ROZDZIAŁ II
NAD WODĄ
Kiedy
siostry znalazły Aleję Śnieżną, dochodziła już godzina
dwudziesta pierwsza. Po prawej stronie rozciągały się piękne wody
morza. Po lewej stały ściśnięte w rządku stare kamienice. Z
prawie każdego bloku wystawały balkony. Aerin zastanawiała się,
jak to jest codziennie widzieć zachodzące słońce za widnokręgiem.
Senegal było zatłoczonym
miastem. Nie aż tak, jak Zalvyken, jednak turystyka w tym miejscu
była zdecydowanie na wyższym poziomie. Gdzie nie spojrzeć, tam
ludzie o innym odcieniu skóry – Aerin wypatrzyła nawet
Klovelczyków o bladej cerze i czerwonych oczach o pionowych
źrenicach. Mówili ostrym, krzykliwym językiem.
Jasne niebo nad miastem
było cudowną odmianą. W Zalvyken prawie zawsze było ciemno,
pochmurno. Bywało także, że wielki smog przysłaniał słońce. W
Senegalskim powietrzu czuło być sól morską, dużą ilość tlenu
i delikatną woń bananów, z których słynęło to miasto. Po obu
bokach ulicy stały stragany, zza których krzyczeli ciemnoskórzy
mężczyźni, namawiając ludzi do zakupu.
Po drodze siostry
zatrzymały się w małym barze przypominającym Corner Club. Jednak
tu było kilka stolików przed ladą, stały na nich nawet solniczki.
Irien zamówiła klasycznego hamburgera, a Aerin skosztowała jednej
z morskich ryb. Jedzenie było smaczne, lepsze niż w większości
jadłodajni w Zalvyken. Młodsza siostra nie mogła powstrzymać się
od ciągłych uwag na temat tego, jaka stolica Elbergu jest fatalna.
Aerin ciężko było się nie zgodzić i cała dyskusja przy kolacji
polegała na ciągłej krytyce miasta. Jednak obydwie wiedziały, że
tak naprawdę kochają Zalvyken całym sercem, za smród, za
obrzydliwe jedzenie i za dziwaków zamieszkujących to miejsce.
Aleja Śnieżna nie miała
nic wspólnego ze śniegiem. Aerin zastanawiała się, jaka jest
geneza tej nazwy, bo nic nie wskazywało na to, że mieszkańcy
Senegal kiedykolwiek ujrzeli biały puch padający z nieba. Po obu
stronach ulicy w złotym bruku były przerwy na trawę, z której
wyrastały dorodne, majestatyczne plamy otoczone ławeczkami
zrobionymi z jasnego drewna. Aleja Śnieżna była najpiękniejszym
miejscem w tym nadmorskim mieście. Aerin musiała przyznać, że
przez chwilę czuła się, jakby przyjechała tu na wakacje.
Niestety jasne niebo już
od ponad pół godziny zmieniało się w granatową, rozgwieżdżoną
powłokę. Księżyc na horyzoncie był przecięty w połowie.
–W końcu! – z
rozmyślań wybudził Aerin głos Irien, radosny i głośny. – Dom
Wizarda.
Był to duży kloc o
prostokątnych krawędziach. Cały z drewna. Starsza siostra
zdecydowanie nie tak wyobrażała sobie dom sławnego alchemika. Ta
rustykalna chatka pasowała bardziej na klimatyczne schronisko
położone wysoko w górach.
Nawet nie zdążyła nic
powiedzieć, kiedy jej siostra już znalazła się obok drzwi –
dużych, mosiężnych drzwi o klamce jak ze średniowiecza.
Aerin
stanęła obok Irien i rozejrzała się. Wydało jej się dziwne, że
na zewnątrz nie stoi ani jeden ochroniarz. Jednak musiał to być
dom Wizarda, bo dookoła mnóstwo turystów stawało przed domkiem i
ustawiało się do zdjęć. Większość z nich patrzyła na
rodzeństwo dziwnym wzrokiem.
