piętnastoletniej Irien podczas przeprowadzki. Starsza z dziewcząt miała osiemnaście lat, kiedy postanowiły nie ciążyć dłużej matce finansowo. Zostało im trochę pieniędzy w spadku po ojcu. Aerin znalazła dobrze płatną pracę w Corner Club, zaczęła zbierać na studia w Zalvyken. Wyprowadziły się z domu razem, bo Irien stwierdziła, że starsza siostra nie poradzi sobie sama. Dziewczyna nie spodziewała się tego, myślała o samotnej, trudnej przyszłości w szalonej stolicy Elbergu. Jednak cieszyła się, że Irien wyjechała razem z nią. Teraz nie wyobrażała sobie życia bez niej. Co prawda prawie zawsze obydwie przebywały poza domem w innych miejscach, a jednak między nimi wisiał ogromny, dobrze związany węzeł siostrzanej miłości i przeszłość, która łączyła je jak nikogo innego.
Gdy walizka prawie pękała w szwach, wybiła godzina druga w nocy. Zmęczone dziewczyny położyły się na łóżku: Aerin na pryczy na dole, Irien na materacu na górze. Było to tanie, twarde posłanie, jednak dało się spać.
- Kaedes, tak? – zapytała starsza siostra cichym głosem.
- Taa. Naprawdę go nie pamiętasz? – Irien wierciła się lekko.
- Naprawdę. Nic mi to imię nie mówi.
Dziewczyna westchnęła.
- Był taki jeden... nawet się trochę kolegowaliśmy. Dlatego go pamiętam.
Przez chwilę panowała cisza.
- Dlaczego twierdzisz, że jest niewinny?
Uszów Aerin dobiegło skrzypienie łóżka Irien.
- Bo... – starsza siostra wręcz widziała, jak usta dziewczyny zaciskają się w wąską kreskę. – To dziwne uczucie. Jakby... intuicja, ale taka solidna.
- Nigdy nie wierzyłaś ani w intuicję, ani w przeznaczenie, ani w dziwne uczucia.
- Wiem. Chyba gadam bez sensu – zaśmiała się Irien. – Ale jeśli nic z tym nie zrobię, sumienie będzie mnie prześladywało do końca życia.
Aerin uśmiechnęła się z czułością.
- Cała Irien. Poczucie sprawiedliwości na poziomie powyżej przeciętnego.
- Ej, daj spokój – parsknęła dziewczyna. – Po prostu wierzę w to przeczucie. Jest silniejsze niż cokolwiek, czego doznałam w życiu.
Znów nastało milczenie, przerwane po dłuższej chwili przez Aerin.
- Mam nadzieję, że nie zajmie nam to dłużej niż miesiąc, bo urlop trzydziestodniowy to zdecydowany limit u właściciela klubu Corner. No i obyśmy nie wpakowały się w jakieś potworne kłopoty.
- Spoko, nie panikuj. To będzie szybkie – w głosie Irien nie było pewności. Aerin westchnęła.
- Ufam ci, Iri – uśmiechnęła się starsza siostra. – Dobranoc.
- Dobranoc.
Aerin pogrążyła się we śnie zaledwie kilka minut później.

