poniedziałek, 28 listopada 2016

Prolog | Gwiazdogród


PROLOG


Irien biegła. Najszybciej, a zarazem najciszej, jak mogła. Słyszała swój nierówny, urywany oddech. Obejrzała się za siebie. Ciemność.
Dziewczyna przed oczami wciąż widziała szaleństwo, nadal czuła chłód ostrza na szyi. Była przerażona. Jej serce obijało się o żebra, łomotało jak w amoku.
Drewno pod jej bosymi stopami przerodziło się w dywan rozłożony na schodach. Schodach prowadzących na strych. Dziewczyna obawiała się tego, co zobaczy. Jednak słyszała za sobą pospieszne tupanie, równomierne, pewne.
- Nie uciekniesz – usłyszała smutny głos. Dochodził już zza ściany, kilka metrów przed nią, tuż za rogiem.
Irien zacisnęła związane sznurem dłonie w pięści. Potykając się o większość stopni, wbiegła na górę.
Skrzypienie pod jej stopami zdawało się być głośniejsze od syreny policyjnej. Dziewczyna stanęła dosłownie na ułamek sekundy, by się rozejrzeć.
Jej oczy były już przyzwyczajone do ciemności, która panowała w całym pomieszczeniu. Jedyne źródło światła stanowiła mała żarówka owinięta sznurkiem wokół drewnianej kolumny podpierającej dach na środku strychu. Świeciła słabo, prawie wcale.
W prawym kącie leżał telewizor, który zagłuszał jej dyszenie. Był zepsuty, na ekranie czerń mieszała się z bielą. Wydawał z siebie nieprzerwane buczenie.
Po lewej stronie pokoju, obok wytapetowanej byle jak ściany, stały dwie lalki, tak ludzkie, że Irien w pierwszej chwili sądziła, że są to dwie zagubione dziewczynki. Manekiny miały czarne włosy splecione w warkocze i niebieskie, wręcz żywe oczy. Ich twarze zrobione były z niesamowitą precyzją, dokończony był każdy szczegół.
Prócz lalek leżała tu duża, przewrócona szafa. Była na wpół otwarta, wyleciały z niej półki na eliksiry. Zapewne kiedyś służyła jako szafeczka na fiolki.
Irien po tym ułamku sekundy rzuciła się w kierunku szafy, zatrzasnęła za sobą cicho drzwi i zaciśniętą w pięść dłoń wsadziła do buzi, modląc się, by nie została odkryta. Choć było to oczywiste. Z góry ustalone.
Skóra, w którą wpiły się jej zęby, zdawała się ją parzyć. Była rozgrzana i mokra.
Potworny strach z ogromnej guli w gardle blokującej przełyk dziewczyny przerodził się w niestrawności, nienaturalne, powodujące mroczki przed oczami. Żołądek Irien zmienił się w twardy węzeł, jej powieki zacisnęły się na oczach mocno. Jedynymi odgłosami, które słyszała, było buczenie telewizora i równe, cholernie szybkie kroki.
Słabość, która ogarnęła całe jej ciało, była powalająca i beznadziejna. Dziewczyna odsunęła się na sam koniec szafy.
- Proszę, wyjdź sama – głos wdarł się do czaszki Irien, przeszywając ją igłami bólu. – Wyjdź sama – powtórzył. – Wyjdź z szafy.
Czuła, że traci zmysły. Zmusiła się do powrotu do rzeczywistości, otworzyła oczy, wyjęła dłoń z buzi. To był koniec. To był cholerny koniec. Nic więcej nie będzie. Skończyło się. Na nic było powstrzymywanie halucynacji. Wstrzymywanie się przed szaleństwem.
Widziała nitkę własnej śliny, łączącą jej pięść z ustami. Patrzyła na nią tępo. Koniec. Koniec.
Drzwi szafy otworzyły się. Powoli. Irien liczyła sekundy. Jedna. Dwie. Trzy. Cztery. Pięć. Sześć.
Szaleństwo. Znowu ono. Dziewczyna usłyszała swój własny urywany oddech, szloch, czuła porażkę obezwładniającą jej ciało jak tysiące macek owijających się wokół niej.
Koszmar miał się ciągnąć. Choć wkrótce musiał się skończyć. Irien na myśl o tym – o ciemności, wiecznej i czarnej, poczuła spokój, dziwną radość, tak dziwną po tych wszystkich nocach. Śmierć była bliska, bo nie zdała testu życia. Nie dało się go przejść. Nie dało się zastąpić połowy serca.

