Część
pierwsza.
Wiatr
szumiał.
Deszcz padał.
Gdzieś z oddali grzmiały pioruny.
Trwała noc.
Yumiro klęczała w krzakach, obserwując
latarnię. Czekała, aż światło w biurze dyrektora zgaśnie, a z
budynku wyjdzie tęgi człowiek w okularach. Nauczyciel zawsze
przesiadywał tam do późna. Prawdopodobnie czytał. Na wielu
zajęciach wspominał o swojej pasji do książek. Między innymi
dlatego był dla Yumiro autorytetem.
Reszta akademii leżała w mieście,
tutaj czasami przychodzono na zajęcia. Część budynku, pod którą
czyhała studentka, była tylko i wyłącznie latarnią. Niegdyś
wskazywała drogę statkom, teraz niestety była opuszczona.
Dziewczyna zawsze widziała w tym niezwykłą symbolikę, bo akademia
– do której należał ten zabytek – pokazywała światło nie
tylko żeglarzom, ale też i uczniom. Ta szkoła była wyjątkowa.
Yumiro specjalnie wyjechała na wyspę Radagas – żeby pójść do
tego liceum.
Pan Aleksus był niezwykłym
człowiekiem. Biuro w latarni morskiej? Niesamowite. Dziewczynie
przyszło do głowy, że może mężczyzna wcale tam nie czyta, tylko
patrzy na wielkie morze? Rozmyśla o stałym lądzie? A może tęskni
za rodziną? Wszyscy wiedzieli, że cała rodzina pana Aleksusa
zginęła podczas huraganu pięć lat temu. Dziewczyna zastanawiała
się, jak to jest, kiedy wszyscy dookoła znikają. Nagle, bez
ostrzeżenia. Dyrektor musiał być silnym człowiekiem. Yumiro nie
była pewna, czy sama dałaby radę udźwignąć ten ciężar. Nie
miała w swoim życiu wielu towarzyszy, ale ta garstka przyjaciół,
których posiadała, oraz rodzice byli dla niej bardzo ważni.
Zgasło światło. Pan Aleksus po kilku
minutach wyszedł z budynku. Zanim rozłożył parasol i ruszył w
kierunku lasu – do miasta – spojrzał na niebo. Granatowe,
zachmurzone i groźne. Mężczyzna stał tak dość długi czas.
Yumiro jednak nie traciła cierpliwości. Tę cechę, która
pozwalała jej stać w miejscu nawet dwie godziny i się nie znudzić,
przypisywała kilku kroplom krwi nimfy, które płynęły w jej
żyłach. Jej babcia była najadą. Już nie żyła, ale pozostawiła
po sobie dużo śladów we wnuczce. Lazurowe, wielkie i wytrzeszczone
oczy, turkusowo-błękitne pasemka we włosach, możliwość
dłuższego oddychania pod wodą. Yumiro potrafiła nurkować nawet
dwadzieścia minut, jeśli nabrała w płuca dużo powietrza. Gdy
wychodziła na powierzchnię, jej skóra przybierała zielonkawy
odcień, a spod jej pierwszej warstwy wystawało trochę łusek.
Nawet stopy stawały się wiotkie i cieńsze, jakby przeistaczały
się w płetwy. Najady wyglądały tak na co dzień, miały też
możliwość przesiedzenia pod wodą całego życia. Yumiro kochała
wodę, pragnęła mieć w sobie trochę więcej z wodnej nimfy.
Chciała zanurkować na samo dno morza, ale ciśnienie wciąż jej
doskwierało – mimo że trochę mniej niż zwykłemu człowiekowi.
Gdy pan Aleksus zniknął na ścieżce
prowadzącej do miasta, dziewczyna wyskoczyła jednym susem z
kryjówki. Otrzepała się z liści, które przyczepiły się do jej
ubrania i pobiegła do latarni. Dyrektor nigdy nie trzymał tego
miejsca pod kluczem. Nie miał tam niczego ważnego, poza tym pewnie
nikogo nie interesował ten budynek.
Nikogo... oprócz Yumiro.
Dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do
środka. Jedynym dźwiękiem był jej własny oddech, nawet deszcz
był praktycznie niesłyszalny. Yumi pobłądziła ręką w
ciemności, by znaleźć włącznik światła. Gdy w końcu go
wcisnęła, żarówka zamigotała trzy razy i otoczyła pomieszczenie
słabym żółtym światłem. Był to okrągły, nieduży pokój –
jego większość zajmowały schody na górę. Z boku stało biurko,
zasypane papierami i książkami. Yumiro podeszła do niego,
spojrzała na bałagan. Na wierzchu leżał list. Zaadresowany do
matki pana Aleksusa.
Dziewczyna poczuła się dziwnie.
Odwróciła wzrok. Przyszła tu poczytać powieści, nie cudzą
korespondencję. Szczególnie przeznaczoną dla umarłych.
Na kolejnym piętrze znajdowała się
mała biblioteczka, w której można było znaleźć mnóstwo
skarbów.
Yumiro wspięła się po metalowych
schodach. Weszła w ciemność. Na tym piętrze nie było żadnej
lampy. Dziewczyna wyjęła z kieszeni przemokniętej kurtki komórkę
i włączyła latarkę. Pomieszczenie było malutkie, nie stało tu
nawet żadne krzesło. Tylko mała biblioteczka przy ścianie,
składająca się z kilku półek. Książki nie były posegregowane.
Leżały jedna przy drugiej, grube i chude. Gdyby nie Yumiro, byłyby
zakurzone, a ich jedynymi użytkownikami stałyby się pająki.
Dziewczyna z czułością musnęła
palcami zbiór. Kiedyś policzyła dzieła. Było ich dwadzieścia
pięć. Pięknych, mądrych powieści, naukowych tomów, ale przede
wszystkim – marynistycznych ksiąg. O żeglarzach, podróżnikach,
piratach, handlarzach. Te historie pociągały Yumiro najbardziej. Od
kiedy pamiętała, zawsze uwielbiała wodę, oceany, morza, a nawet
kąpiele w wannie. Studentka była teraz w trakcie czytania
„Rybołóstwa” autorstwa Mirelli Nickon. Historia opowiadała o
Luliusie, samotnym wędkarzu, który łowił ryby w jeziorze Klenn,
obok którego mieszkał. Pewnego razu w swojej sieci znalazł syrenę.
Była to miłosna powieść, mało prawdopodobna, ale bardzo
wciągająca i – mimo wszystko – wiarygodna.
Yumiro nie zabierała książek do domu,
bo bała się, że dyrektor zauważy, że czegoś brakuje. Choć było
to mało prawdopodobne, mężczyzna był nieprzewidywalny. Poza tym,
w latarni dziewczyna mogła zostać tak długo, jak chciała i nikt
jej nigdy nie przyłapał. Komu by się chciało odwiedzać to
miejsce po dziewiątej w nocy? Zapewne tylko wariatom, a tych było
na Radagas mało.
Yumiro znalazła stronę, na której
skończyła. Została już jej tylko końcówka, dlatego dziewczyna
powoli czytała, by delektować się słowami, które Mirella tak
znakomicie dobierała. Jej historie były niesamowite.
Yumiro miała w umyśle stworzony piękny
obraz miłości. Mężczyzna, oddany swojej partnerce bardziej niż
czemukolwiek innemu – romantyczny, kochający, z poczuciem humoru,
przystojny i inteligentny. Bohaterzy książek Mirelli zawsze byli
idealni, a świat wokół nich był utopijny. Yumiro miała dopiero
szesnaście lat i mimo analitycznego, matematycznego i rozwiniętego
umysłu pojęcie o świecie miała niewielkie. Dziewczyna nawet nie
zdawała sobie sprawy ze swojej naiwności.
