niedziela, 11 czerwca 2017

Stara latarnia morska | #8

Ruben również się uśmiechnął. Dopiero teraz zauważyła, że jego włosy są bardzo długie. Dłuższe niż jej. Nosił je zawsze spięte w kitkę i schowane pod ubraniem, ale teraz wydostały się stamtąd i spływały po jego piersi. W adakemii nie było chyba ani jednego chłopaka z tak długimi włosami. W dodatku zadbanymi. 
–Nie poszliście po pomoc?
–Właśnie trwa olimpiada z części fizycznej. Prawie wszyscy nauczyciele poszli oglądać. Na korytarzu znaleźliśmy tylko jakąś kucharkę...
–Kucharkę? – powtórzyła Yumiro. – Panią Lusi?
Wzruszył ramionami.
–Nie wiem. Była dość... tęga. 
–Tak, to pani Lusi. 
–Powiedziała, że za dziesięć minut przyjdzie z lekarstwami i posiłkiem. Nie było cię na stołówce, więc poprosiłem ją o dodatkową porcję obiadu. 
Yumiro wolała sama sobie z wszystkim radzić. Kiedy ktoś jej pomagał, automatycznie czuła, że musi jakoś to mu wynagrodzić. Tak było i w tym przypadku.
–Mam u ciebie wielki dług – powiedziała.
–To nic takiego – Ruben machnął ręką lekceważąco. – Każdy by tak postąpił.
–Nie. Nie każdy. I mówię serio. Pamiętaj, że jeśli będziesz czegoś potrzebował, ja tu będę.
–Yumiro... to naprawdę drobiazg – po chwili chłopak nonszalancko rozciągnął wargi w uśmiechu i oparł się o łóżko na łokciu. Widać było, że nie jest taki z natury. Parodiował ludzi takich jak Fredrick, i wychodziło mu to naprawdę dobrze. – Ale jeśli bardzo chcesz się odwdzięczyć... co powiesz na kawę?
–Nie cierpię kawy – odparła natychmiast.
Roześmiał się.
–Żartuję. Wpisałem swój numer do twojej listy kontaktów, twój do mojej też. Jeśli będę czegoś chciał, zadzwonię. Ale... wątpię, by kiedyś zdarzyła się taka okazja. Przypominam, że za dwa dni mnie już tu nie będzie.
Yumiro poczuła nagle ogromny żal. Dopiero teraz przypomniała sobie, że Ruben nie jest stąd.
–Och. To... może pójdźmy jednak na tę kawę...
Znów się zaśmiał.
–Szczerze też jej nie cierpię. Wolę czekoladę.
–Kocham czekoladę! – to była najdziwniejsza wypowiedź w całym życiu Yumiro. Nigdy niczego nie zawołała w taki sposób, rozemocjonowany i dziecinny.  
Ruben uśmiechnął się, widząc dezorientację w oczach Yumi. Jakby  ją zrozumiał, usłyszał wszystko to, co przed chwilą pomyślała.
–To kiedy? – spytał.
W tym momencie do pokoju wparowała pani Lusi. Trzymała tacę z obiadem w dwóch rękach, w zębach miała opakowanie jakiegoś leku.
Podbiegła do łóżka i zostawiła obiad na brzuchu Yumi, wyjęła z ust lekarstwo i wyjęła drżącymi dłońmi ze środka tabletki. Yumiro czuła lekkie obrzydzenie.
–Wiem, co się stało! Przyniosłam coś, co ustabilizuje twój stan psychiczny i żołądkowy. To gorabetamol.
Gorabetamol pomagał właściwie na wszystko. Zbijał gorączkę, uśmierzał ból, podnosił na duchu... zawierał cząsteczki magiczne i zapewne to one pomogły stworzyć taki niezawodny, szybko działający medykament. 
Istniały jeszcze eliksiry magiczne, ale na Radagas zawsze ich brakowało. Nie było to najlepsze miejsce szukania składników.
Yumiro z wdzięcznością przyjęła środek i połknęła. Był gorzki i niesmaczny. 
Pani Lusi wyglądała na bardzo zatroskaną.
–Moje kochanie... coś ty ze sobą zrobiła... wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście.
