Część druga.
Kolejny tydzień zleciał szybko. Yumiro
została wybrana na przedstawiciela na olimpiadzie, bo jako jedyna
zgłosiła się do nurkowania. Do biegów zgłosiło się w sumie
dwudziestu uczniów, ale Greev ich wszystkich zmiótł. Był
najszybszy ze szkoły, co oczywiście było powodem do niesamowitej
dumy. Od poniedziałku do piątku Britt chodziła cała zagniewana,
bo chłopak został otoczony przez wianuszek fanek. Yumiro nie była
szczególnie zadowolona z faktu, że będą na olimpiadzie występować
razem, ale nie miała wyboru.
Do artystycznej części – na lepienie
z gliny – dostał się Gliwiusz z trzeciej ce, a na rysowanie
Flivia z drugiej a. W naukowej części brali udział Lidien z
pierwszej de oraz Alfius z trzeciej a. Na szczęście Adia nie była
zazdrosna i przyjęła tę wiadomość ze spokojem. W przeciwieństwie
do Yumiro, która denerwowała się tym, że na olimpiadzie oprócz
Greeva będą występować same nieznane jej osoby.
W olimpiadzie brały udział po jednej –
zwykle najlepszej – szkole z sześciu krajów na wschodzie
kontynentu: z Klovel, Hedesu południowego, środkowego i północnego,
z Craon oraz z Elbergu. Plus akademia na Radagas. W sumie zawsze
występowało czterdziestu dwóch uczniów. Ogłaszano po jednym
zwycięzcy z każdej konkurencji. Nagrodami zwykle był dyplom,
kupony na ekskluzywne wakacje na innym kontynencie oraz tysiąc sztuk
złota. Czasem dodawano tablet lub nawet komputer, zależnie od
wygranej konkurencji.
Yumiro miała mnóstwo pracy jako jedna
z przewodniczących. Jej klasie przydzielono zadanie, by przygotować
pokoje dla trzydziestu sześciu osób. Wiadomo już było, że wśród
nich będzie dwadzieścia dziewczyn oraz szesnastu chłopców.
Podzielono ich czwórkami, dlatego trzeba było urządzić dziewięć
pokoi. Yumiro podzieliła swoją dwudziestu dwu osobową klasę na
grupy. Musiała przyznać, że była z nich dumna. Poradzili sobie
szybko ze swoim zadaniem, a pokoje ostatecznie wyglądały bardzo
ładnie. Britt i Shaen przyniosły nawet kilka kwiatków z ogrodów
internatu i włożyły je do ozdobnych wazonów.
Poza tym na Yumiro spadło zadanie
sprawdzania, jak radzą sobie inne pierwszaki. Pozostałym trzem
klasom musiała pomagać z prawie wszystkim, bo przewodniczący byli
wyjątkowo nieudolni.
Gdy w końcu wszystko było gotowe,
okazało się, że trzecia be – klasa Fredricka – nie wykonała
swojego zadania i nie przygotowała auli, na której miała odbywać
się transmisja do telewizji i przedstawienie uczestników. Prawie
cała szkoła zebrała się, by w popłochu sprzątać w ostatni
dzień przed olimpiadą – piątek. Potem został tylko weekend, a w
poniedziałek – olimpiada. Na pierwszy dzień przewidziano
przedstawienie uczestników, na drugi konkurencje naukowe, na trzeci
sportowe, a na czwarty artystyczne. W piątek odbywało się
uroczyste ogłoszenie wyników i pożegnanie uczestników z innych
szkół.
Yumiro nawet nie miała czasu
potrenować, a do latarni udało się jej pójść zaledwie trzy razy
w tygodniu.
Podobnie było z Geldą, która przez
wysoką posadę Fredricka nie miała szans na więcej niż dwa
spotkania. Raz wyszedł z nią na obiad, drugi do parku. Gelda czuła,
że zakochuje się w nim coraz bardziej. Miała wręcz obsesję na
jego punkcie – myślała o nim dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Miała szczęście, że tydzień sprzątania był luźny i
nauczyciele często zwalniali z lekcji. Natomiast następny tydzień
miał być całkowicie wolny od lekcji. Gdyby musiała uczyć się w
takim stanie, zapewne jej oceny bardzo by się osłabiły.
W końcu nadszedł pierwszy dzień
olimpiady. Yumiro spała ledwie pięć godzin, bo prawie całą noc
wybierała sukienkę i denerwowała się prezentacją. Nie miała w
zwyczaju się stresować, ale wystąpienie przed takim dużym gronem
widzów... Miała tylko stać i się uśmiechać, ale gdy tylko o tym
myślała, dostawała zawrotów głowy.
Gelda i Adia odprowadziły ją do
wejścia na zaplecze auli. Życzyły jej powodzenia i odeszły na
widownię. Yumiro zobaczyła jeszcze w oknie autobus. Wszyscy z
innych szkół już byli za zapleczu.
Weszła do środka, czując, że
przechodzą ją potworne dreszcze.
Pomieszczenie było przestronne.
Przypominało zbiorową garderobę. Po prawej stało wielkie lustro
otoczone żółtymi reflektorami. Tłoczyło się przed nim mnóstwo
młodzieży, krzyczących, poprawiających stroje i tych
najspokojniejszych – rozmawiających. Było tu też kilku
nieznanych Yumiro nauczycieli.
Pierwszy zobaczył ją Greev. Od razu
podbiegł do koleżanki i uśmiechnął się, próbując dodać jej
otuchy.
– Hej. Jest stresik, co?
– No. Niezły – odparła Yumiro,
siląc się na uśmiech.
– Próbowałem z kimś pogadać, ale
wszyscy są zajęci sobą. Jakby się nie szykowali już rano.
– Wiesz, są po długiej podróży. Ci
z Elbergu lecieli jakieś siedem godzin.
Greev wzruszył ramionami.
– Może masz rację. Ale w ten sposób
jeden z głównych celów tej całej olimpiady będzie zaniedbany.
– Racja. Integracja.
Stali chwilę w milczeniu. To była
jedna cecha Greeva, którą Yumiro lubiła – dla niego nie istniało
coś takiego jak „krępująca cisza”. Nie widział potrzeby, by
mówić coś zupełnie zbędnego.
Ze sceny przez kurtynę zajrzał do nich
pan Aleksus.
– Witajcie, kochani! – zakrzyknął.
– Za dziesięć minut zacznie się oficjalne przywitanie. Pierwsza
wchodzi szkoła z Elbergu. Przygotujcie się! – zniknął za
kuryną.
Grupka dwóch dziewcząt i czterech
chłopców w eleganckich strojach ustawiła się przed bocznym
wejściem na scenę. Byli spięci, nie rozmawiali nawet między sobą.
Yumiro próbowała odgadnąć, który z nich będzie nurkować.
Wytypowała szczupłego chłopaka o długich nogach i trójkątnej
twarzy. Stał nieruchomo, był sztywny i wyprostowany.
W ostatnim momencie jedna z dziewcząt
chciała pójść do toalety, ale dyrektor wychylił się ponownie i
zawołał:
– Za minutę wchodzicie!
Po chwili na auli zapadła cisza i
rozległ się stłumiony głos mężczyzny. Aleksus opowiadał krótko
o zasadach i tradycji olimpiady. Była to jedenasta rocznica, a
szkoła na Radagas trzeci raz była wylosowana na gospodarza.
–...pierwszą szkołą, którą
zaprezentujemy, będzie Elbergskie Liceum im. Wizarda w Avden!