Gdy skończyła czytać, dochodziła
dziesiąta. Szesnastolatka dopiero po przeczytaniu ostatniego
fragmentu dowiedziała się o grupie wiekowej, dla której
przeznaczona była książka – zdecydowanie nie była to młodzież
– i gasząc latarkę w telefonie czuła, jak jej serce drży
niespokojnie.
Yumiro wyszła z latarnii z radością.
Deszcz już trochę ustał, teraz z nieba spadały tylko małe,
nieśmiałe kropelki. Dziewczyna założyła kaptur na głowę.
Zostawiała na piasku ślady trampek, zaraz rozmyte przez wodę.
Spojrzała za siebie.
Latarnia jak zwykle wyglądała
magicznie. Biała, z czerwonym paskiem pośrodku, z odpadającym ze
ścian tynkiem. Szeroka plaża obmywana przez fale morza dodawała
widoku piękna. Yumiro stała tak jeszcze chwilę, napawając się
cudownym widokiem, i odwróciła się, po czym weszła w głąb lasu.
Uwielbiała tę ścieżkę. Dokoła niej
rosły palmy o najgęstszych liściach, a także ogromne drzewa o
tęgiej koronie. Było cicho. Nawet deszcz już całkowicie ustał,
słychać było tylko kroki Yumiro i świerszcze grające swój
koncert gdzieś w oddali.
Dróżka była magicznie oświetlona. To
właśnie było piękne w Radagas – idealnym miejscu na wakacje.
Nawet te małe ścieżynki, odnajdywane przez mało kogo, miały
swoje własne latarnie – te ze świecącymi kamieniami we wnętrzu
szybek wykopywanymi głęboko pod ziemiami wyspy. Do miasta stąd
szło się dziesięć minut. Yumiro wsłuchiwała się w odgłosy
natury. Z oddali słychać było szum morza, cykały świerszcze.
Jedna papuga jeszcze nie spała i swoimi skrzekami budziła zapewne
wszystkich mieszkańców lasu.
Miasto Grendell, drugie pod względem
wielkości na Radagas, było w nocy jak zwykle pięknie oświetlone.
Budynki, które dziewczyna mijała na obrzeżach miasta, były w
większości domami mieszkalnymi. Małymi, skromnymi, o płaskim
dachu i zazwyczaj z jednym piętrem. Wśród obywateli Radagas
panował piękny zwyczaj rozwieszania kolorowych żarówek na
dachach. Było to przyczyną szczelnych żaluzji w oknach, które
zakupywali mieszkańcy. Mogli spać spokojnie, a na ulicach
utrzymywał się magiczny klimat. Yumiro minęła kilka zakochanych
par, samotnych ludzi w kapturach, dziewczyn zmierzających na
imprezę. W końcu był piątek.
W miarę jak dziewczyna wchodziła w
głąb miasta, budynki stały coraz bliżej siebie, stawały się
wyższe.
Większość właścicieli sklepów
również rozwieszała na swoich budynkach kolorowe żarówki. Na
asfalcie zebrało się kilka kałuż. Odbijały się w nich światła
dekoracji. Na ulicach odbywał się koncert czerwonych, niebieskich i
zielonych barw. Yumiro szła w kierunku centrum, w którym mieściła
się akademia i internat, w którym studentka mieszkała.
Dziewczyna wiedziała o ciszy nocnej
rozpoczynającej się o 23:00. Do tego czasu wychodzenie poza szkołę
było legalne. Oczywiście nikt tak naprawdę tego nie pilnował, ale
Yumiro zdawała sobie sprawę z tego, że w akademii mieszkało kilku
kapusiów. Nie było ich wielu, bo uczniowie liceum na Radagas byli
życzliwi, pomocni i wyluzowani. Jednak byli też ci o większych
ambicjach, pragnący zdobyć szacunek nauczycieli nieciekawymi
zagraniami – takimi właśnie jak zgłoszenie spóźnialskiego.
Choć ciało pedagogiczne tej szkoły niechętnie obniżało
zachowanie u uczniów z tak błahych powodów (każdemu może się
zdarzyć, poza tym Radagas słynęło z wielu klubów), było
zmuszone do działania – w końcu czuwało nad nimi kuratorium
mające siedzibę bardzo blisko akademii.
Co również nie oznacza, że
nauczyciele w liceum nie byli surowi. Po prostu pamiętali lata
swojej młodości i rozumieli, że młodzież czasem potrzebuje się
trochę wyszaleć. I wiedzieli też, że za dużo imprez z kolei
odbija się na ocenach. Dlatego zapraszali na zajęcia pozalekcyjne,
takie jak „Warsztaty Dobrej Organizacji” pod pieczą pani od
historii czy odbywające się co tydzień wykłady profesora
psychologii, który przyjeżdżał do Grendell ze stolicy Radagas –
Medrimy. Słynął on z pełnych nostalgii, humoru oraz przemyśleń
zajęć. Yumiro kiedyś – w pierwszym semestrze szkoły –
częściej na nie chodziła, zanim odkryła swoją pasję do książek
i przestała mieć zawirowania osobowości typowe dla
szesnastolatków. Musiała przyznać, że profesor pomógł jej wyjść
z psychicznych rozterek, których miała wiele – a jej rówieśniczki
już po jednym wykładzie ograniczyły wypady po dwudziestej
trzeciej.
Dziewczyna chciała wejść do internatu
cicho. Był to budynek położony na placu Vilche'a, nieopodal środku
miasta. Luksusowy. Akademia mogła sobie pozwolić na takie wydatki.
Poza tym, najlepsi uczniowie z całego wschodu kontynentu zasługiwali
na najlepsze.
Drzwi główne były szklane, zaklejone
plakatami z informacjami o następnych występach koła teatralnego.
Yumiro jednak po swoich nocnych wypadach wracała do pokoju bocznym
wejściem, które prowadziło przez bezsensowną plątaninę
korytarzy – i połowa tego przejścia ciągnęła się obok kuchni,
więc potem dziewczyna musiała zmywać z siebie woń gotowanych
kalafiorów, które kucharki tak bardzo uwielbiały gotować. Jednak
tu nie przychodził węszyć żaden kapuś – bo wywęszyłby tylko
smród warzyw. Jedynym zagrożeniem była pani Lusi, pulchna i
sympatyczna pracownica kuchni, która czasami kręciła się tym
korytarzem, by wyrzucić śmieci. O tej porze personel zwykle już
opuszczał internat, ale młoda kucharka zostawała czasem na dłużej.
Lusi zawsze zagadywała każdego ucznia,
który miał nieszczęście na nią wpaść. Była to pewnego rodzaju
zgroza internatu – choć uśmiechnnięta i wesoła, kobieta bardzo
łatwo i szybko znajdowała tematy do rozmów i zawsze pojawiała się
w najmniej oczekiwanym i pożądanym momencie. Na przykład właśnie
takim jak potajemne powroty Yumiro.
Dziewczyna wróciła bardzo wcześnie.
Zwykle powracała po 23:00. Teraz co prawda nie musiała wchodzić
bocznym wejściem, ale wolała nie ryzykować. Niektóre osoby w tym
internacie potrafiły być bardzo złośliwe...
Coś jednak przykuło uwagę studentki.
Uczennica podeszła bliżej szklanych drzwi. Ogłoszenie o następnym
występie koła teatralnego.
Jej współlokatorka chodziła na te
zajęcia, jednak nie wspomniała jej o jutro wystawianym...
romansie?!
Yumiro przestała czytać. Poczuła, że
ktoś ją obserwuje. Czujnie. Szybko odwróciła się.
– Hej – to był Fredrick.
Zaraz, zaraz. Takie zwykłe „to był
Fredrick”? Myśli dziewczyny zaczęły galopować. To szkolny
przystojniak z trzeciej klasy. Powinna teraz się zdziwić, skakać z
radości lub cokolwiek.
Była jednak tylko trochę zaskoczona.