Głos wymówił imię.

// Hej hej! Przed chwilą napisałam ten prolog, niesamowicie natchniona. Mam pomysł na całą historię, mam wieeelkie plany. Kiedy wszystko już się wyjaśni - przeczytajcie prolog jeszcze raz. To będzie niczym puzzle układające się samoistnie.
Może i nie po kolei lecę, ale prolog zawsze jest jedną z najdziwniejszych i najmniej poukładanych rzeczy w moich opowiadaniach. Wiem, że w niektórych miejscach czcionka wnerwiająco zmienia rozmiar, ale nie mogę tego ogarnąć... kopiowanie z open office, pozdrawiam.
Jakie odczucia? \\
Czytaj dalej »

sobota, 12 listopada 2016

Rozdział I: Śledztwo | #2 | Gwiazdogród

ROZDZIAŁ 1.
Śledztwo.
#2

Nie była umówiona. Skłamała, by szybciej wrócić do domu i oddać się nieróbstwu.
Mieszkanie sióstr mieściło się w piwnicy wielkiego, brudnego bloku. Tylko na takie warunki było je stać, jednak kuchnia, hol, łazienka, mały salon i jedna sypialnia zdecydowanie starczyły. Bałagan sprawiał, że Irien czuła się tu jak w domu.
Weszła do środka. Powitała ją woń perfumów Aerin i specyficzny zapach jedzenia, który unosił się tu zawsze. Zapaliła światło – żarówka wisząca na jednym kablu zamigotała i zabłysła słabo. Dziewczyna zdjęła buty i została w skarpetkach. Trzymała kask pod pachą.
Hol był jedynym pomieszczeniem, do którego bałagan nie przedostał się z innych pokojów. Stała tu jedna szafa, a w niej kilka wieszaków na kurtki i płaszcze. Dziewczynom udało się zachować tu ład.
Jednak gdy tylko Irien weszła do kuchni, teren całkowicie się zmienił. Dziesiątki nieumytych naczyń w zlewie, kubek z niedokończoną herbatą, zaplamiony blat i stół przykryty byle jak niewypranym, szarym obrusem kupionym przez Aerin na straganie u pewnej skośnookiej pani sprzedającej drobiazgi. Kobieta upierała się, że przedmioty, które sprzedaje, są zrobione przez nią, ale Irien była przekonana, że sprzedawczyni znajdowała je w śmieciach.
Dziewczyna wzięła kubek z zimną herbatą i popijając płyn, udała się do sypialni. Było tu piętrowe łóżko, bardzo skrzypiące i stare – obydwa piętra były niepościelone – oraz komoda o trzech szufladach. W kącie leżała sterta brudnych ubrań. Na jednej ścianie wisiała półka zawalona starymi księgami o alchemii.
Podłoga trzeszczała pod jej prawie bosymi stopami. Irien rzuciła kask na łóżko, odłożyła kubek na komodę i podeszła do półek z książkami. Szukała Teorii Wynalezienia Pierwszego Eliksiru Krissy Harbor.
Położyła dwa palce na brzegach książek i przesunęła nimi, zbierając kurz. Patrzyła na tytuły, przebiegała wzrokiem po okładkach. Nie natrafiła na dzieło Krissy Harbor.
Gdy nie znalazła księgi i za drugą próbą, wyjęła jedną z lektur ze środka, a to spowodowało coś, czego dziewczyna się nie spodziewała – książki runęły na podłogę. W powietrzu uniósł się tuman kurzu.
Irien zaklęła i pochyliła się, by zacząć układać swój zbiór na nowo. Gdy prawie skończyła, w stosie znajdując poszukiwaną książkę, jej uwagę przykuło coś różowego, małego i pokrytego warstwą srebrnego brokatu. Dziwne. Zwykle księgi o alchemii nie wyglądają w ten sposób.
Przedmiotem okazał się pamiętnik Irien. Miał co najmniej pięć lat. Dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok. Nie czytała go od bardzo długiego czasu.
Postanowiła odświeżyć swoją pamięć. Chwyciła książeczkę i starła resztki kurzu. Teraz okładka rzucała się w oczy: „Mój pamiętniczek – Irien 2010”.
Co mogłam pisać jako dwunastolatka?
Treść zasypana była błędami, jednak na pierwszych stronach dziewczynka przedstawiała się i opisywała. Irien kartkowała pamiętnik, jakby był porcelanową laleczką – delikatnie i ostrożnie. Różowe strony w linie zdawały się prawie rozpadać.