* * *

Irien siedziała na ławce pod dachem na peronie, czekając na Aerin, która kupowała bilety. Co chwila sprawdzała godzinę na ogromnym zegarze za jej plecami, bo 16:25 nadchodziła wielkimi krokami.
Beton pod jej nogami był brudny, a ławka obdarta i stara, od dawna niemalowana. Jednak mimo wszystko najlepsza z wszystkich sześciu na tym peronie – inne były zaplute, oblepione gumami do żucia i cuchnące wymiocinami. Za torami rozciągały się przedmieścia Zalvyken składające się głównie z przytulonych do siebie drobnych domków. Irien widziała zdjęcia Senegal i doszła do wniosku, że jest to o wiele mniejsze od stolicy miasto, jednak zdecydowanie czystsze i porządniejsze. Z domu Wizarda najprawdopodobniej widać było lazurowe wody morza Gordockiego, bo teren dla rezydencji był tuż obok portu.
Irien bardzo rzadko podróżowała. Jedyne miejsce, które odwiedziła w swoim osiemnastolatnim życiu, nosiło nazwę „u babci nad morzem”. Była to mała wieś na północ od Zalvyken, a na jej krańcu było widać skrawek jednej z wysp Archipelagu Elbergskiego. Gdy była małą dziewczynką, uwielbiała tam przyjeżdżać i szukać muszelek na plaży. Na wspomnienie o beztroskim dzieciństwie Irien uśmiechnęła się do siebie z melancholią.
Aerin pojawiła się równo z wybiciem szesnastej piętnaście i przedwczesnego przyjazdu pociągu. Siostry przecisnęły się przez mały tłum ludzi zgromadzonych na peronie i dostały się do jednego z przedziałów. Cuchnęło w nim papierosami, jednak poza tym był czysty i dość przestronny. Irien włożyła bagaż na półkę nad siedzeniami po prawej i razem z Aerin usiadły pod nią.
Do przedziału nie przybyło więcej gości. Siostry rozłożyły się na całą szerokość siedzeń i zaczęły rozmawiać.
- Iri, co ty właściwie chcesz osiągnąć dzięki tej podróży? Daj mi jakieś szczegóły, musimy mieć plan – zaczęła Aerin poważnym tonem.
- Gwiazdogród jest największym miastem na naszym kontynencie – odparła Irien. – Jest tak wielki, że próba znalezienia domu Andersa byłaby jak szukanie igły w stogu siana. Zajęłoby to co najmniej cztery dni, musiałybyśmy mieć zarezerwowany pokój w hotelu. Jeśli pojedziemy najpierw do Wizarda i wyciągniemy z niego informacje, zajmie nam to o wiele krócej, tym bardziej, że planuję też dowiedzieć się czegoś ciekawego o Gertsie.
- Dobra, rozumiem, ale co potem? Co nam da adres tego gościa?
- No wiesz, to on oskarżył o to całe zajście Kaedesa – wzruszyła ramionami Irien. – W Gwiazdogrodzie będzie łatwiej prowadzić śledztwo. Tym bardziej, że... – dziewczyna sięgnęła do swojego bagażu podręcznego – małego, czarnego plecaka z naszywką z logo zespołu trollów – Moell prawdopodobnie zmierza do Księstwa Gwiazdy. Czytałaś dzisiejszą gazetę? Podobno widziano go w Lium.
- Co? – Aerin wytrzeszczyła oczy.
- Jednak ludzie spodziewają się go nie w Gwiazdogrodzie, a w Wielkiej Niedźwiedzicy, czyli w małym miasteczku, które często odwiedza Lilia – jedyne dziecko, które przetrwało. – Irien wyjęła z najmniejszej kieszonki plecaka drożdżówkę z serem i ugryzła duży kawałek. Na gazecie wylądowało kilka okruszków.
Aerin przeleciała wzrokiem po linijkach tekstu. Na ogromnym czarno-białym zdjęciu w centrum artykułu widniała ulica zatłoczonego miasta, duży samochód, a za nim Kaedes – chłopak miał zmarszczone brwi, okulary przeciwsłoneczne i ledwo widoczny, delikatny zarost.
- Oczywiście niektórzy sądzą, że zmierza do Gwiazdogrodu. Ale to w Wielkiej Niedźwiedzicy drogi będą niedostępne dla ruchu. Podobno chcieli otoczyć na czas zagrożenia dom Andersa, ale ten się nie zgodził. Stwierdził, że „jeśli ten morderca chce tu przyjść, to nie przychodzi. Ja na niego czekam” – Irien wskazywała po kolei różne linijki tekstu, akcentując niektóre wyrazy i przeciągając samogłoski. Równocześnie jadła drożdżówkę i unosiła znacząco brwi. – Jeśli chcesz znać moje zdanie, podejrzewam, że Kaed nie jest taki głupi. Wyśle kogoś podobnego do siebie na to zadupie, a sam wlezie do domu Gertsa. W tym czasie wszyscy będą zaaferowani akcją w Wielkiej Niedźwiedzicy. Pogada z nim o swojej „winie”.
Aerin zmarszczyła brwi.
- Jestem z tobą. Po co miałby przychodzić do tej dziewczynki? Poza tym, pewnie i tak kiedy Gertsowie usłyszeli niusy postanowili siedzieć w Gwiazdogrodzie.
- No właśnie. Ale to Anders jest tu dowódcą. Policja to tylko pionki – Irien zamyśliła się lekko. – Wracając do teraźniejszości... muszę znaleźć sposób na wyciągnięcie informacji o Gertsie od Wizarda – ugryzła spory kawał drożdżówki.
- Gary – powiedziała natychmiast Aerin. Patrzyła na małe zdjęcie w rogu gazety.
Irien spojrzała na obrazek. Przedstawiał śmiejącego się chłopaka w jej wieku, trzymającego w dłoni dyplom ukończenia szkoły średniej.
Poczuła lekkie ukłucie w sercu, widząc ten zastygły na zdjęciu uśmiech. Podpis brzmiał: „Gary Gerts”.
- Co z nim? – zapytała, nie rozumiejąc.
- To będzie mocne – Aerin popatrzyła na siostrę poważnym wzrokiem. – I niezbyt honorowe. Jednak jeśli jesteś przekonana o niewinności tego Kaedesa...
- Jestem. Mów.
- Wrób go w miłość – Aerin uniosła brwi wysoko do góry.
- Wrobić w miłość... trupa? – Irien zagryzła dolną wargę.
- Jest akurat w twoim wieku. Powiedz, że byłaś latem w Adorganie... a to była twoja wakacyjna miłość. A teraz, gdy został zabity przez Kaedesa... chcesz się osobiście zemścić.
Irien poczuła, jak jej żołądek skręca się w supeł. Podrapała się po głowie.
- Nie sądzę...
- Spoko, to byłby najpewniejszy plan, ale jeśli masz coś lepszego, mów.
Młodsza siostra zamyśliła się, jednak nie przyszło jej do głowy nic innego.
- Ta dziwna moc, która ustala równowagę we wszechświecie, na pewno ci wybaczy – uśmiechnęła się Aerin, która nigdy nie wierzyła w żadnych bogów. – Mniejsze zło na drodze do sprawiedliwości.
Irien wypuściła z siebie powietrze ze świstem.
- Nie masz  kręgosłupa moralnego – rzekła w końcu. – Ale to będzie wiarygodne.
- Jesteśmy okropne – Aerin oparła się o szybę, a uśmiech zszedł z jej twarzy. – Wzbudzisz w nim litość, a on da ci adres Andersa... tylko potwór nie pomógłby takiej biednej, wciąż zakochanej w nieżyjącym chłopaku dziewczynie.
- Jasna dupa – mruknęła Irien. – Będę mieć wyrzuty sumienia przez kolejny miesiąc.
Mimo nieprzyjemnych mdłości dziewczyna czuła, że jeśli jej się uda, czegoś dokona. Nie miała pojęcia, czego, i wciąż nie wiedziała, czym jest to dziwne uczucie świętego przekonania, że to, co robi, jest słuszne. Jednak było tak silne, że musiała mu zaufać. Nie było innej drogi.
Drożdżówka zniknęła w szybkim tempie. Potem Irien czuła pod brodą już tylko ciepłe ramię siostry, gdy zasnęła twardym i spokojnym snem.

