środa, 2 maja 2018

Stara latarnia morska | Część druga


Część druga.

Kolejny tydzień zleciał szybko. Yumiro została wybrana na przedstawiciela na olimpiadzie, bo jako jedyna zgłosiła się do nurkowania. Do biegów zgłosiło się w sumie dwudziestu uczniów, ale Greev ich wszystkich zmiótł. Był najszybszy ze szkoły, co oczywiście było powodem do niesamowitej dumy. Od poniedziałku do piątku Britt chodziła cała zagniewana, bo chłopak został otoczony przez wianuszek fanek. Yumiro nie była szczególnie zadowolona z faktu, że będą na olimpiadzie występować razem, ale nie miała wyboru.
Do artystycznej części – na lepienie z gliny – dostał się Gliwiusz z trzeciej ce, a na rysowanie Flivia z drugiej a. W naukowej części brali udział Lidien z pierwszej de oraz Alfius z trzeciej a. Na szczęście Adia nie była zazdrosna i przyjęła tę wiadomość ze spokojem. W przeciwieństwie do Yumiro, która denerwowała się tym, że na olimpiadzie oprócz Greeva będą występować same nieznane jej osoby.
W olimpiadzie brały udział po jednej – zwykle najlepszej – szkole z sześciu krajów na wschodzie kontynentu: z Klovel, Hedesu południowego, środkowego i północnego, z Craon oraz z Elbergu. Plus akademia na Radagas. W sumie zawsze występowało czterdziestu dwóch uczniów. Ogłaszano po jednym zwycięzcy z każdej konkurencji. Nagrodami zwykle był dyplom, kupony na ekskluzywne wakacje na innym kontynencie oraz tysiąc sztuk złota. Czasem dodawano tablet lub nawet komputer, zależnie od wygranej konkurencji.
Yumiro miała mnóstwo pracy jako jedna z przewodniczących. Jej klasie przydzielono zadanie, by przygotować pokoje dla trzydziestu sześciu osób. Wiadomo już było, że wśród nich będzie dwadzieścia dziewczyn oraz szesnastu chłopców. Podzielono ich czwórkami, dlatego trzeba było urządzić dziewięć pokoi. Yumiro podzieliła swoją dwudziestu dwu osobową klasę na grupy. Musiała przyznać, że była z nich dumna. Poradzili sobie szybko ze swoim zadaniem, a pokoje ostatecznie wyglądały bardzo ładnie. Britt i Shaen przyniosły nawet kilka kwiatków z ogrodów internatu i włożyły je do ozdobnych wazonów.
Poza tym na Yumiro spadło zadanie sprawdzania, jak radzą sobie inne pierwszaki. Pozostałym trzem klasom musiała pomagać z prawie wszystkim, bo przewodniczący byli wyjątkowo nieudolni.
Gdy w końcu wszystko było gotowe, okazało się, że trzecia be – klasa Fredricka – nie wykonała swojego zadania i nie przygotowała auli, na której miała odbywać się transmisja do telewizji i przedstawienie uczestników. Prawie cała szkoła zebrała się, by w popłochu sprzątać w ostatni dzień przed olimpiadą – piątek. Potem został tylko weekend, a w poniedziałek – olimpiada. Na pierwszy dzień przewidziano przedstawienie uczestników, na drugi konkurencje naukowe, na trzeci sportowe, a na czwarty artystyczne. W piątek odbywało się uroczyste ogłoszenie wyników i pożegnanie uczestników z innych szkół.
Yumiro nawet nie miała czasu potrenować, a do latarni udało się jej pójść zaledwie trzy razy w tygodniu.
Podobnie było z Geldą, która przez wysoką posadę Fredricka nie miała szans na więcej niż dwa spotkania. Raz wyszedł z nią na obiad, drugi do parku. Gelda czuła, że zakochuje się w nim coraz bardziej. Miała wręcz obsesję na jego punkcie – myślała o nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Miała szczęście, że tydzień sprzątania był luźny i nauczyciele często zwalniali z lekcji. Natomiast następny tydzień miał być całkowicie wolny od lekcji. Gdyby musiała uczyć się w takim stanie, zapewne jej oceny bardzo by się osłabiły.
W końcu nadszedł pierwszy dzień olimpiady. Yumiro spała ledwie pięć godzin, bo prawie całą noc wybierała sukienkę i denerwowała się prezentacją. Nie miała w zwyczaju się stresować, ale wystąpienie przed takim dużym gronem widzów... Miała tylko stać i się uśmiechać, ale gdy tylko o tym myślała, dostawała zawrotów głowy.
Gelda i Adia odprowadziły ją do wejścia na zaplecze auli. Życzyły jej powodzenia i odeszły na widownię. Yumiro zobaczyła jeszcze w oknie autobus. Wszyscy z innych szkół już byli za zapleczu.
Weszła do środka, czując, że przechodzą ją potworne dreszcze.
Pomieszczenie było przestronne. Przypominało zbiorową garderobę. Po prawej stało wielkie lustro otoczone żółtymi reflektorami. Tłoczyło się przed nim mnóstwo młodzieży, krzyczących, poprawiających stroje i tych najspokojniejszych – rozmawiających. Było tu też kilku nieznanych Yumiro nauczycieli.
Pierwszy zobaczył ją Greev. Od razu podbiegł do koleżanki i uśmiechnął się, próbując dodać jej otuchy.
– Hej. Jest stresik, co?
– No. Niezły – odparła Yumiro, siląc się na uśmiech.
– Próbowałem z kimś pogadać, ale wszyscy są zajęci sobą. Jakby się nie szykowali już rano.
– Wiesz, są po długiej podróży. Ci z Elbergu lecieli jakieś siedem godzin.
Greev wzruszył ramionami.
– Może masz rację. Ale w ten sposób jeden z głównych celów tej całej olimpiady będzie zaniedbany.
– Racja. Integracja.
Stali chwilę w milczeniu. To była jedna cecha Greeva, którą Yumiro lubiła – dla niego nie istniało coś takiego jak „krępująca cisza”. Nie widział potrzeby, by mówić coś zupełnie zbędnego.
Ze sceny przez kurtynę zajrzał do nich pan Aleksus.
– Witajcie, kochani! – zakrzyknął. – Za dziesięć minut zacznie się oficjalne przywitanie. Pierwsza wchodzi szkoła z Elbergu. Przygotujcie się! – zniknął za kuryną.
Grupka dwóch dziewcząt i czterech chłopców w eleganckich strojach ustawiła się przed bocznym wejściem na scenę. Byli spięci, nie rozmawiali nawet między sobą. Yumiro próbowała odgadnąć, który z nich będzie nurkować. Wytypowała szczupłego chłopaka o długich nogach i trójkątnej twarzy. Stał nieruchomo, był sztywny i wyprostowany.
W ostatnim momencie jedna z dziewcząt chciała pójść do toalety, ale dyrektor wychylił się ponownie i zawołał:
– Za minutę wchodzicie!
Po chwili na auli zapadła cisza i rozległ się stłumiony głos mężczyzny. Aleksus opowiadał krótko o zasadach i tradycji olimpiady. Była to jedenasta rocznica, a szkoła na Radagas trzeci raz była wylosowana na gospodarza.
–...pierwszą szkołą, którą zaprezentujemy, będzie Elbergskie Liceum im. Wizarda w Avden!