Yumi uśmiechnęła się tylko słabo. Nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć. Nie była też pewna, czy żałuje tego wypadu nad morze, czy nie. Z jednej strony poznała swoje słabości i pozbyła się – przynajmniej częściowo – bólu w sercu po kłótni z Geldą. Teraz ta sytuacja wydawała się tak odległa, nierealna i nic nieznacząca. Owszem, wciąż czuła się zdradzona i zawiedziona, ale nie było już tak, jakby ktoś wypalił jej te słowa na sercu. 
Z drugiej strony gdy Yumiro wracała pamięcią do konwulsji, które nią wstrząsnęły, robiło jej się słabo. Jej ludzka strona przeważała nad tą nadprzyrodzoną. Była zdolna przebywać pod wodą ponad godzinę, to fakt, ale jej organizm nie reagował na to dobrze. Zapewne gdyby siedziała tam całą dobę, mogłaby nawet umrzeć. Wojna pomiędzy genami pewnie trwała w Yumi od dawna. Teraz jednak dała o sobie odczuć jak nigdy dotąd.
Yumiro stwierdziła jednak, że nie pozostała po tym zdarzeniu żadna trauma. Jeśli już, to lęk do kalmiarzy. Poza tym woda wciąż wydawała się żywiołem dziewczyny, nawet po takiej bolesnej zdradzie. Gdy o niej myślała, czuła spokój i harmonię. Miała nadzieję, że na jutrzejszej olimpiadzie woda przyjmie ją z otwartymi ramionami. 
Właśnie. Olimpiada. Yumi zupełnie o niej zapomniała.
Pani Lusi położyła na brzuchu Yumiro tacę z obiadem. Pierogi z farszem grzybowym, sałatka grecka, mizeria, miska rosołu, lody waniliowe z czekoladą i sok pomarańczowy.
Yumi nie miała apetytu. Zjadła tylko jednego pieroga, sałatkę i mizerię oraz kulkę lodów, upiła trochę zupy i wypiła sok. I tak czuła, że rozepchała sobie żołądek. Wcześniej skurczył się zapewne do rozmiarów woreczka na psie kupy. Yumiro dziwiła się, że pod wodą w ogóle nie czuła głodu. W końcu nie jadła od jakichś dziewięciu godzin. 
Po posiłku wytarła twarz serwetką i podziękowała z całego serca kucharce. Poczuła, że ma u niej dług. Pani Lusi jednak tak jak Ruben machnęła tylko ręką i powiedziała, że zapewne by ją wylali, gdyby nie pomogła.
Gdy tylko Yumi poczuła się lepiej, wstała i podziękowała Rubenowi raz jeszcze. Wróciła szybko do swojego pokoju, nie dbając o to, czy będzie tam Gelda, czy nie. W obcym pomieszczeniu, sam na sam z czterema chłopakami, czuła się niekomfortowo. Jak intruz.
Choć Rubenowi już ufała. 

Czytaj dalej »

niedziela, 4 czerwca 2017

Stara latarnia morska | #7

Mówiła powoli.
–N-nie. Wcale. Zresztą, nie twoja sprawa. Nawet jeśli tak jest, nie masz prawa go osądzać. Powiedziałaś jego imię, jakby był robakiem. Wiem, jaki masz stosunek do takich jak on. Nic niewarte śmiecie. Ale tak nie jest. Fredrick jest wspaniały. I znaczy dla mnie tysiąc razy więcej od ciebie – Gelda odwróciła się i wyszła z sali.
Yumiro nie miała pojęcia, gdzie jej przyjaciółka mogła teraz pójść. Czuła złość. Nie miała ochoty dłużej zostawać w tym miejscu.
–Idę popływać – zwróciła się do Adii wciąż zagniewanym głosem. – Jak wrócisz do pokoju i będzie tam Gelda, napisz do mnie. Wtedy nie wrócę tam przed północą.
Adia wciąż wpatrywała się w sufit z fascynacją. Pokiwała głową, na chwilę jej spojrzenie osiadło na Yumiro. 
Yumi poszła od razu na plażę. Tym razem jednak długo szła brzegiem morza, na prawo od latarni, a gdy znalazła prywatną piaszczystą posesję, przedostała się z łatwością przez drut kolczasty pokryty bluszczem i wylądowała na opustoszałej, niewydeptanej plaży. Nie było tu żadnych śladów prócz tych po mewach. Yumiro zrzuciła ubrania. Nie miała ze sobą kostiumu kąpielowego. Całkiem naga, stanęła na brzegu i wpatrywała się w horyzont.
