środa, 2 maja 2018

Stara Latarnia Morska | Część Pierwsza


Część pierwsza.

Wiatr szumiał.
Deszcz padał.
Gdzieś z oddali grzmiały pioruny.
Trwała noc.
Yumiro klęczała w krzakach, obserwując latarnię. Czekała, aż światło w biurze dyrektora zgaśnie, a z budynku wyjdzie tęgi człowiek w okularach. Nauczyciel zawsze przesiadywał tam do późna. Prawdopodobnie czytał. Na wielu zajęciach wspominał o swojej pasji do książek. Między innymi dlatego był dla Yumiro autorytetem.
Reszta akademii leżała w mieście, tutaj czasami przychodzono na zajęcia. Część budynku, pod którą czyhała studentka, była tylko i wyłącznie latarnią. Niegdyś wskazywała drogę statkom, teraz niestety była opuszczona. Dziewczyna zawsze widziała w tym niezwykłą symbolikę, bo akademia – do której należał ten zabytek – pokazywała światło nie tylko żeglarzom, ale też i uczniom. Ta szkoła była wyjątkowa. Yumiro specjalnie wyjechała na wyspę Radagas – żeby pójść do tego liceum.
Pan Aleksus był niezwykłym człowiekiem. Biuro w latarni morskiej? Niesamowite. Dziewczynie przyszło do głowy, że może mężczyzna wcale tam nie czyta, tylko patrzy na wielkie morze? Rozmyśla o stałym lądzie? A może tęskni za rodziną? Wszyscy wiedzieli, że cała rodzina pana Aleksusa zginęła podczas huraganu pięć lat temu. Dziewczyna zastanawiała się, jak to jest, kiedy wszyscy dookoła znikają. Nagle, bez ostrzeżenia. Dyrektor musiał być silnym człowiekiem. Yumiro nie była pewna, czy sama dałaby radę udźwignąć ten ciężar. Nie miała w swoim życiu wielu towarzyszy, ale ta garstka przyjaciół, których posiadała, oraz rodzice byli dla niej bardzo ważni.
Zgasło światło. Pan Aleksus po kilku minutach wyszedł z budynku. Zanim rozłożył parasol i ruszył w kierunku lasu – do miasta – spojrzał na niebo. Granatowe, zachmurzone i groźne. Mężczyzna stał tak dość długi czas. Yumiro jednak nie traciła cierpliwości. Tę cechę, która pozwalała jej stać w miejscu nawet dwie godziny i się nie znudzić, przypisywała kilku kroplom krwi nimfy, które płynęły w jej żyłach. Jej babcia była najadą. Już nie żyła, ale pozostawiła po sobie dużo śladów we wnuczce. Lazurowe, wielkie i wytrzeszczone oczy, turkusowo-błękitne pasemka we włosach, możliwość dłuższego oddychania pod wodą. Yumiro potrafiła nurkować nawet dwadzieścia minut, jeśli nabrała w płuca dużo powietrza. Gdy wychodziła na powierzchnię, jej skóra przybierała zielonkawy odcień, a spod jej pierwszej warstwy wystawało trochę łusek. Nawet stopy stawały się wiotkie i cieńsze, jakby przeistaczały się w płetwy. Najady wyglądały tak na co dzień, miały też możliwość przesiedzenia pod wodą całego życia. Yumiro kochała wodę, pragnęła mieć w sobie trochę więcej z wodnej nimfy. Chciała zanurkować na samo dno morza, ale ciśnienie wciąż jej doskwierało – mimo że trochę mniej niż zwykłemu człowiekowi.
Gdy pan Aleksus zniknął na ścieżce prowadzącej do miasta, dziewczyna wyskoczyła jednym susem z kryjówki. Otrzepała się z liści, które przyczepiły się do jej ubrania i pobiegła do latarni. Dyrektor nigdy nie trzymał tego miejsca pod kluczem. Nie miał tam niczego ważnego, poza tym pewnie nikogo nie interesował ten budynek.
Nikogo... oprócz Yumiro.
Dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka. Jedynym dźwiękiem był jej własny oddech, nawet deszcz był praktycznie niesłyszalny. Yumi pobłądziła ręką w ciemności, by znaleźć włącznik światła. Gdy w końcu go wcisnęła, żarówka zamigotała trzy razy i otoczyła pomieszczenie słabym żółtym światłem. Był to okrągły, nieduży pokój – jego większość zajmowały schody na górę. Z boku stało biurko, zasypane papierami i książkami. Yumiro podeszła do niego, spojrzała na bałagan. Na wierzchu leżał list. Zaadresowany do matki pana Aleksusa.
Dziewczyna poczuła się dziwnie. Odwróciła wzrok. Przyszła tu poczytać powieści, nie cudzą korespondencję. Szczególnie przeznaczoną dla umarłych.
Na kolejnym piętrze znajdowała się mała biblioteczka, w której można było znaleźć mnóstwo skarbów.
Yumiro wspięła się po metalowych schodach. Weszła w ciemność. Na tym piętrze nie było żadnej lampy. Dziewczyna wyjęła z kieszeni przemokniętej kurtki komórkę i włączyła latarkę. Pomieszczenie było malutkie, nie stało tu nawet żadne krzesło. Tylko mała biblioteczka przy ścianie, składająca się z kilku półek. Książki nie były posegregowane. Leżały jedna przy drugiej, grube i chude. Gdyby nie Yumiro, byłyby zakurzone, a ich jedynymi użytkownikami stałyby się pająki.
Dziewczyna z czułością musnęła palcami zbiór. Kiedyś policzyła dzieła. Było ich dwadzieścia pięć. Pięknych, mądrych powieści, naukowych tomów, ale przede wszystkim – marynistycznych ksiąg. O żeglarzach, podróżnikach, piratach, handlarzach. Te historie pociągały Yumiro najbardziej. Od kiedy pamiętała, zawsze uwielbiała wodę, oceany, morza, a nawet kąpiele w wannie. Studentka była teraz w trakcie czytania „Rybołóstwa” autorstwa Mirelli Nickon. Historia opowiadała o Luliusie, samotnym wędkarzu, który łowił ryby w jeziorze Klenn, obok którego mieszkał. Pewnego razu w swojej sieci znalazł syrenę. Była to miłosna powieść, mało prawdopodobna, ale bardzo wciągająca i – mimo wszystko – wiarygodna.
Yumiro nie zabierała książek do domu, bo bała się, że dyrektor zauważy, że czegoś brakuje. Choć było to mało prawdopodobne, mężczyzna był nieprzewidywalny. Poza tym, w latarni dziewczyna mogła zostać tak długo, jak chciała i nikt jej nigdy nie przyłapał. Komu by się chciało odwiedzać to miejsce po dziewiątej w nocy? Zapewne tylko wariatom, a tych było na Radagas mało.