–Panie Wizard! –
wydarła się Irien do środka, jak zwykle nie zwracając
najmniejszej uwagi na zdegustowane spojrzenia przechodniów. Aerin
walnęła mocno w drzwi.
–Wielka sława nie ma
czasu dla fanów – parsknęła starsza siostra.
Jednak problem leżał w
czym innym – po kilku minutach dobijania się do bram alchemika do
sióstr podszedł wysoki mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych.
Wyjaśnił dziewczynom, że Wizarda nie ma w domu, wróci dopiero za
tydzień – ponoć pisano o tym w „Senegalskim Tygodniku”.
Te słowa spowodowały
wybuch gniewu Irien, która ledwo wstrzymała się od ryknięcia ze
wściekłości. Zamiast tego wypuściła z siebie głośno powietrze,
opadła na kolana i wyklinała swój los.
Aerin czuła się lekko
skrępowana zachowanie młodszej siostry, choć mężczyźnie
wyraźnie to nie przeszkadzało. Uśmiechnął się tylko i podszedł
do domku, po czym wyjął klucze i otworzył drzwi. Irien zastygła w
bezruchu, wpatrując się w czynności ochroniarza. Szybko jednak się
otrząsnęła, i w błyskawicznym tempie wstała, położyła stopę
między drzwi a ścianę, nie pozwalając mężczyźnie zamknąć, i
z niesamowitą prędkością, nawet się nie zacinając, powiedziała:
–Proszę
pana, to ważna sprawa do pana Wizarda. Proszę nas wpuścić,
jesteśmy Irien i Aerin Rioth, nie jesteśmy głupimi faneczkami, to
sprawa życia i śmerci, błagam, niech pan nie zamyka nam drzwi
przed nosem, to dotyczy morderstwa, musimy
wejść.
Do cholery jasnej.
Ostatnie słowa powiedziała
z dziwnym spokojem, choć jej starsza siostra wiedziała, że kiedy
Irien zaczyna mówić bardzo szybko i spokojnie, znaczy to, że nerwy
jej puszczają.
Ochroniarz patrzył
beznamiętnym spojrzeniem na Irien. Zdawał się być kompletnie
pozbawionym emocji.
–Pana Wizarda nie ma w
domu. Mówiłem pani. Proszę zabrać stopę.
–Nie, pan nie rozumie...
–Chyba to pani nie
rozumie – ochroniarz mocniej przycisnął drzwi do nogi Irien. –
Proszę stąd pójść, bo oskarżę panią o włamanie...
–Włamanie?! Chyba pan
sobie żartujesz!... – gdy dziewczyna zaczerpnęła głęboko
powietrza, by wygłosić mężczyźnie długie kazanie, ochroniarz
kopnął butem jej stopę i zatrzasnął drzwi przed nosem sióstr.
Turyści patrzyli na całą sytuację z minami, jakby właśnie
zobaczyli coś lepszego Katedry Alchemicznej. Wyglądali, jakby zaraz
mieli wyjąć aparaty i porobić zdjęcia dwóm osłupiałym
dziewczynom. Natomiast rodowici mieszkańcy Elbergu mieli zażenowane,
oburzone twarze.
Aerin poczuła ogromny
dyskomfort, gdyż tyle spojrzeń naraz było dla niej obciążeniem.
Poklepała Irien po plecach.
–Słuchaj, znajdźmy
jakiś hotel i się prześpijmy...
–A potem co!? Nie stać
nas na cholerne sześć nocy w jakimś hoteliku! Sześć pierdolo...
ach, zresztą... – Irien usiadła na jednym z dwóch stopni przed
domem Wizarda. – Siedzę tu i czekam, dopóki mnie nie wpuszczą.
Nie wierzę, że go tam nie ma. Światło w gabinecie się pali.
–Iri... – Aerin
westchnęła.