Fale podmywały jej stopy łagodnymi ruchami. Pierś dziewczyny unosiła się i opadała. Starała się nie myśleć kompletnie o niczym. Czuła ból w piętach. Szła ponad godzinę, ale nie zauważyła tego. Zapewne była już pora obiadu.
Yumiro patrzyła wciąż na morze. Próbowała ujrzeć kolejny ląd. Dostrzec ludzi naprzeciwko jej. Potem spojrzała na niebo. Nieskazitelnie niebieskie. 
Teraz Yumi wpatrywała się w swoje stopy. Myślała o jej przyjaźni z Geldą. Dotychczas się nie kłóciły. Była to krótkotrwała więź. Może dla Geldy wcale nie znaczyła tak dużo jak dla Yumiro?
Dla Yumi była to jedyna przyjaciółka, jaką miała od dzieciństwa. Nigdy nie zawarła z nikim takiej silnej więzi. Gelda zawsze jej słuchała, gdy Yumiro opowiadała jej przygody, które wcześniej przeżyła w latarni. Przyjaciółka często w napięciu okrywała się kołdrą, kiedy w książce pojawiał się mrożący krew w żyłach wątek. Śmiała się do rozpuku, gdy któraś z postaci popełniła głupią gafę. Czasami nawet szlochała, kiedy jej ulubiony bohater ginął na morzu.
Yumiro miała tylko jedno słowo do powiedzenia na temat swojego samopoczucia. Uszkodzona. Czuła się, jakby przez całe życie była robotem i wszelkie uczucia nie docierały do niej w pełni. Owszem, czuła miłość, radość, smutek, melancholię. Ale to rozdzierające od środka poczucie bycia zdradzonym przenikało ją do szpiku kości. Jakby ktoś uderzył z całej siły siekierą w jej metalowy pancerz. 
Yumiro zacisnęła mocno zęby. A może to zwykła sprzeczka i to ona zbyt to przeżywa? Prawdą jest też to, że tak naprawdę nigdy nie kłóciła się z jakąkolwiek przyjaciółką. Aż parsknęła śmiechem pod nosem. Dziwne uczucie.
Powoli weszła w ciepłą wodę. Gdy poczuła, jak fale obmywają jej kostki, obróciła się jeszcze, by sprawdzić, czy na pewno jest sama.
Tak. Dookoła nie było śladów cywilizacji. Ta prywatna plaża zapewniała dobre schronienie.
Yumiro wchodziła głębiej i głębiej, rozkoszując się wodą dotykającą coraz większej powierzchni jej ciała. Powietrze pachniało solą. Ta scena była jej własna. Nikt nie mógł zajrzeć do jej umysłu w tym momencie, nawet Adia. Czuła się kompletnie sama. Jak samotna brzoza pośrodku łąki. Jak fenek wypuszczony na zimne tereny. Jak astronauta patrzący w przestrzeń kosmiczną, kołyszący się w skafandrze; bez nikogo wokół.
Tutaj przepaść była głębsza. Yumiro zaczęrpnęła do płuc jak najwięcej powietrza i złożyła ręce razem, po czym wygięła się w zgrabny łuk i wskoczyła do wody. 
Od razu poczuła chłód. Zobaczyła ławicę kolorowych rybek. Dno było bardzo daleko. Yumiro jeszcze nigdy nie udało się dopłynąć na sam dół tej części morza. To był nagłębszy punkt. 
Coś ją tknęło. Zanurkowała głębiej. Czuła coraz bardziej doskwierające zimno, widziała wodorosty i kamienie na dnie, rośliny podwodne kuszące swoim fantastycznym, wręcz nienaturalnie pięknym wyglądem. Yumiro nie spłynęła na sam dół, bo było jej zbyt zimno. Musiała zawrócić.
Wypłynęła na chwilę na powierzchnię. Słońce ją oślepiało, więc zaczerpnęła tylko więcej powietrza i zanurkowała z powrotem.
Tym razem udało jej się prawie dotknąć piachu czubkiem palców. Teraz dokuczał jej strach. Nigdy nie była tak głęboko. Czuła się zbyt samotna. Drobna i naga, pośrodku wielkiego morza. Zawróciła.
Znów nabrała w płuca powietrza. I znów od razu zanurkowała, tym razem z ogromną determinacją.