Sześciu uczniów wyszło na scenę z grobowymi wyrazami twarzy. Byli już za kurtyną, więc Yumiro mogła już tylko słyszeć, nie widzieć.
– A cóż to za powaga, kochani? Uśmiechnijcie się, to najważniejsza część tej całej olimpiady! – roześmiał się pan Aleksus. Kilka osób na auli również zachichotało.
W tym momencie mały ekran zawieszony na ścianie obok uruchomił się. Uczniowie mogli oglądać transmisję.
Dyrektor po kolei przedstawił studentów. Okazało się, że szczupły chłopak występuje w biegach, a jego imię brzmi Alvio. Do nurkowania zgłosiła się Elyzja, dziewczyna o długich, falowanych blond włosach i bardzo dziewczęcej urodzie. Schowała ręce za plecami, uśmiechała się nieśmiało i zagryzała dolną wargę.
Yumiro nie była pewna, co o niej myśleć. Zdawała się być urocza i niegroźna, ale zwykle takich się lekceważy.
Następna była szkoła z Craonu. W nurkowaniu miał brać udział wysoki chłopak o kwadratowej szczęce i dość tłustych czarnych włosach. Miał na imię Graydell. Wyglądał niebezpiecznie. Yumiro poczuła zagrożenie.
Reprezentantem nurkowania Hedesu Północnego był rozpromieniony, uśmiechnięty radośnie chłopak o jasnych włosach i niskim wzroście. Miał na imię Valter. Kamera uchwyciła moment, w którym szeptał coś dziewczynie obok na ucho. Ta zachichotała. Potem przedstawiciel odrzucił głowę do tyłu. Yumiro zauważyła, że jego oczy mają miodowy kolor. Był rodowitym Hedesańczykiem. Tylko tam dzieci rodziły się z oczami koloru miodu, złota lub orzechów włoskich.
Hedes Środkowy. Przedstawicielką była Gaja, pulchna dziewczyna marszcząca ciągle brwi. Miała brązowe włosy spięte w warkocz i oczy w kolorze écru. Mrużyła powieki, tak jakby podejrzewała o coś złego wszystkich dookoła. Wbrew wszystkiemu wydawała się najprzyjaźniejsza z wszystkich. Yumiro zwróciła uwagę na jeszcze kogoś. W biegach miał brać udział Ruben. Wysoki chłopak, zapewne z trzeciej klasy. Stał wyprostowany, ale nie wydawał się spięty. Uśmiechał się delikatnie. Był przystojny, miał jasnobrązowe włosy i oczy koloru kawy z mlekiem. Yumiro przyłapała się na porównywaniu go do Fredricka. Ku jej zdziwieniu, Ruben okazał się w jej ocenie przystojniejszy.
Hedes Południowy. Przedstawicielem nurkowania był Rodger, niezbyt urodziwy chłopiec w jej wieku. Garbił się i zdecydowanie nie czuł się dobrze przed kamerą. Jego twarz była czerwona od trądziku. Yumiro zlekceważyła go, myśląc, że ma zbyt pulchną posturę do pływania.
Nurkiem z Klovel była Aoife. Co typowe dla mieszkańców tego kraju, miała bordowe oczy i szare włosy. Spięła je w wysoki kok. Była wysoka i szczupła. Piękna. Wyglądała dumnie i poważnie. Coś w jej wizerunku sprawiło, że wzbudziła w Yumiro respekt.
Nagle ktoś potrząsnął Yumi za ramię.
– Halo! Wchodzimy zaraz – to był Greev.
Ustawili się razem z innymi w takiej kolejności, jak reszta szkół. Najpierw matematyk – Lidien, potem fizyk – Alfius, następnie sportowcy – Greev i Yumiro, a na końcu Gliwiusz oraz Flivia. W takiej kolejności miały też rozgrywać się konkurencje na olimpiadzie.
Yumiro prawie zupełnie zapomniała o stresie. Gdy zobaczyła, że przynajmniej jedna osoba z nurków jest w jej wieku, rozluźniła się.
Dyrektor przedstawił uczniów swojej szkoły z dumą w głosie. Gdy wypowiadał imię i nazwisko: Yumiro Asawin, Yumi wypatrzyła kamerę, która właśnie wykonywała zbliżenie na jej twarz – i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. W sumie nie była pewna, jaki chce stworzyć wizerunek, ale przypomniała sobie o rodzicach mieszkających w Craonie i oglądających z uwagą igrzyska. Wysłała ten uśmiech właśnie do nich. Gdy rozmawiała ostatnio z mamą przez telefon, ta wyraziła ogromną radość i chęć kibicowania. Zapewne teraz wspólnie z ojcem trzymali za nią kciuki.
Gdy prezentacja skończyła się pomyślnie, dyrektor poszedł oprowadzić kamerzystów po szkole. Miał pokazać przygotowane na olimpiadę miejsca: pracownię plastyczną, fizyczną, matematyczną oraz tor wyścigowy, a także położone w głębi wyspy jezioro Cardsi. To właśnie tam miały odbyć się zawody w nurkowaniu. Yumiro kiedyś je odwiedziła, i zapamiętała okolicę jako piękną, choć ponurą. Mimo że miejsce było tak blisko morza, woda w tym jeziorze była słodka, z niewielką zawartością soli.
Oprowadzenie mogło potrwać minimalnie godzinę.
Tymczasem uczestnicy olimpiady mieli czas, by rozpakować się, umyć i pozwiedzać. Była czternasta, więc obiad miał być za godzinę. Dla przedstawicieli wszystkich szkół przygotowano długi stół, przy którym mieli siedzieć wszyscy – łącznie z Greevem, Yumiro, Gliwiuszem, Flivią, Alfiusem i Lidienem. Yumiro była smutna, że ma teraz zaledwie sześćdziesiąt minut na omówienie sytuacji z Adią i Geldą.
Spotkały się w pokoju. Adia powiedziała tylko, że na Rodgera trzeba będzie uważać, co było dla Yumi co najmniej głupią radą. Ona uznała go za zupełnie niegroźnego i trzymała się tej opinii. Gelda natomiast długo omawiała każdą postać, a najdłużej rozwodziła się nad Valterem, Graydellem i Rubenem. Stwierdziła, że Yumiro ma szczęście, bo na nurkowanie zapisali się prawie sami przystojniacy.
Yumi jednak zupełnie o tym nie myślała. Stresowała się bardziej swoją kondycją, która ostatnio tak bardzo ją zawiodła.
Po dwudziestu minutach paplaniny Gelda wyszła z pokoju, twierdząc, że pójdzie na obiad do baru. Ostatnio często tak wychodziła praktycznie bez ostrzeżenia. Adia była tak skupiona na rysowaniu czegoś w szkicowniku, że najwyraźniej nie spostrzegła, że będzie jeść sama.
Jak się okazało, Greev czekał na Yumiro przed stołówką. Była ona jedynym bezpośrednim łącznikiem między częścią internatu dla dziewczyn a chłopców i znajdowała się pod ziemią. Byłoby tam ciemno, gdyby nie mnóstwo lamp. W rezultacie stołówka wyglądała bardzo luksusowo, ładnie i oryginalnie.
Greev twierdził, że to z grzeczności, ale Yumiro wiedziała, że to po prostu przez jego nieśmiałość. Nie chciał wejść w tłum nieznajomych bez nikogo do porozmawiania.