Sześciu uczniów wyszło na scenę z
grobowymi wyrazami twarzy. Byli już za kurtyną, więc Yumiro mogła
już tylko słyszeć, nie widzieć.
– A cóż to za powaga, kochani?
Uśmiechnijcie się, to najważniejsza część tej całej olimpiady!
– roześmiał się pan Aleksus. Kilka osób na auli również
zachichotało.
W tym momencie mały ekran zawieszony na
ścianie obok uruchomił się. Uczniowie mogli oglądać transmisję.
Dyrektor po kolei przedstawił
studentów. Okazało się, że szczupły chłopak występuje w
biegach, a jego imię brzmi Alvio. Do nurkowania zgłosiła się
Elyzja, dziewczyna o długich, falowanych blond włosach i bardzo
dziewczęcej urodzie. Schowała ręce za plecami, uśmiechała się
nieśmiało i zagryzała dolną wargę.
Yumiro nie była pewna, co o niej
myśleć. Zdawała się być urocza i niegroźna, ale zwykle takich
się lekceważy.
Następna była szkoła z Craonu. W
nurkowaniu miał brać udział wysoki chłopak o kwadratowej szczęce
i dość tłustych czarnych włosach. Miał na imię Graydell.
Wyglądał niebezpiecznie. Yumiro poczuła zagrożenie.
Reprezentantem nurkowania Hedesu
Północnego był rozpromieniony, uśmiechnięty radośnie chłopak o
jasnych włosach i niskim wzroście. Miał na imię Valter. Kamera
uchwyciła moment, w którym szeptał coś dziewczynie obok na ucho.
Ta zachichotała. Potem przedstawiciel odrzucił głowę do tyłu.
Yumiro zauważyła, że jego oczy mają miodowy kolor. Był rodowitym
Hedesańczykiem. Tylko tam dzieci rodziły się z oczami koloru
miodu, złota lub orzechów włoskich.
Hedes Środkowy. Przedstawicielką była
Gaja, pulchna dziewczyna marszcząca ciągle brwi. Miała brązowe
włosy spięte w warkocz i oczy w kolorze écru. Mrużyła powieki,
tak jakby podejrzewała o coś złego wszystkich dookoła. Wbrew
wszystkiemu wydawała się najprzyjaźniejsza z wszystkich. Yumiro
zwróciła uwagę na jeszcze kogoś. W biegach miał brać udział
Ruben. Wysoki chłopak, zapewne z trzeciej klasy. Stał wyprostowany,
ale nie wydawał się spięty. Uśmiechał się delikatnie. Był
przystojny, miał jasnobrązowe włosy i oczy koloru kawy z mlekiem.
Yumiro przyłapała się na porównywaniu go do Fredricka. Ku jej
zdziwieniu, Ruben okazał się w jej ocenie przystojniejszy.
Hedes Południowy. Przedstawicielem
nurkowania był Rodger, niezbyt urodziwy chłopiec w jej wieku.
Garbił się i zdecydowanie nie czuł się dobrze przed kamerą. Jego
twarz była czerwona od trądziku. Yumiro zlekceważyła go, myśląc,
że ma zbyt pulchną posturę do pływania.
Nurkiem z Klovel była Aoife. Co typowe
dla mieszkańców tego kraju, miała bordowe oczy i szare włosy.
Spięła je w wysoki kok. Była wysoka i szczupła. Piękna.
Wyglądała dumnie i poważnie. Coś w jej wizerunku sprawiło, że
wzbudziła w Yumiro respekt.
Nagle ktoś potrząsnął Yumi za ramię.
– Halo! Wchodzimy zaraz – to był
Greev.
Ustawili się razem z innymi w takiej
kolejności, jak reszta szkół. Najpierw matematyk – Lidien, potem
fizyk – Alfius, następnie sportowcy – Greev i Yumiro, a na końcu
Gliwiusz oraz Flivia. W takiej kolejności miały też rozgrywać się
konkurencje na olimpiadzie.
Yumiro prawie zupełnie zapomniała o
stresie. Gdy zobaczyła, że przynajmniej jedna osoba z nurków jest
w jej wieku, rozluźniła się.
Dyrektor przedstawił uczniów swojej
szkoły z dumą w głosie. Gdy wypowiadał imię i nazwisko: Yumiro
Asawin, Yumi wypatrzyła kamerę, która właśnie wykonywała
zbliżenie na jej twarz – i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
W sumie nie była pewna, jaki chce stworzyć wizerunek, ale
przypomniała sobie o rodzicach mieszkających w Craonie i
oglądających z uwagą igrzyska. Wysłała ten uśmiech właśnie do
nich. Gdy rozmawiała ostatnio z mamą przez telefon, ta wyraziła
ogromną radość i chęć kibicowania. Zapewne teraz wspólnie z
ojcem trzymali za nią kciuki.
Gdy prezentacja skończyła się
pomyślnie, dyrektor poszedł oprowadzić kamerzystów po szkole.
Miał pokazać przygotowane na olimpiadę miejsca: pracownię
plastyczną, fizyczną, matematyczną oraz tor wyścigowy, a także
położone w głębi wyspy jezioro Cardsi. To właśnie tam miały
odbyć się zawody w nurkowaniu. Yumiro kiedyś je odwiedziła, i
zapamiętała okolicę jako piękną, choć ponurą. Mimo że miejsce
było tak blisko morza, woda w tym jeziorze była słodka, z
niewielką zawartością soli.
Oprowadzenie mogło potrwać minimalnie
godzinę.
Tymczasem uczestnicy olimpiady mieli
czas, by rozpakować się, umyć i pozwiedzać. Była czternasta,
więc obiad miał być za godzinę. Dla przedstawicieli wszystkich
szkół przygotowano długi stół, przy którym mieli siedzieć
wszyscy – łącznie z Greevem, Yumiro, Gliwiuszem, Flivią,
Alfiusem i Lidienem. Yumiro była smutna, że ma teraz zaledwie
sześćdziesiąt minut na omówienie sytuacji z Adią i Geldą.
Spotkały się w pokoju. Adia
powiedziała tylko, że na Rodgera trzeba będzie uważać, co było
dla Yumi co najmniej głupią radą. Ona uznała go za zupełnie
niegroźnego i trzymała się tej opinii. Gelda natomiast długo
omawiała każdą postać, a najdłużej rozwodziła się nad
Valterem, Graydellem i Rubenem. Stwierdziła, że Yumiro ma
szczęście, bo na nurkowanie zapisali się prawie sami
przystojniacy.
Yumi jednak zupełnie o tym nie myślała.
Stresowała się bardziej swoją kondycją, która ostatnio tak
bardzo ją zawiodła.
Po dwudziestu minutach paplaniny Gelda
wyszła z pokoju, twierdząc, że pójdzie na obiad do baru. Ostatnio
często tak wychodziła praktycznie bez ostrzeżenia. Adia była tak
skupiona na rysowaniu czegoś w szkicowniku, że najwyraźniej nie
spostrzegła, że będzie jeść sama.
Jak się okazało, Greev czekał na
Yumiro przed stołówką. Była ona jedynym bezpośrednim łącznikiem
między częścią internatu dla dziewczyn a chłopców i znajdowała
się pod ziemią. Byłoby tam ciemno, gdyby nie mnóstwo lamp. W
rezultacie stołówka wyglądała bardzo luksusowo, ładnie i
oryginalnie.