Dopłynęła. Na sam dół. Stanęła na dnie morza. 
Był to piękny moment. Obok niej leżał wielki głaz porośnięty zielonym mchem. Po drugiej stronie kolonia różowo-fioletowych ukwiałów, a gdzieś naprzeciwko podwodna jama. Z lewej gigantyczna roślina, na pewno magiczna. Jej łodyga przypominała bardziej pień niż łodygę, a kwiat o ogromnych czerwonych płatkach kołysał się w rytm dźwięków morza. 
Yumiro mogła spokojnie powiedzieć, że był to najcudowniejszy moment w jej życiu.
Odpłynęła dalej. Zwiedziła najgłębsze zakątki tego magicznego miejsca, obejrzała niewielką jamę, nawet położyła się na kamieniu i odpoczęła. Chłód już w ogóle jej nie doskwierał. Czuła, że gdyby mogła, zostałaby tu do końca życia.
Wpatrywała się w słońce. Wysoko nad nią. Wydawało się takie odległe. Tu, na dnie morza, Yumiro miała wrażenie, że trzyma nad wszystkim pieczę. Kontroluje i rządzi. 
Co jakiś czas mijały ją ławice czerwonych rybek. Czasem przepływała jakaś większa ryba w fantazyjne wzory. 
Najdziwniejszym zjawiskiem była niewielka rybka o dziwnej rurce zamiast buzi, która podpłynęła do magicznej rośliny obok Yumiro i zapyliła ją. Yumi wcześniej nie dostrzegła, że z kwiatu wystają maleńkie pręciki. Miała coś w sobie z rośliny nadwodnej. 
Choć czas mijał, Yumiro zupełnie tego nie zauważała. Odpłynęła jeszcze dalej. Oglądała coraz to dziwniejsze gatunki roślin. 
W pewnym momencie jednak poczuła, że ktoś lub coś ją obserwuje. Płynęła naprzód, ale zatrzymała się teraz na chwilę. Rozejrzała się.
Była aż tak daleko?
Obserwował ją kalmiarz. To gatunek drapieżnej, agresywnej ryby. Siedział spokojnie na dnie dość daleko od niej. Był szary i kształtem przypominał rekina. Yumiro bez wahania popłynęła ku powierzchni. Była w wielkim niebezpieczeństwie.
Wypłynęła. Zachłysnęła się powietrzem. Słońce było zupełnie gdzie indziej niż wtedy, gdy zanurkowała po raz pierwszy. Brzeg był bardzo odległym punktem. Yumiro spojrzała pod siebie. Kalmiarz powoli zbliżał się do niej. Nie miała z nim szans, jeśli chodzi o prędkość i umiejętność walki. Ta ryba miała ogromne zęby, zdolne zmielić nawet najtwardszy pokarm, była także zdecydowanie szybsza od człowieka. 
Człowieka?
Yumiro uświadomiła sobie, że nie jest człowiekiem. Jest w prawie połowie nimfą wodną. 
Pora wykorzystać swoje umiejętności.
Yumi nigdy nie pływała delfinkiem, ale był to najszybszy sposób dotarcia do brzegu. Czuła siłę w mięśniach. Naprężyła je. Adrenalina wystrzeliła do żył, gdy jej umysł wyczuł coraz bliższą obecność kalmiarza. 
Wystrzeliła.
Nie minęła minuta, a Yumiro wypadła na brzeg jak martwa ryba. Jej nagie ciało przez chwilę podskakiwało w konwulsjach. Yumi była wytrącona z równowagi, czuła, że zaraz odejdzie od zmysłów. Nie potrafiła powstrzymać drgawek. Z jej ust wylała się słona woda, zmieszana z resztkami z dzisiejszego śniadania. Żołądek przeszył potworny ból. Yumi wymiotowała jeszcze chwilę, a potem resztkami sił doczołgała się na suchy piasek. Padła, czując, jak z jej mięśni ulatuje siła, tak jak z balonu uchodzi powietrze.
Zamknęła oczy. Zdawało jej się, że wciąż jest gdzieś w wodzie, bo słuch miała stłumiony. Widziała świat przez niebieski filtr. 
Wiła się chwilę z bólu, który tym razem ogarnął jej podbrzusze. Potem chwilę leżała jak martwa.
Dosunęła się do niebieskiej koszuli i dżinsów, które wcześniej tu zostawiła. W kieszeni spodni miała komórkę. Okryła się ubraniami jak kocem. Teraz doskwierał jej potworny chłód. 