Zasada bufetu wciąż działała, ale stanowisk z jedzeniem było więcej. Dzięki temu nie zrobił się zbyt wielki chaos. Głównym daniem było spaghetti, na przystawkę można było nałożyć sobie krem cebulowy. Yumiro jednak z tego zrezygnowała, gdyż nigdy nie przepadała za tym smakiem.
Gdy jej talerz pełen był pełen makaronu, położyła jeszcze na tackę sok pomarańczowy oraz sernik. W brzuchu jej burczało, czuła się piekielnie głodna.
Usiadła przy prostokątnym stole z innymi. Obok niej usiadł Greev, drugie krzesło było jeszcze puste. Odnalazła wzrokiem nurków. Wszyscy siedzieli naprzeciwko niej, zbili się w grupkę. Elyzja dyskutowała z Valterem i starała się zyskać jak najwięcej rozmówców, uśmiechając się zachęcająco do pozostałych. Gdy jej radosne spojrzenie spotkało podejrzliwy wzrok Yumiro, dziewczyna od razu zaprosiła ją do konwersacji gestem.
– Jesteś Yumiro, prawda? – zagadała.
– Tak – odparła Yumi. Nie zdawała sobie sprawy ze swojego chłodnego tonu.
– Masz bardzo ładne imię.
– Dzięki.
Elyzja nie pozwoliła choćby na chwilę ciszy.
– Zebrałam wszystkich nurków w tym miejscu. Uwielbiam poznawać nowych ludzi. A jak z tobą, Yumi?
Yumiro nie cierpiała, kiedy mówił tak na nią ktoś inny niż rodzice, Gelda lub Adia.
– Wolę samotność – stwierdziła neutralnym tonem.
– Oooch – zasmuciła się Elyzja. Jej mimika i gesty były przesadnie teatralne. – Ludzie tak mówią, ale tak naprawdę wszyscy wolą rozmawiać z innymi niż siedzieć samemu w ciszy.
– Samemu nie trzeba siedzieć w ciszy – Yumiro już wiedziała, że kompletnie się z nią nie dogada. Nadawały na zupełnie innych falach.
Elyzja roześmiała się.
– Ha ha, racja! Niektórzy gadają do siebie. To dopiero dziwacy, nie?
– Nie – odparła lodowatym tonem Yumiro, spoglądając dziewczynie prosto w oczy. – Rozmawiając ze sobą można utrzymać swoją poczytalność w normie. Czujemy się lepiej ze sobą. Można nawet zaprzyjaźnić się ze sobą. Poza tym, nie miałam na myśli tylko rozmowy. Jest jeszcze muzyka.
Elyzja była wyraźnie zbita z tropu.
– Yyy... prawda... ale szczerze ja wolę muzykę do tańczenia.
– Dlatego nie zrozumiesz – skwitowała Yumiro i spuściła wzrok z rozmówcy na talerz. Zabrała się za spaghetti, czując się, jakby wygrała bitwę. Dostrzegła kątem oka, że Elyzja wzrusza ramionami i powraca do rozmowy z Valterem.
Po jakimś czasie obok Yumiro usiadł Ruben. Dziewczyna poczuła przyjemną woń kawy. Nabrała powietrza w płuca, by ją lepiej poczuć...
I wtedy poczuła się, jakby nurkowała w morzu. Przypomniała sobie obrazy wodorostów, ławicy rybek, małych żabek... on pachniał wodą morską, ale w dziwacznie cudowny dla nosa sposób. Zapach kawy był na wierzchu. Pod spodem kryła się ta piękna woń, która tak urzekła Yumiro, że dziewczyna wpadła w stupor.
Gdy tak delektowała się zapachem, Ruben niespodziewanie odwrócił do niej głowę. Wciągnął do ust makaron. Na jego policzku wylądowała kropelka sosu. Nie zauważył tego.
– Macie ładną szkołę.
To sprowadziło ją na ziemię.
– Tak. Wiem.
Może to nie była odpowiedź, jakiej oczekiwał, ale Ruben pokiwał głową.
– Masz na twarzy sos – wyrwało się Yumiro. Mówienie takich rzeczy prawie obcej osobie wydawało jej się trochę dziwne, ale nie mogła się powstrzymać.
Chłopak wbrew jej oczekiwaniom nie speszył się. Wytarł twarz serwetką.
– Dzięki.
Czy jej się zdawało, czy był jednym z tych niewielu ludzi, którzy nie odrzucali jej stylu bycia po pierwszym spotkaniu?
Zaciekawił ją.
– Masz na imię Ruben, prawda? – zapytała.
– Tak – odpowiedział. Yumiro zwróciła uwagę na jego ubiór. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem, inną niż ta, którą założył na przedstawienie uczestników. Pasowała do jego „złotej twarzy”. – A ty jesteś Yumiro, prawda?
– Tak jest.
Chłopak uśmiechnął się.
– Dosyć dziwne imię jak na Radagas. Nie jesteś stąd, prawda?
– Nie. Mieszkam w internacie, urodziłam się w Craonie.
– Ale to imię też nie pochodzi z Craonu – Ruben dalej się uśmiechał. Chyba zaczynał ją rozgryzać. – Masz w sobie coś z nimfy, prawda? Po włosach zakładam, że wodnej.
– Włosy to sobie można przefarbować – również się uśmiechnęła.
– To prawda. Ale będziesz nurkować, nie?
Yumiro pokiwała głową. Był bystry.
– Tak. Mam w sobie krew najady.
Ruben z satysfakcją skinął głową.
– Nie sądzisz, że to oszustwo? – zapytał po dłuższej chwili jedzenia spaghetti.
– Też miałam wątpliwości. Ale gdyby mnie nie przyjęli... to byłby rasizm, prawda? – Yumiro przypomniały się słowa Greeva. – Poza tym, organizatorzy mieli moje papiery. Nie zaprotestowali. Myślę, że każdy z nurków ma w sobie coś z syreny, nimfy wodnej albo innej... ryby.
– Od nas na nurkowanie idzie Gaja. Szczerze? Nigdy z nią nie rozmawiałem. Ale po szkole chodziła kiedyś plotka, że kiedy wchodzi do wody, zmienia się w rekina.
Yumiro parsknęła śmiechem.
– Oby tak nie było. Nie miałabym szans z rekinem.
Ruben znów wrócił do jedzenia z uśmiechem.
Pod koniec posiłku, gdy oboje zabrali się za deser, dodał jeszcze:
– Nie wydaje mi się, żeby inni mieli jakieś nadzwyczajne zdolności. Może mogą dłużej oddychać pod wodą niż zwykli ludzie, ale... skoro ty masz w sobie aż tyle z najady, że masz niebieskie pasemka, to myślę, że masz największe szanse.
To dodało Yumiro otuchy. Mówił zupełnie szczerze, luźnym, ale zarazem poważnym tonem.
– Dzięki – uśmiechnęła się do niego.
– Nie ma za co dziękować. Powiedziałem tylko, co myślę.
Po obiedzie Yumi wyszła na zakupy razem z Adią. Gelda wciąż nie wróciła z baru.

* * *

Gelda ubrała zwiewną, błękitną sukienkę. Usta wysmarowała czerwoną szminką. Musiała jednak przebierać się w restauracji, bo wiedziała, że jeśli wyszłaby tak ładnie ubrana, Yumiro od razu zaczęłaby coś podejrzewać. Gelda wciąż nie mogła uwierzyć, że spotkania z Fredrickiem uchodzą jej na sucho. Fakt faktem bardzo się starali, by nikt ich nie nakrył, ale brak zainteresowania Yumi jej podejrzanymi wypadami... zapewne było to spowodowane olimpiadą.