Yumiro znalazła stronę, na której skończyła. Została już jej tylko końcówka, dlatego dziewczyna powoli czytała, by delektować się słowami, które Mirella tak znakomicie dobierała. Jej historie były niesamowite.
Yumiro miała w umyśle stworzony piękny obraz miłości. Mężczyzna, oddany swojej partnerce bardziej niż czemukolwiek innemu – romantyczny, kochający, z poczuciem humoru, przystojny i inteligentny. Bohaterzy książek Mirelli zawsze byli idealni, a świat wokół nich był utopijny. Yumiro miała dopiero szesnaście lat i mimo analitycznego, matematycznego i rozwiniętego umysłu pojęcie o świecie miała niewielkie. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy ze swojej naiwności.
Gdy skończyła czytać, dochodziła dziesiąta. Szesnastolatka dopiero po przeczytaniu ostatniego fragmentu dowiedziała się o grupie wiekowej, dla której przeznaczona była książka – zdecydowanie nie była to młodzież – i gasząc latarkę w telefonie czuła, jak jej serce drży niespokojnie.
Yumiro wyszła z latarnii z radością. Deszcz już trochę ustał, teraz z nieba spadały tylko małe, nieśmiałe kropelki. Dziewczyna założyła kaptur na głowę. Zostawiała na piasku ślady trampek, zaraz rozmyte przez wodę. Spojrzała za siebie.
Latarnia jak zwykle wyglądała magicznie. Biała, z czerwonym paskiem pośrodku, z odpadającym ze ścian tynkiem. Szeroka plaża obmywana przez fale morza dodawała widoku piękna. Yumiro stała tak jeszcze chwilę, napawając się cudownym widokiem, i odwróciła się, po czym weszła w głąb lasu.
Uwielbiała tę ścieżkę. Dokoła niej rosły palmy o najgęstszych liściach, a także ogromne drzewa o tęgiej koronie. Było cicho. Nawet deszcz już całkowicie ustał, słychać było tylko kroki Yumiro i świerszcze grające swój koncert gdzieś w oddali.
Dróżka była magicznie oświetlona. To właśnie było piękne w Radagas – idealnym miejscu na wakacje. Nawet te małe ścieżynki, odnajdywane przez mało kogo, miały swoje własne latarnie – te ze świecącymi kamieniami we wnętrzu szybek wykopywanymi głęboko pod ziemiami wyspy. Do miasta stąd szło się dziesięć minut. Yumiro wsłuchiwała się w odgłosy natury. Z oddali słychać było szum morza, cykały świerszcze. Jedna papuga jeszcze nie spała i swoimi skrzekami budziła zapewne wszystkich mieszkańców lasu.
Miasto Grendell, drugie pod względem wielkości na Radagas, było w nocy jak zwykle pięknie oświetlone. Budynki, które dziewczyna mijała na obrzeżach miasta, były w większości domami mieszkalnymi. Małymi, skromnymi, o płaskim dachu i zazwyczaj z jednym piętrem. Wśród obywateli Radagas panował piękny zwyczaj rozwieszania kolorowych żarówek na dachach. Było to przyczyną szczelnych żaluzji w oknach, które zakupywali mieszkańcy. Mogli spać spokojnie, a na ulicach utrzymywał się magiczny klimat. Yumiro minęła kilka zakochanych par, samotnych ludzi w kapturach, dziewczyn zmierzających na imprezę. W końcu był piątek.
W miarę jak dziewczyna wchodziła w głąb miasta, budynki stały coraz bliżej siebie, stawały się wyższe.
Większość właścicieli sklepów również rozwieszała na swoich budynkach kolorowe żarówki. Na asfalcie zebrało się kilka kałuż. Odbijały się w nich światła dekoracji. Na ulicach odbywał się koncert czerwonych, niebieskich i zielonych barw. Yumiro szła w kierunku centrum, w którym mieściła się akademia i internat, w którym studentka mieszkała.
Dziewczyna wiedziała o ciszy nocnej rozpoczynającej się o 23:00. Do tego czasu wychodzenie poza szkołę było legalne. Oczywiście nikt tak naprawdę tego nie pilnował, ale Yumiro zdawała sobie sprawę z tego, że w akademii mieszkało kilku kapusiów. Nie było ich wielu, bo uczniowie liceum na Radagas byli życzliwi, pomocni i wyluzowani. Jednak byli też ci o większych ambicjach, pragnący zdobyć szacunek nauczycieli nieciekawymi zagraniami – takimi właśnie jak zgłoszenie spóźnialskiego. Choć ciało pedagogiczne tej szkoły niechętnie obniżało zachowanie u uczniów z tak błahych powodów (każdemu może się zdarzyć, poza tym Radagas słynęło z wielu klubów), było zmuszone do działania – w końcu czuwało nad nimi kuratorium mające siedzibę bardzo blisko akademii.
Co również nie oznacza, że nauczyciele w liceum nie byli surowi. Po prostu pamiętali lata swojej młodości i rozumieli, że młodzież czasem potrzebuje się trochę wyszaleć. I wiedzieli też, że za dużo imprez z kolei odbija się na ocenach. Dlatego zapraszali na zajęcia pozalekcyjne, takie jak „Warsztaty Dobrej Organizacji” pod pieczą pani od historii czy odbywające się co tydzień wykłady profesora psychologii, który przyjeżdżał do Grendell ze stolicy Radagas – Medrimy. Słynął on z pełnych nostalgii, humoru oraz przemyśleń zajęć. Yumiro kiedyś – w pierwszym semestrze szkoły – częściej na nie chodziła, zanim odkryła swoją pasję do książek i przestała mieć zawirowania osobowości typowe dla szesnastolatków. Musiała przyznać, że profesor pomógł jej wyjść z psychicznych rozterek, których miała wiele – a jej rówieśniczki już po jednym wykładzie ograniczyły wypady po dwudziestej trzeciej.
Dziewczyna chciała wejść do internatu cicho. Był to budynek położony na placu Vilche'a, nieopodal środku miasta. Luksusowy. Akademia mogła sobie pozwolić na takie wydatki. Poza tym, najlepsi uczniowie z całego wschodu kontynentu zasługiwali na najlepsze.
