niedziela, 30 kwietnia 2017

Stara latarnia morska | #2

Miasto Grendell, drugie pod względem wielkości na Radagas, było w nocy jak zwykle pięknie oświetlone. Budynki, które  dziewczyna mijała na obrzeżach miasta, były w większości domami mieszkalnymi. Małymi, skromnymi, o płaskim dachu i zazwyczaj jednym piętrem. Wśród obywateli Radagas panował piękny zwyczaj rozwieszania kolorowych żarówek na dachach. Było to przyczyną szczelnych żaluzji w oknach, które zakupywali mieszkańcy. Mogli spać spokojnie, a na ulicach utrzymywał się magiczny klimat. Yumiro minęła kilka zakochanych par, samotnych ludzi w kapturach, dziewczyn wracających z imprezy. W końcu był piątek.
W miarę jak studentka wchodziła w głąb miasta, budynki stały coraz bliżej siebie, stawały się wyższe.
Większość właścicieli sklepów również rozwieszała na swoich budynkach kolorowe żarówki. Na asfalcie zebrało się kilka kałuż. Odbijały się w nich światła dekoracji. Na ulicach odbywał się koncert czerwonych, niebieskich i zielonych barw. Yumiro szła w kierunku centrum, w którym mieściła się akademia i internat, w którym studentka mieszkała.
Dziewczyna wiedziała o ciszy nocnej rozpoczynającej się o 23:00. Do tego czasu wychodzenie poza szkołę było legalne. Oczywiście nikt tak naprawdę tego nie pilnował, ale Yumiro zdawała sobie sprawę z tego, że w akademii mieszkało kilku kapusiów. Nie było ich wielu, bo uczniowie liceum na Radagas byli życzliwi, pomocni i wyluzowani. Jednak byli też ci o większych ambicjach, pragnący zdobyć szacunek nauczycieli nieciekawymi zagraniami – takimi właśnie jak zgłoszenie spóźnialskiego. Choć ciało pedagogiczne tej szkoły niechętnie obniżało zachowanie u uczniów z tak błahych powodów (każdemu może się zdarzyć, poza tym Radagas słynęło z wielu klubów), było zmuszone do działania – w końcu czuwało nad nimi kuratorium mające siedzibę bardzo blisko akademii.
Co również nie oznacza, że nauczyciele w liceum nie byli surowi. Po prostu pamiętali lata swojej młodości i rozumieli, że młodzież czasem potrzebuje się trochę wyszaleć. I wiedzieli też, że za dużo imprez z kolei odbija się na ocenach. Dlatego zapraszali na zajęcia pozalekcyjne, takie jak „Warsztaty Dobrej Organizacji” pod pieczą pani od historii czy odbywające się co tydzień wykłady profesora psychologii, który przyjeżdżał do miasta Este ze stolicy Radagas – Medrimy. Słynął on z pełnych nostalgii, humoru oraz przemyśleń zajęć. Yumiro kiedyś częściej na nie chodziła, zanim odkryła swoją pasję do książek i przestała mieć zawirowania osobowości typowe dla szesnastolatków. Musiała przyznać, że profesor pomógł jej wyjść z psychicznych rozterek, których miała wiele – a jej rówieśniczki już po jednym wykładzie ograniczyły wypady po dwudziestej trzeciej.
Dziewczyna chciała wejść do internatu cicho. Był to budynek położony na placu Vilche'a, nieopodal środka miasta. Luksusowy. Akademia mogła sobie pozwolić na takie wydatki. Poza tym, najlepsi uczniowie z całego wschodu kontynentu zasługiwali na najlepsze.
Drzwi główne były szklane, zaklejone plakatami z informacjami o następnych występach koła teatralnego. Yumiro jednak po swoich nocnych wypadach wracała do pokoju bocznym wejściem, które prowadziła przez bezsensowną plątaninę korytarzy – i połowa tego przejścia ciągnęła się obok kuchni, więc potem dziewczyna musiała zmywać z siebie woń gotowanych kalafiorów, które kucharki tak bardzo uwielbiały gotować. Jednak tu nie przychodził węszyć żaden kapuś – bo wywęszyłby tylko smród warzyw. Jedynym zagrożeniem była pani Lusi, pulchna i sympatyczna pracownica kuchni, która czasami kręciła się tym korytarzem, by wyrzucić śmieci. O tej porze personel zwykle już opuszczał internat, ale młoda kucharka zostawała czasem na dłużej.