Ten niezbyt ciekawy w jej ocenie uczeń nigdy się do niej nie
odezwał. Przez cały rok szkolny – ani razu. A teraz tak po prostu
podchodzi i rzuca „hej”?
– Hej – odpowiedziała ostrożnie
Yumiro, analizując sytuację. Może to kryptokapuś?
– Nazywasz się Asawin, prawda? –
zapytał. Faktycznie był przystojny. Szczególnie w kolorowym
świetle lampek. Jego skóra nabrała różowawego koloru,
szmaragdowe ciemne oczy błyszczały. Brązowe, prawie czarne włosy
postawione na żel wymknęły się spod kontroli – kilka
niesfornych kosmyków opadło chłopakowi na czoło. Miał na sobie
czarny płaszcz. To nie w takich rzeczach chodzi szkolna elita.
Prawda? Dziwne.
– Tak. Jestem Yumiro – głos
dziewczyny był miękki i spokojny. Jak zawsze.
– A ja Fredrick. Ale pewnie już to
wiesz – zaśmiał się.
– Tak. Grasz na gitarze w szkolnym
zespole.
– Bystra jesteś – Yumiro widziała
teraz doskonale, czym chłopak tak imponuje innym dziewczynom. Rzuca
takie małe, niby nic nieznaczące komplementy w środku konwersacji,
ale równocześnie patrzy przy tym prosto w oczy rozmówcy, trochę
uniżając głowę. Coś niesamowitego. Można się naprawdę poczuć
ważnym – Choć fakt faktem, ciężko mnie nie zauważyć –
Fredrick roześmiał się czarująco, odchylając głowę do
normalnej pozycji. Idealne zagrania. Żarty, komplementy... ten
chłopak znał tajemnicę perfekcyjnego flirtu lepiej od wszystkich.
Flirtu?
Po co Fredrick miałby z nią flirtować?
Może po prostu tak mu to weszło w
krew, że nie potrafił już normalnie rozmawiać.
– Chcesz czegoś konkretnego? –
zapytała dziewczyna sucho.
– Dowiedziałem się, że jesteś
przewodniczącą swojej klasy.
To była prawda. Yumiro została wybrana
przez pozostałych dwudziestu jeden uczniów. Zapewne dzięki swojej
rzetelności, cierpliwości, inteligencji i dobrym ocenom.
– Tak jest.
– Zrobiłabyś coś dla mnie? –
trochę szybciej mówił. Jakby się czymś zdenerwował. Choć w
ogóle nie dał po sobie znać. – Możesz wydrukować listę
uczniów zainteresowanych olimpiadą międzykrajową?
Olimpiada była jednym z większych i
trudniejszych konkursów. Brali w nim udział tylko najlepsi
uczniowie. Składała się z trzech części – artystycznej,
naukowej i sportowej. Trwała tydzień. Szkoły wybierały dwóch
uczniów biorących udział w każdej kategorii – w sumie sześciu.
Wyjeżdżali oni na igrzyska do szkoły, która była gospodarzem
olimpiady. W tym roku była to akademia na Radagas.
– Nie ma sprawy, ale czy tym nie
zajmują się zwykle nauczyciele?
– Trochę się zmieniło w
regulaminie. Chcą, żeby to uczniowie wszystko ustalali. No wiesz,
odpowiedzialność i te sprawy.
– A czemu akurat ty zbierasz te listy?
– Przewodnicząca szkoły jest moją
bliską przyjaciółką – Fredrick przechylił głowę w bok.
Przyglądał się nowo poznanej. – Poprosiła mnie, żebym to
załatwił. Ona ma pełno innych spraw na głowie.
Zapadła cisza. Nie trwała jednak
dłużej niż trzy sekundy, bo chłopak znów przemówił.
– Dzięki, Yumiro – przedłużał
samogłoski w jej imieniu. Od razu usłyszała ten mały szczegół.
– Bardzo mi tym pomożesz.
– Jak mówiłam – nie ma sprawy.
– Wiem, że mogę ci ufać –
uśmiechnął się. Był to naprawdę bardo czarujący uśmiech.
Yumiro naczytała się za dużo romansów. Analizowała każdy jego
ruch. – Inni w samorządzie mawiają, że jesteś prymuską. Takim
ufam – zaśmiał się.
Nieudany ruch. A może udany? Jak
powinna się poczuć? Wiedziała, że inni uczniowie tak o niej
myślą, ale normalna dziewczyna uraziłaby się. Skąd Fredrick
wiedział, że po niej to spłynie?
– Dam ci tę listę jutro na obiedzie
– zaproponowała, ignorując jego uwagę.
– Nie... wiesz, wychodzę na obiad
z... koleżanką. Przyjdę do twojego pokoju o siedemnastej, okej?
– Okej.
Yumiro pomyślała, że rozsądnie
byłoby się teraz uśmiechnąć. Zmusiła się do delikatnego
uniesienia kącików ust. Chyba wcześniej zachowała się zbyt
sucho.
Zauważył. Zaśmiał się.
– Dzięki jeszcze raz. Do jutra –
odszedł, nie odwracając się od razu. Chwilę szedł tyłem.
Wyglądał jak wyjęty prosto z jakiegoś romansu dla nastolatek.
Pobiegł w kierunku części internatu
dla chłopców.
Yumiro stwierdziła, że zaryzykuje i
wróci do pokoju zwykłą drogą. Jeśli ukrywał się tu jakiś
kapuś, pewnie już dawno zrobił jej tysiąc zdjęć.
Pokój mieścił się na ostatnim,
trzecim piętrze. Dziewczyna weszła do windy i wjechała na górę.
W końcu stanęła przed drzwiami pokoju
numer trzysta dwadzieścia. Otworzyła je.
– Yumi! – przywitał ją piskliwy,
rozentuzjamowany głosik Geldy. – W końcu wróciłaś!
– Cześć.
Pokój składał się z trzech
pomieszczeń. Po lewej był mały salon, naprzeciwko trzy łóżka i
po prawej toaleta.
Ostatnią współlokatorką była Adia.
Siedziała obok Geldy na łóżku. Obydwie patrzyły na Yumiro, która
zdjęła swoją przemoczoną kurtkę i odwiesiła na wieszak.
– Gelda, nie mówiłaś mi nic o
jutrzejszym przedstawieniu.
– Przedstawieniu? Aaa... no bo ja w
nim nie gram.
– A czemu nie grasz?
Yumiro weszła do łazienki, zostawiając
otwarte drzwi. Umyła ręce porządnie.
– Bo czytałam scenariusz. Głupi, bez
sensu i przesłodzony.
– Myślałam, że lubisz takie rzeczy
– Yumi uśmiechnęła się do siebie. Zakręciła kran i wytarła
ręce.
– Cicho!
Yumiro uniosła spojrzenie do lustra. W
pierwszej chwili się nie poznała. Była zaskoczona – wyglądała
wyjątkowo ładnie. Niebieskie końcówki wilgotnych włosów się
zakręciły, rzęsy opadły, usta rozchyliły w półuśmiechu. Oczy
powiększyły dzięki szeroko uniesionym powiekom. Choć Yumiro nie
miała w zwyczaju pozować przed lustem, tym razem musiała. Odeszła
metr od lustra, odsłaniając mokrą bluzkę z krótkim rękawem,
która opadła poniżej ramion. Przylgnęła do ciała dziewczyny.
Yumiro położyła dłoń na udzie,
wyginając delikatnie talię. Patrzyła sobie prosto w oczy. Czuła
się trochę głupio, ale równocześnie cieszyła się. Rzadko kiedy
miała czas i ochotę na oglądanie swojego ciała i twarzy.
Odetchnęła głęboko. Może Fredrick rzeczywiście z nią
flirtował?
W tym momencie w odbiciu zobaczyła
Geldę.