Drzwi główne były szklane, zaklejone plakatami z informacjami o następnych występach koła teatralnego. Yumiro jednak po swoich nocnych wypadach wracała do pokoju bocznym wejściem, które prowadziło przez bezsensowną plątaninę korytarzy – i połowa tego przejścia ciągnęła się obok kuchni, więc potem dziewczyna musiała zmywać z siebie woń gotowanych kalafiorów, które kucharki tak bardzo uwielbiały gotować. Jednak tu nie przychodził węszyć żaden kapuś – bo wywęszyłby tylko smród warzyw. Jedynym zagrożeniem była pani Lusi, pulchna i sympatyczna pracownica kuchni, która czasami kręciła się tym korytarzem, by wyrzucić śmieci. O tej porze personel zwykle już opuszczał internat, ale młoda kucharka zostawała czasem na dłużej.
Lusi zawsze zagadywała każdego ucznia, który miał nieszczęście na nią wpaść. Była to pewnego rodzaju zgroza internatu – choć uśmiechnnięta i wesoła, kobieta bardzo łatwo i szybko znajdowała tematy do rozmów i zawsze pojawiała się w najmniej oczekiwanym i pożądanym momencie. Na przykład właśnie takim jak potajemne powroty Yumiro.
Dziewczyna wróciła bardzo wcześnie. Zwykle powracała po 23:00. Teraz co prawda nie musiała wchodzić bocznym wejściem, ale wolała nie ryzykować. Niektóre osoby w tym internacie potrafiły być bardzo złośliwe...
Coś jednak przykuło uwagę studentki. Uczennica podeszła bliżej szklanych drzwi. Ogłoszenie o następnym występie koła teatralnego.
Jej współlokatorka chodziła na te zajęcia, jednak nie wspomniała jej o jutro wystawianym... romansie?!
Yumiro przestała czytać. Poczuła, że ktoś ją obserwuje. Czujnie. Szybko odwróciła się.
– Hej – to był Fredrick.
Zaraz, zaraz. Takie zwykłe „to był Fredrick”? Myśli dziewczyny zaczęły galopować. To szkolny przystojniak z trzeciej klasy. Powinna teraz się zdziwić, skakać z radości lub cokolwiek.
Była jednak tylko trochę zaskoczona. Ten niezbyt ciekawy w jej ocenie uczeń nigdy się do niej nie odezwał. Przez cały rok szkolny – ani razu. A teraz tak po prostu podchodzi i rzuca „hej”?
– Hej – odpowiedziała ostrożnie Yumiro, analizując sytuację. Może to kryptokapuś?
– Nazywasz się Asawin, prawda? – zapytał. Faktycznie był przystojny. Szczególnie w kolorowym świetle lampek. Jego skóra nabrała różowawego koloru, szmaragdowe ciemne oczy błyszczały. Brązowe, prawie czarne włosy postawione na żel wymknęły się spod kontroli – kilka niesfornych kosmyków opadło chłopakowi na czoło. Miał na sobie czarny płaszcz. To nie w takich rzeczach chodzi szkolna elita. Prawda? Dziwne.
– Tak. Jestem Yumiro – głos dziewczyny był miękki i spokojny. Jak zawsze.
– A ja Fredrick. Ale pewnie już to wiesz – zaśmiał się.
– Tak. Grasz na gitarze w szkolnym zespole.
– Bystra jesteś – Yumiro widziała teraz doskonale, czym chłopak tak imponuje innym dziewczynom. Rzuca takie małe, niby nic nieznaczące komplementy w środku konwersacji, ale równocześnie patrzy przy tym prosto w oczy rozmówcy, trochę uniżając głowę. Coś niesamowitego. Można się naprawdę poczuć ważnym – Choć fakt faktem, ciężko mnie nie zauważyć – Fredrick roześmiał się czarująco, odchylając głowę do normalnej pozycji. Idealne zagrania. Żarty, komplementy... ten chłopak znał tajemnicę perfekcyjnego flirtu lepiej od wszystkich.
Flirtu?
Po co Fredrick miałby z nią flirtować?
Może po prostu tak mu to weszło w krew, że nie potrafił już normalnie rozmawiać.
– Chcesz czegoś konkretnego? – zapytała dziewczyna sucho.
– Dowiedziałem się, że jesteś przewodniczącą swojej klasy.
To była prawda. Yumiro została wybrana przez pozostałych dwudziestu jeden uczniów. Zapewne dzięki swojej rzetelności, cierpliwości, inteligencji i dobrym ocenom.
– Tak jest.
– Zrobiłabyś coś dla mnie? – trochę szybciej mówił. Jakby się czymś zdenerwował. Choć w ogóle nie dał po sobie znać. – Możesz wydrukować listę uczniów zainteresowanych olimpiadą międzykrajową?
Olimpiada była jednym z większych i trudniejszych konkursów. Brali w nim udział tylko najlepsi uczniowie. Składała się z trzech części – artystycznej, naukowej i sportowej. Trwała tydzień. Szkoły wybierały dwóch uczniów biorących udział w każdej kategorii – w sumie sześciu. Wyjeżdżali oni na igrzyska do szkoły, która była gospodarzem olimpiady. W tym roku była to akademia na Radagas.
– Nie ma sprawy, ale czy tym nie zajmują się zwykle nauczyciele?
– Trochę się zmieniło w regulaminie. Chcą, żeby to uczniowie wszystko ustalali. No wiesz, odpowiedzialność i te sprawy.
– A czemu akurat ty zbierasz te listy?
– Przewodnicząca szkoły jest moją bliską przyjaciółką – Fredrick przechylił głowę w bok. Przyglądał się nowo poznanej. – Poprosiła mnie, żebym to załatwił. Ona ma pełno innych spraw na głowie.
Zapadła cisza. Nie trwała jednak dłużej niż trzy sekundy, bo chłopak znów przemówił.
– Dzięki, Yumiro – przedłużał samogłoski w jej imieniu. Od razu usłyszała ten mały szczegół. – Bardzo mi tym pomożesz.
– Jak mówiłam – nie ma sprawy.
– Wiem, że mogę ci ufać – uśmiechnął się. Był to naprawdę bardo czarujący uśmiech. Yumiro naczytała się za dużo romansów. Analizowała każdy jego ruch. – Inni w samorządzie mawiają, że jesteś prymuską. Takim ufam – zaśmiał się.
Nieudany ruch. A może udany? Jak powinna się poczuć? Wiedziała, że inni uczniowie tak o niej myślą, ale normalna dziewczyna uraziłaby się. Skąd Fredrick wiedział, że po niej to spłynie?
– Dam ci tę listę jutro na obiedzie – zaproponowała, ignorując jego uwagę.
– Nie... wiesz, wychodzę na obiad z... koleżanką. Przyjdę do twojego pokoju o siedemnastej, okej?
– Okej.