22.06.2010 r.
Już prawie koniec szkoły! Jestem taka podekscytowana. Mama mówi, że znowu nie mamy pieniędzy na porządne wakacje, ale uwielbiam wyjazdy do babci nad morze. Zawsze znajduję najładniejsze muszle z rodziny. Mam do tego talent – może kiedyś zostanę zawodowym zbieraczem muszelek? Fajnie by było, gdybym kiedyś wykopała w piasku jakiś super rubin albo chociaż bursztyn. Czasami mi smutno, że pewnie nigdy nie zobaczę innego kraju niż Elberg, ale trudno.
Ale wakacje nie zawsze przynoszą tylko szczęście! Pewnie nie zobaczę Kaeda przez te całe dwa miesiące... on jest taki bogaty, że pewnie wyjedzie do Wisum. Tam jest tak pięknie... widziałam na zdjęciach. Chciałabym kiedyś przeżyć magiczne, romantyczne wakacje razem z nim, a on zawsze mówiłby do mnie „księżniczko”...
~Irien Moell ♥

Dziewczyna z osłupieniem wpatrywała się wciąż w swój stary podpis. To dlatego chłopak wydawał się znajomy. Co za chore zrządzenie losu. Przez chwilę po przeczytaniu tekstu Irien wierzyła, że istnieje coś takiego jak przeznaczenie.
Pamiętnik był tak krępujący, że osiemnastolatka zamknęła go po chwili. Odłożyła książkę na półkę wraz z Teorią Wynalezienia Pierwszego Eliksiru. Czuła się bardzo dziwnie. To musiał być on. Cholerny Kaedes Moell z szóstej A. Irien kompletnie zapomniała o swojej dawnej, platonicznej i głupiej miłości, która skończyła się wraz z potwornymi słowami „Spadaj”, które chłopiec powiedział w ostatni dzień szkoły do dwunastoletniej dziewczyny. Nie przepadał za nią, bo śledziła go na każdej przerwie.
Nagle Irien poczuła ogromną pewność, że ten chłopak nie mógł być winny. Skazano go na dożywocie na podstawie zeznań małej dziewczynki, tylko dzięki pośrednictwu Andersa. Cały świat się wzburzył i nie uznawał możliwości czystości chłopaka. Pewnie nikogo nie interesowała jego wersja zdarzeń. Liczyło się to, że ktoś zamordował niewinną rodzinę. Cała wina spadła na biednego, brązowowłosego Kaedesa, który zawsze miał dwa pryszcze na czole. Właśnie takiego Moella zapamiętała Irien.
Zaraz po fali przekonania o niewinności chłopaka przyszła determinacja. Determinacja, by ocalić go przed oskarżeniami. By udowodnić winę kogoś innego. By sprawiedliwość się dokonała. Bo Kaedes nie mógł być cholernym mordercą.
Dziewczyna wyjęła telefon z kieszeni dżinsów. Rzuciła się na łóżko, włączyła przeglądarkę i zaczęła wpisywać hasło. Musiała jakoś zacząć śledztwo.
Anders Gerts (Anders Vynn Algwer Gerts, ur. 26 paźniedziernika 1965 r.)
Pisarz, biznesmen, założyciel firmy „Viva”. Milioner aktualnie mieszkający w Gwiazdogrodzie. Jego majątek w sztukach złota wynosi ok. 3 500 000.
Faktycznie teraz przebywa w Księstwie Gwiazdy. Niedobrze. Naprawdę niedobrze. Irien brakowało środków na tak daleką podróż, niedawno kupiła swój motocykl.
Dziewczyna sięgnęła po swój portfel. Nie posiadała karty bankowej, majątkiem zwykle zarządzała Aerin, a jej młodsza siostra ze swoich dorywczych prac zarobiła tylko kilka banknotów. W sumie naliczyła prawie tysiąc złota.