Gelda zajęła stolik obok okna, w kącie. Choć powiedziała przyjaciółkom, że wychodzi do baru, tak naprawdę siedziała w luksusowej restauracji. Każde miejsce rozdzielone było półścianką pokrytą bluszczem oraz zawieszonymi na ścianach donicami z kwiatami. Fredrick należał do bogatszych osób, a zapraszając ją, zapowiedział, że to będzie wspaniały obiad.
Gelda była zakochana po uszy. Nie docierało do niej, że chłopak na każdym spotkaniu wspominał o Yumiro i próbował się o niej dowiedzieć jak najwięcej. Była coraz bardziej zaślepiona miłością, gdyby mogła, zapewne zapomniałaby o całym świecie i oddała się Fredrickowi całkowicie. Była w tym także wina Yumi, która nie zainteresowała się przyjaciółką, zbyt skupiona na swoich problemach.
Teraz życie miłosne Geldy przypominało idyllę. Umawiała się w tajemnicy ze starszym, przystojnym chłopakiem. Fredrick był dla niej kimś idealnym. Aniołem i bohaterem.
Spóźniał się już dziesięć minut. Gelda nerwowo spoglądała na komórkę. W końcu zdecydowała się napisać do niego wiadomość: „gdzie jesteś?”. Drżącymi z podekscytowania rękami wybrała zły kontakt. „Aleksus”. To numer dyrektora!
W tym momencie do restauracji wszedł Fredrick. Dziewczyna szybko skasowała wiadomość. Zganiła siebie w duchu za ten przejaw niezdarności. Posiadanie numeru dyrektora wymaga większej odpowiedzialności i może mieć niebezpieczne skutki.
Usiadł naprzeciwko Geldy.
– Cześć, kochanie – powiedział. Za każdym razem, gdy się tak uśmiechał, serce dziewczyny biło coraz szybciej. – Przepraszam za spóźnienie. Długo wybierałem garnitur...
Faktycznie, jego strój był tak samo idealny jak on sam. Perfekcyjnie wyprasowany, gładki, bezbłędnie dobrany...
Fredrick po prostu wyglądał nieziemsko i obłędnie.
Gelda wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami.
– Co? – zaśmiał się uroczo i podrapał po plecach, tak jak to zwykle robił, kiedy się onieśmielał. – To ty jesteś tu ta piękna... Nie patrz tak na mnie.
– Przepraszam – zawstydziła się Gelda.
– Nie ma sprawy, Geldo. Chciałbym, żeby ten obiad był świetny. Zamów, co tylko chcesz. Mam spory zapas gotówki.
Gelda jednak zamówiła tylko zupę kalafiorową i sałatkę z pomidorami. W jego towarzystwie zapominała o tak trywialnych potrzebach jak głód. Istniał tylko on. Ta miłość była naprawdę obsesyjna i niezdrowa.
Zaczął rozmowę. Jednostronną. Jak zwykle. Gelda wciąż obawiała się, że może go do siebie zrazić, jeśli zacznie zbyt dużo mówić. Poza tym, jego aksamitny głos był jak miód na jej uszy. Potrafiła go słuchać godzinami.
– Jak Yumiro? – kelner właśnie podał jedzenie i napoje. Fredrick upił łyk lemoniady. – Zapewne nie ma teraz czasu nigdzie wychodzić.
– To prawda.
– Chociaż wcześniej też chyba nie bardzo opuszczała internat – zaśmiał się. W jego tonie wyczuła zaciekawienie.
– No... w sumie, ciągle wychodzi wieczorami i siedzi do późna w... – zawiesiła głos. Coś sprowadziło ją na ziemię. Czemu mu to mówi? To nie jego sprawa. Dlaczego bardziej interesuje się Yumiro niż nią samą? Poza tym, jej przyjaciółka prosiła ją, by Gelda niczego nie rozpowiadała o tym dziwnym hobby.
– No? Gdzie?
– Nieważne – odparła dość dziwnym tonem. – Obiecałam Yumiro, że nikomu nie powiem.
W jego oczach zobaczyła iskierki. Iskierki... ale to nie był ten czarujący błysk w jego oczach. To były ogniki gniewu.
– No cóż – powiedział zawiedziony. – Trudno.
Chyba zauważył, że wróciła na ziemię... nawet jeśli tylko czubkami palców, mógł ją teraz łatwo stracić.
– Dobra, w takim razie zmieńmy temat – uśmiechnął się. Na ten widok Gelda z powrotem wpadła w sidła miłości, uniemożliwiające jakikolwiek przejaw rozsądku.

* * *

Cały drugi dzień olimpiady Yumiro była zaspana. Poprzedniego dnia za długo siedziała w latarni. Zbudziła się o siódmej, a o dziewiątej rozpoczynał się pierwszy etap olimpiady. Matematyka.
Lidien, przedstawiciel akademii na Radagas, był wyjątkowo spięty i zestresowany. Gdy Yumiro weszła do sali od matematyki, zobaczyła go stojącego pośrodku z komórką w ręce. Sprawdzał coś w internecie, z rozgorączkowaniem przeglądał różne strony.
Poza nim w pomieszczeniu stali jeszcze wszyscy pracujący w akademii na Radagas nauczyciele od matematyki. Również się denerwowali.
Yumiro pamiętała Lidiena z ostatniego krajowego konkursu. Jej nie udało się dostać do następnego etapu, ale on przedostał się bez problemu. Był geniuszem. Z nim mieli duże szanse.
Yumiro obserwowała chłopaka, który robił się coraz bardziej czerwony na twarzy.
– Cześć – usłyszała nagle obok siebie. Yumi podskoczyła z zaskoczenia.
Obok niej zmaterializował się Ruben.
– Co, masz coś na sumieniu? – zaśmiał się.
– Nie – zaprzeczyła. – A ty masz jakąś tajemnicę? Oprócz Adii nie znam nikogo, kto potrafiłby się tak pojawiać znikąd tuż obok...
–Cześć – usłyszała z drugiej strony. Yumi podskoczyła równie gwałtownie co wcześniej i odwróciła głowę.
O wilku mowa.
– Cześć, Adia – przywitała koleżankę Yumiro – Eee... Ruben, to jest Adia. Jesteśmy współlokatorkami i przyjaciółkami. Adio... to jest Ruben.
– Miło mi – uśmiechnął się chłopak.
Adia zmierzyła go od stóp do głów.
– Mi także – powiedziała w końcu dość poważnym tonem i spojrzała mu prosto w oczy tym mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Yumiro dostawała po nim ciarek, zdawało jej się wtedy, że Adia czyta z niej jak z otwartej księgi.
– Próbujesz mnie zahipnotyzować? – zażartował Ruben.
– W pewnym sensie – wciąż mówiła z powagą w głosie. – Biegniesz, prawda?
– Prawda.
– Ale wyglądasz na analityczny umysł. Taki jak ma Yumiro.
– Ona też bierze udział w sportowej części, nie?
Yumi zaczęła się zastanawiać, jak ktoś może „wyglądać na analityczny umysł”.
