niedziela, 12 lutego 2017

Rozdział III: Szkolenie | #1 | Gwiazdogród

ROZDZIAŁ III
Szkolenie

Miasto było piękne. Tylko to słowo cisnęło się Irien na usta.
Wraz z Aerin szły przez ciemne ulice metropolii, podziwiając niebo.
Gwiazdogród składał się głównie z wieżowców będących luksusowymi hotelami oraz ze sklepów z gadżetami takimi jak naklejki z gwiazdkami, breloczki w kształcie półksiężyców czy tabliczki czekolady Gwiazdogrodzkiej. Miasto słynęło nie tylko z pięknych widoków, ale też z wyśmienitych wyrobów czekoladowych. By zjeść deser w tym mieście, trzeba było zapłacić ogromną ilość pieniędzy – jednak, jak sądzą klienci, każde oczekiwania zostaną spełnione z nawiązką.
Walizka, którą ciągnęła Aerin, stukała głośno i wpadała w dziury w chodniku. Małe, przezroczyste płatki śniegu spadające wolno z nieba roztapiały się na materiale i zostawiały mokre ślady. Irien była zachwycona nawet tym lekkim, chłodnym prezentem od nieba. Mimo że jej ulubioną porą roku było lato, zima zajmowała drugie miejsce, a jeśli była śnieżna – nic więcej się nie liczyło, tylko te cudowne, wielkie zaspy białego puchu.
Siostry nie mogły się powstrzymać od stawania przy każdym sklepie i podziwiania wystaw, którymi bywały manekiny z czekolady czy wieczorowe suknie uszyte z granatowego materiału. Żałowały, że nie stać je nawet na czekoladową śrubkę.
Miasto było doskonale oświetlone. Po obu stronach ulicy stało mnóstwo latarni. Był to niesamowity widok. Jak z bajki.
Jedynym, co psuło ten efekt, był tłum ludzi przekraczających ulicę i biegających w jedną i drugą stronę.
W Gwiazdogrodzie działało metro. Siostry, gdy tylko zauważyły pierwszy przystanek, zeszły do podziemi.
Było to zupełnie inne miejsce – śmierdziało tu starymi skarpetami i potem. Ściany oblepione były reklamami i gumami do żucia. Wszędzie leżały zgniecione puszki po piwie. Ludzie pchali się w stronę kasy, Aerin i Irien pobiegły tam razem z tłumem.
Siostry odliczały przystanki. Robiły tak, odkąd pamiętały. Gdy został już tylko jeden, Irien wyjęła karteczkę od Wizarda z kieszeni dżinsów. Ulica Chaosu, wieżowiec numer 13. Dziewczyna zastanawiała się, czy to oznacza, że Anders posiada cały budynek, czy jednak będą musiały znaleźć same numer mieszkania Gertsa...
–Jesteśmy – powiedziała Aerin, wyciągając Irien z zamyślenia.
Faktycznie. Mechaniczny głos powiedział: „Plac Chaosu” i pociąg stanął. Pasażerowie zaczęli pospiesznym krokiem wychodzić z pojazdu, zderzając się po drodze z wchodzącymi.
Plac był ogromnym pustym polem, na którego środku stała wielka fontanna przedstawiająca syrenkę, która pluła wodą do zbiornika. Oprócz tego kotłowali się tu tylko ludzie. Irien nie spodziewała się ich aż tylu. Gwiazdogród był naprawdę oblegany przez turystów.
Szukanie wieżowca numer trzynaście zajęło dwadzieścia minut i gdy dziewczyny do go wypatrzyły, dochodziła już czternasta. Był to wysoki budynek, choć jeszcze nie drapacz chmur – aż dziwne, że nazywano go wieżowcem. Przypominał bardziej czteropiętrowy dom.
Anders zdołał się nieźle ukryć, bo przed drzwiami nie stał dosłownie nikt. Być może brak ochroniarzy był mylący i jeśli ktoś zdobył adres Gertsa, szybko rezygnował, widząc, że przed budynkiem nie stoi nawet mężczyzna ubrany na czarno. Irien poczuła niepewność i spojrzała raz jeszcze na numer wygrawerowany na ścianie – wielka trzynastka dodała jej sił. Podeszła do drzwi.
Mimo że nikt najwyraźniej nie domyślił się, że mieszka tu pan Anders, widać było, że dom należy do kogoś bogatego. Klamka była ze złota. Śliska i zimna, pomyślała Irien, gdy jej dotknęła. Jednak zamiast za nią pociągnąć, uniosła rękę i zapukała trzy razy, głośno i szybko.
Otworzono im natychmiast. Oczom sióstr ukazał się kamerdyner, ubrany w garnitur przystrojony czarną muszką. Był wyprostowany, jedną rękę trzymał za sobą, a drugą ściskał w pięść na brzuchu. Miał wąsika zawiniętego na końcach. Wyglądał bardzo typowo dla swojej pracy, przez co Irien ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