Yumiro pomyślała, że rozsądnie byłoby się teraz uśmiechnąć. Zmusiła się do delikatnego uniesienia kącików ust. Chyba wcześniej zachowała się zbyt sucho.
Zauważył. Zaśmiał się.
– Dzięki jeszcze raz. Do jutra – odszedł, nie odwracając się od razu. Chwilę szedł tyłem. Wyglądał jak wyjęty prosto z jakiegoś romansu dla nastolatek.
Pobiegł w kierunku części internatu dla chłopców.
Yumiro stwierdziła, że zaryzykuje i wróci do pokoju zwykłą drogą. Jeśli ukrywał się tu jakiś kapuś, pewnie już dawno zrobił jej tysiąc zdjęć.
Pokój mieścił się na ostatnim, trzecim piętrze. Dziewczyna weszła do windy i wjechała na górę.
W końcu stanęła przed drzwiami pokoju numer trzysta dwadzieścia. Otworzyła je.
– Yumi! – przywitał ją piskliwy, rozentuzjamowany głosik Geldy. – W końcu wróciłaś!
– Cześć.
Pokój składał się z trzech pomieszczeń. Po lewej był mały salon, naprzeciwko trzy łóżka i po prawej toaleta.
Ostatnią współlokatorką była Adia. Siedziała obok Geldy na łóżku. Obydwie patrzyły na Yumiro, która zdjęła swoją przemoczoną kurtkę i odwiesiła na wieszak.
– Gelda, nie mówiłaś mi nic o jutrzejszym przedstawieniu.
– Przedstawieniu? Aaa... no bo ja w nim nie gram.
– A czemu nie grasz?
Yumiro weszła do łazienki, zostawiając otwarte drzwi. Umyła ręce porządnie.
– Bo czytałam scenariusz. Głupi, bez sensu i przesłodzony.
– Myślałam, że lubisz takie rzeczy – Yumi uśmiechnęła się do siebie. Zakręciła kran i wytarła ręce.
– Cicho!
Yumiro uniosła spojrzenie do lustra. W pierwszej chwili się nie poznała. Była zaskoczona – wyglądała wyjątkowo ładnie. Niebieskie końcówki wilgotnych włosów się zakręciły, rzęsy opadły, usta rozchyliły w półuśmiechu. Oczy powiększyły dzięki szeroko uniesionym powiekom. Choć Yumiro nie miała w zwyczaju pozować przed lustem, tym razem musiała. Odeszła metr od lustra, odsłaniając mokrą bluzkę z krótkim rękawem, która opadła poniżej ramion. Przylgnęła do ciała dziewczyny.
Yumiro położyła dłoń na udzie, wyginając delikatnie talię. Patrzyła sobie prosto w oczy. Czuła się trochę głupio, ale równocześnie cieszyła się. Rzadko kiedy miała czas i ochotę na oglądanie swojego ciała i twarzy. Odetchnęła głęboko. Może Fredrick rzeczywiście z nią flirtował?
W tym momencie w odbiciu zobaczyła Geldę.
– Co ty wyprawiasz, Yumi?!
Yumiro zawstydziła się. Natychmiast rozluźniła ręce i odwróciła się gwałtownie do przyjaciółki.
– Nic.
Gelda uniosła brwi.
Ona nigdy nie miała powodów do narzekania na swój wygląd. Miała śliczne, niebieskie oczy i blond grzywkę opadającą na brwi. Zawsze nosiła włosy spięte w wysoki kucyk. Nie rozstawała się też z błękitem na ubraniach. Pasował jej.
– Co, urosły ci... nie. Ty po prostu ładnie dzisiaj wyglądasz! – Yumiro zawstydziła się jeszcze bardziej. – Och, moja kochana Yumi... wyglądasz ślicznie!
Gelda wyjęła z kieszeni spodni komórkę, śmiejąc się. Udawała, że robi przyjaciółce zdjęcia niczym paparazzi.
– Ej! Tylko się sobie przyglądałam. Nigdy tego nie robiłam. Wcale nie wyglądam ładnie. Mam mokre włosy, wory pod oczami i... poza tym, nic mnie to nie obchodzi. Chcę wziąć prysznic, więc może w końcu wyjdziesz?
Gelda roześmiała się perliście.
– A potem będziesz latała na golasa? Przyniosę ci piżamę.
Yumiro pokręciła głową z zażenowaniem. Po prysznicu nie spojrzała już w lustro ani razu.
Gdy wróciła do sypialni, padła na łóżko z westchnięciem.
– Znowu byłaś w latarni? – zapytała Adia. Miała aksamitny, przyjemny głos. Była pulchniejsza od Geldy, miała okrągłą twarz i małe oczy. Gdy Yumiro uniosła głowę, zobaczyła, że dziewczyna znów coś rysuje. Szkicownik miała jednak przyciśnięty do piersi. Szkoda, pomyślała Yumi z rozczarowaniem. Uwielbiała oglądać jej dzieła.
– Tak.
– W końcu ktoś cię przyłapie. To nie może być legalne – Adia należała do rozsądnych i zorganizowanych ludzi. Mimo to miała niskie oceny. W jej artystycznej duszy nie było miejsca na inne umiejętności prócz rysowania, malowania i rzeźbienia. Odbijało się to jednak na niesamowitym talencie. Yumiro podejrzewała, że Adia znalazła się w akademii na Radagas dzięki bogatym i ważnym rodzicom. Ładne rysunki nie wystarczały, by dostać się do tej szkoły.
– Wiem – westchnęła Yumi. – Ale nie mogę się powstrzymać. Nigdzie indziej nie ma takiego zbioru. Sprawdzałam w naszej bibliotece. Nawet tam brakuje tych książek.
– Uzależniona od książek! W tym wieku! – roześmiała się Gelda. – Tylko uważaj. Pamiętaj, że mam numer do dyrektora! – pomachała telefon przed twarzą Yumi. No tak. Jej przyjaciółka uczęszczała we wrześniu na zajęcia z tańca, a surowa instruktorka potrzebowała zgody dyrektora, na piśmie i w słuchawce komórki.
Adia wróciła do rysowania w połowie wypowiedzi Geldy. To była cecha, która wszystkich irytowała – dziewczyna potrafiła stracić zainteresowanie rozmówcą w każdej chwili i nagle wyjąć szkicownik, po czym zacząć malować. Jakby coś w słowach drugiego człowieka ją inspirowało.
Gelda spojrzała czule na Adię.
– Niesamowita. Założę się, że już nas nie słyszy. No, to o czym tym razem czytałaś, Yumi?
Yumiro opowiedziała Geldzie całą przygodę, którą przeżyła tego wieczoru. Gelda nigdy nie była zainteresowana książkami, ale uwielbiała wysłuchiwać historii przyjaciółki. Zawsze razem żartowały z głównych bohaterów. Yumiro pomagała także unikać złych ocen współlokatorce, opowiadając jej szczegółowo lektury szkolne. Gelda zdecydowanie była lepszym słuchaczem niż czytelnikiem.
Tej nocy cała trójka znakomicie się wyspała.