– Co ty wyprawiasz, Yumi?!
Yumiro zawstydziła się. Natychmiast
rozluźniła ręce i odwróciła się gwałtownie do przyjaciółki.
– Nic.
Gelda uniosła brwi.
Ona nigdy nie miała powodów do
narzekania na swój wygląd. Miała śliczne, niebieskie oczy i blond
grzywkę opadającą na brwi. Zawsze nosiła włosy spięte w wysoki
kucyk. Nie rozstawała się też z błękitem na ubraniach. Pasował
jej.
– Co, urosły ci... nie. Ty po prostu
ładnie dzisiaj wyglądasz! – Yumiro zawstydziła się jeszcze
bardziej. – Och, moja kochana Yumi... wyglądasz ślicznie!
Gelda wyjęła z kieszeni spodni
komórkę, śmiejąc się. Udawała, że robi przyjaciółce zdjęcia
niczym paparazzi.
– Ej! Tylko się sobie przyglądałam.
Nigdy tego nie robiłam. Wcale nie wyglądam ładnie. Mam mokre
włosy, wory pod oczami i... poza tym, nic mnie to nie obchodzi. Chcę
wziąć prysznic, więc może w końcu wyjdziesz?
Gelda roześmiała się perliście.
– A potem będziesz latała na golasa?
Przyniosę ci piżamę.
Yumiro pokręciła głową z
zażenowaniem. Po prysznicu nie spojrzała już w lustro ani razu.
Gdy wróciła do sypialni, padła na
łóżko z westchnięciem.
– Znowu byłaś w latarni? –
zapytała Adia. Miała aksamitny, przyjemny głos. Była pulchniejsza
od Geldy, miała okrągłą twarz i małe oczy. Gdy Yumiro uniosła
głowę, zobaczyła, że dziewczyna znów coś rysuje. Szkicownik
miała jednak przyciśnięty do piersi. Szkoda, pomyślała Yumi z
rozczarowaniem. Uwielbiała oglądać jej dzieła.
– Tak.
– W końcu ktoś cię przyłapie. To
nie może być legalne – Adia należała do rozsądnych i
zorganizowanych ludzi. Mimo to miała niskie oceny. W jej
artystycznej duszy nie było miejsca na inne umiejętności prócz
rysowania, malowania i rzeźbienia. Odbijało się to jednak na
niesamowitym talencie. Yumiro podejrzewała, że Adia znalazła się
w akademii na Radagas dzięki bogatym i ważnym rodzicom. Ładne
rysunki nie wystarczały, by dostać się do tej szkoły.
– Wiem – westchnęła Yumi. – Ale
nie mogę się powstrzymać. Nigdzie indziej nie ma takiego zbioru.
Sprawdzałam w naszej bibliotece. Nawet tam brakuje tych książek.
– Uzależniona od książek! W tym
wieku! – roześmiała się Gelda. – Tylko uważaj. Pamiętaj, że
mam numer do dyrektora! – pomachała telefon przed twarzą Yumi. No
tak. Jej przyjaciółka uczęszczała we wrześniu na zajęcia z
tańca, a surowa instruktorka potrzebowała zgody dyrektora, na
piśmie i w słuchawce komórki.
Adia wróciła do rysowania w połowie
wypowiedzi Geldy. To była cecha, która wszystkich irytowała –
dziewczyna potrafiła stracić zainteresowanie rozmówcą w każdej
chwili i nagle wyjąć szkicownik, po czym zacząć malować. Jakby
coś w słowach drugiego człowieka ją inspirowało.
Gelda spojrzała czule na Adię.
– Niesamowita. Założę się, że już
nas nie słyszy. No, to o czym tym razem czytałaś, Yumi?
Yumiro opowiedziała Geldzie całą
przygodę, którą przeżyła tego wieczoru. Gelda nigdy nie była
zainteresowana książkami, ale uwielbiała wysłuchiwać historii
przyjaciółki. Zawsze razem żartowały z głównych bohaterów.
Yumiro pomagała także unikać złych ocen współlokatorce,
opowiadając jej szczegółowo lektury szkolne. Gelda zdecydowanie
była lepszym słuchaczem niż czytelnikiem.
Tej nocy cała trójka znakomicie się
wyspała.
* * *
Nadszedł ulubiony dzień wszystkich
uczniów akademii na Radagas. Gelda i Adia wyszły na wycieczkę po
mieście. Yumiro jednak musiała zebrać listę chętnych na
olimpiadę. W jej klasie było dwudziestu uczniów. Gelda i Adia nie
były zainteresowane, choć Yumiro po długich namowach wpisała w
końcu na listę Adię. Dziewczyna była nieśmiała, ale jej
umiejętności podniosłyby szanse wygranej. Z pewnością wygra
wstępne eliminacje szkolne.
Na śniadaniu zdobyła odpowiedzi
większości uczniów, niektórzy jednak powychodzili do kafejek na
naleśniki lub zjedli w pokojach. W sumie zapytała już dwunastu
uczniów, a tylko jeden, nie licząc Adii, był zainteresowany
olimpiadą. Był to Hordon, który uwielbiał chemię i biologię.
Yumiro próbowała mu wyjaśnić, że na liście spisany był program
olimpiady i część naukowa była poświęcona tylko ustnemu
matematycznemu testu szybkich odpowiedzi oraz jakimś doświadczeniom
z fizyki. Hordon, jak to Hordon, nie wysłuchał jej i i tak kazał
się wpisać na listę, twierdząc, że fizyka łączy się z chemią,
więc i tak ma duże szanse. Co nie zmieniało faktu, że wszyscy
wiedzieli, że Hordon miał z tego przedmiotu jedynie mierne oceny.
Yumiro wyszła ze stołówki, a
właściwie wytoczyła się z niej. Zjadła gigantyczne ilości
gofrów z bitą śmietaną i miodem, ale nie mogła powiedzieć, że
żałuje. Sobotnie śniadania były zawsze najlepsze.
Spojrzała na program. Właściwie
przeczytała go jedynie w połowie. Część artystyczna składała
się z rysowania na czas oraz lepienia z gliny. Część sportowa...
nurkowanie i bieg sprintem?
Nurkowanie?
Yumiro zagryzła dolną wargę.
Po namyśle jednak zamiast wpisać się
na listę postanowiła dalej szukać chętnych.
Musiała do tego zawędrować do
internatu chłopców, wyjątkowo otwartego dla dziewczyn w weekendy.
Zostało jej pięciu chłopaków i trzy dziewczyny. Na korytarzu
znalazła Greeva, Antona i Mathiasa. Byli to klasowi klauni, za
którymi Yumiro nigdy nie przepadała, bo przeszkadzali w lekcji.
Mathias był – wbrew pozorom – dobry z fizyki, a Greev potrafił
szybko biegać.
– Yumi, a może zapisałabyś się na
nurkowanie? – zapytał niespodziewanie Anton, kiedy koledzy
przestali się z niego nabijać, bo on nigdzie się nie wpisał.
– Dla ciebie Yumiro – dziewczyna
miała chłodny ton. – Dlaczego miałabym to zrobić?
– Widziałem, jak pływałaś w
zeszłym tygodniu. Kiedy zanurkowałaś, wypłynęłaś chyba po
dziesięciu minutach... myślałem, żeś się utopiła.
– Dziesięć minut?! I ty dopiero po
takim czasie się zainteresowałeś? – wrzasnął zaskoczony Greev.
– No bo... chodzą plotki, żeś
półsyrena, Yumiro – speszył się Anton. – Myślałem, że...
wiesz, umiesz oddychać pod wodą...
Yumi zaniemówiła. Po tej szkole szybko
się roznoszą wieści. Teraz jest nie tylko kujonką, ale i syrenką.
– Nie. Moja babcia była najadą –
odparła.
– Aa! To sporo wyjaśnia –
uśmiechnął się Anton.