Yumiro chwyciła telefon drżącymi rękami i spojrzała na godzinę. Była osiemnasta.
Jak długo była w wodzie?
Czuła, że zaraz znów straci świadomość, więc odblokowała ekran. Musiała do kogoś szybko napisać, bo jeszcze kilka sekund i padnie bez sił...
To, co wyświetlił ekran, było co najmniej dziwne. Kontakt Rubena. Przecież nie podał jej swojego numeru. 
Sam się wpisał. Telefon miała w sponiach, wystający zuchwale z kieszeni. Pewnie chwycił go, gdy kłóciła się z Geldą. Zuchwały. Bezczelny. Arogancki.
Nim epitety przeszły jej przez myśl, kliknęła symbol koperty i napisała szybki SMS: „Pomóż. Jestem daleko na prawo od latarni”. 
Gdy znów straciła świadomość, nie była pewna, czy wysłała wiadomość, czy tylko ją napisała i nic nie kliknęła. 

* * *

Gelda wyszła do baru. Sama. Na oranżadę. Nikomu nigdy się nie przyznała, ale tak naprawdę nigdy nie próbowała tego napoju. Nie miała okazji.
Właściwie nie potrafiła powiedzieć, czy jej smakuje, czy nie. Wszystko wydawało jej się mdłe. Nie umiała też stwierdzić, czy jest smutna czy wściekła. Przez chwilę zastanawiała się, czy Yumiro wróciła do pokoju, czy gdzieś wyszła. Stawiała na to drugie, ale nie mogła być pewna. Póki mogła, wolała zostać w tym małym, przydrożnym barze.
Myślała o Fredricku. Co chwila sprawdzała telefon. Dlaczego nic nie pisze? Był taki perfekcyjny, a gdy najbardziej go potrzebowała, nie pisał. Gelda miała świadomość, że chłopak o niczym nie wiedział, ale i tak była trochę zawiedziona. 
Zamiast roztrząsać temat Fredricka, dopiła oranżadę. Potem wyszła z baru, prawie zapominając kurtki. Lekko kropiło, ale było bardzo ciepło, więc jej nie założyła. Zbliżała się piętnasta, więc Gelda poszła na stołówkę. Adia nie potrafiła jej pocieszyć, chociaż się starała. Przynajmniej na swój dziwny sposób. 
Do końca dnia Gelda krążyła po Grendell, a koło siedemnastej wyszła nad jezioro Cardsi. Była to daleka podróż, szczególnie pieszo. Wiedziała, że wróci najwcześniej o dwudziestej, ale pragnienie zanurzenia stóp w jeziorze było bardzo silne. Poza tym, wręcz chciała jakoś zabić czas i wrócić o późnej porze.
Gdy była w drodze do Cardsi, napisał do niej Fredrick: „Cześć, kochanie. Zapraszam Cię na jutrzejszą niesamowitą noc w klubie Electro. Tam wiedzą, jak się dobrze bawić”. 

* * *

Kołysanie. Nie. Podskakiwanie. Nie. Bezruch. Nie. Szybki oddech. Niebieskie światło. Ból. 
Spokój.
Yumiro czuła pod sobą coś miękkiego. To było pierwsze wrażenie. Potem stwierdziła, że jest to jednak odrobinę twarde. Skojarzenie? Prycze w więzieniu. Nie. Nie, to  nie to. Kamień na dnie morza. Nie, za miękkie. Materace w internacie akademii. Tak. Tak, leżała na łóżku w internacie.
Drugim odczuciem był bardzo mocny słony smak w ustach. Yumiro nie mogła go wytrzymać, gdy uświadomiła sobie, że go czuje. Chciała się zakrztusić, wypluć ślinę, ale część jej umysłu odpowiedzialna za rozsądek zaczynała się budzić. Powiedziała: nie, najpierw zbadajmy nasze położenie.
Dobrze. Co słyszę?
Yumiro wytężyła słuch. Słyszała jakby z dna morza, stłumione, ledwie słyszalne dźwięki. Męski głos. Nie. Kilka głosów. Tłuczone szkło. Nie. Trzaskanie talerzy. Ryk kalmiarza. Nie. Śmiech.