Greev twierdził, że to z grzeczności,
ale Yumiro wiedziała, że to po prostu przez jego nieśmiałość.
Nie chciał wejść w tłum nieznajomych bez nikogo do porozmawiania.
Zasada bufetu wciąż działała, ale
stanowisk z jedzeniem było więcej. Dzięki temu nie zrobił się
zbyt wielki chaos. Głównym daniem było spaghetti, na przystawkę
można było nałożyć sobie krem cebulowy. Yumiro jednak z tego
zrezygnowała, gdyż nigdy nie przepadała za tym smakiem.
Gdy jej talerz pełen był pełen
makaronu, położyła jeszcze na tackę sok pomarańczowy oraz
sernik. W brzuchu jej burczało, czuła się piekielnie głodna.
Usiadła przy prostokątnym stole z
innymi. Obok niej usiadł Greev, drugie krzesło było jeszcze puste.
Odnalazła wzrokiem nurków. Wszyscy siedzieli naprzeciwko niej,
zbili się w grupkę. Elyzja dyskutowała z Valterem i starała się
zyskać jak najwięcej rozmówców, uśmiechając się zachęcająco
do pozostałych. Gdy jej radosne spojrzenie spotkało podejrzliwy
wzrok Yumiro, dziewczyna od razu zaprosiła ją do konwersacji
gestem.
– Jesteś Yumiro, prawda? –
zagadała.
– Tak – odparła Yumi. Nie zdawała
sobie sprawy ze swojego chłodnego tonu.
– Masz bardzo ładne imię.
– Dzięki.
Elyzja nie pozwoliła choćby na chwilę
ciszy.
– Zebrałam wszystkich nurków w tym
miejscu. Uwielbiam poznawać nowych ludzi. A jak z tobą, Yumi?
Yumiro nie cierpiała, kiedy mówił tak
na nią ktoś inny niż rodzice, Gelda lub Adia.
– Wolę samotność – stwierdziła
neutralnym tonem.
– Oooch – zasmuciła się Elyzja.
Jej mimika i gesty były przesadnie teatralne. – Ludzie tak mówią,
ale tak naprawdę wszyscy wolą rozmawiać z innymi niż siedzieć
samemu w ciszy.
– Samemu nie trzeba siedzieć w ciszy
– Yumiro już wiedziała, że kompletnie się z nią nie dogada.
Nadawały na zupełnie innych falach.
Elyzja roześmiała się.
– Ha ha, racja! Niektórzy gadają do
siebie. To dopiero dziwacy, nie?
– Nie – odparła lodowatym tonem
Yumiro, spoglądając dziewczynie prosto w oczy. – Rozmawiając ze
sobą można utrzymać swoją poczytalność w normie. Czujemy się
lepiej ze sobą. Można nawet zaprzyjaźnić się ze sobą. Poza tym,
nie miałam na myśli tylko rozmowy. Jest jeszcze muzyka.
Elyzja była wyraźnie zbita z tropu.
– Yyy... prawda... ale szczerze ja
wolę muzykę do tańczenia.
– Dlatego nie zrozumiesz –
skwitowała Yumiro i spuściła wzrok z rozmówcy na talerz. Zabrała
się za spaghetti, czując się, jakby wygrała bitwę. Dostrzegła
kątem oka, że Elyzja wzrusza ramionami i powraca do rozmowy z
Valterem.
Po jakimś czasie obok Yumiro usiadł
Ruben. Dziewczyna poczuła przyjemną woń kawy. Nabrała powietrza w
płuca, by ją lepiej poczuć...
I wtedy poczuła się, jakby nurkowała
w morzu. Przypomniała sobie obrazy wodorostów, ławicy rybek,
małych żabek... on pachniał wodą morską, ale w dziwacznie
cudowny dla nosa sposób. Zapach kawy był na wierzchu. Pod spodem
kryła się ta piękna woń, która tak urzekła Yumiro, że
dziewczyna wpadła w stupor.
Gdy tak delektowała się zapachem,
Ruben niespodziewanie odwrócił do niej głowę. Wciągnął do ust
makaron. Na jego policzku wylądowała kropelka sosu. Nie zauważył
tego.
– Macie ładną szkołę.
To sprowadziło ją na ziemię.
– Tak. Wiem.
Może to nie była odpowiedź, jakiej
oczekiwał, ale Ruben pokiwał głową.
– Masz na twarzy sos – wyrwało się
Yumiro. Mówienie takich rzeczy prawie obcej osobie wydawało jej się
trochę dziwne, ale nie mogła się powstrzymać.
Chłopak wbrew jej oczekiwaniom nie
speszył się. Wytarł twarz serwetką.
– Dzięki.
Czy jej się zdawało, czy był jednym z
tych niewielu ludzi, którzy nie odrzucali jej stylu bycia po
pierwszym spotkaniu?
Zaciekawił ją.
– Masz na imię Ruben, prawda? –
zapytała.
– Tak – odpowiedział. Yumiro
zwróciła uwagę na jego ubiór. Miał na sobie czarną bluzę z
kapturem, inną niż ta, którą założył na przedstawienie
uczestników. Pasowała do jego „złotej twarzy”. – A ty jesteś
Yumiro, prawda?
– Tak jest.
Chłopak uśmiechnął się.
– Dosyć dziwne imię jak na Radagas.
Nie jesteś stąd, prawda?
– Nie. Mieszkam w internacie,
urodziłam się w Craonie.
– Ale to imię też nie pochodzi z
Craonu – Ruben dalej się uśmiechał. Chyba zaczynał ją
rozgryzać. – Masz w sobie coś z nimfy, prawda? Po włosach
zakładam, że wodnej.
– Włosy to sobie można przefarbować
– również się uśmiechnęła.
– To prawda. Ale będziesz nurkować,
nie?
Yumiro pokiwała głową. Był bystry.
– Tak. Mam w sobie krew najady.
Ruben z satysfakcją skinął głową.
– Nie sądzisz, że to oszustwo? –
zapytał po dłuższej chwili jedzenia spaghetti.
– Też miałam wątpliwości. Ale
gdyby mnie nie przyjęli... to byłby rasizm, prawda? – Yumiro
przypomniały się słowa Greeva. – Poza tym, organizatorzy mieli
moje papiery. Nie zaprotestowali. Myślę, że każdy z nurków ma w
sobie coś z syreny, nimfy wodnej albo innej... ryby.
– Od nas na nurkowanie idzie Gaja.
Szczerze? Nigdy z nią nie rozmawiałem. Ale po szkole chodziła
kiedyś plotka, że kiedy wchodzi do wody, zmienia się w rekina.
Yumiro parsknęła śmiechem.
– Oby tak nie było. Nie miałabym
szans z rekinem.
Ruben znów wrócił do jedzenia z
uśmiechem.
Pod koniec posiłku, gdy oboje zabrali
się za deser, dodał jeszcze:
– Nie wydaje mi się, żeby inni mieli
jakieś nadzwyczajne zdolności. Może mogą dłużej oddychać pod
wodą niż zwykli ludzie, ale... skoro ty masz w sobie aż tyle z
najady, że masz niebieskie pasemka, to myślę, że masz największe
szanse.
To dodało Yumiro otuchy. Mówił
zupełnie szczerze, luźnym, ale zarazem poważnym tonem.
– Dzięki – uśmiechnęła się do
niego.
– Nie ma za co dziękować.
Powiedziałem tylko, co myślę.
Po obiedzie Yumi wyszła na zakupy razem
z Adią. Gelda wciąż nie wróciła z baru.