Lusi zawsze zagadywała każdego ucznia, który miał nieszczęście na nią wpaść. Była to pewnego rodzaju zgroza internatu – choć uśmiechnnięta i wesoła, kobieta bardzo łatwo i szybko znajdowała tematy do rozmów i zawsze pojawiała się w najmniej oczekiwanym i pożądanym momencie. Na przykład właśnie takim jak potajemne powroty Yumiro.
Dziewczyna wróciła bardzo wcześnie. Zwykle powracała po 23:00. Teraz co prawda nie musiała wchodzić bocznym wejściem, ale wolała nie ryzykować. Niektóre osoby w tym internacie potrafiły być bardzo złośliwe...
Coś jednak przykuło uwagę studentki. Uczennica podeszła bliżej szklanych drzwi. Ogłoszenie o następnym występie koła teatralnego.
Jej współlokatorka chodziła na te zajęcia, jednak nie wspomniała jej o jutro wystawianym... romansie?!
Yumiro przestała czytać. Poczuła, że ktoś ją obserwuje. Czujnie. Szybko odwróciła się.
–Hej – to był Fredrick.
Zaraz, zaraz. Takie zwykłe „to był Fredrick”? Myśli dziewczyny zaczęły galopować. To szkolny przystojniak z trzeciej klasy. Powinna teraz się zdziwić, skakać z radości lub cokolwiek.
Była jednak tylko trochę zaskoczona. Ten niezbyt ciekawy w jej ocenie uczeń nigdy się do niej nie odezwał. Przez cały rok szkolny – ani razu. A teraz tak po prostu podchodzi i rzuca „hej”?
–Hej – odpowiedziała ostrożnie Yumiro, analizując sytuację. Może to kryptokapuś?
–Masz na nazwisko Asawin, prawda? – zapytał. Faktycznie był przystojny. Szczególnie w kolorowym świetle lampek. Jego skóra nabrała różowawego koloru, szmaragdowe oczy błyszczały. Ciemne włosy postawione na żel wymknęły się spod kontroli – kilka niesfornych kosmyków opadło chłopakowi na czoło. Miał na sobie czarny płaszcz. To nie w takich rzeczach chodzi szkolna elita. Prawda? Dziwne.
–Tak. Jestem Yumiro – głos dziewczyny był miękki i spokojny. Jak zawsze.
–A ja Fredrick. Ale pewnie już to wiesz – zaśmiał się.
–Tak. Grasz na gitarze w szkolnym zespole.
–Bystra jesteś – półnimfa widziała teraz doskonale, czym chłopak tak imponuje innym dziewczynom. Rzuca takie małe, niby nic nieznaczące komplementy w środku konwersacji, ale równocześnie patrzy przy tym prosto w oczy rozmówcy, trochę uniżając głowę. Coś niesamowitego. Można się naprawdę poczuć ważnym – Choć fakt faktem, ciężko mnie nie zauważyć – Fredrick roześmiał się czarująco, odchylając głowę do normalnej pozycji. Idealne zagrania. Żarty, komplementy... ten chłopak znał tajemnicę perfekcyjnego flirtu lepiej od wszystkich.
Flirtu?
Po co Fredrick miałby z nią flirtować?
Może po prostu tak mu to weszło w krew, że nie potrafił już normalnie rozmawiać.
–Chcesz czegoś konkretnego? – zapytała dziewczyna sucho.
–Dowiedziałem się, że jesteś przewodniczącą swojej klasy.
To była prawda. Studentka została wybrana przez pozostałych dziewiętnastu uczniów. Zapewne dzięki swojej rzetelności, cierpliwości, inteligencji i dobrym ocenom.
–Tak jest.
–Zrobiłabyś coś dla mnie? – trochę szybciej mówił. Jakby się czymś zdenerwował. Choć w ogóle nie dał po sobie znać. – Możesz wydrukować listę uczniów zainteresowanych olimpiadą międzykrajową?