–Ćśś! Nie mów tak do
mnie, kiedy jestem wkurzona – młodsza siostra złączyła palce w
uścisku i odłożyła plecak na bok. – Ja tu chętnie poczekam.
Aerin zaczynała się
denerwować.
–Słuchaj.
Musimy stąd pójśc, jest już wpół do dwudziestej drugiej,
chodźmy, zanim zapadnie kompletna noc. Irien, bądźże rozsądna.
–To se sama idź –
parsknęła młodsza siostra.
–W sumie masz rację.
Mnie to ta alchemia w ogóle nie interesuje.
Aerin wbrew swoim słowom
przysiadła obok siostry. Widziała determinację i upór w oczach
Irien. Westchnęła ciężko. To będzie długi wieczór.
* * *
–Dobra, kobieto, jest
dwudziesta trzecia! – zawołała zdenerwowana Aerin, wstając na
równe nogi i przeczesując rozczochrane od wiatru włosy. –
Idziemy znaleźć jakikolwiek nocleg. Nie ma w domu tego Wizarda,
odpuść.
Irien jęknęła, ale
straciła już nadzieję. Wstała, przeciągnęła się i otuliła
szczelniej czarną kurtką.
–Beznadzieja –
wymamrotała.
Aerin przejęła wspólny
plecak i ruszyła ku północy. Ludzi na Alei Śnieżnej pozostało
bardzo niewielu. Zaledwie kilku dziwnych typków w czarnych
płaszczach, pijanych studentów i zagubionych nastolatek.
Gdy siostry były kilka
metrów od domu, Irien usłyszała, że ktoś nacisnął klamkę –
a potem głos:
–Hej! Dziewczyny!
Chodźcie!
Rodzeństwo odwróciło
jednocześnie głowy. W drzwiach stał starszy człowiek w koszuli w
paski i w żółtym fartuchu, zaplamionym i zabrudzonym. Irien
natychmiast rozpoznała Wizarda. Uśmiechnęła się szeroko i
zaśmiała ze szczęścia. Ogarnęła ją kilkusekundowa euforia i
ulga.
–Panie Allym! –
krzyknęła i zawróciła biegiem do domu. – Czyli jednak jest pan
w domu.
Mężczyzna wywrócił
oczami.
–No pewnie, że jestem.
Obserwuję was od momentu, kiedy tu przyszłyście. Widzicie tamto
okno? To mój gabinet. Przepraszam, że nie wpuściłem was
wcześniej, miałem tyle roboty... ale nie zadziałała na was nawet
przykrywka mojej nieobecności, co? Skoro takieście wytrzymałe,
wchodźcie, wchodźcie – musicie mieć dobry powód wizyty. Na
chwilę przerwę swoje badania...
–Proszę pana –
przerwała Irien zdenerwowanym tonem. – Ma pan rację. To naprawdę
poważna sprawa. Chcę porozmawiać...
–Dobrze, spokojnie,
dziewczyno – tym razem to Wizard wszedł jej w słowo. – Jak
rozumiem, nie macie tu hotelu?... Wejdźcie, dam wam pokój dla
gości.
Irien nie mogła uwierzyć
w szczęście, które im się przytrafiło – w ostatniej chwili.
Dziękowała Wizardowi podczas całej drogi przez mały, ciasny
korytarz i schody na piętro.
Domek w środku był tak
samo skromny, jak z zewnątrz. Przypominał małą willę z czasów
nowożytnych. Podłoga była drewniana, skrzypiąca, a ściany
wytapetowane na zielono. Na prawie każdej z nich wisiały portrety
rodzinne Wizarda, jego córki i żony. Na każdym obrazie wszyscy się
uśmiechali.
Przed
gabinetem Wizarda stał ten sam ochroniarz, który nie wpuścił
dziewczyn do domu. Speszył się nieco na widok Irien, która
obdarzyła go wyniosłym i chłodnym spojrzeniem. Pan domu odesłał
mężczyznę na dół, po czym nakazał Aerin zostać w korytarzu.