Sprawdziła szybko ceny jak najtańszych lotów. 550. Za dwie noce w najbardziej ubogim hotelu w Gwiazdogrodzie – 3000. Dziewczyna zakrztusiła się. Niestety, miasto wiecznej nocy wiele sobie życzyło.
Buszowała dalej. Nigdzie nie znalazła dokładnego adresu zamieszkania milionera, jednak natrafiła na stronę internetową Wizarda. Były tam wszystkie receptury wynalezione przez alchemika. Przedostatni wpis dotyczył morderstwa. Mężczyzna składał w nich kondolencje Andersowi i opisał go jako swego starego przyjaciela.
Wizard znał Gertsa?
Irien natychmiast przeszukała całą stronę. Znalazła adres alchemika. Bingo.
Śnieżna Aleja, Senegal, Elberg. To na północy kraju. Jakieś trzy godziny drogi pociągiem. Jednak nie było to tak drogie, jak podróż do Gwiazdogrodu.
Dziewczyna wyszukała w przeglądarce najbliższe kursy. Jutro, godzina 16:25 z dworca w Zalvyken. Najtańszy bilet kosztował 30 sztuk złota.
Hej – Irien usłyszała nagle głos swojej siostry. Podskoczyła na łóżku i spojrzała na nią.
- Hej – odparła, zamykając pospiesznie komórkę.
- Patrzę na ciebie już jakieś pięć minut. W co się tak wciągnęłaś? – Aerin bez pytania wyrwała z dłoni dziewczyny telefon. Uniosła brwi, widząc stronę dworca w Zalvyken. – Planujesz jakiś wyjazd? Do Senegal?
Irien próbowała przechwycić komórkę.
- Oddawaj!
Aerin odwróciła się od siostry, poczytała chwilę, po czym oddała urządzenie osiemnastolatce.
- Nigdzie nie jedziesz – stwierdziła. – Nie będziemy marnować kasy.
- Daj spokój – westchnęła Irien. – Odkryłam coś bardzo ważnego – przez chwilę zastanawiała się, jak ubrać w słowa to, co miała do powiedzenia. – Pamiętasz Kaedesa Moella z szóstej A?
Aerin uniosła brwi.
- Nie.
- Ten, co ciągle wygrywał olimpiady matematyczne – podpowiedziała siostra. – Brązowe włosy, ciemne oczy...
Dziewczyna pokręciła głową.
- Przykro mi, ale kojarzę tylko jednego Kaedesa Moella.
- Ech, chodził taki jeden do naszej szkoły. Przypomniałam sobie o nim. I jestem pewna, że to ten sam z gazety, i że został oskarżony niewłaściwie. Muszę temu zaradzić. Dokonałam małego śledztwa i wiem, że zdobędziemy adres Andersa u Wizarda...
Aerin wyciągnęła rękę.
- Stop – powiedziała. – Chcesz mi wmówić, że cały świat się myli? Że ten morderca jest niewinny?
Irien westchnęła.
- Wiem, jak to brzmi, ale chodzi o to, że... – nigdy nie zakochałabym się w przestępcy, nawet mając dwanaście lat. – mam takie dziwne przeczucie. Wiesz, takie, którego nie należy ignorować.
Aerin pokręciła głową.
- Nie zgadzam się. Nigdzie nie pojedziemy z powodu jakiegoś głupiego przeczucia. Poza tym nie możesz mieć pewności, że Wizard będzie miał jego adres...
- Jest jego bliskim przyjacielem – wtrąciła dziewczyna.
- I tak nie możesz. I nie wiem, jak zamierzasz udowodnić niewinność...
- Dobra, zróbmy tak – przerwała jej ponownie siostra. – Pojedziemy do Senegal i doprowadzimy śledztwo jak najdalej, jak możemy. Kiedy wrócimy, obiecuję, że znajdę sobie jakąś stałą pracę. – dziewczyna wyjęła dłoń.
Aerin popatrzyła na Irien z powagą. Zastanawiała się.
Niech będzie – powiedziała w końcu, ściskając rękę siostry na znak umowy.