– A co to? – zapytali równocześnie
pozostali.
– Nimfa wodna – odpowiedział Anton,
dumny ze swojej wiedzy.
– Czyli że co? Yumi umie se pod wodą
normalnie... – zaczął nieskładną myśl Greev.
– Nie, nie umiem se pod wodą
normalnie. Mój rekord to dwadzieścia minut. Tyle – przerwała mu
Yumiro.
– To co, nie zapiszesz się?
– A to nie byłoby oszustwo?
– Nie no, coś ty! Raczej rasizm,
jeśliby cię nie przyjęli – oburzył się Greev. – Inne szkoły
też pewnie wystawią jakieś dziwolągi.
Yumiro zaczęła się zastanawiać.
Puściła słowo „dziwolągi” mimo uszu.
– Słusznie – pochwalił go Mathias.
– Zapisz się, Yumi. Śmiało.
– Mówiłam, żebyście tak na mnie
nie mówili.
Chłopcy wyszczerzyli się głupio.
– Tak czy siak, dzięki. Zastanowię
się.
Gdy tylko wyszła z internatu, usiadła
na ławce i po krótkim zastanowieniu wpisała się na listę
chętnych. Pływanie było jednym z tych talentów, którymi mogła
się naprawdę pochwalić.
Dochodziła już trzynasta godzina,
kiedy znalazła pozostałych dwóch chłopaków – Berny'ego i
Gunnara – w parku obok internatu. Stali obok drzewa i dyskutowali
głośno.
– Cześć – przywitała ich Yumiro.
Berny i Gunnar odwrócili się
gwałtownie do intruza.
– Yumiro... cześć.
– Zbieram chętnych na olimpiadę.
Niestety, w tym roku nic z biologii...
Oboje popatrzyli na siebie z powagą w
oczach. Yumiro ich lubiła. Byli inteligentni i żywili niesamowitą
pasję do biologii. Dziewczyna zawsze miała szacunek do ludzi z
powołaniem.
– Jeśli nic z biologii... – zaczął
Gunnar.
– ...to my podziękujemy – dokończył
Berny.
Czasami tak robili. Kończyli zdania za
siebie. Reszta klasy uważała to za dość zabawne, choć chłopcy
nie widzieli w tym nic dziwnego. Przyjaźnili się od przedszkola.
Prawdopodobnie potrafili już czytać sobie w myślach.
Obaj nosili też okulary.
–Dobra, dzięki. Lecę.
Jeszcze tylko trzy dziewczyny.
Pierwszą z nich Yumiro złapała na
korytarzu około czternastej. Była to Hinga, pasjonatka języków i
pisarstwa. Większość klasy uważała ją za dziwaczkę, i być
może dlatego Yumi złapała z nią kontakt już po pierwszych dniach
w szkole.
– Cześć, Hinga – uśmiechnęła
się do koleżanki.
– O! Cześć, Yumi... – Hinga
obejrzała się za ramię. Burza czarnych loków podskoczyła. –
Miło cię widzieć. – odwróciła się z powrotem do Yumiro.
Trzymała w dłoniach jakieś książki, przyciskała je do piersi i
zaciskała zęby.
– Coś się stało? Wyglądasz na
roztrzęsioną.
– Nie, nie, nie... tylko...
bibliotekarka chyba się na mnie uwzięła...
– Bo?
– No bo widzisz, to są jakieś
lektury dla trzecich klas i ona mi zakazała ich brać... Ale nie
mogę się powstrzymać. Tu jest historia języka gryfów... muszę
to przeczytać już teraz, zaraz!
– I... ukradłaś te książki?
– Nie, no... no tak... znaczy, tak
jakby...
– Hinga! Odnieś je do biblioteki.
Hinga westchnęła.
– Uch.
– Naucz się cierpliwości. Poza tym,
w mieście są jeszcze inne biblioteki. Może tam znajdziesz te
książki?
– Ech.
Yumiro skrzyżowała ręce na piersiach.
– Dobra, dobra, pewnie masz rację –
załamała się Hinga. – Idę je oddać. A co to za kartka?
– To lista chętnych na olimpiadę.
Jesteś zainteresowana?
Hinga pokręciła głową. Burza włosów
znów podskoczyła jej na ramionach.
– Nie. Nie ma tam nic dla lingwistów.
Yumiro uśmiechnęła się.
– Okej, dzięki. A przy okazji,
widziałaś może Britt i Shaen?
– N-nie, niestety.
– Dobra.
Yumiro mogła zapytać dziewczyn o
zainteresowanie dopiero podczas obiadu. Jak zwykle chichotały przy
jednym z okrągłych stolików, patrząc na Mathiasa, Greeva i Antona
siedzących nieopodal.
Oczywiście nie były zainteresowane.
Yumiro od początku roku szkolnego zastanawiała się, jak
dziewczynom udało się dostać do tak prestiżowej szkoły. W niczym
nie były tak naprawdę dobre i rozmawiały tylko o chłopakach.
Po obiedzie Yumiro spędziła trochę
czasu z Adią i Geldą w parku. Dziewczyny siedziały tam prawie cały
dzień. Potem w trójkę wróciły do internatu.
Gdy była już prawie siedemnasta, do
drzwi ktoś zapukał.
Yumi natcyhmiast wstała, chwyciła
listę zainteresowanych i pobiegła do klamki.
Zanim ją jednak chwyciła, coś jej
przyszło do głowy. Miała na sobie czarną bluzę z kapturem i
luźne, sprane dresy. Zagryzła dolną wargę i spojrzała w lustro w
otwartej łazience. Włosy miała spięte w niski kok, z którego
wychodziły kosmyki. Zdecydowanie nie przypominała tej dziewczyny z
wczoraj. Szybko poprawiłą fryzurę na tyle, ile mogła.
Otworzyła drzwi.
– Cześć, Yumiro – przywitał ją
Fredrick.
– Cześć, Fredrick.
– Fredrick?! Fredrick Eriksson? –
usłyszała z tyłu wycie Geldy.
Yumiro ze skrępowaniem obejrzała się
za siebie.
– Zapomniałam wam powiedzieć.
Fredrick przyszedł tylko odebrać tę listę.
Tak naprawdę o niczym nie zapomniała.
Znała Geldę i podejrzewała, że ogłosi czerwony alarm, jeśli
Yumiro o czymkolwiek jej powie. I każe sprzątnąć cały pokój.
– Tak. Dziękuję ci – Fredrick
wydawał się być rozbawiony całą sytuacją.
Gelda wygrzebała się z łóżka i z
piskiem ruszyła do drzwi.
Yumiro była zdenerwowana.
– Co ty wyprawiasz? To człowiek jak
człowiek.
– No... ale... – Gelda była cała
zarumieniona. Yumi wiedziała, że dziewczyna jest zafascynowana
chłopakiem, ale żeby aż tak?...
– Spoko, rozumiem – Fredrick puścił
oko do Geldy. Ta jeszcze bardziej się zaczerwieniła.
– Proszę – Yumiro oddała listę. –
Z naszej klasy tylko cztery osoby.
– To i tak dużo. Od pierwszaków
zwykle dostajemy tylko po jednej. Przy okazji... byłem przed chwilą
na stołówce i pytała o ciebie jakaś ruda dziewczyna. Chce, żebyś
tam przyszła, Yumiro.
Yumi przytaknęła. Ruda dziewczyna? Nie
zna nikogo o takim kolorze włosów.
– Okej, dzięki – wymamrotała w
odpowiedzi i wyszła z pokoju.
* * *
– Okej, dzięki – burknęła Yumiro
i przeszła obok Fredricka, uważając, by go nie dotknąć lub
musnąć.
– Mogę wejść? – po chwili ciszy
zapytał chłopak.
Gelda przestała wpatrywać się
bezmyślnie w jego ciemne oczy i wpuściła go.