Gabinet
Wizarda nie był duży. Miał drewniane ściany, trzeszczącą
podłogę i w sumie trzy biurka – jedno naprzeciwko wejścia, pod
oknem – zasłane papierkami, dokumentami, folderami i ołówkami.
Drugie stało pod portretem żony alchemika na prawej ścianie. Na
nim leżała jedyna nowoczesna rzecz w tym pokoju – mały, czarny
laptop. Obok niego w ramce do Irien uśmiechała się przyjaźnie
mała dziewczynka, w wieku około pięciu lat. Trzymała szmacianą
lalkę. Zdjęcie było prześwietlone i krzywe.
Trzecie
biurko stało obok drugiego i było całkowicie przykryte ogromną
księgą alchemiczną o pożółkłych kartkach. Na otwartej stronie
widniał przepis na eliksir szczęścia piętnastominutowego. Irien
ciężko było uwierzyć, że widzi oryginalny, pierwszy zapis, nawet
niewydrukowany, przystrojony tysiącem skreśleń, dopisków i
dziwnych rysunków. Obok tego prawdopodobnie najczęściej używanego
biurka stał duży metalowy kocioł, a w nim kilka mniejszych naczyń.
Lewa
ściana zasłonięta była komodami i półkami, na których mieniły
się w nikłych promieniach słońca buteleczki, flaszki, fiolki,
kolby i inne naczynia. Obok leżał wielki, skomplikowany aparat
wyglądający tak, jakby Wizard planował go użyć do przygotowania
bimbru. Irien zatrzymała na nim spojrzenie i zaczęła podziwiać.
–Nic
nie jest posprzątane, przepraszam... prowadziłem badania nad
najnowyszym eliksirem, ale ostatnio gdzieś mi się zapodział, nie
mogę go znaleźć... – Wizard mamrotał, bardziej do siebie niż
do Irien. Spostrzegł, że dziewczyna wpatruje się w aparat
„bimbrowniczy”. – Super, prawda? – odezwał się mężczyzna,
podszedł do urządzenia i postukał w nie. – Kosztowało chyba
połowę rocznej pensji mojej córki, ale nie żałuję. Przydaje
się, bo niestety alchemia łączy się z chemią.
–Tak,
ale tylko trochę – dodała Irien, cytując słowa Wizarda.
Mężczyzna
uśmiechnął się. Wokół jego oczu pojawiło się kilka
zmarszczek.
–Niesamowite.
Taka młoda, a zna całą autobiografię jakiegoś nudnego starca na
pamięć – zaśmiał się.
–Pańska
książka to jedna z najlepszych lektur, jakie było mi dane
przeczytać – powiedziała z dumą dziewczyna.
–Ooo,
czyli w życiu nie było ci dane wiele przeczytać – roześmiał
się Wizard. Irien chciała zaprzeczyć, jednak mężczyzna mówił
dalej. – Jak widzę, podoba ci się moje biuro. Usiądź –
wskazał krzesło obok biurka z komputerem. Sam przysunął sobie
fotel stojący w kącie. – Irien, tak? Widzę, że bardzo jesteś
zdeterminowana.
–Czemu
nie wpuścił pan mojej siostry?
–Ona
nie interesuje się alchemią, prawda?
Osiemnastolatka
wytrzeszczyła oczy.
–Skąd
pan wie?
–Słyszałem,
jak się z tobą kłóci – odparł. Irien spodziewała się raczej
odpowiedzi z serii „wyczytałem to z jej oczu”, dlatego
zaczerwieniła się trochę. – Jaki jest powód waszej wizyty?
Niestety nie mam dużo czasu, dlatego proszę, mów szybko, Irien.
–Słyszał
pan o tym potwornym morderstwie, którego dopuścił się Kaedes
Moell? – zapytała.
Mężczyzna
podrapał się po głowie.