Olimpiada była jednym z większych i trudniejszych konkursów. Brali w nim udział tylko najlepsi uczniowie. Składała się z trzech części – artystycznej, naukowej i sportowej. Trwała tydzień. Szkoły wybierały dwóch uczniów biorących udział w każdej kategorii – w sumie sześciu. Wyjeżdżali oni na igrzyska do szkoły, która była gospodarzem olimpiady. W tym roku była to akademia na Radagas.
–Nie ma sprawy, ale czy tym nie zajmują się zwykle nauczyciele?
–Trochę się zmieniło w regulaminie. Chcą, żeby to uczniowie wszystko ustalali. No wiesz, odpowiedzialność i te sprawy.
–A czemu akurat ty zbierasz te listy?
–Przewodnicząca szkoły jest moją bliską przyjaciółką – Fredrick przechylił głowę w bok. Przyglądał się nowo poznanej. – Prosiła mnie, żebym to załatwił. Ona ma pełno innych spraw na głowie.
Zapadła cisza. Nie trwała jednak dłużej niż trzy sekundy, bo chłopak znów przemówił.
–Dzięki, Yumiro – przedłużał samogłoski w jej imieniu. Od razu usłyszała ten mały szczegół. – Bardzo mi tym pomożesz.
–Jak mówiłam – nie ma sprawy.
–Wiem, że mogę ci ufać – uśmiechnął się. Był to naprawdę bardo czarujący uśmiech. Yumiro naczytała się za dużo romansów. Analizowała każdy jego ruch. – Inni w samorządzie mawiają, że jesteś prymuską. Takim ufam – zaśmiał się.
Nieudany ruch. A może udany? Jak powinna się poczuć? Wiedziała, że inni uczniowie tak o niej myślą, ale normalna dziewczyna uraziłaby się. Skąd Fredrick wiedział, że po niej to spłynie?
–Dam ci tę listę jutro na obiedzie – zaproponowała, ignorując jego uwagę.
–Nie... wiesz, wychodzę na obiad z... koleżanką. Przyjdę do twojego pokoju o siedemnastej, okej?
–Okej.
Yumiro pomyślała, że rozsądnie byłoby się teraz uśmiechnąć. Zmusiła się do delikatnego uniesienia kącików ust. Chyba wcześniej zachowała się zbyt... sucho.
Zauważył. Zaśmiał się.
–Dzięki jeszcze raz. Do jutra – odszedł, nie odwracając się od razu. Chwilę szedł tyłem. Wyglądał jak wyjęty prosto z jakiegoś romansu dla nasolatek.
Pobiegł w kierunku części internatu dla chłopców.

/// Jestem po egzaminach. No, szczerze - spartoliłam przyrodniczo-matematyczne testy na całej linii. Ale mówi się trudno. Zobaczymy, jak to dalej życie się potoczy. 
A tymczasem łapcie nowy kawałek przygód Yumiro. \\\
Czytaj dalej »

niedziela, 23 kwietnia 2017

Stara latarnia morska | #1

Część pierwsza.

Wiatr szumiał.
Deszcz padał.
Gdzieś z oddali grzmiały pioruny.
Las siedział cicho.
Yumiro klęczała w krzakach, obserwując latarnię. Czekała, aż światło w biurze dyrektora zgaśnie, a z budynku wyjdzie tęgi człowiek w okularach. Nauczyciel zawsze przesiadywał tam do późna. Prawdopodobnie czytał. Na wielu zajęciach wspominał o swojej pasji do książek. Między innymi dlatego był dla Yumiro autorytetem.
Reszta akademii leżała w mieście, tutaj czasami przychodzono na zajęcia. Część budynku, pod którą czychała studentka, była tylko i wyłącznie latarnią. Niegdyś wskazywała drogę statkom, teraz niestety była opuszczona. Dziewczyna zawsze widziała w tym niezwykłą symbolikę, bo akademia – do której należał ten zabytek – pokazywała światło nie tylko żeglarzom, ale też i uczniom. Ta szkoła była wyjątkowa. Yumiro specjalnie wyjechała na wyspę Radagas – żeby pójść do tego liceum.