* * *

Nadszedł ulubiony dzień wszystkich uczniów akademii na Radagas. Gelda i Adia wyszły na wycieczkę po mieście. Yumiro jednak musiała zebrać listę chętnych na olimpiadę. W jej klasie było dwudziestu uczniów. Gelda i Adia nie były zainteresowane, choć Yumiro po długich namowach wpisała w końcu na listę Adię. Dziewczyna była nieśmiała, ale jej umiejętności podniosłyby szanse wygranej. Z pewnością wygra wstępne eliminacje szkolne.
Na śniadaniu zdobyła odpowiedzi większości uczniów, niektórzy jednak powychodzili do kafejek na naleśniki lub zjedli w pokojach. W sumie zapytała już dwunastu uczniów, a tylko jeden, nie licząc Adii, był zainteresowany olimpiadą. Był to Hordon, który uwielbiał chemię i biologię. Yumiro próbowała mu wyjaśnić, że na liście spisany był program olimpiady i część naukowa była poświęcona tylko ustnemu matematycznemu testu szybkich odpowiedzi oraz jakimś doświadczeniom z fizyki. Hordon, jak to Hordon, nie wysłuchał jej i i tak kazał się wpisać na listę, twierdząc, że fizyka łączy się z chemią, więc i tak ma duże szanse. Co nie zmieniało faktu, że wszyscy wiedzieli, że Hordon miał z tego przedmiotu jedynie mierne oceny.
Yumiro wyszła ze stołówki, a właściwie wytoczyła się z niej. Zjadła gigantyczne ilości gofrów z bitą śmietaną i miodem, ale nie mogła powiedzieć, że żałuje. Sobotnie śniadania były zawsze najlepsze.
Spojrzała na program. Właściwie przeczytała go jedynie w połowie. Część artystyczna składała się z rysowania na czas oraz lepienia z gliny. Część sportowa... nurkowanie i bieg sprintem?
Nurkowanie?
Yumiro zagryzła dolną wargę.
Po namyśle jednak zamiast wpisać się na listę postanowiła dalej szukać chętnych.
Musiała do tego zawędrować do internatu chłopców, wyjątkowo otwartego dla dziewczyn w weekendy. Zostało jej pięciu chłopaków i trzy dziewczyny. Na korytarzu znalazła Greeva, Antona i Mathiasa. Byli to klasowi klauni, za którymi Yumiro nigdy nie przepadała, bo przeszkadzali w lekcji. Mathias był – wbrew pozorom – dobry z fizyki, a Greev potrafił szybko biegać.
– Yumi, a może zapisałabyś się na nurkowanie? – zapytał niespodziewanie Anton, kiedy koledzy przestali się z niego nabijać, bo on nigdzie się nie wpisał.
– Dla ciebie Yumiro – dziewczyna miała chłodny ton. – Dlaczego miałabym to zrobić?
– Widziałem, jak pływałaś w zeszłym tygodniu. Kiedy zanurkowałaś, wypłynęłaś chyba po dziesięciu minutach... myślałem, żeś się utopiła.
– Dziesięć minut?! I ty dopiero po takim czasie się zainteresowałeś? – wrzasnął zaskoczony Greev.
– No bo... chodzą plotki, żeś półsyrena, Yumiro – speszył się Anton. – Myślałem, że... wiesz, umiesz oddychać pod wodą...
Yumi zaniemówiła. Po tej szkole szybko się roznoszą wieści. Teraz jest nie tylko kujonką, ale i syrenką.
– Nie. Moja babcia była najadą – odparła.
– Aa! To sporo wyjaśnia – uśmiechnął się Anton.
– A co to? – zapytali równocześnie pozostali.
– Nimfa wodna – odpowiedział Anton, dumny ze swojej wiedzy.
– Czyli że co? Yumi umie se pod wodą normalnie... – zaczął nieskładną myśl Greev.
– Nie, nie umiem se pod wodą normalnie. Mój rekord to dwadzieścia minut. Tyle – przerwała mu Yumiro.
– To co, nie zapiszesz się?
– A to nie byłoby oszustwo?
– Nie no, coś ty! Raczej rasizm, jeśliby cię nie przyjęli – oburzył się Greev. – Inne szkoły też pewnie wystawią jakieś dziwolągi.
Yumiro zaczęła się zastanawiać. Puściła słowo „dziwolągi” mimo uszu.
– Słusznie – pochwalił go Mathias. – Zapisz się, Yumi. Śmiało.
– Mówiłam, żebyście tak na mnie nie mówili.
Chłopcy wyszczerzyli się głupio.
– Tak czy siak, dzięki. Zastanowię się.
Gdy tylko wyszła z internatu, usiadła na ławce i po krótkim zastanowieniu wpisała się na listę chętnych. Pływanie było jednym z tych talentów, którymi mogła się naprawdę pochwalić.
Dochodziła już trzynasta godzina, kiedy znalazła pozostałych dwóch chłopaków – Berny'ego i Gunnara – w parku obok internatu. Stali obok drzewa i dyskutowali głośno.
– Cześć – przywitała ich Yumiro.
Berny i Gunnar odwrócili się gwałtownie do intruza.
– Yumiro... cześć.
– Zbieram chętnych na olimpiadę. Niestety, w tym roku nic z biologii...
Oboje popatrzyli na siebie z powagą w oczach. Yumiro ich lubiła. Byli inteligentni i żywili niesamowitą pasję do biologii. Dziewczyna zawsze miała szacunek do ludzi z powołaniem.
– Jeśli nic z biologii... – zaczął Gunnar.
– ...to my podziękujemy – dokończył Berny.
Czasami tak robili. Kończyli zdania za siebie. Reszta klasy uważała to za dość zabawne, choć chłopcy nie widzieli w tym nic dziwnego. Przyjaźnili się od przedszkola. Prawdopodobnie potrafili już czytać sobie w myślach.
Obaj nosili też okulary.
–Dobra, dzięki. Lecę.
Jeszcze tylko trzy dziewczyny.
Pierwszą z nich Yumiro złapała na korytarzu około czternastej. Była to Hinga, pasjonatka języków i pisarstwa. Większość klasy uważała ją za dziwaczkę, i być może dlatego Yumi złapała z nią kontakt już po pierwszych dniach w szkole.
– Cześć, Hinga – uśmiechnęła się do koleżanki.
– O! Cześć, Yumi... – Hinga obejrzała się za ramię. Burza czarnych loków podskoczyła. – Miło cię widzieć. – odwróciła się z powrotem do Yumiro. Trzymała w dłoniach jakieś książki, przyciskała je do piersi i zaciskała zęby.
– Coś się stało? Wyglądasz na roztrzęsioną.
– Nie, nie, nie... tylko... bibliotekarka chyba się na mnie uwzięła...
– Bo?
– No bo widzisz, to są jakieś lektury dla trzecich klas i ona mi zakazała ich brać... Ale nie mogę się powstrzymać. Tu jest historia języka gryfów... muszę to przeczytać już teraz, zaraz!
– I... ukradłaś te książki?
– Nie, no... no tak... znaczy, tak jakby...
– Hinga! Odnieś je do biblioteki.
Hinga westchnęła.
– Uch.
– Naucz się cierpliwości. Poza tym, w mieście są jeszcze inne biblioteki. Może tam znajdziesz te książki?
– Ech.
Yumiro skrzyżowała ręce na piersiach.
– Dobra, dobra, pewnie masz rację – załamała się Hinga. – Idę je oddać. A co to za kartka?
– To lista chętnych na olimpiadę. Jesteś zainteresowana?
Hinga pokręciła głową. Burza włosów znów podskoczyła jej na ramionach.
– Nie. Nie ma tam nic dla lingwistów.
Yumiro uśmiechnęła się.
– Okej, dzięki. A przy okazji, widziałaś może Britt i Shaen?
– N-nie, niestety.
– Dobra.
Yumiro mogła zapytać dziewczyn o zainteresowanie dopiero podczas obiadu. Jak zwykle chichotały przy jednym z okrągłych stolików, patrząc na Mathiasa, Greeva i Antona siedzących nieopodal.
Oczywiście nie były zainteresowane. Yumiro od początku roku szkolnego zastanawiała się, jak dziewczynom udało się dostać do tak prestiżowej szkoły. W niczym nie były tak naprawdę dobre i rozmawiały tylko o chłopakach.
Po obiedzie Yumiro spędziła trochę czasu z Adią i Geldą w parku. Dziewczyny siedziały tam prawie cały dzień. Potem w trójkę wróciły do internatu.
Gdy była już prawie siedemnasta, do drzwi ktoś zapukał.
Yumi natcyhmiast wstała, chwyciła listę zainteresowanych i pobiegła do klamki.
Zanim ją jednak chwyciła, coś jej przyszło do głowy. Miała na sobie czarną bluzę z kapturem i luźne, sprane dresy. Zagryzła dolną wargę i spojrzała w lustro w otwartej łazience. Włosy miała spięte w niski kok, z którego wychodziły kosmyki. Zdecydowanie nie przypominała tej dziewczyny z wczoraj. Szybko poprawiłą fryzurę na tyle, ile mogła.
Otworzyła drzwi.
– Cześć, Yumiro – przywitał ją Fredrick.
– Cześć, Fredrick.
– Fredrick?! Fredrick Eriksson? – usłyszała z tyłu wycie Geldy.
Yumiro ze skrępowaniem obejrzała się za siebie.
– Zapomniałam wam powiedzieć. Fredrick przyszedł tylko odebrać tę listę.
Tak naprawdę o niczym nie zapomniała. Znała Geldę i podejrzewała, że ogłosi czerwony alarm, jeśli Yumiro o czymkolwiek jej powie. I każe sprzątnąć cały pokój.
– Tak. Dziękuję ci – Fredrick wydawał się być rozbawiony całą sytuacją.
Gelda wygrzebała się z łóżka i z piskiem ruszyła do drzwi.
Yumiro była zdenerwowana.
– Co ty wyprawiasz? To człowiek jak człowiek.
– No... ale... – Gelda była cała zarumieniona. Yumi wiedziała, że dziewczyna jest zafascynowana chłopakiem, ale żeby aż tak?...
– Spoko, rozumiem – Fredrick puścił oko do Geldy. Ta jeszcze bardziej się zaczerwieniła.
– Proszę – Yumiro oddała listę. – Z naszej klasy tylko cztery osoby.
– To i tak dużo. Od pierwszaków zwykle dostajemy tylko po jednej. Przy okazji... byłem przed chwilą na stołówce i pytała o ciebie jakaś ruda dziewczyna. Chce, żebyś tam przyszła, Yumiro.
Yumi przytaknęła. Ruda dziewczyna? Nie zna nikogo o takim kolorze włosów.
– Okej, dzięki – wymamrotała w odpowiedzi i wyszła z pokoju.
* * *