–Owszem.
Składałem już kondolencje staremu Andersowi.
–A
słyszał pan o tym, że zwiał z Efficerskiego więzienia?
Wizard
wytrzeszczył oczy.
–Co?
Kiedy?
–15
listopada. Dwa dni temu – odparła Irien. – Było o tym dosyć
głośno...
–W
ostatnich dniach przez ten nowy eliksir nie mam w ogóle czasu, by
usiąść i poczytać spokojnie gazetę... – zasmucił się
mężczyzna.
–Podobno
widziano go w Avden, a potem w Lium – przerwała Irien, spoglądając
w oczy Wizardowi. – Bardzo zależy mi na znalezieniu tego
psychopaty. Chcę zemścić się na nim za to, co zrobił panu
Andersowi i zobaczyć, jak wtrącają go do najciemniejszej celi w
tym zapchlonym więzieniu. – pierwsze kłamstwo. Irien czuła
lekkie zawstydzenie.
Mężczyzna
był zdziwiony.
–Czemu
tak ci na tym zależy?
Irien
czuła, że będzie musiała drugi raz skłamać. Wizard nie był
głupi i mógł w każdej chwili wyczuć bzdurę, ale musiała
zaryzykować.
–Gary
– wyszeptała. Decyzja podjęta – teraz musi się tylko zachować
tak, by kłamstwo brzmiało jak najprawdopodobniej. – Syn Andersa.
Poznałam go na wakacjach, gdy byłam w Wisum – mówiła wolno,
wkładając w słowa jak najwięcej uczucia. Nie czuła potu na
rękach, patrzyła prosto w mądre oczy Wizarda. – Zakochaliśmy
się. To był najcudowniejszy tydzień mojego życia. A potem
musiałam wracać do Zalvyken. Więcej się z nim nie zobaczyłam,
ale myślałam o nim w każdą noc i w każdy dzień. Może pan sobie
tylko wyobrazić, jak się czułam, gdy dowiedziałam się, że Gary
nie żyje.
Irien
wiedziała, że skłamała bardzo ciężko i wkręciła w miłość
martwego chłopaka, którego nawet nie znała. Obraz wymyślonych
pięknych wakacji, zachodu słońca nad morzem, miasto Wisum, które
widziała tylko na zdjęciach pojawiły się w jej umyśle.
Wizard
patrzył dziewczynie prosto w oczy. W końcu w jego spojrzeniu
pojawiło się współczucie i żal. Połknął haczyk. Irien poczuła
się jeszcze gorzej.
–Strasznie
mi przykro – powiedział cicho. – Chciałbym ci pomóc znaleźć
tego Moella, ale nie ma szans, bym ruszył się z biura przez kolejny
miesiąc.
–W
porządku. Wystarczy, że da mi pan dokładne namiary na pana
Andersa. Będę dozgonnie wdzięczna.
Wizard
wyrwał jedną z kartek notesu leżącego na biurku. Wziął ołówek
i zaczął zapisywać. Gdy skończył, oddał adres dziewczynie.
–Dziękuję.
Bardzo panu dziękuję – powiedziała Irien. Złożyła kartkę na
pół.
–Ale
bądź ostrożna. Księstwo Gwiazdy jest bardzo osobliwym miejscem.
Panuje tam zima cały rok, a ciemność nie znika z nieba... no i są
jeszcze Najemnicy. Na nich musisz uważać najbardziej – ostatnie
słowa Wizard już wyszeptał ze strachem w oczach.
Irien
patrzyła na karteczkę. Schowała ją do kieszeni kurtki.
–Bardzo
dziękuję, panie Wizard – powiedziała z powagą.
Mężczyzna
wstał.
–No,
moja droga Irien. To już koniec twojej wizyty – spojrzał na
zegarek na swojej lewej ręce. – Jest już tak późno... idźcie
spać. Pokój na dole, pierwszy po prawej jest wasz. Łazienka jest
naprzeciwko, do waszej dyspozycji – wyciągnął dłoń ku
dziewczynie. – To był dla mnie zaszczyt.