// To na tyle. Spoko, jeszcze tylko jedna część tego nudnawego pierwszego rozdziału i przechodzimy dalej, do Senegal, a potem w końcu do Gwiazdogrodu. 
Wiem, ten zbieg okoliczności (Irien przeczytała o nim w gazecie i zaraz potem akurat znalazła pamiętnik, w którym o nim pisała), ale to również kiedyś się wyjaśni. Nie obawiajcie się! Może i jest to fantastyka, ale nie jestem zwolenniczką dziwnych przypadków. 
Czekam na Wasze opinie!\\
Czytaj dalej »

wtorek, 8 listopada 2016

Rozdział I: Śledztwo | #1 | Gwiazdogród

ROZDZIAŁ 1.
Śledztwo

   Była noc. Głęboka, ciemna noc. Jednak rozświetlona tysiącem neonowych świateł. Kałuże mieniły się na czarnym asfalcie w blasku księżyca. Było tu mnóstwo klubów, stacja benzynowa, dwa hotele i kilka bloków mieszkalnych. Jednak na ulicy Wigoru najwięcej było barów. Małych, ściśniętych obok siebie, ze smacznym, ale bardzo niezdrowym jedzeniem. Nie było w nich nawet stolików. Były tylko krzesła i mały blat, za którym kucharz – zwykle równocześnie kelner – przyrządzał smakołyki.
   Chodniki po dwóch stronach ulicy nie były często używane. Ulica Wigoru była odwiedzana głównie przez gangi motocyklistów, czarne towarzystwo Zalvyken, samozwańczą śmietankę miasta, podejrzanych mężczyzn w płaszczach. A takich ludzi w stolicy Elbergu nie brakowało. Dlatego ulica Wigoru zawsze dudniła hałasem uruchamianych silników, wrzasków, szumów i warkotów.
   Neonowe napisy migotały, co jakiś czas wyłączając i włączając się na nowo, świecąc na czerwono, niebiesko, zielono. Właściciele barów smażyli makarony z warzywami, ochroniarze klubów oglądali przechodniów, motocykliści robili hałas, zagubione nastolatki chichotały na ich widok. To właśnie była ulica Wigoru. Wyjeżdżająca na autostradę do centrum kraju Elberg, najbardziej wysunięta na północ, w czarnej dzielnicy Zalvyken. Nie było takiej nocy, w którą nic by się tu nie działo. Dlatego Irien tak bardzo kochała to miejsce.
   Czarny motocykl, skórzana, ciemna kurtka, obcisłe dżinsy i wielkie buty na obcasach. Długie włosy koloru nocy powiewające na wietrze. Groźny wzrok niebieskich oczu. Spojrzenia członków gangu motocyklistów spoczywające na jej hełmie. Rozbawione spojrzenia. Cały buntowniczy wizerunek dziewczyny został doszczętnie zniszczony przez uroczy, różowy kask z uszami kota i narysowanym pyszczkiem z przodu – logiem firmy sprzedającej najbardziej słodkie i błyszczące akcesoria dla dorosłych dzieci.
   Osobliwy gość stanął tuż przed małym barem, zostawiając swój motocykl oparty o ścianę budynku. Wielki, neonowy napis nad klubem mówił „Corner Club”. Pod daszkiem w biało – czerwone paski stało pięć wysokich krzeseł do baru, przed nimi drewniany blat, za nim kelnerka. Na naklejonej na ścianie kartce widniała strzałka w prawo. Pod nią napisane było „Klub”.