– Okej, dzięki – burknęła Yumiro i przeszła obok Fredricka, uważając, by go nie dotknąć lub musnąć.
– Mogę wejść? – po chwili ciszy zapytał chłopak.
Gelda przestała wpatrywać się bezmyślnie w jego ciemne oczy i wpuściła go.
– Tak, jasne. Rozgość się.
Fredrick wszedł do środka, uśmiechając się ciągle przyjaźnie. Gelda pomyślała, że warto by się teraz przedstawić.
– Ja jestem Gelda...
Adia uniosła wzrok znad szkicownika. Nie wykazała zbytniego zainteresowania chłopakiem. Tym lepiej dla mnie, pomyślała przebiegle Gelda.
– A to jest Adia.
– Miło mi was poznać.
Miał taki cudowny głos. Taki... miękki i sympatyczny... a jego uśmiech... jak z bajki...
– Ciebie też... bardzo miło...
Miała nadzieję, że uzna jej jąkanie za urocze.
– No... Yumiro chyba nie jest zbyt ekstrawertyczna, co? – roześmiał się Fredrick, unosząc ramię i drapiąc się po plecach. Wydawał się trochę onieśmielony, co tylko dodawało mu uroku.
– T-tak... czasami ciężko z nią wytrzymać. Jest dosyć chłodna i nieprzyjazna... ale to w końcu moja przyjaciółka. Ona chyba nie zdaje sobie sprawy, że jest taka... sucha.
Fredrick rozluźnił ręce i uśmiechnął się do Geldy.
– Chyba przeciwieństwo ciebie, co?
– Yyy... no nie wiem... może?...
– Urocza jesteś – zaśmiał się Fredrick. Gelda poczuła, że jej twarz zmienia się w soczystego buraka.
– Dzi... dzięki – mruknęła.
Zaraz jednak chłopak spoważniał.
– Widziałem cię ostatnio na przedstawieniu – mówił głębokim tonem. – Coś niesamowitego. Przyznam ci się... obserwuję cię od dawna i... fantastycznie grasz.
– N-naprawdę? – Gelda uniosła oczy ku Fredrickowi. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że nawija kosmyk niesfornych włosów na palec.
– Naprawdę. Tylko na twoich przedstawieniach potrafię się tak wczuć w fabułę... raz prawie się popłakałem.
– Łał... dziękuję.
– Jutro macie kolejne przedstawienie, prawda? Nie mogę się doczekać. Będę ci kibicować z widowni.
Gelda poczuła, że robi jej się gorąco. Serce kołotało się niespokojnie w piersi.
– Och... jutro niestety nie gram.
Fredrick był wyraźnie zmartwiony.
– Ojej. Szkoda.
– A-ale... w następnym już będę. Obiecuję.
Chłopak rozpromienił się.
– To super!
Nastała cisza przerywana dziwnym, chrapliwym oddechem Adii. Czasami tak robiła, kiedy bardzo wczuła się w rysunek.
– Słuchaj, Gelda... – Fredrick musnął jej dłoń. – Czy... chciałabyś jutro pójść ze mną na to przedstawienie?
– P-przedsta... tak, pewnie... jest o siedemnastej...
– Dobra. Odbiorę cię z pokoju – uśmiechnął się promiennie. Wyglądał tak czarująco.
– O-okej.
Gelda uciekła wzrokiem od Fredricka i spojrzała na szkicownik Adii. Przez ułamek sekundy widziała szkic.
To było serce. Wyrywane prosto z piersi, okrwawione i ściśnięte przez okrutną dłoń.
Była zdezorientowana. W tym momencie Fredrick uśmiechnął się i poprawił rękawy czarnego płaszca.
– Dobra, ja się zbieram. Ale... nie mów Yumiro, że zostałem na dłużej, okej? Do zobaczenia.
Gelda nawet nie zdążyła się pożegnać. Go już nie było w pokoju.

* * *

Nikogo tam nie było.
Yumiro przeszukała całą stołówkę i znalazła tylko Britt z Greevem, siedzących przy jednym stole i chichoczących głupawo. Ta dwójka już od dawna miała się ku sobie.
– Widzieliście może tu jakąś rudą dziewczynę? – zapytała, choć niechętnie im przerywała.
– Nie – zaprzeczyła Britt, nawet nie spoglądająć na Yumiro.
Dziewczynie coś nagle przyszło do głowy. Głupia myśl, ale naszła ją tak nagle i dość mocno naciskała na jej umysł.
Przecież to pytanie bez sensu.
– Uch... a widzieliście może tego Fredricka z trzeciej be?
– Nie. Nikt tu nie przychodził od pół godziny.
Yumiro poczuła ukłucie w sercu. Oszukał ją. Ale dlaczego? Jaki miał cel? Przecież i tak już wychodził...
Chyba że nie. Może chciał zostać sam na sam w pokoju z Geldą. W końcu Adia była w swojej mantrze rysowniczej.
Choć nic ich nie łączyło, Yumiro poczuła się zawiedziona i zdradzona. Co za głupi sposób na podryw. Czemu wcześniej z nią flirtował? Pewnie chciał po prostu zdobyć jej zaufanie. Albo nie mógł się powstrzymać. W końcu tamtego wieczora Yumiro wyglądała wyjątkowo ładnie.
Co absolutnie nie usprawiedliwiało jego zachowania.
Yumi obróciła się na pięcie i wybiegła ze stołówki.
Weszła do pokoju gwałtownym ruchem.
Zero Fredricków.
– Cześć, Yumi. Czego chciała ta dziewczyna?
– Yyy... no właśnie jej nie było. Tylko Britt z Greevem. Powiedzieli mi, że nikt tam nie przychodził od pół godziny... nie wiem, o co chodziło Fredrickowi.
W oczach Geldy pojawił się błysk zrozumienia. Yumiro zmarszczyła brwi. Gelda jednak od razu uśmiechnęła się tym swoim sympatycznym uśmiechem.
– Ja nie wiem. Poszedł sobie od razu, kiedy wyszłaś. Może był na stołówce wcześniej, a ta ruda zwiała?
– No nie wiem, powiedział, że był tam przed chwilą...
– Może się po prostu nie zrozumieliście. Następnym razem go spytaj.
– Raczej już nie będzie następnego razu. Wątpię, żebyśmy mieli jakąś inną okazję do pogadania.
– No cóż... w takim razie tym bardziej nie powinnaś się przejmować. Chodź, kupiłam dzisiaj dobre chrupki.

* * *

Tamtego wieczoru Yumiro poszła do latarni nieco wcześniej niż zwykle. W soboty dyrektor nie przychodził tam pracować. Miała dużo czasu dla siebie.
Zanim zabrała się za lekturę, przemyślała sprawę z Fredrickiem. Musiała przyznać, że zaczynał jej się podobać. Wbrew wszystkiemu. Jednak teraz był znów jak odległy, niedostępny najprzystojniejszy chłopak w szkole. Taki, którym Yumiro nigdy by się nie zainteresowała, wiedząc, że to bez sensu.
Było jej przykro. Zastanawiała się, dlaczego ją oszukał. I czemu Gelda miała taki dziwny wyraz twarzy, kiedy wspomniała o tej dziwnej sytuacji.
Starała się tego nie rozpamiętywać. Zapomnieć i tyle.
Próbowała się wciągnąć w nową powieść, ale to wciąż jej doskwierało. Zmuszała się do patrzenia na linijki tekstu przez kolejną godzinę, a gdy nastała dwudziesta pierwsza, oderwała się od bezsensownej lektury i wróciła do internatu. Tym razem włożyła słuchawki do uszu, bo nie padał deszcz, w który mogłaby się wsłuchać. Było ciepło, dlatego zdjęła kurtkę i przerzuciła przez ramię.
Słuchała wolnej, cichej i spokojnej muzyki. Pozwoliło jej się to uspokoić. Szła zawiłymi ścieżkami, by wydłużyć drogę powrotną.
Tamtej nocy spała mniej spokojnie niż poprzedniej.
Geldzie natomiast śniła się cudowna przyszłość z Fredrickiem, w której on przez cały uśmiecha się do niej tym swoim urzekającym uśmiechem.
Choć gdzieś w jej umyśle czaił się obraz wyrywanego z piersi serca.