–O
nie, nie, to dla mnie był niesamowity zaszczyt. Dziękuję, że mnie
pan przyjął – Irien potrząsnęła dużą ręką Wizarda – i
poczuła coś zimnego. Gdy cofnęła dłoń, sterczała w niej mała,
szklana buteleczka z czerwono-złotym płynem zatkana zwykłym
korkiem. Na szkło przyklejona była naklejka opisowa: „eliksir
siły”.
Osiemnastolatka
obrzuciła mężczyznę zdziwionym i wdzięcznym spojrzeniem. Stał
już przy drzwiach. Nacisnął na klamkę, gdy dziewczyna zbliżyła
się do niego, i mruknął cicho:
–Powodzenia,
Irien.
// Oto już kolejny rozdział po tych pięciu dniach, choć tamten nawet się jeszcze nie zaaklimatyzował na blogu. Tak czy siak, chcę już zacząć historię prawidłową, dlatego łapcie, czytajcie, komentujcie! \\
Dzisiaj także LBA - niestety nie nominuję nikogo, bo zaraz muszę się uczyć matmy i nie mam momentu - na pytania odpowiedziałam już w niedzielę - od Rebel Queen i Book Girl z bloga stay-with-me-if-you-remember.blogspot.com. Serdecznie zapraszam, bo świetnie piszą i sama jestem czytelnikiem! :) \\
Co motywuje? Hmm... ciężko określić. Chyba mój mózg i jego "super" pomysły, hehe.
2. Ulubiony sklep?
Ikea, bo mają dobre klopsy.
3. Co sądzisz o naszym blogu?
Podoba mi się, ma fajne kolory, opowiadanie przyjemnie się czyta, ogólnie lubię go odwiedzać.
4. Lubisz Boże Narodzenie?
Ha! Pewno. W tym roku wyjeżdżamy na gwiazdkę, nie mogę się doczekać.
5. Jesteś tolerancyjny/a?
Gdybym nie była, połowa Gwiazdogrodu wyglądałaby zupełnie inaczej. Jestem tolerancyjna i chcę, by inni też byli.
6. Oglądasz anime? Jeśli tak, jakie obecnie?
Oglądam... oglądałam. Ostatnio po pierwsze nie mam czasu, po drugie zaczęły mnie wkurzać te przesadzone ekspresje. A tak ogólnie, aktualnie zatrzymałam się na Clannad, Fullmetal Alchemist Brotherhood i... czymś tam jeszcze.
7. Słuchasz k-popu?
Nie, ale moja koleżanka z klasy to uwielbia. :D
8. Co myślisz o samobójcach?
Niezła różnorodność pytań... hm, myślę, że z jednej strony im współczuję, a z drugiej uważam, że są egoistami. Ale oby ich było coraz mniej.
9. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Czerwień.
10. Masz konto na Wattpadzie?
Mam, ale nie lubię tego portalu ze względu na raka i... coś mnie odrzuca od Wattpada. Mam konto, i nie używam go.
11. Kochasz swoich czytelników? Jeśli tak - za co?
Kocham ich za to, że ich nie ma [*]. Nie no, żartuję, jest ich
Bardzo się wciągnęłam, momentami to brzmiało tak, jakbym czytała pełnoprawną, dobrą książkę :D. Fany opis domu Wizarda, podchodzisz czasem pod realizm krytyczny z tymi szczegółowymi opisami :P. Trochę bardziej polubiłam Irien, mimo że nadal najbardziej lubię Aerin. Wizard jest bardzo ciekawą i intrygującą postacią. No i pojawili się jacyś Najemnicy. Czekam na więcej i życzę weny. Swoją drogą, bardzo lubię, gdy w książkach są dokładne i rozbudowane opisy przeżyć wewnętrznych bohatera, wtedy książka nabiera dla mnie drugiego wymiaru. Lubiłabym, gdybyś czasem się na tym skupiła ;). Za to opisy otoczenia są świetne.