//  Hej hej! Dzisiaj więcej niż zwykle, no i mamy pierwszą "dupę" Irien. Wreszcie po pierwszym rozdziale wstępnym! Od drugiego będzie już ciekawiej, obiecuję! 
Czekam na opinie! Kolejny kawałek już wkrótce, bo powstał on już dawno temu, bo piszę niechronologicznie xD \\
Czytaj dalej »

poniedziałek, 28 listopada 2016

Prolog | Gwiazdogród


PROLOG


Irien biegła. Najszybciej, a zarazem najciszej, jak mogła. Słyszała swój nierówny, urywany oddech. Obejrzała się za siebie. Ciemność.
Dziewczyna przed oczami wciąż widziała szaleństwo, nadal czuła chłód ostrza na szyi. Była przerażona. Jej serce obijało się o żebra, łomotało jak w amoku.
Drewno pod jej bosymi stopami przerodziło się w dywan rozłożony na schodach. Schodach prowadzących na strych. Dziewczyna obawiała się tego, co zobaczy. Jednak słyszała za sobą pospieszne tupanie, równomierne, pewne.
- Nie uciekniesz – usłyszała smutny głos. Dochodził już zza ściany, kilka metrów przed nią, tuż za rogiem.
Irien zacisnęła związane sznurem dłonie w pięści. Potykając się o większość stopni, wbiegła na górę.
Skrzypienie pod jej stopami zdawało się być głośniejsze od syreny policyjnej. Dziewczyna stanęła dosłownie na ułamek sekundy, by się rozejrzeć.
Jej oczy były już przyzwyczajone do ciemności, która panowała w całym pomieszczeniu. Jedyne źródło światła stanowiła mała żarówka owinięta sznurkiem wokół drewnianej kolumny podpierającej dach na środku strychu. Świeciła słabo, prawie wcale.
W prawym kącie leżał telewizor, który zagłuszał jej dyszenie. Był zepsuty, na ekranie czerń mieszała się z bielą. Wydawał z siebie nieprzerwane buczenie.
Po lewej stronie pokoju, obok wytapetowanej byle jak ściany, stały dwie lalki, tak ludzkie, że Irien w pierwszej chwili sądziła, że są to dwie zagubione dziewczynki. Manekiny miały czarne włosy splecione w warkocze i niebieskie, wręcz żywe oczy. Ich twarze zrobione były z niesamowitą precyzją, dokończony był każdy szczegół.
Prócz lalek leżała tu duża, przewrócona szafa. Była na wpół otwarta, wyleciały z niej półki na eliksiry. Zapewne kiedyś służyła jako szafeczka na fiolki.
Irien po tym ułamku sekundy rzuciła się w kierunku szafy, zatrzasnęła za sobą cicho drzwi i zaciśniętą w pięść dłoń wsadziła do buzi, modląc się, by nie została odkryta. Choć było to oczywiste. Z góry ustalone.
Skóra, w którą wpiły się jej zęby, zdawała się ją parzyć. Była rozgrzana i mokra.
Potworny strach z ogromnej guli w gardle blokującej przełyk dziewczyny przerodził się w niestrawności, nienaturalne, powodujące mroczki przed oczami. Żołądek Irien zmienił się w twardy węzeł, jej powieki zacisnęły się na oczach mocno. Jedynymi odgłosami, które słyszała, było buczenie telewizora i równe, cholernie szybkie kroki.
Słabość, która ogarnęła całe jej ciało, była powalająca i beznadziejna. Dziewczyna odsunęła się na sam koniec szafy.
- Proszę, wyjdź sama – głos wdarł się do czaszki Irien, przeszywając ją igłami bólu. – Wyjdź sama – powtórzył. – Wyjdź z szafy.
Czuła, że traci zmysły. Zmusiła się do powrotu do rzeczywistości, otworzyła oczy, wyjęła dłoń z buzi. To był koniec. To był cholerny koniec. Nic więcej nie będzie. Skończyło się. Na nic było powstrzymywanie halucynacji. Wstrzymywanie się przed szaleństwem.
Widziała nitkę własnej śliny, łączącą jej pięść z ustami. Patrzyła na nią tępo. Koniec. Koniec.
Drzwi szafy otworzyły się. Powoli. Irien liczyła sekundy. Jedna. Dwie. Trzy. Cztery. Pięć. Sześć.
Szaleństwo. Znowu ono. Dziewczyna usłyszała swój własny urywany oddech, szloch, czuła porażkę obezwładniającą jej ciało jak tysiące macek owijających się wokół niej.
Koszmar miał się ciągnąć. Choć wkrótce musiał się skończyć. Irien na myśl o tym – o ciemności, wiecznej i czarnej, poczuła spokój, dziwną radość, tak dziwną po tych wszystkich nocach. Śmierć była bliska, bo nie zdała testu życia. Nie dało się go przejść. Nie dało się zastąpić połowy serca.