* * *
Gelda ubrała zwiewną, błękitną
sukienkę. Usta wysmarowała czerwoną szminką. Musiała jednak
przebierać się w restauracji, bo wiedziała, że jeśli wyszłaby
tak ładnie ubrana, Yumiro od razu zaczęłaby coś podejrzewać.
Gelda wciąż nie mogła uwierzyć, że spotkania z Fredrickiem
uchodzą jej na sucho. Fakt faktem bardzo się starali, by nikt ich
nie nakrył, ale brak zainteresowania Yumi jej podejrzanymi
wypadami... zapewne było to spowodowane olimpiadą.
Gelda zajęła stolik obok okna, w
kącie. Choć powiedziała przyjaciółkom, że wychodzi do baru, tak
naprawdę siedziała w luksusowej restauracji. Każde miejsce
rozdzielone było półścianką pokrytą bluszczem oraz zawieszonymi
na ścianach donicami z kwiatami. Fredrick należał do bogatszych
osób, a zapraszając ją, zapowiedział, że to będzie wspaniały
obiad.
Gelda była zakochana po uszy. Nie
docierało do niej, że chłopak na każdym spotkaniu wspominał o
Yumiro i próbował się o niej dowiedzieć jak najwięcej. Była
coraz bardziej zaślepiona miłością, gdyby mogła, zapewne
zapomniałaby o całym świecie i oddała się Fredrickowi
całkowicie. Była w tym także wina Yumi, która nie zainteresowała
się przyjaciółką, zbyt skupiona na swoich problemach.
Teraz życie miłosne Geldy przypominało
idyllę. Umawiała się w tajemnicy ze starszym, przystojnym
chłopakiem. Fredrick był dla niej kimś idealnym. Aniołem i
bohaterem.
Spóźniał się już dziesięć minut.
Gelda nerwowo spoglądała na komórkę. W końcu zdecydowała się
napisać do niego wiadomość: „gdzie jesteś?”. Drżącymi
z podekscytowania rękami wybrała zły kontakt. „Aleksus”. To
numer dyrektora!
W tym momencie do restauracji wszedł
Fredrick. Dziewczyna szybko skasowała wiadomość. Zganiła siebie w
duchu za ten przejaw niezdarności. Posiadanie numeru dyrektora
wymaga większej odpowiedzialności i może mieć niebezpieczne
skutki.
Usiadł naprzeciwko Geldy.
– Cześć, kochanie – powiedział.
Za każdym razem, gdy się tak uśmiechał, serce dziewczyny biło
coraz szybciej. – Przepraszam za spóźnienie. Długo wybierałem
garnitur...
Faktycznie, jego strój był tak samo
idealny jak on sam. Perfekcyjnie wyprasowany, gładki, bezbłędnie
dobrany...
Fredrick po prostu wyglądał nieziemsko
i obłędnie.
Gelda wpatrywała się w niego z szeroko
otwartymi oczami.
– Co? – zaśmiał się uroczo i
podrapał po plecach, tak jak to zwykle robił, kiedy się
onieśmielał. – To ty jesteś tu ta piękna... Nie patrz tak na
mnie.
– Przepraszam – zawstydziła się
Gelda.
– Nie ma sprawy, Geldo. Chciałbym,
żeby ten obiad był świetny. Zamów, co tylko chcesz. Mam spory
zapas gotówki.
Gelda jednak zamówiła tylko zupę
kalafiorową i sałatkę z pomidorami. W jego towarzystwie zapominała
o tak trywialnych potrzebach jak głód. Istniał tylko on. Ta miłość
była naprawdę obsesyjna i niezdrowa.
Zaczął rozmowę. Jednostronną. Jak
zwykle. Gelda wciąż obawiała się, że może go do siebie zrazić,
jeśli zacznie zbyt dużo mówić. Poza tym, jego aksamitny głos był
jak miód na jej uszy. Potrafiła go słuchać godzinami.
– Jak Yumiro? – kelner właśnie
podał jedzenie i napoje. Fredrick upił łyk lemoniady. – Zapewne
nie ma teraz czasu nigdzie wychodzić.
– To prawda.
– Chociaż wcześniej też chyba nie
bardzo opuszczała internat – zaśmiał się. W jego tonie wyczuła
zaciekawienie.
– No... w sumie, ciągle wychodzi
wieczorami i siedzi do późna w... – zawiesiła głos. Coś
sprowadziło ją na ziemię. Czemu mu to mówi? To nie jego sprawa.
Dlaczego bardziej interesuje się Yumiro niż nią samą? Poza tym,
jej przyjaciółka prosiła ją, by Gelda niczego nie rozpowiadała o
tym dziwnym hobby.
– No? Gdzie?
– Nieważne – odparła dość
dziwnym tonem. – Obiecałam Yumiro, że nikomu nie powiem.
W jego oczach zobaczyła iskierki.
Iskierki... ale to nie był ten czarujący błysk w jego oczach. To
były ogniki gniewu.
– No cóż – powiedział
zawiedziony. – Trudno.
Chyba zauważył, że wróciła na
ziemię... nawet jeśli tylko czubkami palców, mógł ją teraz
łatwo stracić.
– Dobra, w takim razie zmieńmy temat
– uśmiechnął się. Na ten widok Gelda z powrotem wpadła w sidła
miłości, uniemożliwiające jakikolwiek przejaw rozsądku.
* * *
Cały drugi dzień olimpiady Yumiro była
zaspana. Poprzedniego dnia za długo siedziała w latarni. Zbudziła
się o siódmej, a o dziewiątej rozpoczynał się pierwszy etap
olimpiady. Matematyka.
Lidien, przedstawiciel akademii na
Radagas, był wyjątkowo spięty i zestresowany. Gdy Yumiro weszła
do sali od matematyki, zobaczyła go stojącego pośrodku z komórką
w ręce. Sprawdzał coś w internecie, z rozgorączkowaniem
przeglądał różne strony.
Poza nim w pomieszczeniu stali jeszcze
wszyscy pracujący w akademii na Radagas nauczyciele od matematyki.
Również się denerwowali.
Yumiro pamiętała Lidiena z ostatniego
krajowego konkursu. Jej nie udało się dostać do następnego etapu,
ale on przedostał się bez problemu. Był geniuszem. Z nim mieli
duże szanse.
Yumiro obserwowała chłopaka, który
robił się coraz bardziej czerwony na twarzy.
– Cześć – usłyszała nagle obok
siebie. Yumi podskoczyła z zaskoczenia.
Obok niej zmaterializował się Ruben.
– Co, masz coś na sumieniu? –
zaśmiał się.
– Nie – zaprzeczyła. – A ty masz
jakąś tajemnicę? Oprócz Adii nie znam nikogo, kto potrafiłby się
tak pojawiać znikąd tuż obok...
–Cześć – usłyszała z drugiej
strony. Yumi podskoczyła równie gwałtownie co wcześniej i
odwróciła głowę.
O wilku mowa.
– Cześć, Adia – przywitała
koleżankę Yumiro – Eee... Ruben, to jest Adia. Jesteśmy
współlokatorkami i przyjaciółkami. Adio... to jest Ruben.
– Miło mi – uśmiechnął się
chłopak.
Adia zmierzyła go od stóp do głów.
– Mi także – powiedziała w końcu
dość poważnym tonem i spojrzała mu prosto w oczy tym mrożącym
krew w żyłach spojrzeniem. Yumiro dostawała po nim ciarek, zdawało
jej się wtedy, że Adia czyta z niej jak z otwartej księgi.
