ROZDZIAŁ III
Szkolenie
Miasto było piękne. Tylko to słowo cisnęło się Irien na usta.
Wraz z Aerin szły przez
ciemne ulice metropolii, podziwiając niebo.
Gwiazdogród składał się
głównie z wieżowców będących luksusowymi hotelami oraz ze
sklepów z gadżetami takimi jak naklejki z gwiazdkami, breloczki w
kształcie półksiężyców czy tabliczki czekolady
Gwiazdogrodzkiej. Miasto słynęło nie tylko z pięknych widoków,
ale też z wyśmienitych wyrobów czekoladowych. By zjeść deser w
tym mieście, trzeba było zapłacić ogromną ilość pieniędzy –
jednak, jak sądzą klienci, każde oczekiwania zostaną spełnione z
nawiązką.
Walizka, którą ciągnęła
Aerin, stukała głośno i wpadała w dziury w chodniku. Małe,
przezroczyste płatki śniegu spadające wolno z nieba roztapiały
się na materiale i zostawiały mokre ślady. Irien była zachwycona
nawet tym lekkim, chłodnym prezentem od nieba. Mimo że jej ulubioną
porą roku było lato, zima zajmowała drugie miejsce, a jeśli była
śnieżna – nic więcej się nie liczyło, tylko te cudowne,
wielkie zaspy białego puchu.
Siostry nie mogły się
powstrzymać od stawania przy każdym sklepie i podziwiania wystaw,
którymi bywały manekiny z czekolady czy wieczorowe suknie uszyte z
granatowego materiału. Żałowały, że nie stać je nawet na
czekoladową śrubkę.
Miasto było doskonale
oświetlone. Po obu stronach ulicy stało mnóstwo latarni. Był to
niesamowity widok. Jak z bajki.
Jedynym, co psuło ten
efekt, był tłum ludzi przekraczających ulicę i biegających w
jedną i drugą stronę.
W Gwiazdogrodzie działało
metro. Siostry, gdy tylko zauważyły pierwszy przystanek, zeszły do
podziemi.
Było to zupełnie inne
miejsce – śmierdziało tu starymi skarpetami i potem. Ściany
oblepione były reklamami i gumami do żucia. Wszędzie leżały
zgniecione puszki po piwie. Ludzie pchali się w stronę kasy, Aerin
i Irien pobiegły tam razem z tłumem.
Siostry odliczały
przystanki. Robiły tak, odkąd pamiętały. Gdy został już tylko
jeden, Irien wyjęła karteczkę od Wizarda z kieszeni dżinsów.
Ulica Chaosu, wieżowiec numer 13. Dziewczyna zastanawiała się, czy
to oznacza, że Anders posiada cały budynek, czy jednak będą
musiały znaleźć same numer mieszkania Gertsa...
–Jesteśmy –
powiedziała Aerin, wyciągając Irien z zamyślenia.
Faktycznie. Mechaniczny
głos powiedział: „Plac Chaosu” i pociąg stanął. Pasażerowie
zaczęli pospiesznym krokiem wychodzić z pojazdu, zderzając się po
drodze z wchodzącymi.
Plac był ogromnym pustym
polem, na którego środku stała wielka fontanna przedstawiająca
syrenkę, która pluła wodą do zbiornika. Oprócz tego kotłowali
się tu tylko ludzie. Irien nie spodziewała się ich aż tylu.
Gwiazdogród był naprawdę oblegany przez turystów.
Szukanie wieżowca numer
trzynaście zajęło dwadzieścia minut i gdy dziewczyny do go
wypatrzyły, dochodziła już czternasta. Był to wysoki budynek,
choć jeszcze nie drapacz chmur – aż dziwne, że nazywano go
wieżowcem. Przypominał bardziej czteropiętrowy dom.
Anders zdołał się nieźle
ukryć, bo przed drzwiami nie stał dosłownie nikt. Być może brak
ochroniarzy był mylący i jeśli ktoś zdobył adres Gertsa, szybko
rezygnował, widząc, że przed budynkiem nie stoi nawet mężczyzna
ubrany na czarno. Irien poczuła niepewność i spojrzała raz
jeszcze na numer wygrawerowany na ścianie – wielka trzynastka
dodała jej sił. Podeszła do drzwi.
Mimo że nikt najwyraźniej
nie domyślił się, że mieszka tu pan Anders, widać było, że dom
należy do kogoś bogatego. Klamka była ze złota. Śliska i zimna,
pomyślała Irien, gdy jej dotknęła. Jednak zamiast za nią
pociągnąć, uniosła rękę i zapukała trzy razy, głośno i
szybko.
Otworzono im natychmiast.