* * *

Nazajutrz Yumiro długo nie wychodziła z łóżka. Poszła na śniadanie dopiero koło dziesiątej. Zostało już bardzo niewiele jedzenia, a sprzątaczki zamiatały podłogę.
Wzięła tackę, zaparzyła słabą herbatę miętową i ruszyła na poszukiwanie resztek pożywienia. Znalazła jednego przypalonego naleśnika z kremem czekoladowym, jabłko i trochę miodowych płatków śniadaniowych. Mleko w czajniku było letnie.
Yumiro położyła nędzny posiłek na najbliższym stoliku. Taca trzasnęła, wylało się trochę herbaty.
– Ojej! Zły humor mamy, co? – zagadała jedna ze sprzątaczek.
Yumiro spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem. Faktycznie była nie w sosie. Sytuacja z Fredrickiem już tak nie bolała, ale Yumi wciąż odczuwała niesmak.
Oprócz niej na stołówce siedział jeszcze Hordon. Przez cały rok szkolny prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Im więcej Yumiro go obserwowała, tym bardziej się przekonywała, że rzeczywiście nie warto. Hordon nie miał przyjaciół, ale uważał, że jest inaczej. Teraz robił zdjęcia nadgryzionego naleśnika z truskawkami, a potem wykrzywiał swoją twarz w dziwnych grymasach. Dopiero po chwili Yumiro uświadomiła sobie, że on wcale się nie dusi, a wysyła buziaki do kamery z przodu komórki.
Zresztą, nawet jeśli Hordonem byłaby Gelda lub Adia, Yumiro nie miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek.
Przełknęła ostatni kawałek naleśnika, wypiła herbatę, po czym posprzątała po sobie i wyszła ze stołówki.
Przeszło jej przez myśl, żeby odwiedzić latarnię. Szybko jednak przypomniała sobie, że niedziele to jedyne dni, w które jest ona zamknięta. Nie wiadomo, czemu dyrektor tak ustalił.
Teraz Yumiro wydawało się, że zrobił to jej na złość. Akurat kiedy najbardziej potrzebuje refleksji nadmorskiej.
Refleksji nadmorskiej?
Yumiro naszła fantastyczna myśl. Pobiegła na górę, założyła kostium kąpielowy, narzuciła na niego lekką kurtkę i pobiegła na ulubioną plażę.
Na piasku leżała tylko jedna starsza pani z mężem oraz czteroosobowa zabiegana rodzina. Yumiro odłożyła kurtkę blisko niewysokich, ledwie wyróżniających się od plaży wydm i spojrzała na wodę.
Krystalicznie czysta. Yumi zamoczyła palce prawej stopy. Ciepła. Prawie tak samo jak powietrze. Była piękna pogoda, na niebie nie widać było żadnej chmurki, a słońce smażyło.
Yumiro weszła głębiej. Zamknęła na chwilę oczy. Słyszała mewy i papugi, szum morza, zderzające się fale, dzieci bawiące się na brzegu. Czuła woń soli i wody. Powietrze, prawie nieruchome, delikatnie muskało jej skórę.
Rozchyliła powieki. Była o krok od nagłego spadku, przepaści w morzu. Zamknęła oczy, rozłożyła ramiona, nabrała powietrza w płuca i niczym delfin z wdziękiem rzuciła się w morską otchłań.
Tu było zimniej. Yumiro odpychała się rękami, by popłynąć głębiej. Czuła chłód. Otworzyła oczy. Zobaczyła wodorosty na ścianie, z której przed chwilą się rzuciła. Unosiła się pod wodą, oglądała morski podwodny świat.
Tu i tak było jeszcze w miarę płytko. Niewiele metrów pod nią było już dno, usiane morskimi roślinami różnego koloru, kołyszącymi się delikatnie. Yumiro popłynęła trochę dalej. Minęła ławicę kolorowych rybek. Prócz nich rzadko spotykała inne gatunki. Groźne zwierzęta mieszkały daleko.
Yumiro postanowiła przetestować swoje umiejętności szybkiego pływania pod wodą. Pewnie o to będzie chodzić w olimpiadzie. Wypatrzyła w oddali ogromny, pomarańczowy wodorost unoszący się na dnie. Stanęła na piachu.
Gotowi do startu... start!
Wystrzeliła jak błyskawica. Zamknęła oczy i zaczęła mierzyć czas w myślach.
Otworzyła je po pięciu sekundach. Wodorost był dalej, niż jej się wydawało. Przyspieszyła, czując napięcie w mięśniach.
Poczuła, że słabnie. Próbowała dalej kołysać nogami, nawet wolno, ale czuła zbyt duży ból. Opadła na dno, zmęczona. Wodorost bezczelnie kołysał się zaledwie parę metrów dalej.
Yumiro leżała chwilę na dnie morza. Liczyła ryby przepływające nad jej bezwładnym ciałem. Czuła się beznadziejnie. Teraz, gdy widziała, że nawet w nurkowaniu wcale nie jest taka dobra, przypomniała jej się cała sytuacja z Fredrickiem. Nagle zabrakło jej powietrza w płucach. Yumiro wypłynęła prędko na powierzchnię.
Była bardzo daleko od brzegu. Ludzie wyglądali jak małe figurki krzątające się po plaży. Yumiro użyła ostatku sił, który miała w rękach i dopłynęła na suchy ląd.
Wyczołgała się niezdarnie z wody, czując, jak fale podmywają ją z tyłu. Nawet morze próbowało ją z siebie wygonić. W końcu wstała i ruszyła do wydm. Pod wodą była trochę więcej niż pięć minut. Widziała, że ludzie dziwnie jej się przyglądali. Jej skóra zrobiła się bledsza, a nawet nabrała delikatnego, niebieskiego odcieniu. Yumiro chwyciła kurtkę. Usiadła na chwilę na plaży, czekając, aż słońce wysuszy jej włosy, a obolałe mięśnie odpoczną. Potem wróciła do internatu.