Głos wymówił imię.

// Hej hej! Przed chwilą napisałam ten prolog, niesamowicie natchniona. Mam pomysł na całą historię, mam wieeelkie plany. Kiedy wszystko już się wyjaśni - przeczytajcie prolog jeszcze raz. To będzie niczym puzzle układające się samoistnie.
Może i nie po kolei lecę, ale prolog zawsze jest jedną z najdziwniejszych i najmniej poukładanych rzeczy w moich opowiadaniach. Wiem, że w niektórych miejscach czcionka wnerwiająco zmienia rozmiar, ale nie mogę tego ogarnąć... kopiowanie z open office, pozdrawiam.
Jakie odczucia? \\
Czytaj dalej »

sobota, 12 listopada 2016

Rozdział I: Śledztwo | #2 | Gwiazdogród

ROZDZIAŁ 1.
Śledztwo.
#2

Nie była umówiona. Skłamała, by szybciej wrócić do domu i oddać się nieróbstwu.
Mieszkanie sióstr mieściło się w piwnicy wielkiego, brudnego bloku. Tylko na takie warunki było je stać, jednak kuchnia, hol, łazienka, mały salon i jedna sypialnia zdecydowanie starczyły. Bałagan sprawiał, że Irien czuła się tu jak w domu.
Weszła do środka. Powitała ją woń perfumów Aerin i specyficzny zapach jedzenia, który unosił się tu zawsze. Zapaliła światło – żarówka wisząca na jednym kablu zamigotała i zabłysła słabo. Dziewczyna zdjęła buty i została w skarpetkach. Trzymała kask pod pachą.
Hol był jedynym pomieszczeniem, do którego bałagan nie przedostał się z innych pokojów. Stała tu jedna szafa, a w niej kilka wieszaków na kurtki i płaszcze. Dziewczynom udało się zachować tu ład.
Jednak gdy tylko Irien weszła do kuchni, teren całkowicie się zmienił. Dziesiątki nieumytych naczyń w zlewie, kubek z niedokończoną herbatą, zaplamiony blat i stół przykryty byle jak niewypranym, szarym obrusem kupionym przez Aerin na straganie u pewnej skośnookiej pani sprzedającej drobiazgi. Kobieta upierała się, że przedmioty, które sprzedaje, są zrobione przez nią, ale Irien była przekonana, że sprzedawczyni znajdowała je w śmieciach.
Dziewczyna wzięła kubek z zimną herbatą i popijając płyn, udała się do sypialni. Było tu piętrowe łóżko, bardzo skrzypiące i stare – obydwa piętra były niepościelone – oraz komoda o trzech szufladach. W kącie leżała sterta brudnych ubrań. Na jednej ścianie wisiała półka zawalona starymi księgami o alchemii.
Podłoga trzeszczała pod jej prawie bosymi stopami. Irien rzuciła kask na łóżko, odłożyła kubek na komodę i podeszła do półek z książkami. Szukała Teorii Wynalezienia Pierwszego Eliksiru Krissy Harbor.
Położyła dwa palce na brzegach książek i przesunęła nimi, zbierając kurz. Patrzyła na tytuły, przebiegała wzrokiem po okładkach. Nie natrafiła na dzieło Krissy Harbor.
Gdy nie znalazła księgi i za drugą próbą, wyjęła jedną z lektur ze środka, a to spowodowało coś, czego dziewczyna się nie spodziewała – książki runęły na podłogę. W powietrzu uniósł się tuman kurzu.
Irien zaklęła i pochyliła się, by zacząć układać swój zbiór na nowo. Gdy prawie skończyła, w stosie znajdując poszukiwaną książkę, jej uwagę przykuło coś różowego, małego i pokrytego warstwą srebrnego brokatu. Dziwne. Zwykle księgi o alchemii nie wyglądają w ten sposób.
Przedmiotem okazał się pamiętnik Irien. Miał co najmniej pięć lat. Dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok. Nie czytała go od bardzo długiego czasu.
Postanowiła odświeżyć swoją pamięć. Chwyciła książeczkę i starła resztki kurzu. Teraz okładka rzucała się w oczy: „Mój pamiętniczek – Irien 2010”.
Co mogłam pisać jako dwunastolatka?
Treść zasypana była błędami, jednak na pierwszych stronach dziewczynka przedstawiała się i opisywała. Irien kartkowała pamiętnik, jakby był porcelanową laleczką – delikatnie i ostrożnie. Różowe strony w linie zdawały się prawie rozpadać.