OdpowiedzUsuń"To se sama idź" - wygryw. XDD
OdpowiedzUsuńAerin widziała determinację, mówisz? 8)
Fajny ten Wizard. Taka wielka osobistość, a jednak... Człowiecza? Nie wiem, jak to określić, po prostu to miłe, że wpuścił je do domu. I jeszcze pozwolił im przenocować... :D
Lecę czytać kolejną część. >:)
Siema Hej
OdpowiedzUsuńTen Zalvyken tak bardzo kojarzy mi się z Chorwacją (mam na myśli nazwę xD). Nie wiem dlaczego :.:
buendźki:
"Niestety jasne niebo już od ponad pół godziny zmianiło się w granatową, rozgwieżdżoną powłokę." - zmieniało.
''–Nic nie jest posprzątane przepraszam... '' - przecinek przed przepraszam.
Głupi ten cały ochroniarz. Irien dobrze zrobiła, zostając pod tym domem. Opłacało się, jak najbardziej, bo ten Wizard to naprawdę spoko gościu. Świetne opisy - jak zwykle.
Dzięki za odpowiedzi <3 Ikea to też mój ulubiony sklep, ale klopsów tam jeszcze nie jadłam :P Dziewczyno, jak napiszesz książkę MUSZĘ pierwsza ją przeczytać. muszęęę
I lecę czytać dalej
Hej Siema
UsuńNo, w sumie... teraz jak to powiedziałaś to też mi się kojarzy xD
Dziękuję za błędy i pochwały :>
No, napiszę, napiszę, przed osiemnastką prawie na pewno - oby się udało, Gwiazdogrodzisko to mój największy projekt, hehe.
Miło Cię tu znowu widzieć, mam nadzieję, że niedługo coś się pojawi na koniec-kropka. :D
Witam :3
OdpowiedzUsuńWróciłam po długiej przerwie. Blog bardzo się rozwiną. I z przyjemnością go nadrobię. Polubiłam jeszcze mocniej Irien. Niezły uparciuch i kłamca XD. Liczę, że szybko znajdzie tego chłopaka. Opis miasta bardzo ładny. Aż mam ochotę go zwiedzić. Zalvyken kojarzy mi się żę Szwecją XD.
Pozdrawiam Batie i zapraszam do mnie.
Bardzo ładne opisy.
OdpowiedzUsuńWizard ciekawy, zastanawia mnie tylko, czy rzeczywiście jest taki, jak się wydaje, czy może przypadkiem jego postać ma jakieś drugie dno i mroczną stronę - jakoś tak pomyślałam o tym przy końcówce, nie wiedzieć czemu.
Strasznie podobają mi się w ogóle te nazwy związane z gwiazdami - sam Gwiazdogród, Wielka Niedźwiedzica itd. :)
A do tego Senegal po przeczytaniu opisu sama chętnie bym się wybrała, haha.
Irien chyba bardzo lubi hamburgery, co? xD
Eliksir siły, no no! A z Irien mała kłamczuszka. Podoba mi się jej upartość ;D
OdpowiedzUsuń" jakby właśnie zobaczyli coś lepszego Katedry Alchemicznej." - tu chyba brakło wyrazu ;) lecę dalej ;)
Jeszcze mam do nadrobienia tyle, że cały dzień będę siedzieć i czytać xD Ale na razie jeszcze się nie poddałam!
OdpowiedzUsuńCoś mi nie pasuje z tym Wizardem, że tak szybko zaufał kompletnie obcej osobie i jeszcze podarował jej własny eliksir. No nie wiem.
Haha stare dobre LBA. Ikea tak samo jest moim ulubionym sklepem, ale ze względu na meble ;P Ale żarcie mają dobre, zgadzam się.
Lecę dalej czytać