–Witam – rzekł, wlepiając wzrok w dwie dziewczyny - dziewczyny ubrane w brudne, zapocone ubrania i z włosami o konsystencji ptasiego gniazda. Żadna z nich jednak o tym nie wiedziała, i z dumą wpatrywały się w mężczyznę, udając dostojne damy.
–Dzień dobry, proszę pana – odparła Irien, unosząc głowę i zmieniając ton na dumny głos hrabiny. – Jesteśmy siostry Rioth i przybyłyśmy, by spotkać się z panem Gertsem. To pilne.
Kamerdyner przekrzywił lekko głowę. Wyglądało na to, że analizował sytuację. W końcu jednak odsunął się od drzwi i rzekł:
–Proszę wchodzić.
Cały dom był zaprojektowany w nowoczesny sposób. Ogromne szklane okna dawały widok na plac, na podłodze ciągnęły się szare, puchate dywany. Kamerdyner zaprowadził siostry przed windę.
–Pan Anders jest w swoim gabinecie. Jest to pokój numer dwadzieścia dwa, na drugim piętrze – oświadczył. Irien i Aerin weszły do szklanego, małego pomieszczenia. Pokiwały głową i wybrały odpowiednią cyfrę.
Gdy drzwi windy się zamknęły, dziewczyny spojrzały na siebie nieco zdezorientowanym wzrokiem.
–Dobrze, że nas wpuścił bez problemu, ale to trochę dziwne – stwierdziła starsza siostra.
–Pewnie adres Andersa jest tak utajniony, że tylko niewielka grupka najbardziej zaufanych go zna – odparła Irien. – Wierzy nam.
Aerin nie zdawała się być przekonana.
Na korytarzu było zaledwie pięć pokojów. Drugi od prawej strony miał na drzwiach wygrawerowaną dużą liczbę „22”, pięknie ozdobioną i lśniącą złotem.
Irien zapukała, starając się ukryć wahanie.
Andres otworzył natychmiast, tak jakby pilnował wejścia.
–Witam, witam! Siostry Rioth, jak mniemam? – był to mężczyzna w wieku Wizarda, o zapuszczonej, dość długiej i siwej brodzie i niedowidzących oczach otoczonych zmarszczkami. Ich zgniłozielony kolor chował się za okrągłymi okularami.
–Dzień dobry – powiedziała Irien z osłupieniem. – S-skąd...
–Skąd znam wasze nazwisko? – machnął ręką. – Zamontowałem mikrofon w garniturze mojego lokaja.
Siostry powstrzymały się od krzywej miny.
–A, tak, tak – Irien zachowała się tak, jakby takie zachowanie było absolutnie zwyczajne.
–Wejdźcie. Ale najpierw powiedzcie mi - jakie jest wasze ulubione jedzenie? – pan Anders patrzył nieprzeniknionym wzrokiem na siostry.
–Co? – wyrwało się Irien. Gdy dziewczyna zorientowała się, że Gerts nie usłyszał, natychmiast się poprawiła. – Ja uwielbiam hamburgery. Aerin kocha wszelkie owoce morza.
–Świetnie! – Anders klasnął w dłonie, po czym nacisnął jakiś guzik kryjący się na ścianie za drzwiami. – Hamburger ze śledziem, proszę! – mężczyzna w końcu oddalił się od ściany, puszczając przycisk. – Zapraszam do mojego biura.
Całą lewą ścianę zajmowało akwarium. Kolorowe ryby były pierwszą rzeczą, która przykuła uwagę Irien. Ogromne okno dające piękny widok na Gwiazdogród leżało na przeciwległej ścianie. Po lewej stronie pokój kończył się czerwonymi frędzlami przyczepionymi do sufitu, oddzielając gabinet od innego pokoju.
Pomieszczenie było stosunkowo duże, a w jednym kącie było małe przejście do sześciokątnego pokoiku. To w nim stało biurko i kilka foteli. Anders, Irien i Aerin przeszli do tej części.


 –A więc, dziewczęta – pan Gerts usadowił się wygodnie na szerokim siedzeniu. – Co was do mnie sprowadza?

// Cześć!
Minęło dużo czasu od ostatniego rozdziału Gwiazdogrodziska naszego drogiego, więc w końcu po długiej przerwie chwytajcie ten kawał wypocin. Jak zwykle czekam na opinie, rady itd. :D 
P.S. Jutro do szkoły... u mnie ta niedziela to ostatni dzień ferii. Smutno :( \\

1 komentarz:

  1. Kurcze, szkoda, że te rozdzialiki takie króciutkie masz :P Niewiele się tu wydarzyło, choć opis metra był niezwykle malowniczy ;D

    Naturalnie - co znalazłam :P
    "i gdy dziewczyny do go wypatrzyły"

    OdpowiedzUsuń

Chcesz napisać komentarz? Śmiało! Cieszę się z każdej napisanej opinii. No, prawie.