– Próbujesz mnie zahipnotyzować? –
zażartował Ruben.
– W pewnym sensie – wciąż mówiła
z powagą w głosie. – Biegniesz, prawda?
– Prawda.
– Ale wyglądasz na analityczny umysł.
Taki jak ma Yumiro.
– Ona też bierze udział w sportowej
części, nie?
Yumi zaczęła się zastanawiać, jak
ktoś może „wyglądać na analityczny umysł”.
– Prawda. Tak tylko stwierdziłam –
odwróciła od Rubena wzrok. Yumiro od razu zobaczyła, że nie jest
zadowolona z odpowiedzi. Czegoś się nie dowiedziała.
Nagle dziewczynie przyszło do głowy,
że Adia nadawałaby się na detektywa. Brakowało jej tylko
przesadnej dociekliwości.
– Od was jest ten czerwony... prawda?
– zapytał Ruben. Inni uczestnicy już zebrali się dokoła niego,
na ich twarzy również malowało się zdenerwowanie.
– Lidien. I tak, on jest od nas –
odparła Yumiro.
Kolor na twarzy Lidiena robił się
coraz bardziej intensywny. Yumi trzymała za niego kciuki, ale za
mało go znała, by go pocieszać. O ile dobrze pamiętała, nie miał
wielu znajomych.
– Cześć – kolejna osoba, przez
którą Yumiro podskoczyła. To była Gelda, wtrąciła się między
Rubena a Yumi.
– Cześć. Ruben, to Gelda. Geldo, to
Ruben – przedstawiła swoich znajomych Yumiro.
– Miło mi – powiedział Ruben.
O dziwo, Gelda nie zrobiła się
czerwona na twarzy. Nawet się nie uśmiechnęła. Wydawało się, że
stąpa gdzieś z głową w chmurach, a jej oczy były zamglone.
Yumiro zauważyła też, że jej przyjaciółka miała na rzęsach
tusz, a na ustach czerwoną pomadkę.
– Czemu się umalowałaś? –
zapytała trochę zbyt ostro.
Gelda jakby skuliła się pod wpływem
tonu jej głosu.
– T-tylko trochę... jeśli kamera
zacznie nagrywać widownię... będę ładnie wyglądać... Poza tym,
mamy szesnaście lat... to nie przestępstwo, malować się...
Yumiro od razu wyczuła kłamstwo. Ta
dziewczyna nie potrafiła kłamać, poza tym już od dłuższego
czasu zachowywała się podejrzanie.
– Wiem, ale ty nigdy tego nie robiłaś.
Mówiłaś, że kiedyś przyjdzie na to czas.
– Cóż, może przyszedł. Olimpiada
naprawdę jest nagrywana przed całym kontynentem...
– Przestań udawać. Co się z tobą
dzieje? – podniosła głos Yumiro.
– A co cię to w ogóle obchodzi? –
zapytała rozdrażnionym tonem Gelda.
– Od tygodnia się do mnie nie
odzywasz. Jestem zestresowana olimpiadą, a ty się zachowujesz,
jakbyś była pępkiem świata. Nie wspierasz mnie. I o co chodzi z
tymi wypadami na miasto? Nigdy nie wychodziłaś bez nas.
– Wiesz, to dziwne, że skoro robię
to od tygodnia, zainteresowałaś się dopiero teraz. No i to chyba
ty masz ze sobą problem, skoro wydaje ci się, że ty i Adia
jesteście moimi jedynymi znajomymi.
Yumiro coraz mocniej zaciskała zęby.
– Wiesz, myślałam nawet, że
najlepszymi przyjaciółkami. Ale chyba jednak nie. Najlepsze
przyjaciółki chyba mówiłyby sobie, gdzie się wybierają na
obiad?
– Nie matkuj mi.
– Nie matkuję ci. Mówię tylko, że
nie jesteś z nami szczera.
Liczyła na pomoc ze strony Adii, ta
jednak stała obok z oczami zwróconymi ku górze i szeroko otwartymi
ustami. Ruben z kolei wydawał się bardzo skrępowany sytuacją,
oddalił się o metr czy dwa i po chwili zniknął Yumiro z pola
widzenia.
– Wiesz co? Jeśli tak bardzo chcesz
wiedzieć, umawiam się z chłopakiem. Ale on nie chce, żeby nasz
związek był na pierwszych stronach szkolnej gazetki.
– Szkolnej gazetki? – Yumiro szybko
połączyła fakty. Był popularny, umawiał się z Geldą od jakichś
dwóch tygodni.
To wydawało się aż zbyt oczywiste.
Czemu wcześniej nie zauważyła?
– Umawiasz się z Fredrickiem
Erickssonem.
Mówiła powoli.
– N-nie. Wcale. Zresztą, nie twoja
sprawa. Nawet jeśli tak jest, nie masz prawa go osądzać.
Powiedziałaś jego imię, jakby był robakiem. Wiem, jaki masz
stosunek do takich jak on. Nic niewarte śmiecie. Ale tak nie jest.
Fredrick jest wspaniały. I znaczy dla mnie tysiąc razy więcej od
ciebie – Gelda odwróciła się i wyszła z sali.
Yumiro nie miała pojęcia, gdzie jej
przyjaciółka mogła teraz pójść. Czuła złość. Nie miała
ochoty dłużej zostawać w tym miejscu.
– Idę popływać – zwróciła się
do Adii wciąż zagniewanym głosem. – Jak wrócisz do pokoju i
będzie tam Gelda, napisz do mnie. Wtedy nie wrócę tam przed
północą.
Adia wciąż wpatrywała się w sufit z
fascynacją. Pokiwała głową, na chwilę jej spojrzenie osiadło na
Yumiro.
Yumi poszła od razu na plażę. Tym
razem jednak długo szła brzegiem morza, na prawo od latarni, a gdy
znalazła prywatną piaszczystą posesję, przedostała się z
łatwością przez drut kolczasty pokryty bluszczem i wylądowała na
opustoszałej, niewydeptanej plaży. Nie było tu żadnych śladów
prócz tych po mewach. Yumiro zrzuciła ubrania. Nie miała ze sobą
kostiumu kąpielowego. Całkiem naga, stanęła na brzegu i
wpatrywała się w horyzont.
Fale podmywały jej stopy łagodnymi
ruchami. Pierś dziewczyny unosiła się i opadała. Starała się
nie myśleć kompletnie o niczym. Czuła ból w piętach. Szła ponad
godzinę, ale nie zauważyła tego. Zapewne była już pora obiadu.
Yumiro patrzyła wciąż na morze.
Próbowała ujrzeć kolejny ląd. Dostrzec ludzi naprzeciwko jej.
Potem spojrzała na niebo. Nieskazitelnie niebieskie.
Teraz Yumi wpatrywała się w swoje
stopy. Myślała o jej przyjaźni z Geldą. Dotychczas się nie
kłóciły. Była to krótkotrwała więź. Może dla Geldy wcale nie
znaczyła tak dużo jak dla Yumiro?
Dla Yumi była to jedyna przyjaciółka,
jaką miała od dzieciństwa. Nigdy nie zawarła z nikim takiej
silnej więzi. Gelda zawsze jej słuchała, gdy Yumiro opowiadała
jej przygody, które wcześniej przeżyła w latarni. Przyjaciółka
często w napięciu okrywała się kołdrą, kiedy w książce
pojawiał się mrożący krew w żyłach wątek. Śmiała się do
rozpuku, gdy któraś z postaci popełniła głupią gafę. Czasami
nawet szlochała, kiedy jej ulubiony bohater ginął na morzu.