   Siostra Irien była kelnerką i kucharką w tym dziwnym miejscu – barze, a równocześnie klubie – jako jedna z niewielu pracownic miała dużo pracy – ale nie narzekała na jej ilość. Zwykle inne dziewczyny w „Corner Club” zajmowały się też zabawianiem gości klubu. Jako że Aerin nie zgodziła się na takie warunki, pracodawca zaproponował jej dwa razy więcej pracy w barze zamiast godzin roboty w klubie.
Irien zdjęła kask, zostawiła go na motocyklu i usiadła na krześle przed barem.
- Siema – powiedziała swoim niskim, lekko zachrypniętym głosem.
- Siema, siema – odparła Aerin. – Chcesz tego wielkiego hamburgera, co zwykle?
- No. Wszystko inne w tym barze smakuje jak jedzenie ze stołówki szkolnej. Całe szczęście, że już nie chodzimy do szkoły, bo to żarcie było nie do zniesienia.
- Wiem – uśmiechnęła się Aerin, wyjmując składniki. – Nie moja wina, że szef stawia na oszczędność i kupuje w tym samym sklepie co dyrektorka naszej genialnej szkoły.
   Aerin również miała ciemne włosy. Jednak na jej czole zawsze sterczała grzywka kryjąca bliznę po tajemniczym wypadku, który zdarzył się dwa lata wcześniej. Dziewczyna nikomu nie zdradziła, co się stało tamtej nocy. Po prostu ukryła swoją ranę, zamknęła się w pokoju i przez trzy dni z niego nie wychodziła. Irien, jedyna współlokatorka, nawet nie pytała o przyczynę. Siostry żyły innymi, odmiennymi życiami i nie wchodziły sobie w drogę.
   Gdy hamburger był gotowy, Irien wzięła posiłek z rąk siostry i zatopiła zęby w miękkiej bułce. Z wiklinowego koszyczka leżącego na blacie wyjęła dzisiejszą gazetę i zaczęła czytać.
   „WYNALEZIONO NOWY ELIKSIR”, mówił ogromny nagłówek najważniejszego artykułu dnia. Dziewczyna bez wahania otworzyła na podanej stronie, po czym bardzo szybko zaczęła czytać. Interesowała się alchemią, jednak zawsze brakowało jej środków, by zakupić lepsze składniki lub wyjechać na ich poszukiwania zagranicę.
   Nowa mikstura receptury Wizarda – był to przydomek sławnego alchemika i inżyniera Elbergu – nie była wyjątkiem, jeśli chodzi o cenę, za którą zwykle przygotowywano dobre eliksiry. Po szybkich kalkulacjach Irien obliczyła, że za przygotowanie „Eliksiru Półgodzinnego Szczęścia” zapłaciłaby tysiącem sztuk złota. Zakrztusiła się hamburgerem i zrezygnowana przekartkowała gazetę, by zapomnieć o artykule. Nagłówki mówiły „Słynne trolle zmieniają nazwę zespołu”, „Nowy sklep z eliksirami w Zalvyken”, „Nieodpowiednie użycie Mikstury Przemiany” czy „Szkoła mnichów na górze Arrus zawaliła się”.
   Już chciała odłożyć gazetę, gdy jej wzrok przyciągnął artykuł pt.: „GROŹNY MORDERCA ZNÓW NA WOLNOŚCI”.