22.06.2010 r.
Już prawie koniec szkoły! Jestem taka podekscytowana. Mama mówi, że znowu nie mamy pieniędzy na porządne wakacje, ale uwielbiam wyjazdy do babci nad morze. Zawsze znajduję najładniejsze muszle z rodziny. Mam do tego talent – może kiedyś zostanę zawodowym zbieraczem muszelek? Fajnie by było, gdybym kiedyś wykopała w piasku jakiś super rubin albo chociaż bursztyn. Czasami mi smutno, że pewnie nigdy nie zobaczę innego kraju niż Elberg, ale trudno.
Ale wakacje nie zawsze przynoszą tylko szczęście! Pewnie nie zobaczę Kaeda przez te całe dwa miesiące... on jest taki bogaty, że pewnie wyjedzie do Wisum. Tam jest tak pięknie... widziałam na zdjęciach. Chciałabym kiedyś przeżyć magiczne, romantyczne wakacje razem z nim, a on zawsze mówiłby do mnie „księżniczko”...
~Irien Moell ♥

Dziewczyna z osłupieniem wpatrywała się wciąż w swój stary podpis. To dlatego chłopak wydawał się znajomy. Co za chore zrządzenie losu. Przez chwilę po przeczytaniu tekstu Irien wierzyła, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie.
Pamiętnik był tak krępujący, że osiemnastolatka zamknęła go po chwili. Odłożyła książkę na półkę wraz z Teorią Wynalezienia Pierwszego Eliksiru. Czuła się bardzo dziwnie. To musiał być on. Cholerny Kaedes Moell z szóstej A. Irien kompletnie zapomniała o swojej dawnej, platonicznej i głupiej miłości, która skończyła się wraz z potwornymi słowami „Spadaj”, które chłopiec powiedział w ostatni dzień szkoły do dwunastoletniej dziewczyny. Nie przepadał za nią, bo śledziła go na każdej przerwie.
Nagle Irien poczuła ogromną pewność, że ten chłopak nie mógł być winny. Skazano go na dożywocie na podstawie zeznań małej dziewczynki, tylko dzięki pośrednictwu Andersa. Cały świat się wzburzył i nie uznawał możliwości czystości chłopaka. Pewnie nikogo nie interesowała jego wersja zdarzeń. Liczyło się to, że ktoś zamordował niewinną rodzinę. Cała wina spadła na biednego, brązowowłosego Kaedesa, który zawsze miał dwa pryszcze na czole. Właśnie takiego Moella zapamiętała Irien.
Zaraz po fali przekonania o niewinności chłopaka przyszła determinacja. Determinacja, by ocalić go przed oskarżeniami. By udowodnić winę kogoś innego. By sprawiedliwość się dokonała. Bo Kaedes nie mógł być cholernym mordercą.
Dziewczyna wyjęła telefon z kieszeni dżinsów. Rzuciła się na łóżko, włączyła przeglądarkę i zaczęła wpisywać hasło. Musiała jakoś zacząć śledztwo.
Anders Gerts (Anders Vynn Algwer Gerts, ur. 26 paźniedziernika 1965 r.)
Pisarz, biznesmen, założyciel firmy „Viva”. Milioner aktualnie mieszkający w Gwiazdogrodzie. Jego majątek w sztukach złota wynosi ok. 3 500 000.
Faktycznie teraz przebywa w Księstwie Gwiazdy. Niedobrze. Naprawdę niedobrze. Irien brakowało środków na tak daleką podróż, niedawno kupiła swój motocykl.
Dziewczyna sięgnęła po swój portfel. Nie posiadała karty bankowej, majątkiem zwykle zarządzała Aerin, a jej młodsza siostra ze swoich dorywczych prac zarobiła tylko kilka banknotów. W sumie naliczyła prawie tysiąc złota.
Sprawdziła szybko ceny jak najtańszych lotów. 550. Za dwie noce w najbardziej ubogim hotelu w Gwiazdogrodzie – 3000. Dziewczyna zakrztusiła się. Niestety, miasto wiecznej nocy wiele sobie życzyło.