Oczom sióstr ukazał się kamerdyner, ubrany w garnitur przystrojony
czarną muszką. Był wyprostowany, jedną rękę trzymał za sobą,
a drugą ściskał w pięść na brzuchu. Miał wąsika zawiniętego
na końcach. Wyglądał bardzo typowo dla swojej pracy, przez co
Irien ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
–Witam – rzekł,
wlepiając wzrok w dwie dziewczyny - dziewczyny ubrane w brudne,
zapocone ubrania i z włosami o konsystencji ptasiego gniazda. Żadna
z nich jednak o tym nie wiedziała, i z dumą wpatrywały się w
mężczyznę, udając dostojne damy.
–Dzień dobry, proszę
pana – odparła Irien, unosząc głowę i zmieniając ton na dumny
głos hrabiny. – Jesteśmy siostry Rioth i przybyłyśmy, by
spotkać się z panem Gertsem. To pilne.
Kamerdyner przekrzywił
lekko głowę. Wyglądało na to, że analizował sytuację. W końcu
jednak odsunął się od drzwi i rzekł:
–Proszę wchodzić.
Cały dom był
zaprojektowany w nowoczesny sposób. Ogromne szklane okna dawały
widok na plac, na podłodze ciągnęły się szare, puchate dywany.
Kamerdyner zaprowadził siostry przed windę.
–Pan Anders jest w swoim
gabinecie. Jest to pokój numer dwadzieścia dwa, na drugim piętrze
– oświadczył. Irien i Aerin weszły do szklanego, małego
pomieszczenia. Pokiwały głową i wybrały odpowiednią cyfrę.
Gdy drzwi windy się
zamknęły, dziewczyny spojrzały na siebie nieco zdezorientowanym
wzrokiem.
–Dobrze, że nas wpuścił
bez problemu, ale to trochę dziwne – stwierdziła starsza siostra.
–Pewnie adres Andersa
jest tak utajniony, że tylko niewielka grupka najbardziej zaufanych
go zna – odparła Irien. – Wierzy nam.
Aerin nie zdawała się być
przekonana.
Na korytarzu było zaledwie
pięć pokojów. Drugi od prawej strony miał na drzwiach
wygrawerowaną dużą liczbę „22”, pięknie ozdobioną i lśniącą
złotem.
Irien zapukała, starając
się ukryć wahanie.
Andres otworzył
natychmiast, tak jakby pilnował wejścia.
–Witam, witam! Siostry
Rioth, jak mniemam? – był to mężczyzna w wieku Wizarda, o
zapuszczonej, dość długiej i siwej brodzie i niedowidzących
oczach otoczonych zmarszczkami. Ich zgniłozielony kolor chował się
za okrągłymi okularami.
–Dzień dobry –
powiedziała Irien z osłupieniem. – S-skąd...
–Skąd znam wasze
nazwisko? – machnął ręką. – Zamontowałem mikrofon w
garniturze mojego lokaja.
Siostry powstrzymały się
od krzywej miny.
–A, tak, tak – Irien
zachowała się tak, jakby takie zachowanie było absolutnie
zwyczajne.
–Wejdźcie. Ale najpierw
powiedzcie mi - jakie jest wasze ulubione jedzenie? – pan Anders
patrzył nieprzeniknionym wzrokiem na siostry.
–Co? – wyrwało się
Irien. Gdy dziewczyna zorientowała się, że Gerts nie usłyszał,
natychmiast się poprawiła. – Ja uwielbiam hamburgery. Aerin kocha
wszelkie owoce morza.
–Świetnie! – Anders
klasnął w dłonie, po czym nacisnął jakiś guzik kryjący się na
ścianie za drzwiami. – Hamburger ze śledziem, proszę! –
mężczyzna w końcu oddalił się od ściany, puszczając przycisk.
– Zapraszam do mojego biura.
Całą lewą ścianę
zajmowało akwarium. Kolorowe ryby były pierwszą rzeczą, która
przykuła uwagę Irien. Ogromne okno dające piękny widok na
Gwiazdogród leżało na przeciwległej ścianie. Po lewej stronie
pokój kończył się czerwonymi frędzlami przyczepionymi do sufitu,
oddzielając gabinet od innego pokoju.
Pomieszczenie było
stosunkowo duże, a w jednym kącie było małe przejście do
sześciokątnego pokoiku. To w nim stało biurko i kilka foteli.
Anders, Irien i Aerin przeszli do tej części.
–A więc, dziewczęta –
pan Gerts usadowił się wygodnie na szerokim siedzeniu. – Co was
do mnie sprowadza?
// Cześć!
Minęło dużo czasu od ostatniego rozdziału Gwiazdogrodziska naszego drogiego, więc w końcu po długiej przerwie chwytajcie ten kawał wypocin. Jak zwykle czekam na opinie, rady itd. :D
P.S. Jutro do szkoły... u mnie ta niedziela to ostatni dzień ferii. Smutno :( \\
Kurcze, szkoda, że te rozdzialiki takie króciutkie masz :P Niewiele się tu wydarzyło, choć opis metra był niezwykle malowniczy ;D
OdpowiedzUsuńNaturalnie - co znalazłam :P
"i gdy dziewczyny do go wypatrzyły"