Kaedes Moell z Adorganu, pozbawiony wolności dnia 15 września dokładnie dwa miesiące temu uciekł zza krat więzienia w Efficer na południu kraju. Świadkowie potwierdzają jego obecność w Avden na północy Elbergu. Radzimy zachować ostrożność i pozostanie w domach, dopóki policja nie złapie uciekiniera.

   Pod tekstem widniało zdjęcie przestępcy: przygnębiony chłopak w wieku Irien. Miał krótkie, kasztanowe włosy, kilkudniowy zarost i podkrążone oczy czarne jak węgiel – nie wyglądał jednak na mordercę. Poza tym, wydawał się dziwnie znajomy.
- Przecież on ma jakieś osiemnaście lat – stwierdziła dziewczyna. – I że niby ma być mordercą? Co to za historia?
- Pokaż – wyrwała jej gazetę Aerin. Szybko przeczytała tekst. – Nie pamiętasz tej sprawy sprzed dwóch miesięcy? Chłopak jest nienormalny. Włamał się do domu tego milionera, Andersa Gerts, i zamordował jego żonę i dwójkę dzieci. Ukradł z dwadzieścia sztab złota. To było przemyślane przestępstwo.
- Skąd wiedzą, że to on?
- Sam Anders go nie widział. Tej nocy był w Gwiazdogrodzie. Ale trzecie dziecko ukryło się w zabytkowej skrzyni. Dziewczynka wszystko zobaczyła i gdy zdjęcie Kaedesa jako jednego z podejrzanych zostało jej pokazane, zaczęła krzyczeć i płakać – kiedy na następny dzień się uspokoiła, potwierdziła, że to on jest mordercą.
Irien zmarszczyła brwi, wpatrując się w zdjęcie Kaedesa.
- Anders wsadził go do najlepiej strzeżonego więzienia na kontynencie. Przeprowadził się z Lilią do Gwiazdogrodu. A teraz lepiej siedzieć w domach, skoro ten psychopata jakimś cudem wymknął się z paki.
   Irien westchnęła ciężko, kiwając głową. Aerin odłożyła gazetę na miejsce. Na jej firmowym fartuchu widniał wielki napis „Corner Club”, a pod nim spora plama po ketchupie.
Gdy po burgerze nie zostały już nawet okruszki, młodsza z sióstr wstała z krzesełka.
- Dobra, muszę spadać – powiedziała.
- Żeby oddać się nieróbstwu, którym zajmujesz się cały czas, od kiedy przeprowadziłyśmy się do Zalvyken? – zapytała Aerin, spoglądając na nią z ironią w spojrzeniu.
Irien parsknęła udawanym śmiechem.
- Wyjątkowo muszę naprawdę spadać. Jestem umówiona.
Siostra uniosła wysoko brwi.
- Z kim? Nie mów mi, że znalazłaś chłopaka w tej brudnej dziurze.
- Och, nie, mój sekret zdradzony! – Irien dramatycznie przyłożyła dłoń do czoła. – Aerin, proszę, nie mów nikomu... ukrywamy się z tym, to taka niesprawiedliwa miłość... ja jestem zwykłą dziewczyną z ulicy, a on... on jest moim kuzynem...
Tym razem Aerin parsknęła śmiechem.
- Nie masz kuzyna, idiotko. Twoje żarty w ogóle nie łączą się z rzeczywistością. Postarałabyś się bardziej.
Irien schowała rękę do kieszeni, uśmiechając się półgębkiem.
- Co jest mniej prawdopodobne? To, że mamy kuzyna, o którym nie wiemy, czy to, że w końcu znalazłam chłopaka?
- To, że w końcu znalazłaś chłopaka – odpowiedziała natychmiast Aerin. Dziewczyny wybuchły śmiechem. Rozmowę przerwał pijany klient, który podszedł do baru i zaczął zalecać się do siostry Irien.
   Osiemnastolatka wiedziała, że Aerin radzi sobie z takimi lepiej niż ktokolwiek inny, dlatego poprawiła swoje czarne, skórzane rękawiczki – z uwielbieniem pieszcząc ich materiał – i wsiadła na motocykl, wcześniej zakładając uroczy kask.
   Pożegnana salwą śmiechu, którą zanieśli się wszyscy podejrzani goście ulicy Wigoru podziwiający jej wygląd, z głośnym warkotem wyniosła się z najczerniejszej dzielnicy Zalvyken.