– Tak, jasne. Rozgość się.
Fredrick wszedł do środka, uśmiechając
się ciągle przyjaźnie. Gelda pomyślała, że warto by się teraz
przedstawić.
– Ja jestem Gelda...
Adia uniosła wzrok znad szkicownika.
Nie wykazała zbytniego zainteresowania chłopakiem. Tym lepiej
dla mnie, pomyślała przebiegle
Gelda.
– A to jest Adia.
– Miło mi was poznać.
Miał taki cudowny głos. Taki... miękki
i sympatyczny... a jego uśmiech... jak z bajki...
– Ciebie też... bardzo miło...
Miała nadzieję, że uzna jej jąkanie
za urocze.
– No... Yumiro chyba nie jest zbyt
ekstrawertyczna, co? – roześmiał się Fredrick, unosząc ramię i
drapiąc się po plecach. Wydawał się trochę onieśmielony, co
tylko dodawało mu uroku.
– T-tak... czasami ciężko z nią
wytrzymać. Jest dosyć chłodna i nieprzyjazna... ale to w końcu
moja przyjaciółka. Ona chyba nie zdaje sobie sprawy, że jest
taka... sucha.
Fredrick rozluźnił ręce i uśmiechnął
się do Geldy.
– Chyba przeciwieństwo ciebie, co?
– Yyy... no nie wiem... może?...
– Urocza jesteś – zaśmiał się
Fredrick. Gelda poczuła, że jej twarz zmienia się w soczystego
buraka.
– Dzi... dzięki – mruknęła.
Zaraz jednak chłopak spoważniał.
– Widziałem cię ostatnio na
przedstawieniu – mówił głębokim tonem. – Coś niesamowitego.
Przyznam ci się... obserwuję cię od dawna i... fantastycznie
grasz.
– N-naprawdę? – Gelda uniosła oczy
ku Fredrickowi. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że nawija
kosmyk niesfornych włosów na palec.
– Naprawdę. Tylko na twoich
przedstawieniach potrafię się tak wczuć w fabułę... raz prawie
się popłakałem.
– Łał... dziękuję.
– Jutro macie kolejne przedstawienie,
prawda? Nie mogę się doczekać. Będę ci kibicować z widowni.
Gelda poczuła, że robi jej się
gorąco. Serce kołotało się niespokojnie w piersi.
– Och... jutro niestety nie gram.
Fredrick był wyraźnie zmartwiony.
– Ojej. Szkoda.
– A-ale... w następnym już będę.
Obiecuję.
Chłopak rozpromienił się.
– To super!
Nastała cisza przerywana dziwnym,
chrapliwym oddechem Adii. Czasami tak robiła, kiedy bardzo wczuła
się w rysunek.
– Słuchaj, Gelda... – Fredrick
musnął jej dłoń. – Czy... chciałabyś jutro pójść ze mną
na to przedstawienie?
– P-przedsta... tak, pewnie... jest o
siedemnastej...
– Dobra. Odbiorę cię z pokoju –
uśmiechnął się promiennie. Wyglądał tak czarująco.
– O-okej.
Gelda uciekła wzrokiem od Fredricka i
spojrzała na szkicownik Adii. Przez ułamek sekundy widziała szkic.
To było serce. Wyrywane prosto z
piersi, okrwawione i ściśnięte przez okrutną dłoń.
Była zdezorientowana. W tym momencie
Fredrick uśmiechnął się i poprawił rękawy czarnego płaszca.
– Dobra, ja się zbieram. Ale... nie
mów Yumiro, że zostałem na dłużej, okej? Do zobaczenia.
Gelda nawet nie zdążyła się
pożegnać. Go już nie było w pokoju.
* * *
Nikogo tam nie było.
Yumiro przeszukała całą stołówkę i
znalazła tylko Britt z Greevem, siedzących przy jednym stole i
chichoczących głupawo. Ta dwójka już od dawna miała się ku
sobie.
– Widzieliście może tu jakąś rudą
dziewczynę? – zapytała, choć niechętnie im przerywała.
– Nie – zaprzeczyła Britt, nawet
nie spoglądająć na Yumiro.
Dziewczynie coś nagle przyszło do
głowy. Głupia myśl, ale naszła ją tak nagle i dość mocno
naciskała na jej umysł.
Przecież to pytanie bez sensu.
– Uch... a widzieliście może tego
Fredricka z trzeciej be?
– Nie. Nikt tu nie przychodził od pół
godziny.
Yumiro poczuła ukłucie w sercu.
Oszukał ją. Ale dlaczego? Jaki miał cel? Przecież i tak już
wychodził...
Chyba że nie. Może chciał zostać sam
na sam w pokoju z Geldą. W końcu Adia była w swojej mantrze
rysowniczej.
Choć nic ich nie łączyło, Yumiro
poczuła się zawiedziona i zdradzona. Co za głupi sposób na
podryw. Czemu wcześniej z nią flirtował? Pewnie chciał po prostu
zdobyć jej zaufanie. Albo nie mógł się powstrzymać. W końcu
tamtego wieczora Yumiro wyglądała wyjątkowo ładnie.
Co absolutnie nie usprawiedliwiało jego
zachowania.
Yumi obróciła się na pięcie i
wybiegła ze stołówki.
Weszła do pokoju gwałtownym ruchem.
Zero Fredricków.
– Cześć, Yumi. Czego chciała ta
dziewczyna?
– Yyy... no właśnie jej nie było.
Tylko Britt z Greevem. Powiedzieli mi, że nikt tam nie przychodził
od pół godziny... nie wiem, o co chodziło Fredrickowi.
W oczach Geldy pojawił się błysk
zrozumienia. Yumiro zmarszczyła brwi. Gelda jednak od razu
uśmiechnęła się tym swoim sympatycznym uśmiechem.
– Ja nie wiem. Poszedł sobie od razu,
kiedy wyszłaś. Może był na stołówce wcześniej, a ta ruda
zwiała?
– No nie wiem, powiedział, że był
tam przed chwilą...
– Może się po prostu nie
zrozumieliście. Następnym razem go spytaj.
– Raczej już nie będzie następnego
razu. Wątpię, żebyśmy mieli jakąś inną okazję do pogadania.
– No cóż... w takim razie tym
bardziej nie powinnaś się przejmować. Chodź, kupiłam dzisiaj
dobre chrupki.
* * *
Tamtego wieczoru Yumiro poszła do
latarni nieco wcześniej niż zwykle. W soboty dyrektor nie
przychodził tam pracować. Miała dużo czasu dla siebie.
Zanim zabrała się za lekturę,
przemyślała sprawę z Fredrickiem. Musiała przyznać, że zaczynał
jej się podobać. Wbrew wszystkiemu. Jednak teraz był znów jak
odległy, niedostępny najprzystojniejszy chłopak w szkole. Taki,
którym Yumiro nigdy by się nie zainteresowała, wiedząc, że to
bez sensu.
Było jej przykro. Zastanawiała się,
dlaczego ją oszukał. I czemu Gelda miała taki dziwny wyraz twarzy,
kiedy wspomniała o tej dziwnej sytuacji.
Starała się tego nie rozpamiętywać.
Zapomnieć i tyle.
Próbowała się wciągnąć w nową
powieść, ale to wciąż jej doskwierało. Zmuszała się do
patrzenia na linijki tekstu przez kolejną godzinę, a gdy nastała
dwudziesta pierwsza, oderwała się od bezsensownej lektury i wróciła
do internatu. Tym razem włożyła słuchawki do uszu, bo nie padał
deszcz, w który mogłaby się wsłuchać. Było ciepło, dlatego
zdjęła kurtkę i przerzuciła przez ramię.
Słuchała wolnej, cichej i spokojnej
muzyki. Pozwoliło jej się to uspokoić. Szła zawiłymi ścieżkami,
by wydłużyć drogę powrotną.