Pan Aleksus był niezwykłym człowiekiem. Biuro w latarnii morskiej? Niesamowite. Dziewczymie przyszło do głowy, że może mężczyzna wcale tam nie czyta, tylko patrzy na wielki ocean? Rozmyśla o zachodzie, o tym, co niedawno wydarzyło się na stałym lądzie? A może tęskni za rodziną? Wszyscy wiedzieli, że cała rodzina pana Aleksusa zginęła podczas huraganu pięć lat temu. Dziewczyna zastanawiała się, jak to jest, kiedy wszyscy dokoła znikają. Nagle, bez ostrzeżenia. Dyrektor musiał być silnym człowiekiem. Yumiro nie była pewna, czy sama dałaby radę udźwignąć ten ciężar. Nie miała w swoim życiu wielu towarzyszy, ale ta garstka przyjaciół, których posiadała, oraz rodzice byli dla niej bardzo ważni.
Zgasło światło. Pan Aleksus po kilku minutach wyszedł z budynku. Zanim rozłożył parasol i ruszył w kierunku lasu – do miasta – spojrzał na niebo. Granatowe, zachmurzone i groźne. Mężczyzna stał tak dość długi czas. Yumiro jednak nie traciła cierpliwości. Tę cechę, która pozwalała jej stać w miejscu nawet dwie godziny i się nie znudzić, przypisywała kilku kroplom krwi nimfy, które płynęły w jej żyłach. Jej babcia była najadą. Już nie żyła, ale pozostawiła po sobie dużo śladów we wnuczce. Lazurowe, wielkie i wytrzeszczone oczy, turkusowo-błękitne pasemka we włosach, możliwość dłuższego oddychania pod wodą. Yumiro potrafiła nurkować nawet dwadzieścia minut, jeśli nabrała w płuca dużo powietrza. Gdy wychodziła na powierzchnię, jej skóra przybierała zielonkawy kolor, a spod jej pierwszej warstwy wystawało trochę łusek. Nawet stopy stawały się wiotkie i cieńsze, jakby przeistaczały się w płetwy. Najady wyglądały tak na co dzień, miały też możliwość przesiedzenia pod wodą całego życia. Yumiro kochała wodę, pragnęła mieć w sobie trochę więcej z wodnej nimfy. Chciała zanurkować na samo dno oceanu, ale ciśnienie wciąż jej doskwierało – mimo że trochę mniej niż zwykłemu człowiekowi.
Gdy pan Aleksus zniknął na ścieżce prowadzącej do miasta, dziewczyna wyskoczyła jednym susem z kryjówki. Otrzepała się z liści, które przyczepiły się do jej ubrania i pobiegła do latarnii. Dyrektor nigdy nie trzymał tego miejsca pod kluczem. Nie miał tam niczego ważnego, poza tym pewnie nikogo nie interesuje ten budynek.
Nikogo... oprócz Yumiro.
Dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka. Jedynym dźwiękiem był oddech półnimfy, nawet deszcz był praktycznie niesłyszalny. Studentka pobłądziła ręką w ciemności, by znaleźć włącznik światła. Gdy je zapaliła, żarówka zamigotała trzy razy i w końcu słabym, żółtym światłem otoczyła pomieszczenie. Okrągłe, nieduże – jego więszkość zajęta była przez schody na górę. Z boku stało biurko, zasypane papierami i książkami. Yumiro podeszła do niego, spojrzała na bałagan. Na wierzchu leżał list. Zaadresowany do matki pana Aleksusa.
Dziewczyna poczuła się dziwnie. Odwróciła wzrok. Przyszła tu poczytać. Na kolejnym piętrze znajdowała się mała biblioteczka, w której można było znaleźć mnóstwo skarbów.
Yumiro wspięła się po metalowych schodach. Weszła w ciemność. Na tym piętrze nie było żadnej lampy. Dziewczyna wyjęła z kieszeni przemokniętej kurtki komórkę i włączyła latarkę. Pomieszczenie było malutkie, nie stało tu nawet żadne krzesło. Tylko mała biblioteczka przy ścianie, składająca się z kilku półek. Książki nie były posegregowane. Leżały, jedna przy drugiej, grube i chude. Gdyby nie Yumiro, byłyby zakurzone, a ich jedynymi użytkownikami stałyby się pająki.