// Na początek nie będę Was karmić długimi kawałkami, dlatego na razie tak krótko - jednak już niedługo kolejna część. Bądźcie gotowi!
Jestem otwarta na spekulacje, propozycje poprawy zdań, wytykanie błędów, krytykę i wszystko inne - daj znać w komentarzu, jak Ci się podobało! 
P.S. Specjalne podziękowania dla Idy :)) \\
Czytaj dalej »

niedziela, 6 listopada 2016

Przywitanie

Cześć!
Ja jestem Ala, a to mój blog z opowiadaniami. Kiedyś wrzucałam tu fantastyczny romans, jednak wena na takie sprawy się skończyła i wraz z jesienią nadeszło natchnienie na coś... psychicznego? Innego?

No właśnie, wszystko zaczęło się od myśli "a może by tak zacząć pisać o czymś kompletnie innym?". Potem obejrzałam Obcego, przeczytałam chore psychicznie opowiadanko i zaczęłam zastanawiać się nad różnymi rzeczami, nad którymi dotychczas się nie zastanawiałam.
I tym sposobem "Gwiazdogród" będzie kryminałem z elementami horroru na podłożu fantastyki. No i nie powstrzymam się od szczypty romansu i oczywiście humoru. To znaczy, mam nadzieję, że będzie choć trochę śmiesznie.

Prócz Gwiazdogrodu będą pojawiać się inne mniej lub bardziej ciekawe opowiadania - jedno lub kilku częściowe. Zwykle dziejące się w tym samym świecie. Jednak to historia z Elbergu będzie tą główną.

Fabuła w skrócie? Osiemnastoletnia dziewczyna chce udowodnić niewinność chłopaka (którego nawet nie zna) oskarżonego o zabójstwo prawie całej rodziny jednego z najbogatszych ludzi na kontynencie. Wraz z siostrą wyruszają w pełną zagrożeń podróż życia i śmierci.

Yy, to ostatnie zdanie zabrzmiało jakoś dziwacznie. Jednak, jeśli jesteś zainteresowany/a - zapraszam do obserwacji.

OSTRZEŻENIE: narkotyki, zabójstwa, humorek, prawie-seks, różne różności ludzkiego umysłu, eliksiry dające możliwość latania po mieście i rozwalania wszystkiego niczym Godzilla, chwyty ze starych sci-fi, ohydne rzeczy, brak strachu autorki przed napisaniem, jak główna bohaterka mówi "muszę się wysikać". Śladowe ilości cycków, klat i innych takich.

30.04.2017 r. - Gwiazdogród jest w fazie korekty, poprawy i edycji. Przewiduję remont bloga w lipcu/czerwcu. Rozdziały zostaną "naprawione", bo zauważyłam dużo błędów i niedociągnięć. Teraz będę wrzucać one-shoty i poboczne historie. 

Zapraszam!
Czytaj dalej »