Tamtej nocy spała mniej spokojnie niż
poprzedniej.
Geldzie natomiast śniła się cudowna
przyszłość z Fredrickiem, w której on przez cały uśmiecha się
do niej tym swoim urzekającym uśmiechem.
Choć gdzieś w jej umyśle czaił się
obraz wyrywanego z piersi serca.
* * *
Nazajutrz Yumiro długo nie wychodziła
z łóżka. Poszła na śniadanie dopiero koło dziesiątej. Zostało
już bardzo niewiele jedzenia, a sprzątaczki zamiatały podłogę.
Wzięła tackę, zaparzyła słabą
herbatę miętową i ruszyła na poszukiwanie resztek pożywienia.
Znalazła jednego przypalonego naleśnika z kremem czekoladowym,
jabłko i trochę miodowych płatków śniadaniowych. Mleko w
czajniku było letnie.
Yumiro położyła nędzny posiłek na
najbliższym stoliku. Taca trzasnęła, wylało się trochę herbaty.
– Ojej! Zły humor mamy, co? –
zagadała jedna ze sprzątaczek.
Yumiro spojrzała na nią zmęczonym
wzrokiem. Faktycznie była nie w sosie. Sytuacja z Fredrickiem już
tak nie bolała, ale Yumi wciąż odczuwała niesmak.
Oprócz niej na stołówce siedział
jeszcze Hordon. Przez cały rok szkolny prawie w ogóle ze sobą nie
rozmawiali. Im więcej Yumiro go obserwowała, tym bardziej się
przekonywała, że rzeczywiście nie warto. Hordon nie miał
przyjaciół, ale uważał, że jest inaczej. Teraz robił zdjęcia
nadgryzionego naleśnika z truskawkami, a potem wykrzywiał swoją
twarz w dziwnych grymasach. Dopiero po chwili Yumiro uświadomiła
sobie, że on wcale się nie dusi, a wysyła buziaki do kamery z
przodu komórki.
Zresztą, nawet jeśli Hordonem byłaby
Gelda lub Adia, Yumiro nie miała ochoty rozmawiać z kimkolwiek.
Przełknęła ostatni kawałek
naleśnika, wypiła herbatę, po czym posprzątała po sobie i wyszła
ze stołówki.
Przeszło jej przez myśl, żeby
odwiedzić latarnię. Szybko jednak przypomniała sobie, że
niedziele to jedyne dni, w które jest ona zamknięta. Nie wiadomo,
czemu dyrektor tak ustalił.
Teraz Yumiro wydawało się, że zrobił
to jej na złość. Akurat kiedy najbardziej potrzebuje refleksji
nadmorskiej.
Refleksji nadmorskiej?
Yumiro naszła fantastyczna myśl.
Pobiegła na górę, założyła kostium kąpielowy, narzuciła na
niego lekką kurtkę i pobiegła na ulubioną plażę.
Na piasku leżała tylko jedna starsza
pani z mężem oraz czteroosobowa zabiegana rodzina. Yumiro odłożyła
kurtkę blisko niewysokich, ledwie wyróżniających się od plaży
wydm i spojrzała na wodę.
Krystalicznie czysta. Yumi zamoczyła
palce prawej stopy. Ciepła. Prawie tak samo jak powietrze. Była
piękna pogoda, na niebie nie widać było żadnej chmurki, a słońce
smażyło.
Yumiro weszła głębiej. Zamknęła na
chwilę oczy. Słyszała mewy i papugi, szum morza, zderzające się
fale, dzieci bawiące się na brzegu. Czuła woń soli i wody.
Powietrze, prawie nieruchome, delikatnie muskało jej skórę.
Rozchyliła powieki. Była o krok od
nagłego spadku, przepaści w morzu. Zamknęła oczy, rozłożyła
ramiona, nabrała powietrza w płuca i niczym delfin z wdziękiem
rzuciła się w morską otchłań.
Tu było zimniej. Yumiro odpychała się
rękami, by popłynąć głębiej. Czuła chłód. Otworzyła oczy.
Zobaczyła wodorosty na ścianie, z której przed chwilą się
rzuciła. Unosiła się pod wodą, oglądała morski podwodny świat.
Tu i tak było jeszcze w miarę płytko.
Niewiele metrów pod nią było już dno, usiane morskimi roślinami
różnego koloru, kołyszącymi się delikatnie. Yumiro popłynęła
trochę dalej. Minęła ławicę kolorowych rybek. Prócz nich rzadko
spotykała inne gatunki. Groźne zwierzęta mieszkały daleko.
Yumiro postanowiła przetestować swoje
umiejętności szybkiego pływania pod wodą. Pewnie o to będzie
chodzić w olimpiadzie. Wypatrzyła w oddali ogromny, pomarańczowy
wodorost unoszący się na dnie. Stanęła na piachu.
Gotowi do startu... start!
Wystrzeliła jak błyskawica.
Zamknęła oczy i zaczęła mierzyć czas w myślach.
Otworzyła je po pięciu sekundach.
Wodorost był dalej, niż jej się wydawało. Przyspieszyła, czując
napięcie w mięśniach.
Poczuła, że słabnie. Próbowała
dalej kołysać nogami, nawet wolno, ale czuła zbyt duży ból.
Opadła na dno, zmęczona. Wodorost bezczelnie kołysał się
zaledwie parę metrów dalej.
Yumiro leżała chwilę na dnie morza.
Liczyła ryby przepływające nad jej bezwładnym ciałem. Czuła się
beznadziejnie. Teraz, gdy widziała, że nawet w nurkowaniu wcale nie
jest taka dobra, przypomniała jej się cała sytuacja z Fredrickiem.
Nagle zabrakło jej powietrza w płucach. Yumiro wypłynęła prędko
na powierzchnię.
Była bardzo daleko od brzegu. Ludzie
wyglądali jak małe figurki krzątające się po plaży. Yumiro
użyła ostatku sił, który miała w rękach i dopłynęła na suchy
ląd.
Wyczołgała się niezdarnie z wody,
czując, jak fale podmywają ją z tyłu. Nawet morze próbowało ją
z siebie wygonić. W końcu wstała i ruszyła do wydm. Pod wodą
była trochę więcej niż pięć minut. Widziała, że ludzie
dziwnie jej się przyglądali. Jej skóra zrobiła się bledsza, a
nawet nabrała delikatnego, niebieskiego odcieniu. Yumiro chwyciła
kurtkę. Usiadła na chwilę na plaży, czekając, aż słońce
wysuszy jej włosy, a obolałe mięśnie odpoczną. Potem wróciła
do internatu.
* * *
Gelda ze zdenerwowaniem poprawiała
kołnierzyk sukienki tysięczny raz. O niczym nie powiedziała Adii
ani Yumiro. Była już we własnym świecie, pełnym blasku, radości
i czarujących uśmiechów Fredricka. Ostatni raz zauważyła, że w
jego policzkach robią się maleńkie, ledwie dostrzegalne dołeczki.
Powiedziała przyjaciółkom, że
wychodzi do teatru sama. Postanowiła wyjść na zewnątrz pokoju, by
nie zobaczyły Fredricka. Oglądała swoje odbicie w komórce.
Letnia, zwiewna, ale elegancka sukienka
w kolorze brzoskwini. Błękitny wisiorek. Gelda pozwoliła sobie
nawet na małą dawkę makijażu, w co rzadko się bawiła. Użyła
tylko tuszu do rzęs i słabej, grejfrutowej pomadki. Starała nie
zlizywać jej w zdenerwowaniu z warg.
Na szerokie, choć małe stopy nałożyła
pomarańczowe półbuciki. Kupiła je niedawno na wyprzedaży.
Dopiero teraz przypomniała sobie, że był to jakiś przydrożny
stragan z ciuchami. Oby Fredrick nie zauważył, że nosi takie
rzeczy.