– Prawda. Tak tylko stwierdziłam – odwróciła od Rubena wzrok. Yumiro od razu zobaczyła, że nie jest zadowolona z odpowiedzi. Czegoś się nie dowiedziała.
Nagle dziewczynie przyszło do głowy, że Adia nadawałaby się na detektywa. Brakowało jej tylko przesadnej dociekliwości.
– Od was jest ten czerwony... prawda? – zapytał Ruben. Inni uczestnicy już zebrali się dokoła niego, na ich twarzy również malowało się zdenerwowanie.
– Lidien. I tak, on jest od nas – odparła Yumiro.
Kolor na twarzy Lidiena robił się coraz bardziej intensywny. Yumi trzymała za niego kciuki, ale za mało go znała, by go pocieszać. O ile dobrze pamiętała, nie miał wielu znajomych.
– Cześć – kolejna osoba, przez którą Yumiro podskoczyła. To była Gelda, wtrąciła się między Rubena a Yumi.
– Cześć. Ruben, to Gelda. Geldo, to Ruben – przedstawiła swoich znajomych Yumiro.
– Miło mi – powiedział Ruben.
O dziwo, Gelda nie zrobiła się czerwona na twarzy. Nawet się nie uśmiechnęła. Wydawało się, że stąpa gdzieś z głową w chmurach, a jej oczy były zamglone. Yumiro zauważyła też, że jej przyjaciółka miała na rzęsach tusz, a na ustach czerwoną pomadkę.
– Czemu się umalowałaś? – zapytała trochę zbyt ostro.
Gelda jakby skuliła się pod wpływem tonu jej głosu.
– T-tylko trochę... jeśli kamera zacznie nagrywać widownię... będę ładnie wyglądać... Poza tym, mamy szesnaście lat... to nie przestępstwo, malować się...
Yumiro od razu wyczuła kłamstwo. Ta dziewczyna nie potrafiła kłamać, poza tym już od dłuższego czasu zachowywała się podejrzanie.
– Wiem, ale ty nigdy tego nie robiłaś. Mówiłaś, że kiedyś przyjdzie na to czas.
– Cóż, może przyszedł. Olimpiada naprawdę jest nagrywana przed całym kontynentem...
– Przestań udawać. Co się z tobą dzieje? – podniosła głos Yumiro.
– A co cię to w ogóle obchodzi? – zapytała rozdrażnionym tonem Gelda.
– Od tygodnia się do mnie nie odzywasz. Jestem zestresowana olimpiadą, a ty się zachowujesz, jakbyś była pępkiem świata. Nie wspierasz mnie. I o co chodzi z tymi wypadami na miasto? Nigdy nie wychodziłaś bez nas.
– Wiesz, to dziwne, że skoro robię to od tygodnia, zainteresowałaś się dopiero teraz. No i to chyba ty masz ze sobą problem, skoro wydaje ci się, że ty i Adia jesteście moimi jedynymi znajomymi.
Yumiro coraz mocniej zaciskała zęby.
– Wiesz, myślałam nawet, że najlepszymi przyjaciółkami. Ale chyba jednak nie. Najlepsze przyjaciółki chyba mówiłyby sobie, gdzie się wybierają na obiad?
– Nie matkuj mi.
– Nie matkuję ci. Mówię tylko, że nie jesteś z nami szczera.
Liczyła na pomoc ze strony Adii, ta jednak stała obok z oczami zwróconymi ku górze i szeroko otwartymi ustami. Ruben z kolei wydawał się bardzo skrępowany sytuacją, oddalił się o metr czy dwa i po chwili zniknął Yumiro z pola widzenia.
– Wiesz co? Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, umawiam się z chłopakiem. Ale on nie chce, żeby nasz związek był na pierwszych stronach szkolnej gazetki.
– Szkolnej gazetki? – Yumiro szybko połączyła fakty. Był popularny, umawiał się z Geldą od jakichś dwóch tygodni.
To wydawało się aż zbyt oczywiste. Czemu wcześniej nie zauważyła?
– Umawiasz się z Fredrickiem Erickssonem.
Mówiła powoli.
– N-nie. Wcale. Zresztą, nie twoja sprawa. Nawet jeśli tak jest, nie masz prawa go osądzać. Powiedziałaś jego imię, jakby był robakiem. Wiem, jaki masz stosunek do takich jak on. Nic niewarte śmiecie. Ale tak nie jest. Fredrick jest wspaniały. I znaczy dla mnie tysiąc razy więcej od ciebie – Gelda odwróciła się i wyszła z sali.
Yumiro nie miała pojęcia, gdzie jej przyjaciółka mogła teraz pójść. Czuła złość. Nie miała ochoty dłużej zostawać w tym miejscu.
– Idę popływać – zwróciła się do Adii wciąż zagniewanym głosem. – Jak wrócisz do pokoju i będzie tam Gelda, napisz do mnie. Wtedy nie wrócę tam przed północą.
Adia wciąż wpatrywała się w sufit z fascynacją. Pokiwała głową, na chwilę jej spojrzenie osiadło na Yumiro.
Yumi poszła od razu na plażę. Tym razem jednak długo szła brzegiem morza, na prawo od latarni, a gdy znalazła prywatną piaszczystą posesję, przedostała się z łatwością przez drut kolczasty pokryty bluszczem i wylądowała na opustoszałej, niewydeptanej plaży. Nie było tu żadnych śladów prócz tych po mewach. Yumiro zrzuciła ubrania. Nie miała ze sobą kostiumu kąpielowego. Całkiem naga, stanęła na brzegu i wpatrywała się w horyzont.
Fale podmywały jej stopy łagodnymi ruchami. Pierś dziewczyny unosiła się i opadała. Starała się nie myśleć kompletnie o niczym. Czuła ból w piętach. Szła ponad godzinę, ale nie zauważyła tego. Zapewne była już pora obiadu.
Yumiro patrzyła wciąż na morze. Próbowała ujrzeć kolejny ląd. Dostrzec ludzi naprzeciwko jej. Potem spojrzała na niebo. Nieskazitelnie niebieskie.
Teraz Yumi wpatrywała się w swoje stopy. Myślała o jej przyjaźni z Geldą. Dotychczas się nie kłóciły. Była to krótkotrwała więź. Może dla Geldy wcale nie znaczyła tak dużo jak dla Yumiro?
Dla Yumi była to jedyna przyjaciółka, jaką miała od dzieciństwa. Nigdy nie zawarła z nikim takiej silnej więzi. Gelda zawsze jej słuchała, gdy Yumiro opowiadała jej przygody, które wcześniej przeżyła w latarni. Przyjaciółka często w napięciu okrywała się kołdrą, kiedy w książce pojawiał się mrożący krew w żyłach wątek. Śmiała się do rozpuku, gdy któraś z postaci popełniła głupią gafę. Czasami nawet szlochała, kiedy jej ulubiony bohater ginął na morzu.
Yumiro miała tylko jedno słowo do powiedzenia na temat swojego samopoczucia. Uszkodzona. Czuła się, jakby przez całe życie była robotem i wszelkie uczucia nie docierały do niej w pełni. Owszem, czuła miłość, radość, smutek, melancholię. Ale to rozdzierające od środka poczucie bycia zdradzonym przenikało ją do szpiku kości. Jakby ktoś uderzył z całej siły siekierą w jej metalowy pancerz.