Yumi próbowała skupić się na dźwiękach bardziej. W końcu rozróżniła cztery głosy, wszystkie należały do chłopców mniej więcej w jej wieku. Opowiadali sobie żarty, ale jeden z nich miał poważny głos i co chwila powtarzał, że się martwi i że to wcale nie jest śmieszne. Zaraz, zaraz. To znajomy głos.
–R-... – chciała wypowiedzieć jego imię Yumi, ale z jej ust wydobył się tylko dziwny syk. Zakrztusiła się. Do buzi napłynęła fala słonej wody. 
–Podajcie mi szklankę! Będzie wymiotować – zawołał do kolegów Ruben. Yumiro słyszała już bardzo wyraźnie. Gdy poczuła, że ciepłe dłonie wpychają jej do rąk coś zimnego, przyjęła to z wdzięcznością i pochyliła nad naczyniem. Tak, to była szklanka.
Yumi wypluła słoną wodę. Przez chwilę trzymała twarz tuż nad kubkiem, by być pewną, że zwróciła wszystko – i otworzyła w końcu oczy.
Kolory były ostre. Za ostre. Leżała na kocu. Na łóżku. W internacie. Koc był żółty. Dłonie, którymi trzymała szklankę, raziły w oczy bielą. Dostrzegła maleńkie łuski. 
Yumiro odwróciła od nich wzrok. Teraz spojrzenie spoczęło na Rubenie. Był czerwony na twarzy, miał potargane włosy i zmartwione, czułe oczy. 
–Już dobrze? – odebrał jej szklankę. Dał ją stojącemu obok chłopakowi. Yumiro rozpoznała go, to był Graydell. Odszedł z naczyniem, by je opróżnić. Na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Yumi jednak kompletnie to nie obchodziło.
–Tak – odparła.
Przeniosła wzrok na pozostałych dwóch chłoców. Obydwoje siedzieli na kanapie przy ścianie i oglądali całą scenę z zainteresowaniem. Jeden z nich to Valter, drugi... Alvio. Tak, nazywał się Alvio.
–Co robiłaś na tej plaży? – zapytał Ruben.
Yumiro przywołała bolesne wspomnienia. Nurkowała w morzu. Potem zobaczyła kalmiarza, wypłynęła na brzeg i dostała dziwnych drgawek. 
Zaraz, zaraz. Czy nie była cały czas naga?
Czuła jednak, że ma na sobie swoją niebieską koszulę i obcisłe dżinsy.
–Ruben... ty mnie ubrałeś? – zapytała ostrożnie.
Ruben był zdziwiony.
–Co? Dlaczego miałbym to robić?
Yumiro odetchnęła w duchu z ulgą.
–Kąpałam się nago, a nie pamiętam, żebym się potem ubrała...
Kątem oka dostrzegła, że Valter uśmiecha się, ledwie powstrzymując parsknięcie, a Alvio zrobił się cały czerwony na twarzy.
–Kiedy po ciebie przyszedłem, krążyłaś po tej zamkniętej plaży jak w jakiejś mantrze. Miałaś na sobie ubrania, spokojnie. Mamrotałaś coś o cierpieniu, bólu i porażkach życiowych. Kiedy mnie zobaczyłaś, zemdlałaś. Przeniosłem cię do internatu. Całą drogę opowiadałaś mi przez sen historię o marynarzu, który zaginął na morzu i nigdy go nie odnaleziono.
Yumiro była trochę zła na Rubena. To były bardzo intymne sprawy. Czyżby zapomniał o obecności Valtera, Alvia i Graydella, który właśnie wrócił do pokoju z czystą szklanką?
Zaczerwieniła się. Ku jej zdziwieniu, on również.
–Ups. Przepraszam. Nie powinienem był mówić...
–Spoko – przerwała mu. – O której przyszedłeś na plażę?
–Osiemnasta dwadzieścia.
–Co? Całą drogę przeszedłeś w dwadzieścia minut? Mi to zajęło jakąś godzinę.
–Uczestniczę w biegach. Nie pamiętasz?
Olimpiada. Yumiro zupełnie o niej zapomniała.
–Sam po mnie przybiegłeś?
–Byłem akurat obok latarni. Nie pomyślałem, żeby zabrać wsparcie. Poza tym, napisałaś „pomóż”. Nie „pomóżcie”.
–To głupie myślenie – stwierdziła, ale uśmiechnęła się. – Dziękuję ci.
Czytaj dalej »