A jeśli zauważy? Może akurat niedawno
przechodził obok tego straganu i zapamiętał te półbuciki?
Cholera. Trzeba wrócić i zmienić obuwie.
Jednak było już za późno. Na piętro
wjechała winda. Wyszedł z niej wysoki chłopak, ubrany w elegancką,
rozpiętą przy kołnierzyku koszulę w białym kolorze. Wsadził ją
do czarnych, długich spodni. Gdy zobaczył Geldę, jego twarz
rozjaśnił uroczy uśmiech pełen zmieszania, oszołomienia i
radości.
– Gelda! Wyglądasz... wspaniale.
Gelda nie mogła się powstrzymać od
głupiutkiego, cichego chichotu. Uniosła głowę, by spojrzeć
Fredrickowi w twarz. Wyglądał elegancko, ale też na luzie, a jego
szmaragdowo-ciemne oczy zmniejszyły się pod wpływem szerokiego
uśmiechu.
Gelda miała wrażenie, że zaraz
zemdleje albo zwymiotuje ze szczęścia.
Fredrick niespodziewanie chwycił ją za
rękę. Był to niewinny gest, ale dziewczyna ledwo już stała na
nogach.
– Chodźmy.
W teatrze usiedli w jednym z środkowych
rzędów. Był to niewielki teatr, nie było tu nawet trybun, a
zwykłe ławki szkolne. Scena udekorowana była kwiatami z origami,
głównie różowymi. Gelda rozpoznała je. Niedawno męczyła się z
jednym z nich na zajęciach z plastyki. Chciała powiedzieć coś o
tym Fredrickowi, ale bała się otwierać buzię. Obawiała się, że
ją wyśmieje albo nie będzie wiedział, co powiedzieć.
W rezultacie siedzieli w ciszy, a do
przedstawienia zostało jeszcze pięć minut.
Niespodziewanie rozmowę zaczął
Fredrick.
– Nic nie powiedziałaś Yumiro,
prawda? Czekałaś na mnie przed pokojem. Tej drugiej też pewnie nic
nie szepnęłaś, co?
– N-nie.
Fredrick uśmiechnął się znowu. Ile
on miał tych uśmiechów w zapasie, że tak nimi wszystkich
częstował?
– Bardzo dobrze. Przepraszam, ale
wolałbym, żeby nasze spotkania na razie pozostały tajemnicą.
– Pewnie i tak ktoś już nas
zauważył, kiedy wchodziliśmy do teatru – Gelda chciała jeszcze
dodać, że bezwstydnie trzymał ją za rękę całą drogę, ale
bała się, że jeśli mu to wytknie, już więcej jej nie dotknie.
– Och. Masz rację – westchnął. –
Powinniśmy zachować większy dystans. Ale... – zaczerwienił się
i schylił głowę. – Kiedy... znaczy, jeśli... zaczniemy się
oficjalnie spotykać... już będziemy mogli wszystkim powiedzieć.
Gelda oniemiała. Czuła, że żołądek
podchodzi jej do gardła, w środku latają motyle, a w piersi serce
gra rytmicznego, szybkiego marsza.
– Hm. A jak z Yumiro? Trochę ją
wczoraj wykiwałem, ale to tylko dlatego, że chciałem z tobą
zostać... mam nadzieję, że za bardzo się nie gniewała.
Gelda miała wrażenie, że cały świat
dookoła niebezpiecznie się obraca. Z trudem skupiła się na jego
słowach.
– N-nie... Chyba się w ogóle tym nie
przejęła.
Fredrick odetchnął z ulgą.
– Uff. Znam ją właściwie dwa dni,
ale wydaje się dość nerwowa.
– Tak, to prawda. Łatwo się
denerwuje, jeśli chodzi o niektóre sprawy, ale równocześnie jest
nieziemsko cierpliwa. Kiedyś nie mogłam zrozumieć równań na
matematyce... chociaż zajęło nam to godzinę, wszystko mi
wytłumaczyła.
– Dobra z niej przyjaciółka –
Fredrick uniósł delikatnie kąciki ust. – Widać, że świetnie
się dogadujecie. Pewnie wszystkie chwile spędzacie razem.
– Mmm... no... prawie wszystkie –
Gelda zamyśliła się. Yumiro kiedyś ją poprosiła, żeby nie
rozpowiadała jej nocnych wypadów do latarni. Nie była pewna, czy
to aby legalne, a nie chciała z tego rezygnować. Gdyby niepowołane
osoby o tym usłyszały, mogłyby naskarżyć...
– Tak? – zdziwił się Fredrick. –
Kiedy się na przykład rozstajecie? Prawie zawsze widzę was razem.
Gelda nagle uświadomiła sobie, że
rozmawiają głównie o Yumiro. Nie tak powinna wyglądać randka.
– To prawda, ale każdy potrzebuje
chwili samotności. Nawet ja... – chciała zabrzmieć tajemniczo,
by zaintrygować Fredricka, ten jednak wydawał się trochę
rozczarowany.
– Racja – powiedział tylko i
przedstawienie się zaczęło.
* * *
Na obiad były kotlety z ziemniakami.
Choć Yumiro normalnie wylizywałaby nawet najmniejszą kroplę sosu,
która została na talerzu, teraz nie miała apetytu. Poza tym, Gelda
dziwnie się zachowywała. Adia jak zwykle siedziała cicho, grzebiąc
widelcem w surówce i wytrzeszczonymi oczami obserwując ziemniaki.
Jednak ona miała w zwyczaju zachowywać się nienormalnie. Gelda
natomiast myślami była gdzie indziej, prawie nie jadła, nic nie
mówiła. Yumiro miała dosyć tej ciszy.
– Dziewczyny, co jest? Słowa nie
zamieniłyśmy od wczoraj.
– Och – stęknęła Adia. – Masz
rację.
Gelda tępo wpatrywała się w sufit.
Najwyraźniej naszła ją jakaś przyjemna myśl, bo uśmiechnęła
się i parsknęła śmiechem.
– Gelda? – sprowadziła ją na
ziemię Yumiro.
–Och! – czar jakby prysł. Gelda
popatrzyła na przyjaciółkę z oszołomieniem. – Co mówiłaś?
–Co się z tobą dzieje?
–Nic. Po prostu... zamyśliłam się.
Gdzie byłaś cały dzień, Yumi?
Yumiro odetchnęła w duchu. Może to
faktycznie zwykłe zamyślenie. Opowiedziała Geldzie o swoich
rozterkach i pobycie na plaży.
– Nie przejmuj się. Jak mówiłam,
pewnie się nie zrozumieliście – zaczęła ją pocieszać Gelda. –
A jeśli chodzi o nurkowanie... jesteś najlepsza, Yumi. Pewnie jak
zwykle masz zawyżone ambicje i nikt by nie dopłynął do tego
wodorostu.
Yumiro po obiedzie czuła się już
lepiej.
Popołudniu Gelda stwierdziła, że
wychodzi do teatru na przedstawienie. Co podejrzane, założyła
jedną ze swoich najładniejszych sukienek, a nawet umalowała się.
Yumiro jednak nie zawracała sobie tym głowy. Pewnie po prostu
chciała dobrze wyglądać, w końcu to wyjście do teatru.
Gdyby Yumi zaczęła się zagłębiać w
myśli, uświadomiłaby sobie, że to przecież teatr szkolny i tam
mało kto przychodził ubrany aż tak elegancko.
Bardzo ciekawy motyw z tą latarnią i nocnymi wypadami głównej bohaterki, aby poczytać książki. Bardzo fajnie czyta się też wątek romansowy Geldy z Fredrickiem. Na pewno przeczytam następne rozdziały.
OdpowiedzUsuńhttps://kiermasz-swiatow.blogspot.com