Yumiro zacisnęła mocno zęby. A może to zwykła sprzeczka i to ona zbyt to przeżywa? Prawdą jest też to, że tak naprawdę nigdy nie kłóciła się z jakąkolwiek przyjaciółką. Aż parsknęła śmiechem pod nosem. Dziwne uczucie.
Powoli weszła w ciepłą wodę. Gdy poczuła, jak fale obmywają jej kostki, obróciła się jeszcze, by sprawdzić, czy na pewno jest sama.
Tak. Dookoła nie było śladów cywilizacji. Ta prywatna plaża zapewniała dobre schronienie.
Yumiro wchodziła głębiej i głębiej, rozkoszując się wodą dotykającą coraz większej powierzchni jej ciała. Powietrze pachniało solą. Ta scena była jej własna. Nikt nie mógł zajrzeć do jej umysłu w tym momencie, nawet Adia. Czuła się kompletnie sama. Jak samotna brzoza pośrodku łąki. Jak fenek wypuszczony na zimne tereny. Jak astronauta patrzący w przestrzeń kosmiczną, kołyszący się w skafandrze; bez nikogo wokół.
Tutaj przepaść była głębsza. Yumiro zaczęrpnęła do płuc jak najwięcej powietrza i złożyła ręce razem, po czym wygięła się w zgrabny łuk i wskoczyła do wody.
Od razu poczuła chłód. Zobaczyła ławicę kolorowych rybek. Dno było bardzo daleko. Yumiro jeszcze nigdy nie udało się dopłynąć na sam dół tej części morza. To był nagłębszy punkt.
Coś ją tknęło. Zanurkowała głębiej. Czuła coraz bardziej doskwierające zimno, widziała wodorosty i kamienie na dnie, rośliny podwodne kuszące swoim fantastycznym, wręcz nienaturalnie pięknym wyglądem. Yumiro nie spłynęła na sam dół, bo było jej zbyt zimno. Musiała zawrócić.
Wypłynęła na chwilę na powierzchnię. Słońce ją oślepiało, więc zaczerpnęła tylko więcej powietrza i zanurkowała z powrotem.
Tym razem udało jej się prawie dotknąć piachu czubkiem palców. Teraz dokuczał jej strach. Nigdy nie była tak głęboko. Czuła się zbyt samotna. Drobna i naga, pośrodku wielkiego morza. Zawróciła.
Znów nabrała w płuca powietrza. I znów od razu zanurkowała, tym razem z ogromną determinacją.
Dopłynęła. Na sam dół. Stanęła na dnie morza.
Był to piękny moment. Obok niej leżał wielki głaz porośnięty zielonym mchem. Po drugiej stronie kolonia różowo-fioletowych ukwiałów, a gdzieś naprzeciwko podwodna jama. Z lewej gigantyczna roślina, na pewno magiczna. Jej łodyga przypominała bardziej pień niż łodygę, a kwiat o ogromnych czerwonych płatkach kołysał się w rytm dźwięków morza.
Yumiro mogła spokojnie powiedzieć, że był to najcudowniejszy moment w jej życiu.
Odpłynęła dalej. Zwiedziła najgłębsze zakątki tego magicznego miejsca, obejrzała niewielką jamę, nawet położyła się na kamieniu i odpoczęła. Chłód już w ogóle jej nie doskwierał. Czuła, że gdyby mogła, zostałaby tu do końca życia.
Wpatrywała się w słońce. Wysoko nad nią. Wydawało się takie odległe. Tu, na dnie morza, Yumiro miała wrażenie, że trzyma nad wszystkim pieczę. Kontroluje i rządzi.
Co jakiś czas mijały ją ławice czerwonych rybek. Czasem przepływała jakaś większa ryba w fantazyjne wzory.
Najdziwniejszym zjawiskiem była niewielka rybka o dziwnej rurce zamiast buzi, która podpłynęła do magicznej rośliny obok Yumiro i zapyliła ją. Yumi wcześniej nie dostrzegła, że z kwiatu wystają maleńkie pręciki. Miała coś w sobie z rośliny nadwodnej.
Choć czas mijał, Yumiro zupełnie tego nie zauważała. Odpłynęła jeszcze dalej. Oglądała coraz to dziwniejsze gatunki roślin.
W pewnym momencie jednak poczuła, że ktoś lub coś ją obserwuje. Płynęła naprzód, ale zatrzymała się teraz na chwilę. Rozejrzała się.
Była aż tak daleko?
Obserwował ją kalmiarz. To gatunek drapieżnej, agresywnej ryby. Siedział spokojnie na dnie dość daleko od niej. Był szary i kształtem przypominał rekina. Yumiro bez wahania popłynęła ku powierzchni. Była w wielkim niebezpieczeństwie.
Wypłynęła. Zachłysnęła się powietrzem. Słońce było zupełnie gdzie indziej niż wtedy, gdy zanurkowała po raz pierwszy. Brzeg stał się bardzo odległym punktem. Yumiro spojrzała pod siebie. Kalmiarz powoli zbliżał się do niej. Nie miała z nim szans, jeśli chodzi o prędkość i umiejętność walki. Ta ryba miała ogromne zęby, zdolne zmielić nawet najtwardszy pokarm, była także zdecydowanie szybsza od człowieka.
Człowieka?
Yumiro uświadomiła sobie, że nie jest człowiekiem. Jest w prawie połowie nimfą wodną.
Pora wykorzystać swoje umiejętności.
Yumi nigdy nie pływała delfinkiem, ale był to najszybszy sposób dotarcia do brzegu. Czuła siłę w mięśniach. Naprężyła je. Adrenalina wystrzeliła do żył, gdy jej umysł wyczuł coraz bliższą obecność kalmiarza.
Wystrzeliła.
Nie minęła minuta, a Yumiro wypadła na brzeg jak martwa ryba. Jej nagie ciało przez chwilę podskakiwało w konwulsjach. Yumi była wytrącona z równowagi, czuła, że zaraz odejdzie od zmysłów. Nie potrafiła powstrzymać drgawek. Z jej ust wylała się słona woda, zmieszana z resztkami z dzisiejszego śniadania. Żołądek przeszył potworny ból. Yumi wymiotowała jeszcze chwilę, a potem resztkami sił doczołgała się na suchy piasek. Padła, czując, jak z jej mięśni ulatuje siła, tak jak z balonu uchodzi powietrze.
Zamknęła oczy. Zdawało jej się, że wciąż jest gdzieś w wodzie, bo słuch miała stłumiony. Widziała świat przez niebieski filtr.
Wiła się chwilę z bólu, który tym razem ogarnął jej podbrzusze. Potem opadła na plecy bez sił.
Dosunęła się do niebieskiej koszuli i dżinsów, które wcześniej tu zostawiła. W kieszeni spodni miała komórkę. Okryła się ubraniami jak kocem. Teraz doskwierał jej potworny chłód.
Yumiro chwyciła telefon drżącymi rękami i spojrzała na godzinę. Była osiemnasta.
Jak długo była w wodzie?
Czuła, że zaraz znów straci świadomość, więc odblokowała ekran. Musiała do kogoś szybko napisać, bo jeszcze kilka sekund i padnie bez sił...
To, co wyświetlił ekran, było co najmniej dziwne. Kontakt Rubena. Przecież nie podał jej swojego numeru.
Sam się wpisał. Telefon miała w sponiach, wystający kusząco z kieszeni. Pewnie chwycił go, gdy kłóciła się z Geldą. Zuchwały. Bezczelny. Arogancki.