* * *

Gelda ze zdenerwowaniem poprawiała kołnierzyk sukienki tysięczny raz. O niczym nie powiedziała Adii ani Yumiro. Była już we własnym świecie, pełnym blasku, radości i czarujących uśmiechów Fredricka. Ostatni raz zauważyła, że w jego policzkach robią się maleńkie, ledwie dostrzegalne dołeczki.
Powiedziała przyjaciółkom, że wychodzi do teatru sama. Postanowiła wyjść na zewnątrz pokoju, by nie zobaczyły Fredricka. Oglądała swoje odbicie w komórce.
Letnia, zwiewna, ale elegancka sukienka w kolorze brzoskwini. Błękitny wisiorek. Gelda pozwoliła sobie nawet na małą dawkę makijażu, w co rzadko się bawiła. Użyła tylko tuszu do rzęs i słabej, grejfrutowej pomadki. Starała nie zlizywać jej w zdenerwowaniu z warg.
Na szerokie, choć małe stopy nałożyła pomarańczowe półbuciki. Kupiła je niedawno na wyprzedaży. Dopiero teraz przypomniała sobie, że był to jakiś przydrożny stragan z ciuchami. Oby Fredrick nie zauważył, że nosi takie rzeczy.
A jeśli zauważy? Może akurat niedawno przechodził obok tego straganu i zapamiętał te półbuciki? Cholera. Trzeba wrócić i zmienić obuwie.
Jednak było już za późno. Na piętro wjechała winda. Wyszedł z niej wysoki chłopak, ubrany w elegancką, rozpiętą przy kołnierzyku koszulę w białym kolorze. Wsadził ją do czarnych, długich spodni. Gdy zobaczył Geldę, jego twarz rozjaśnił uroczy uśmiech pełen zmieszania, oszołomienia i radości.
– Gelda! Wyglądasz... wspaniale.
Gelda nie mogła się powstrzymać od głupiutkiego, cichego chichotu. Uniosła głowę, by spojrzeć Fredrickowi w twarz. Wyglądał elegancko, ale też na luzie, a jego szmaragdowo-ciemne oczy zmniejszyły się pod wpływem szerokiego uśmiechu.
Gelda miała wrażenie, że zaraz zemdleje albo zwymiotuje ze szczęścia.
Fredrick niespodziewanie chwycił ją za rękę. Był to niewinny gest, ale dziewczyna ledwo już stała na nogach.
– Chodźmy.
W teatrze usiedli w jednym z środkowych rzędów. Był to niewielki teatr, nie było tu nawet trybun, a zwykłe ławki szkolne. Scena udekorowana była kwiatami z origami, głównie różowymi. Gelda rozpoznała je. Niedawno męczyła się z jednym z nich na zajęciach z plastyki. Chciała powiedzieć coś o tym Fredrickowi, ale bała się otwierać buzię. Obawiała się, że ją wyśmieje albo nie będzie wiedział, co powiedzieć.
W rezultacie siedzieli w ciszy, a do przedstawienia zostało jeszcze pięć minut.
Niespodziewanie rozmowę zaczął Fredrick.
– Nic nie powiedziałaś Yumiro, prawda? Czekałaś na mnie przed pokojem. Tej drugiej też pewnie nic nie szepnęłaś, co?
– N-nie.
Fredrick uśmiechnął się znowu. Ile on miał tych uśmiechów w zapasie, że tak nimi wszystkich częstował?
– Bardzo dobrze. Przepraszam, ale wolałbym, żeby nasze spotkania na razie pozostały tajemnicą.
– Pewnie i tak ktoś już nas zauważył, kiedy wchodziliśmy do teatru – Gelda chciała jeszcze dodać, że bezwstydnie trzymał ją za rękę całą drogę, ale bała się, że jeśli mu to wytknie, już więcej jej nie dotknie.
– Och. Masz rację – westchnął. – Powinniśmy zachować większy dystans. Ale... – zaczerwienił się i schylił głowę. – Kiedy... znaczy, jeśli... zaczniemy się oficjalnie spotykać... już będziemy mogli wszystkim powiedzieć.
Gelda oniemiała. Czuła, że żołądek podchodzi jej do gardła, w środku latają motyle, a w piersi serce gra rytmicznego, szybkiego marsza.
– Hm. A jak z Yumiro? Trochę ją wczoraj wykiwałem, ale to tylko dlatego, że chciałem z tobą zostać... mam nadzieję, że za bardzo się nie gniewała.
Gelda miała wrażenie, że cały świat dookoła niebezpiecznie się obraca. Z trudem skupiła się na jego słowach.
– N-nie... Chyba się w ogóle tym nie przejęła.
Fredrick odetchnął z ulgą.
– Uff. Znam ją właściwie dwa dni, ale wydaje się dość nerwowa.
– Tak, to prawda. Łatwo się denerwuje, jeśli chodzi o niektóre sprawy, ale równocześnie jest nieziemsko cierpliwa. Kiedyś nie mogłam zrozumieć równań na matematyce... chociaż zajęło nam to godzinę, wszystko mi wytłumaczyła.
– Dobra z niej przyjaciółka – Fredrick uniósł delikatnie kąciki ust. – Widać, że świetnie się dogadujecie. Pewnie wszystkie chwile spędzacie razem.
– Mmm... no... prawie wszystkie – Gelda zamyśliła się. Yumiro kiedyś ją poprosiła, żeby nie rozpowiadała jej nocnych wypadów do latarni. Nie była pewna, czy to aby legalne, a nie chciała z tego rezygnować. Gdyby niepowołane osoby o tym usłyszały, mogłyby naskarżyć...
– Tak? – zdziwił się Fredrick. – Kiedy się na przykład rozstajecie? Prawie zawsze widzę was razem.
Gelda nagle uświadomiła sobie, że rozmawiają głównie o Yumiro. Nie tak powinna wyglądać randka.
– To prawda, ale każdy potrzebuje chwili samotności. Nawet ja... – chciała zabrzmieć tajemniczo, by zaintrygować Fredricka, ten jednak wydawał się trochę rozczarowany.
– Racja – powiedział tylko i przedstawienie się zaczęło.

* * *

Na obiad były kotlety z ziemniakami. Choć Yumiro normalnie wylizywałaby nawet najmniejszą kroplę sosu, która została na talerzu, teraz nie miała apetytu. Poza tym, Gelda dziwnie się zachowywała. Adia jak zwykle siedziała cicho, grzebiąc widelcem w surówce i wytrzeszczonymi oczami obserwując ziemniaki. Jednak ona miała w zwyczaju zachowywać się nienormalnie. Gelda natomiast myślami była gdzie indziej, prawie nie jadła, nic nie mówiła. Yumiro miała dosyć tej ciszy.
– Dziewczyny, co jest? Słowa nie zamieniłyśmy od wczoraj.
– Och – stęknęła Adia. – Masz rację.
Gelda tępo wpatrywała się w sufit. Najwyraźniej naszła ją jakaś przyjemna myśl, bo uśmiechnęła się i parsknęła śmiechem.
– Gelda? – sprowadziła ją na ziemię Yumiro.
–Och! – czar jakby prysł. Gelda popatrzyła na przyjaciółkę z oszołomieniem. – Co mówiłaś?
–Co się z tobą dzieje?
–Nic. Po prostu... zamyśliłam się. Gdzie byłaś cały dzień, Yumi?
Yumiro odetchnęła w duchu. Może to faktycznie zwykłe zamyślenie. Opowiedziała Geldzie o swoich rozterkach i pobycie na plaży.
– Nie przejmuj się. Jak mówiłam, pewnie się nie zrozumieliście – zaczęła ją pocieszać Gelda. – A jeśli chodzi o nurkowanie... jesteś najlepsza, Yumi. Pewnie jak zwykle masz zawyżone ambicje i nikt by nie dopłynął do tego wodorostu.
Yumiro po obiedzie czuła się już lepiej.
Popołudniu Gelda stwierdziła, że wychodzi do teatru na przedstawienie. Co podejrzane, założyła jedną ze swoich najładniejszych sukienek, a nawet umalowała się. Yumiro jednak nie zawracała sobie tym głowy. Pewnie po prostu chciała dobrze wyglądać, w końcu to wyjście do teatru.
Gdyby Yumi zaczęła się zagłębiać w myśli, uświadomiłaby sobie, że to przecież teatr szkolny i tam mało kto przychodził ubrany aż tak elegancko.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy motyw z tą latarnią i nocnymi wypadami głównej bohaterki, aby poczytać książki. Bardzo fajnie czyta się też wątek romansowy Geldy z Fredrickiem. Na pewno przeczytam następne rozdziały.
    https://kiermasz-swiatow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Chcesz napisać komentarz? Śmiało! Cieszę się z każdej napisanej opinii. No, prawie.