Buszowała dalej. Nigdzie nie znalazła dokładnego adresu zamieszkania milionera, jednak natrafiła na stronę internetową Wizarda. Były tam wszystkie receptury wynalezione przez alchemika. Przedostatni wpis dotyczył morderstwa. Mężczyzna składał w nich kondolencje Andersowi i opisał go jako swego starego przyjaciela.
Wizard znał Gertsa?
Irien natychmiast przeszukała całą stronę. Znalazła adres alchemika. Bingo.
Śnieżna Aleja, Senegal, Elberg. To na północy kraju. Jakieś trzy godziny drogi pociągiem. Jednak nie było to tak drogie, jak podróż do Gwiazdogrodu.
Dziewczyna wyszukała w przeglądarce najbliższe kursy. Jutro, godzina 16:25 z dworca w Zalvyken. Najtańszy bilet kosztował 30 sztuk złota.
Hej – Irien usłyszała nagle głos swojej siostry. Podskoczyła na łóżku i spojrzała na nią.
- Hej – odparła, zamykając pospiesznie komórkę.
- Patrzę na ciebie już jakieś pięć minut. W co się tak wciągnęłaś? – Aerin bez pytania wyrwała z dłoni dziewczyny telefon. Uniosła brwi, widząc stronę dworca w Zalvyken. – Planujesz jakiś wyjazd? Do Senegal?
Irien próbowała przechwycić komórkę.
- Oddawaj!
Aerin odwróciła się od siostry, poczytała chwilę, po czym oddała urządzenie osiemnastolatce.
- Nigdzie nie jedziesz – stwierdziła. – Nie będziemy marnować kasy.
- Daj spokój – westchnęła Irien. – Odkryłam coś bardzo ważnego – przez chwilę zastanawiała się, jak ubrać w słowa to, co miała do powiedzenia. – Pamiętasz Kaedesa Moella z szóstej A?
Aerin uniosła brwi.
- Nie.
- Ten, co ciągle wygrywał olimpiady matematyczne – podpowiedziała siostra. – Brązowe włosy, ciemne oczy...
Dziewczyna pokręciła głową.
- Przykro mi, ale kojarzę tylko jednego Kaedesa Moella.
- Ech, chodził taki jeden do naszej szkoły. Przypomniałam sobie o nim. I jestem pewna, że to ten sam z gazety, i że został oskarżony niewłaściwie. Muszę temu zaradzić. Dokonałam małego śledztwa i wiem, że zdobędziemy adres Andersa u Wizarda...
Aerin wyciągnęła rękę.
- Stop – powiedziała. – Chcesz mi wmówić, że cały świat się myli? Że ten morderca jest niewinny?
Irien westchnęła.
- Wiem, jak to brzmi, ale chodzi o to, że... – nigdy nie zakochałabym się w przestępcy, nawet mając dwanaście lat. – mam takie dziwne przeczucie. Wiesz, takie, którego nie należy ignorować.
Aerin pokręciła głową.
- Nie zgadzam się. Nigdzie nie pojedziemy z powodu jakiegoś głupiego przeczucia. Poza tym nie możesz mieć pewności, że Wizard będzie miał jego adres...
- Jest jego bliskim przyjacielem – wtrąciła dziewczyna.
- I tak nie możesz. I nie wiem, jak zamierzasz udowodnić niewinność...
- Dobra, zróbmy tak – przerwała jej ponownie siostra. – Pojedziemy do Senegal i doprowadzimy śledztwo jak najdalej, jak możemy. Kiedy wrócimy, obiecuję, że znajdę sobie jakąś stałą pracę. – dziewczyna wyjęła dłoń.
Aerin popatrzyła na Irien z powagą. Zastanawiała się.
Niech będzie – powiedziała w końcu, ściskając rękę siostry na znak umowy.


// To na tyle. Spoko, jeszcze tylko jedna część tego nudnawego pierwszego rozdziału i przechodzimy dalej, do Senegal, a potem w końcu do Gwiazdogrodu. 
Wiem, ten zbieg okoliczności (Irien przeczytała o nim w gazecie i zaraz potem akurat znalazła pamiętnik, w którym o nim pisała), ale to również kiedyś się wyjaśni. Nie obawiajcie się! Może i jest to fantastyka, ale nie jestem zwolenniczką dziwnych przypadków. 
Czekam na Wasze opinie!\\
Czytaj dalej »