Yumiro miała tylko jedno słowo do
powiedzenia na temat swojego samopoczucia. Uszkodzona. Czuła się,
jakby przez całe życie była robotem i wszelkie uczucia nie
docierały do niej w pełni. Owszem, czuła miłość, radość,
smutek, melancholię. Ale to rozdzierające od środka poczucie bycia
zdradzonym przenikało ją do szpiku kości. Jakby ktoś uderzył z
całej siły siekierą w jej metalowy pancerz.
Yumiro zacisnęła mocno zęby. A może
to zwykła sprzeczka i to ona zbyt to przeżywa? Prawdą jest też
to, że tak naprawdę nigdy nie kłóciła się z jakąkolwiek
przyjaciółką. Aż parsknęła śmiechem pod nosem. Dziwne uczucie.
Powoli weszła w ciepłą wodę. Gdy
poczuła, jak fale obmywają jej kostki, obróciła się jeszcze, by
sprawdzić, czy na pewno jest sama.
Tak. Dookoła nie było śladów
cywilizacji. Ta prywatna plaża zapewniała dobre schronienie.
Yumiro wchodziła głębiej i głębiej,
rozkoszując się wodą dotykającą coraz większej powierzchni jej
ciała. Powietrze pachniało solą. Ta scena była jej własna. Nikt
nie mógł zajrzeć do jej umysłu w tym momencie, nawet Adia. Czuła
się kompletnie sama. Jak samotna brzoza pośrodku łąki. Jak fenek
wypuszczony na zimne tereny. Jak astronauta patrzący w przestrzeń
kosmiczną, kołyszący się w skafandrze; bez nikogo wokół.
Tutaj przepaść była głębsza. Yumiro
zaczęrpnęła do płuc jak najwięcej powietrza i złożyła ręce
razem, po czym wygięła się w zgrabny łuk i wskoczyła do wody.
Od razu poczuła chłód. Zobaczyła
ławicę kolorowych rybek. Dno było bardzo daleko. Yumiro jeszcze
nigdy nie udało się dopłynąć na sam dół tej części morza. To
był nagłębszy punkt.
Coś ją tknęło. Zanurkowała głębiej.
Czuła coraz bardziej doskwierające zimno, widziała wodorosty i
kamienie na dnie, rośliny podwodne kuszące swoim fantastycznym,
wręcz nienaturalnie pięknym wyglądem. Yumiro nie spłynęła na
sam dół, bo było jej zbyt zimno. Musiała zawrócić.
Wypłynęła na chwilę na powierzchnię.
Słońce ją oślepiało, więc zaczerpnęła tylko więcej powietrza
i zanurkowała z powrotem.
Tym razem udało jej się prawie dotknąć
piachu czubkiem palców. Teraz dokuczał jej strach. Nigdy nie była
tak głęboko. Czuła się zbyt samotna. Drobna i naga, pośrodku
wielkiego morza. Zawróciła.
Znów nabrała w płuca powietrza. I
znów od razu zanurkowała, tym razem z ogromną determinacją.
Dopłynęła. Na sam dół. Stanęła na
dnie morza.
Był to piękny moment. Obok niej leżał
wielki głaz porośnięty zielonym mchem. Po drugiej stronie kolonia
różowo-fioletowych ukwiałów, a gdzieś naprzeciwko podwodna jama.
Z lewej gigantyczna roślina, na pewno magiczna. Jej łodyga
przypominała bardziej pień niż łodygę, a kwiat o ogromnych
czerwonych płatkach kołysał się w rytm dźwięków morza.
Yumiro mogła spokojnie powiedzieć, że
był to najcudowniejszy moment w jej życiu.
Odpłynęła dalej. Zwiedziła
najgłębsze zakątki tego magicznego miejsca, obejrzała niewielką
jamę, nawet położyła się na kamieniu i odpoczęła. Chłód już
w ogóle jej nie doskwierał. Czuła, że gdyby mogła, zostałaby tu
do końca życia.
Wpatrywała się w słońce. Wysoko nad
nią. Wydawało się takie odległe. Tu, na dnie morza, Yumiro miała
wrażenie, że trzyma nad wszystkim pieczę. Kontroluje i rządzi.
Co jakiś czas mijały ją ławice
czerwonych rybek. Czasem przepływała jakaś większa ryba w
fantazyjne wzory.
Najdziwniejszym zjawiskiem była
niewielka rybka o dziwnej rurce zamiast buzi, która podpłynęła do
magicznej rośliny obok Yumiro i zapyliła ją. Yumi wcześniej nie
dostrzegła, że z kwiatu wystają maleńkie pręciki. Miała coś w
sobie z rośliny nadwodnej.
Choć czas mijał, Yumiro zupełnie tego
nie zauważała. Odpłynęła jeszcze dalej. Oglądała coraz to
dziwniejsze gatunki roślin.
W pewnym momencie jednak poczuła, że
ktoś lub coś ją obserwuje. Płynęła naprzód, ale zatrzymała
się teraz na chwilę. Rozejrzała się.
Była aż tak daleko?
Obserwował ją kalmiarz. To gatunek
drapieżnej, agresywnej ryby. Siedział spokojnie na dnie dość
daleko od niej. Był szary i kształtem przypominał rekina. Yumiro
bez wahania popłynęła ku powierzchni. Była w wielkim
niebezpieczeństwie.
Wypłynęła. Zachłysnęła się
powietrzem. Słońce było zupełnie gdzie indziej niż wtedy, gdy
zanurkowała po raz pierwszy. Brzeg stał się bardzo odległym
punktem. Yumiro spojrzała pod siebie. Kalmiarz powoli zbliżał się
do niej. Nie miała z nim szans, jeśli chodzi o prędkość i
umiejętność walki. Ta ryba miała ogromne zęby, zdolne zmielić
nawet najtwardszy pokarm, była także zdecydowanie szybsza od
człowieka.
Człowieka?
Yumiro uświadomiła sobie, że nie jest
człowiekiem. Jest w prawie połowie nimfą wodną.
Pora wykorzystać swoje umiejętności.
Yumi nigdy nie pływała delfinkiem, ale
był to najszybszy sposób dotarcia do brzegu. Czuła siłę w
mięśniach. Naprężyła je. Adrenalina wystrzeliła do żył, gdy
jej umysł wyczuł coraz bliższą obecność kalmiarza.
Wystrzeliła.
Nie minęła minuta, a Yumiro wypadła
na brzeg jak martwa ryba. Jej nagie ciało przez chwilę podskakiwało
w konwulsjach. Yumi była wytrącona z równowagi, czuła, że zaraz
odejdzie od zmysłów. Nie potrafiła powstrzymać drgawek. Z jej ust
wylała się słona woda, zmieszana z resztkami z dzisiejszego
śniadania. Żołądek przeszył potworny ból. Yumi wymiotowała
jeszcze chwilę, a potem resztkami sił doczołgała się na suchy
piasek. Padła, czując, jak z jej mięśni ulatuje siła, tak jak z
balonu uchodzi powietrze.
Zamknęła oczy. Zdawało jej się, że
wciąż jest gdzieś w wodzie, bo słuch miała stłumiony. Widziała
świat przez niebieski filtr.
Wiła się chwilę z bólu, który tym
razem ogarnął jej podbrzusze. Potem opadła na plecy bez sił.