Dziewczyna przesunęła palcami po zbiorze. Kiedyś policzyła dzieła. Było ich dwadzieścia pięć. Pięknych, mądrych powieści, naukowych tomów, ale przede wszystkim – marynistycznych ksiąg. O żeglarzach, podróżnikach, piratach, handlarzach. Te historie pociągały Yumiro najbardziej. Od kiedy pamiętała, zawsze uwielbiała wodę, oceany, morza, a nawet kąpiele. Studentka była teraz w trakcie czytania „Rybołóstwa” autorstwa Mirelli Nickon. Historia opowiadała o Luliusie, samotnym wędkarzu, który łowił ryby w jeziorze Klenn, obok którego mieszkał. Pewnego razu w swojej sieci znalazł syrenę. Była to miłosna powieść, mało prawdopodobna, ale bardzo wciągająca i – mimo wszystko – wiarygodna.
Yumiro nie zabierała książek do domu, bo bała się, że dyrektor zauważy, że czegoś brakuje. Choć było to mało prawdopodobne, mężczyzna był nieprzewidywalny. Poza tym, w latarnii dziewczyna mogła zostać tak długo, jak chciała i nikt jej nigdy nie przyłapał. Komu by się chciało odwiedzać to miejsce po dziewiątej w nocy? Zapewne tylko wariatom, a tych było na Radagas mało.
Yumiro znalazła stronę, na której skończyła. Została już jej tylko końcówka, dlatego dziewczyna powoli czytała, by delektować się słowami, które Mirella tak znakomicie dobierała. Jej historie były niesamowite.
Półnimfa miała w umyśle stworzony piękny obraz miłości. Mężczyzna, oddany swojej partnerce bardziej niż czemukolwiek innemu – romantyczny, kochający, z poczuciem humoru, przystojny i inteligentny. Bohaterzy książek Mirelli zawsze byli idealni, a świat wokół nich był utopijny. Yumiro miała dopiero szesnaście lat i mimo analitycznego, matematycznego i rozwiniętego umysłu pojęcie o świecie miała niewielkie. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy ze swojej naiwności.
Gdy dziewczyna skończyła czytać, dochodziła dziesiąta. Szesnastolatka dopiero po przeczytaniu ostatniego fragmentu dowiedziała się o grupie wiekowej, dla której przeznaczona była książka – zdecydowanie nie była to młodzież – i gasząc latarkę w telefonie czuła, jak jej serce drży niespokojnie. Już nie mogła się doczekać spotkania ze swoim przeznaczonym ukochanym...
Yumiro wyszła z latarnii z radością. Deszcz już trochę ustał, teraz z nieba spadały tylko małe, nieśmiałe kropelki. Dziewczyna założyła kaptur na głowę. Zostawiała na piasku ślady trampek, zaraz rozmyte przez wodę. Spojrzała za siebie.
Latarnia jak zwykle wyglądała magicznie. Biała, z czerwonym paskiem pośrodku, z odpadającym ze ścian tynkiem. Szeroka plaża obmywana przez fale morza dodawała widoku piękna. Yumiro stała tak jeszcze chwilę, napawając się cudownym widokiem, i odwróciła się, po czym weszła w głąb lasu.
Uwielbiała tę ścieżkę. Dokoła niej rosły palmy o najgęstszych liściach, a także ogromne drzewa o tęgiej koronie. Było cicho. Nawet deszcz już całkowicie ustał, słychać było tylko kroki Yumiro i świerszcze grające swój koncert gdzieś w oddali.
Dróżka była magicznie oświetlona. To właśnie było piękne w Radagas – idealnym miejscem na wakacje. Nawet te małe ścieżynki, odnajdywane przez mało kogo, miały swoje własne latarnie – te ze świecącymi kamieniami we wnętrzu szybek wykopywanymi głęboko pod ziemiami wyspy. Do miasta stąd szło się dziesięć minut. Yumiro wsłuchiwała się w odgłosy natury. Z oddali słychać było szum morza.

/// Hej! Wena powraca w dziwny sposób. Mam mnóstwo nowych pomysłów.
Pewnie blog zaraz zostanie zawalony tysiącem one-shotów i krótszych historii.
Przewiduję następny Gwiazdogród dopiero w czerwcu lub w wakacje.
Do zobaczenia! \\\
Czytaj dalej »