wtorek, 8 listopada 2016

Rozdział I: Śledztwo | #1 | Gwiazdogród

ROZDZIAŁ 1.
Śledztwo

   Była noc. Głęboka, ciemna noc. Jednak rozświetlona tysiącem neonowych świateł. Kałuże mieniły się na czarnym asfalcie w blasku księżyca. Było tu mnóstwo klubów, stacja benzynowa, dwa hotele i kilka bloków mieszkalnych. Jednak na ulicy Wigoru najwięcej było barów. Małych, ściśniętych obok siebie, ze smacznym, ale bardzo niezdrowym jedzeniem. Nie było w nich nawet stolików. Były tylko krzesła i mały blat, za którym kucharz – zwykle równocześnie kelner – przyrządzał smakołyki.
   Chodniki po dwóch stronach ulicy nie były często używane. Ulica Wigoru była odwiedzana głównie przez gangi motocyklistów, czarne towarzystwo Zalvyken, samozwańczą śmietankę miasta, podejrzanych mężczyzn w płaszczach. A takich ludzi w stolicy Elbergu nie brakowało. Dlatego ulica Wigoru zawsze dudniła hałasem uruchamianych silników, wrzasków, szumów i warkotów.
   Neonowe napisy migotały, co jakiś czas wyłączając i włączając się na nowo, świecąc na czerwono, niebiesko, zielono. Właściciele barów smażyli makarony z warzywami, ochroniarze klubów oglądali przechodniów, motocykliści robili hałas, zagubione nastolatki chichotały na ich widok. To właśnie była ulica Wigoru. Wyjeżdżająca na autostradę do centrum kraju Elberg, najbardziej wysunięta na północ, w czarnej dzielnicy Zalvyken. Nie było takiej nocy, w którą nic by się tu nie działo. Dlatego Irien tak bardzo kochała to miejsce.
   Czarny motocykl, skórzana, ciemna kurtka, obcisłe dżinsy i wielkie buty na obcasach. Długie włosy koloru nocy powiewające na wietrze. Groźny wzrok niebieskich oczu. Spojrzenia członków gangu motocyklistów spoczywające na jej hełmie. Rozbawione spojrzenia. Cały buntowniczy wizerunek dziewczyny został doszczętnie zniszczony przez uroczy, różowy kask z uszami kota i narysowanym pyszczkiem z przodu – logiem firmy sprzedającej najbardziej słodkie i błyszczące akcesoria dla dorosłych dzieci.
   Osobliwy gość stanął tuż przed małym barem, zostawiając swój motocykl oparty o ścianę budynku. Wielki, neonowy napis nad klubem mówił „Corner Club”. Pod daszkiem w biało – czerwone paski stało pięć wysokich krzeseł do baru, przed nimi drewniany blat, za nim kelnerka. Na naklejonej na ścianie kartce widniała strzałka w prawo. Pod nią napisane było „Klub”.
   Siostra Irien była kelnerką i kucharką w tym dziwnym miejscu – barze, a równocześnie klubie – jako jedna z niewielu pracownic miała dużo pracy – ale nie narzekała na jej ilość. Zwykle inne dziewczyny w „Corner Club” zajmowały się też zabawianiem gości klubu. Jako że Aerin nie zgodziła się na takie warunki, pracodawca zaproponował jej dwa razy więcej pracy w barze zamiast godzin roboty w klubie.
Irien zdjęła kask, zostawiła go na motocyklu i usiadła na krześle przed barem.
- Siema – powiedziała swoim niskim, lekko zachrypniętym głosem.
- Siema, siema – odparła Aerin. – Chcesz tego wielkiego hamburgera, co zwykle?
- No. Wszystko inne w tym barze smakuje jak jedzenie ze stołówki szkolnej. Całe szczęście, że już nie chodzimy do szkoły, bo to żarcie było nie do zniesienia.
- Wiem – uśmiechnęła się Aerin, wyjmując składniki. – Nie moja wina, że szef stawia na oszczędność i kupuje w tym samym sklepie co dyrektorka naszej genialnej szkoły.
   Aerin również miała ciemne włosy. Jednak na jej czole zawsze sterczała grzywka kryjąca bliznę po tajemniczym wypadku, który zdarzył się dwa lata wcześniej. Dziewczyna nikomu nie zdradziła, co się stało tamtej nocy. Po prostu ukryła swoją ranę, zamknęła się w pokoju i przez trzy dni z niego nie wychodziła. Irien, jedyna współlokatorka, nawet nie pytała o przyczynę. Siostry żyły innymi, odmiennymi życiami i nie wchodziły sobie w drogę.
   Gdy hamburger był gotowy, Irien wzięła posiłek z rąk siostry i zatopiła zęby w miękkiej bułce. Z wiklinowego koszyczka leżącego na blacie wyjęła dzisiejszą gazetę i zaczęła czytać.
   „WYNALEZIONO NOWY ELIKSIR”, mówił ogromny nagłówek najważniejszego artykułu dnia. Dziewczyna bez wahania otworzyła na podanej stronie, po czym bardzo szybko zaczęła czytać. Interesowała się alchemią, jednak zawsze brakowało jej środków, by zakupić lepsze składniki lub wyjechać na ich poszukiwania zagranicę.
   Nowa mikstura receptury Wizarda – był to przydomek sławnego alchemika i inżyniera Elbergu – nie była wyjątkiem, jeśli chodzi o cenę, za którą zwykle przygotowywano dobre eliksiry. Po szybkich kalkulacjach Irien obliczyła, że za przygotowanie „Eliksiru Półgodzinnego Szczęścia” zapłaciłaby tysiącem sztuk złota. Zakrztusiła się hamburgerem i zrezygnowana przekartkowała gazetę, by zapomnieć o artykule. Nagłówki mówiły „Słynne trolle zmieniają nazwę zespołu”, „Nowy sklep z eliksirami w Zalvyken”, „Nieodpowiednie użycie Mikstury Przemiany” czy „Szkoła mnichów na górze Arrus zawaliła się”.
   Już chciała odłożyć gazetę, gdy jej wzrok przyciągnął artykuł pt.: „GROŹNY MORDERCA ZNÓW NA WOLNOŚCI”.