Nim epitety przeszły jej przez myśl, kliknęła symbol koperty i napisała szybki SMS: „Pomóż. Jestem daleko na prawo od latarni”.
Gdy znów straciła świadomość, nie była pewna, czy wysłała wiadomość, czy tylko ją napisała i nic nie kliknęła.

* * *

Gelda wyszła do baru. Sama. Na oranżadę. Nikomu nigdy tego nie przyznała, ale tak naprawdę nigdy nie próbowała tego napoju. Nie miała okazji.
Właściwie nie potrafiła powiedzieć, czy jej smakuje, czy nie. Wszystko wydawało jej się mdłe. Nie umiała też stwierdzić, czy jest smutna czy wściekła. Przez chwilę zastanawiała się, czy Yumiro wróciła do pokoju, czy gdzieś wyszła. Stawiała na to drugie, ale nie mogła być pewna. Póki mogła, wolała zostać w tym małym, przydrożnym barze.
Myślała o Fredricku. Co chwila sprawdzała telefon. Dlaczego nic nie pisze? Był taki perfekcyjny, a gdy najbardziej go potrzebowała, nie pisał. Gelda miała świadomość, że chłopak o niczym nie wiedział, ale i tak była trochę zawiedziona.
Zamiast roztrząsać temat Fredricka, dopiła oranżadę. Potem wyszła z baru, prawie zapominając kurtki. Lekko kropiło, ale było bardzo ciepło, więc jej nie założyła. Zbliżała się piętnasta, dlatego Gelda poszła na stołówkę. Adia nie potrafiła jej pocieszyć, chociaż się starała. Przynajmniej na swój dziwny sposób.
Do końca dnia Gelda krążyła po Grendell, a koło siedemnastej wyszła nad jezioro Cardsi. Była to daleka podróż, szczególnie pieszo. Wiedziała, że wróci najwcześniej o dwudziestej, ale pragnienie zanurzenia stóp w jeziorze było bardzo silne. Poza tym, wręcz chciała jakoś zabić czas i wrócić o późnej porze.
Gdy była w drodze do Cardsi, napisał do niej Fredrick: „Cześć, kochanie. Zapraszam Cię na jutrzejszą niesamowitą noc w klubie Electro. Tam wiedzą, jak się dobrze bawić. Tylko nikomu nie mów ;)”.

* * *

Kołysanie. Nie. Podskakiwanie. Nie. Bezruch. Nie. Szybki oddech. Niebieskie światło. Ból.
Spokój.
Yumiro czuła pod sobą coś miękkiego. To było pierwsze wrażenie. Potem stwierdziła, że jest to jednak odrobinę twarde. Skojarzenie? Prycze w więzieniu. Nie. Nie, to nie to. Kamień na dnie morza. Nie, za miękkie. Materace w internacie akademii. Tak. Tak, leżała na łóżku w internacie.
Drugim odczuciem był bardzo mocny słony smak w ustach. Yumiro nie mogła go wytrzymać. Chciała się zakrztusić, wypluć ślinę, ale część jej umysłu odpowiedzialna za rozsądek zaczynała się budzić. Powiedziała: nie, najpierw zbadajmy nasze położenie.
Dobrze. Co słyszę?
Yumiro skupiła się na dźwiękach. Słyszała stłumione, ledwie słyszalne dźwięki – jakby z dna morza. Męski głos. Nie. Kilka głosów. Tłuczone szkło. Nie. Trzaskanie talerzy. Ryk kalmiarza. Nie. Śmiech.
Yumi próbowała skupić się na dźwiękach bardziej. W końcu rozróżniła cztery głosy, wszystkie należały do chłopców mniej więcej w jej wieku. Opowiadali żarty, ale jeden z nich miał poważny głos i co chwila powtarzał, że się martwi i że to wcale nie jest śmieszne. Zaraz, zaraz. To znajomy głos.
– R-... – chciała wypowiedzieć jego imię Yumi, ale z jej ust wydobył się tylko dziwny syk. Zakrztusiła się. Do buzi napłynęła fala słonej wody.
– Podajcie mi szklankę! Będzie wymiotować – zawołał do kolegów Ruben. Yumiro słyszała już bardzo wyraźnie. Gdy poczuła, że ciepłe dłonie wpychają jej do rąk coś zimnego, przyjęła to z wdzięcznością i pochyliła nad naczyniem. Tak, to była szklanka.
Yumi wypluła słoną wodę. Przez chwilę trzymała twarz tuż nad kubkiem, by być pewną, że zwróciła wszystko – i otworzyła w końcu oczy.
Kolory były ostre. Za ostre. Leżała na kocu. Na łóżku. W internacie. Koc był żółty. Dłonie, którymi trzymała szklankę, raziły w oczy bielą. Dostrzegła maleńkie łuski.
Yumiro odwróciła od nich wzrok. Teraz spojrzenie spoczęło na Rubenie. Był czerwony na twarzy, miał potargane włosy i zmartwione, czułe oczy.
– Już dobrze? – odebrał jej szklankę. Dał ją stojącemu obok chłopakowi. Yumiro rozpoznała go, to był Graydell. Odszedł z naczyniem, by je opróżnić. Na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Yumi jednak kompletnie to nie obchodziło.
– Tak – odparła.
Przeniosła wzrok na pozostałych dwóch chłopców. Obydwoje siedzieli na kanapie przy ścianie i oglądali całą scenę z zainteresowaniem. Jeden z nich to Valter, drugi... Alvio. Tak, nazywał się Alvio.
– Co robiłaś na tej plaży? – zapytał Ruben.
Yumiro przywołała bolesne wspomnienia. Nurkowała w morzu. Potem zobaczyła kalmiarza, wypłynęła na brzeg i dostała dziwnych drgawek.
Zaraz, zaraz. Czy nie była cały czas naga?
Czuła jednak, że ma na sobie swoją niebieską koszulę i obcisłe dżinsy.
– Ruben... ty mnie ubrałeś? – zapytała ostrożnie.
Ruben był zdziwiony.
– Co? Dlaczego miałbym to robić?
Yumiro odetchnęła w duchu z ulgą.
– Kąpałam się nago, a nie pamiętam, żebym się potem ubrała...
Kątem oka dostrzegła, że Valter uśmiecha się, ledwie powstrzymując parsknięcie, a Alvio zrobił się cały czerwony na twarzy.
– Kiedy po ciebie przyszedłem, krążyłaś po tej zamkniętej plaży jak w jakiejś mantrze. Miałaś na sobie ubrania, spokojnie. Mamrotałaś coś o cierpieniu, bólu i porażkach życiowych. Kiedy mnie zobaczyłaś, zemdlałaś. Przeniosłem cię do internatu. Całą drogę opowiadałaś mi przez sen historię o marynarzu, który zaginął na morzu i nigdy go nie odnaleziono.
Yumiro była trochę zła na Rubena. To były bardzo intymne sprawy. Czyżby zapomniał o obecności Valtera, Alvia i Graydella, który właśnie wrócił do pokoju z czystą szklanką?
Zaczerwieniła się. Ku jej zdziwieniu, on również.
– Ups. Przepraszam. Nie powinienem był mówić...
– Nic się nie stało – przerwała mu. – O której przyszedłeś na plażę?
– Osiemnasta dwadzieścia.
– Co? Całą drogę przeszedłeś w dwadzieścia minut? Mi to zajęło jakąś godzinę.