Dosunęła się do niebieskiej koszuli i
dżinsów, które wcześniej tu zostawiła. W kieszeni spodni miała
komórkę. Okryła się ubraniami jak kocem. Teraz doskwierał jej
potworny chłód.
Yumiro chwyciła telefon drżącymi
rękami i spojrzała na godzinę. Była osiemnasta.
Jak długo była w wodzie?
Czuła, że zaraz znów straci
świadomość, więc odblokowała ekran. Musiała do kogoś szybko
napisać, bo jeszcze kilka sekund i padnie bez sił...
To, co wyświetlił ekran, było co
najmniej dziwne. Kontakt Rubena. Przecież nie podał jej swojego
numeru.
Sam się wpisał. Telefon miała w
sponiach, wystający kusząco z kieszeni. Pewnie chwycił go, gdy
kłóciła się z Geldą. Zuchwały. Bezczelny. Arogancki.
Nim epitety przeszły jej przez myśl,
kliknęła symbol koperty i napisała szybki SMS: „Pomóż.
Jestem daleko na prawo od latarni”.
Gdy znów straciła świadomość, nie
była pewna, czy wysłała wiadomość, czy tylko ją napisała i nic
nie kliknęła.
* * *
Gelda wyszła do baru. Sama. Na
oranżadę. Nikomu nigdy tego nie przyznała, ale tak naprawdę nigdy
nie próbowała tego napoju. Nie miała okazji.
Właściwie nie potrafiła powiedzieć,
czy jej smakuje, czy nie. Wszystko wydawało jej się mdłe. Nie
umiała też stwierdzić, czy jest smutna czy wściekła. Przez
chwilę zastanawiała się, czy Yumiro wróciła do pokoju, czy
gdzieś wyszła. Stawiała na to drugie, ale nie mogła być pewna.
Póki mogła, wolała zostać w tym małym, przydrożnym barze.
Myślała o Fredricku. Co chwila
sprawdzała telefon. Dlaczego nic nie pisze? Był taki perfekcyjny, a
gdy najbardziej go potrzebowała, nie pisał. Gelda miała
świadomość, że chłopak o niczym nie wiedział, ale i tak była
trochę zawiedziona.
Zamiast roztrząsać temat Fredricka,
dopiła oranżadę. Potem wyszła z baru, prawie zapominając kurtki.
Lekko kropiło, ale było bardzo ciepło, więc jej nie założyła.
Zbliżała się piętnasta, dlatego Gelda poszła na stołówkę.
Adia nie potrafiła jej pocieszyć, chociaż się starała.
Przynajmniej na swój dziwny sposób.
Do końca dnia Gelda krążyła po
Grendell, a koło siedemnastej wyszła nad jezioro Cardsi. Była to
daleka podróż, szczególnie pieszo. Wiedziała, że wróci
najwcześniej o dwudziestej, ale pragnienie zanurzenia stóp w
jeziorze było bardzo silne. Poza tym, wręcz chciała jakoś zabić
czas i wrócić o późnej porze.
Gdy była w drodze do Cardsi, napisał
do niej Fredrick: „Cześć, kochanie. Zapraszam Cię na
jutrzejszą niesamowitą noc w klubie Electro. Tam wiedzą, jak się
dobrze bawić. Tylko nikomu nie mów ;)”.
* * *
Kołysanie. Nie. Podskakiwanie. Nie.
Bezruch. Nie. Szybki oddech. Niebieskie światło. Ból.
Spokój.
Yumiro czuła pod sobą coś miękkiego.
To było pierwsze wrażenie. Potem stwierdziła, że jest to jednak
odrobinę twarde. Skojarzenie? Prycze w więzieniu. Nie. Nie, to nie
to. Kamień na dnie morza. Nie, za miękkie. Materace w internacie
akademii. Tak. Tak, leżała na łóżku w internacie.
Drugim odczuciem był bardzo mocny słony
smak w ustach. Yumiro nie mogła go wytrzymać. Chciała się
zakrztusić, wypluć ślinę, ale część jej umysłu odpowiedzialna
za rozsądek zaczynała się budzić. Powiedziała: nie, najpierw
zbadajmy nasze położenie.
Dobrze. Co słyszę?
Yumiro skupiła się na
dźwiękach. Słyszała stłumione, ledwie słyszalne dźwięki –
jakby z dna morza. Męski głos. Nie. Kilka głosów. Tłuczone
szkło. Nie. Trzaskanie talerzy. Ryk kalmiarza. Nie. Śmiech.
Yumi próbowała skupić się na
dźwiękach bardziej. W końcu rozróżniła cztery głosy, wszystkie
należały do chłopców mniej więcej w jej wieku. Opowiadali żarty,
ale jeden z nich miał poważny głos i co chwila powtarzał, że się
martwi i że to wcale nie jest śmieszne. Zaraz, zaraz. To znajomy
głos.
– R-... – chciała wypowiedzieć
jego imię Yumi, ale z jej ust wydobył się tylko dziwny syk.
Zakrztusiła się. Do buzi napłynęła fala słonej wody.
– Podajcie mi szklankę! Będzie
wymiotować – zawołał do kolegów Ruben. Yumiro słyszała już
bardzo wyraźnie. Gdy poczuła, że ciepłe dłonie wpychają jej do
rąk coś zimnego, przyjęła to z wdzięcznością i pochyliła nad
naczyniem. Tak, to była szklanka.
Yumi wypluła słoną wodę. Przez
chwilę trzymała twarz tuż nad kubkiem, by być pewną, że
zwróciła wszystko – i otworzyła w końcu oczy.
Kolory były ostre. Za ostre. Leżała
na kocu. Na łóżku. W internacie. Koc był żółty. Dłonie,
którymi trzymała szklankę, raziły w oczy bielą. Dostrzegła
maleńkie łuski.
Yumiro odwróciła od nich wzrok. Teraz
spojrzenie spoczęło na Rubenie. Był czerwony na twarzy, miał
potargane włosy i zmartwione, czułe oczy.
– Już dobrze? – odebrał jej
szklankę. Dał ją stojącemu obok chłopakowi. Yumiro rozpoznała
go, to był Graydell. Odszedł z naczyniem, by je opróżnić. Na
jego twarzy malowało się obrzydzenie. Yumi jednak kompletnie to nie
obchodziło.
– Tak – odparła.
Przeniosła wzrok na pozostałych dwóch
chłopców. Obydwoje siedzieli na kanapie przy ścianie i oglądali
całą scenę z zainteresowaniem. Jeden z nich to Valter, drugi...
Alvio. Tak, nazywał się Alvio.
– Co robiłaś na tej plaży? –
zapytał Ruben.
Yumiro przywołała bolesne wspomnienia.
Nurkowała w morzu. Potem zobaczyła kalmiarza, wypłynęła na brzeg
i dostała dziwnych drgawek.
Zaraz, zaraz. Czy nie była cały czas
naga?
Czuła jednak, że ma na sobie swoją
niebieską koszulę i obcisłe dżinsy.
– Ruben... ty mnie ubrałeś? –
zapytała ostrożnie.
Ruben był zdziwiony.
– Co? Dlaczego miałbym to robić?
Yumiro odetchnęła w duchu z ulgą.
– Kąpałam się nago, a nie pamiętam,
żebym się potem ubrała...
Kątem oka dostrzegła, że Valter
uśmiecha się, ledwie powstrzymując parsknięcie, a Alvio zrobił
się cały czerwony na twarzy.