Kaedes Moell z Adorganu, pozbawiony wolności dnia 15 września dokładnie dwa miesiące temu uciekł zza krat więzienia w Efficer na południu kraju. Świadkowie potwierdzają jego obecność w Avden na północy Elbergu. Radzimy zachować ostrożność i pozostanie w domach, dopóki policja nie złapie uciekiniera.

   Pod tekstem widniało zdjęcie przestępcy: przygnębiony chłopak w wieku Irien. Miał krótkie, kasztanowe włosy, kilkudniowy zarost i podkrążone oczy czarne jak węgiel – nie wyglądał jednak na mordercę. Poza tym, wydawał się dziwnie znajomy.
- Przecież on ma jakieś osiemnaście lat – stwierdziła dziewczyna. – I że niby ma być mordercą? Co to za historia?
- Pokaż – wyrwała jej gazetę Aerin. Szybko przeczytała tekst. – Nie pamiętasz tej sprawy sprzed dwóch miesięcy? Chłopak jest nienormalny. Włamał się do domu tego milionera, Andersa Gerts, i zamordował jego żonę i dwójkę dzieci. Ukradł z dwadzieścia sztab złota. To było przemyślane przestępstwo.
- Skąd wiedzą, że to on?
- Sam Anders go nie widział. Tej nocy był w Gwiazdogrodzie. Ale trzecie dziecko ukryło się w zabytkowej skrzyni. Dziewczynka wszystko zobaczyła i gdy zdjęcie Kaedesa jako jednego z podejrzanych zostało jej pokazane, zaczęła krzyczeć i płakać – kiedy na następny dzień się uspokoiła, potwierdziła, że to on jest mordercą.
Irien zmarszczyła brwi, wpatrując się w zdjęcie Kaedesa.
- Anders wsadził go do najlepiej strzeżonego więzienia na kontynencie. Przeprowadził się z Lilią do Gwiazdogrodu. A teraz lepiej siedzieć w domach, skoro ten psychopata jakimś cudem wymknął się z paki.
   Irien westchnęła ciężko, kiwając głową. Aerin odłożyła gazetę na miejsce. Na jej firmowym fartuchu widniał wielki napis „Corner Club”, a pod nim spora plama po ketchupie.
Gdy po burgerze nie zostały już nawet okruszki, młodsza z sióstr wstała z krzesełka.
- Dobra, muszę spadać – powiedziała.
- Żeby oddać się nieróbstwu, którym zajmujesz się cały czas, od kiedy przeprowadziłyśmy się do Zalvyken? – zapytała Aerin, spoglądając na nią z ironią w spojrzeniu.
Irien parsknęła udawanym śmiechem.
- Wyjątkowo muszę naprawdę spadać. Jestem umówiona.
Siostra uniosła wysoko brwi.
- Z kim? Nie mów mi, że znalazłaś chłopaka w tej brudnej dziurze.
- Och, nie, mój sekret zdradzony! – Irien dramatycznie przyłożyła dłoń do czoła. – Aerin, proszę, nie mów nikomu... ukrywamy się z tym, to taka niesprawiedliwa miłość... ja jestem zwykłą dziewczyną z ulicy, a on... on jest moim kuzynem...
Tym razem Aerin parsknęła śmiechem.
- Nie masz kuzyna, idiotko. Twoje żarty w ogóle nie łączą się z rzeczywistością. Postarałabyś się bardziej.
Irien schowała rękę do kieszeni, uśmiechając się półgębkiem.
- Co jest mniej prawdopodobne? To, że mamy kuzyna, o którym nie wiemy, czy to, że w końcu znalazłam chłopaka?
- To, że w końcu znalazłaś chłopaka – odpowiedziała natychmiast Aerin. Dziewczyny wybuchły śmiechem. Rozmowę przerwał pijany klient, który podszedł do baru i zaczął zalecać się do siostry Irien.
   Osiemnastolatka wiedziała, że Aerin radzi sobie z takimi lepiej niż ktokolwiek inny, dlatego poprawiła swoje czarne, skórzane rękawiczki – z uwielbieniem pieszcząc ich materiał – i wsiadła na motocykl, wcześniej zakładając uroczy kask.
   Pożegnana salwą śmiechu, którą zanieśli się wszyscy podejrzani goście ulicy Wigoru podziwiający jej wygląd, z głośnym warkotem wyniosła się z najczerniejszej dzielnicy Zalvyken.

// Na początek nie będę Was karmić długimi kawałkami, dlatego na razie tak krótko - jednak już niedługo kolejna część. Bądźcie gotowi!
Jestem otwarta na spekulacje, propozycje poprawy zdań, wytykanie błędów, krytykę i wszystko inne - daj znać w komentarzu, jak Ci się podobało! 
P.S. Specjalne podziękowania dla Idy :)) \\
Czytaj dalej »