– Uczestniczę w biegach. Nie pamiętasz?
Olimpiada. Yumiro zupełnie o niej zapomniała.
– Sam po mnie przybiegłeś?
– Byłem akurat obok latarni. Nie pomyślałem, żeby zabrać wsparcie. Poza tym, napisałaś „pomóż”. Nie „pomóżcie”.
– To głupi tok myślenia – stwierdziła, ale uśmiechnęła się. – Dziękuję ci.
Ruben również się uśmiechnął. Dopiero teraz zauważyła, że jego włosy są bardzo długie. Dłuższe niż jej. Nosił je zawsze spięte w kitkę i schowane pod ubraniem, ale teraz wydostały się stamtąd i spływały po jego piersi. W adakemii nie było chyba ani jednego chłopaka z tak długimi włosami. W dodatku zadbanymi.
– Nie poszliście po pomoc?
– Właśnie trwa olimpiada z części fizycznej. Prawie wszyscy nauczyciele poszli oglądać. Na korytarzu znaleźliśmy tylko jakąś kucharkę...
– Kucharkę? – powtórzyła Yumiro. – Panią Lusi?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Była dość... tęga.
– Tak, to pani Lusi.
– Powiedziała, że za dziesięć minut przyjdzie z lekarstwami i posiłkiem. Nie było cię na stołówce, więc poprosiłem ją o dodatkową porcję obiadu.
Yumiro wolała sama sobie z wszystkim radzić. Kiedy ktoś jej pomagał, automatycznie czuła, że musi jakoś to mu wynagrodzić. Tak było i w tym przypadku.
– Mam u ciebie wielki dług – powiedziała.
– To nic takiego – Ruben machnął ręką lekceważąco. – Każdy by tak postąpił.
– Nie. Nie każdy. I mówię serio. Pamiętaj, że jeśli będziesz czegoś potrzebował, ja tu będę.
– Yumiro... to naprawdę drobiazg – po chwili chłopak nonszalancko rozciągnął wargi w uśmiechu i oparł się o łóżko na łokciu. Widać było, że nie jest taki z natury. Parodiował ludzi takich jak Fredrick, i wychodziło mu to naprawdę dobrze. – Ale jeśli bardzo chcesz się odwdzięczyć... co powiesz na kawę?
– Nie cierpię kawy – odparła natychmiast.
Roześmiał się.
– Żartuję. Wpisałem swój numer do twojej listy kontaktów, twój do mojej też. Jeśli będę czegoś chciał, zadzwonię. Ale... wątpię, by kiedyś zdarzyła się taka okazja. Przypominam, że za dwa dni mnie już tu nie będzie.
Yumiro poczuła nagle ogromny żal. Dopiero teraz przypomniała sobie, że Ruben nie jest stąd.
– Och. To... może pójdźmy jednak na tę kawę...
Znów się zaśmiał.
– Szczerze też jej nie cierpię. Wolę czekoladę.
– Kocham czekoladę! – to była najdziwniejsza wypowiedź w całym życiu Yumiro. Nigdy niczego nie zawołała w taki sposób, rozemocjonowany i dziecinny.
Ruben uśmiechnął się, widząc dezorientację w oczach Yumi. Jakby ją zrozumiał, usłyszał wszystko to, co przed chwilą pomyślała.
– To kiedy? – spytał.
W tym momencie do pokoju wparowała pani Lusi. Trzymała tacę z obiadem w dwóch rękach, w zębach miała opakowanie jakiegoś leku.
Podbiegła do łóżka i zostawiła obiad na brzuchu Yumi, wyjęła z ust lekarstwo i wyjęła drżącymi dłońmi ze środka tabletki. Yumiro czuła lekkie obrzydzenie.
– Wiem, co się stało! Przyniosłam coś, co ustabilizuje twój stan psychiczny i żołądkowy. To gorabetamol.
Gorabetamol pomagał właściwie na wszystko. Zbijał gorączkę, uśmierzał ból, podnosił na duchu... zawierał cząsteczki magiczne i zapewne to one pomogły stworzyć taki niezawodny, szybko działający medykament.
Istniały jeszcze eliksiry magiczne, ale nie był to stały element apteczki internatu.
Yumiro z wdzięcznością przyjęła środek i połknęła. Był gorzki i niesmaczny.
Pani Lusi wyglądała na bardzo zatroskaną.
– Moje kochanie... coś ty ze sobą zrobiła... wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście.
Yumi uśmiechnęła się tylko słabo. Nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć. Nie była też pewna, czy żałuje tego wypadu nad morze, czy nie. Z jednej strony poznała swoje słabości i pozbyła się – przynajmniej częściowo – bólu w sercu po kłótni z Geldą. Teraz ta sytuacja wydawała się tak odległa, nierealna i nic nieznacząca. Owszem, wciąż czuła się zdradzona i zawiedziona, ale nie było już tak, jakby ktoś wypalił jej te słowa na sercu.
Z drugiej strony gdy Yumiro wracała pamięcią do konwulsji, które nią wstrząsnęły, robiło jej się słabo. Jej ludzka strona przeważała nad tą nadprzyrodzoną. Była zdolna przebywać pod wodą ponad godzinę, to fakt, ale jej organizm nie reagował na to dobrze. Zapewne gdyby siedziała tam całą dobę, mogłaby nawet umrzeć. Wojna pomiędzy genami pewnie trwała w Yumi od dawna. Teraz jednak dała o sobie odczuć jak nigdy dotąd.
Yumiro stwierdziła jednak, że nie pozostała po tym zdarzeniu żadna trauma. Jeśli już, to lęk do kalmiarzy. Poza tym woda wciąż wydawała się żywiołem dziewczyny, nawet po takiej bolesnej zdradzie. Gdy o niej myślała, czuła spokój i harmonię. Miała nadzieję, że na jutrzejszej olimpiadzie woda przyjmie ją z otwartymi ramionami.
Właśnie. Olimpiada. Yumi zupełnie o niej zapomniała.
Pani Lusi położyła na brzuchu Yumiro tacę z obiadem. Pierogi z farszem grzybowym, sałatka grecka, mizeria, miska rosołu, lody waniliowe z czekoladą i sok pomarańczowy.
Yumi nie miała apetytu. Zjadła tylko jednego pieroga, sałatkę i mizerię oraz kulkę lodów, upiła trochę zupy i wypiła sok. I tak czuła, że rozepchała sobie żołądek. Wcześniej skurczył się zapewne do rozmiarów woreczka na psie kupy. Yumiro dziwiła się, że pod wodą w ogóle nie czuła głodu. W końcu nie jadła od jakichś dziewięciu godzin.
Po posiłku wytarła twarz serwetką i podziękowała z całego serca kucharce. Poczuła, że ma u niej dług. Pani Lusi jednak tak jak Ruben machnęła tylko ręką i powiedziała, że zapewne by ją wylali, gdyby nie pomogła.
Gdy tylko Yumi poczuła się lepiej, wstała i podziękowała Rubenowi raz jeszcze. Wróciła szybko do swojego pokoju, nie dbając o to, czy będzie tam Gelda, czy nie. W obcym pomieszczeniu, sam na sam z czterema chłopakami, czuła się niekomfortowo. Jak intruz.
Choć Rubenowi już ufała.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz napisać komentarz? Śmiało! Cieszę się z każdej napisanej opinii. No, prawie.