– Kiedy po ciebie przyszedłem,
krążyłaś po tej zamkniętej plaży jak w jakiejś mantrze. Miałaś
na sobie ubrania, spokojnie. Mamrotałaś coś o cierpieniu, bólu i
porażkach życiowych. Kiedy mnie zobaczyłaś, zemdlałaś.
Przeniosłem cię do internatu. Całą drogę opowiadałaś mi przez
sen historię o marynarzu, który zaginął na morzu i nigdy go nie
odnaleziono.
Yumiro była trochę zła na Rubena. To
były bardzo intymne sprawy. Czyżby zapomniał o obecności Valtera,
Alvia i Graydella, który właśnie wrócił do pokoju z czystą
szklanką?
Zaczerwieniła się. Ku jej zdziwieniu,
on również.
– Ups. Przepraszam. Nie powinienem był
mówić...
– Nic się nie stało – przerwała
mu. – O której przyszedłeś na plażę?
– Osiemnasta dwadzieścia.
– Co? Całą drogę przeszedłeś w
dwadzieścia minut? Mi to zajęło jakąś godzinę.
– Uczestniczę w biegach. Nie
pamiętasz?
Olimpiada. Yumiro zupełnie o niej
zapomniała.
– Sam po mnie przybiegłeś?
– Byłem akurat obok latarni. Nie
pomyślałem, żeby zabrać wsparcie. Poza tym, napisałaś „pomóż”.
Nie „pomóżcie”.
– To głupi tok myślenia –
stwierdziła, ale uśmiechnęła się. – Dziękuję ci.
Ruben również się uśmiechnął.
Dopiero teraz zauważyła, że jego włosy są bardzo długie.
Dłuższe niż jej. Nosił je zawsze spięte w kitkę i schowane pod
ubraniem, ale teraz wydostały się stamtąd i spływały po jego
piersi. W adakemii nie było chyba ani jednego chłopaka z tak
długimi włosami. W dodatku zadbanymi.
– Nie poszliście po pomoc?
– Właśnie trwa olimpiada z części
fizycznej. Prawie wszyscy nauczyciele poszli oglądać. Na korytarzu
znaleźliśmy tylko jakąś kucharkę...
– Kucharkę? – powtórzyła Yumiro.
– Panią Lusi?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Była dość... tęga.
– Tak, to pani Lusi.
– Powiedziała, że za dziesięć
minut przyjdzie z lekarstwami i posiłkiem. Nie było cię na
stołówce, więc poprosiłem ją o dodatkową porcję obiadu.
Yumiro wolała sama sobie z wszystkim
radzić. Kiedy ktoś jej pomagał, automatycznie czuła, że musi
jakoś to mu wynagrodzić. Tak było i w tym przypadku.
– Mam u ciebie wielki dług –
powiedziała.
– To nic takiego – Ruben machnął
ręką lekceważąco. – Każdy by tak postąpił.
– Nie. Nie każdy. I mówię serio.
Pamiętaj, że jeśli będziesz czegoś potrzebował, ja tu będę.
– Yumiro... to naprawdę drobiazg –
po chwili chłopak nonszalancko rozciągnął wargi w uśmiechu i
oparł się o łóżko na łokciu. Widać było, że nie jest taki z
natury. Parodiował ludzi takich jak Fredrick, i wychodziło mu to
naprawdę dobrze. – Ale jeśli bardzo chcesz się odwdzięczyć...
co powiesz na kawę?
– Nie cierpię kawy – odparła
natychmiast.
Roześmiał się.
– Żartuję. Wpisałem swój numer do
twojej listy kontaktów, twój do mojej też. Jeśli będę czegoś
chciał, zadzwonię. Ale... wątpię, by kiedyś zdarzyła się taka
okazja. Przypominam, że za dwa dni mnie już tu nie będzie.
Yumiro poczuła nagle ogromny żal.
Dopiero teraz przypomniała sobie, że Ruben nie jest stąd.
– Och. To... może pójdźmy jednak na
tę kawę...
Znów się zaśmiał.
– Szczerze też jej nie cierpię. Wolę
czekoladę.
– Kocham czekoladę! – to była
najdziwniejsza wypowiedź w całym życiu Yumiro. Nigdy niczego nie
zawołała w taki sposób, rozemocjonowany i dziecinny.
Ruben uśmiechnął się, widząc
dezorientację w oczach Yumi. Jakby ją zrozumiał, usłyszał
wszystko to, co przed chwilą pomyślała.
– To kiedy? – spytał.
W tym momencie do pokoju wparowała pani
Lusi. Trzymała tacę z obiadem w dwóch rękach, w zębach miała
opakowanie jakiegoś leku.
Podbiegła do łóżka i zostawiła
obiad na brzuchu Yumi, wyjęła z ust lekarstwo i wyjęła drżącymi
dłońmi ze środka tabletki. Yumiro czuła lekkie obrzydzenie.
– Wiem, co się stało! Przyniosłam
coś, co ustabilizuje twój stan psychiczny i żołądkowy. To
gorabetamol.
Gorabetamol pomagał właściwie na
wszystko. Zbijał gorączkę, uśmierzał ból, podnosił na duchu...
zawierał cząsteczki magiczne i zapewne to one pomogły stworzyć
taki niezawodny, szybko działający medykament.
Istniały jeszcze eliksiry magiczne, ale
nie był to stały element apteczki internatu.
Yumiro z wdzięcznością przyjęła
środek i połknęła. Był gorzki i niesmaczny.
Pani Lusi wyglądała na bardzo
zatroskaną.
– Moje kochanie... coś ty ze sobą
zrobiła... wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście.
Yumi uśmiechnęła się tylko słabo.
Nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć. Nie była też pewna, czy
żałuje tego wypadu nad morze, czy nie. Z jednej strony poznała
swoje słabości i pozbyła się – przynajmniej częściowo –
bólu w sercu po kłótni z Geldą. Teraz ta sytuacja wydawała się
tak odległa, nierealna i nic nieznacząca. Owszem, wciąż czuła
się zdradzona i zawiedziona, ale nie było już tak, jakby ktoś
wypalił jej te słowa na sercu.
Z drugiej strony gdy Yumiro wracała
pamięcią do konwulsji, które nią wstrząsnęły, robiło jej się
słabo. Jej ludzka strona przeważała nad tą nadprzyrodzoną. Była
zdolna przebywać pod wodą ponad godzinę, to fakt, ale jej organizm
nie reagował na to dobrze. Zapewne gdyby siedziała tam całą dobę,
mogłaby nawet umrzeć. Wojna pomiędzy genami pewnie trwała w Yumi
od dawna. Teraz jednak dała o sobie odczuć jak nigdy dotąd.
Yumiro stwierdziła jednak, że nie
pozostała po tym zdarzeniu żadna trauma. Jeśli już, to lęk do
kalmiarzy. Poza tym woda wciąż wydawała się żywiołem
dziewczyny, nawet po takiej bolesnej zdradzie. Gdy o niej myślała,
czuła spokój i harmonię. Miała nadzieję, że na jutrzejszej
olimpiadzie woda przyjmie ją z otwartymi ramionami.
Właśnie. Olimpiada. Yumi zupełnie o
niej zapomniała.
Pani Lusi położyła na brzuchu Yumiro
tacę z obiadem. Pierogi z farszem grzybowym, sałatka grecka,
mizeria, miska rosołu, lody waniliowe z czekoladą i sok
pomarańczowy.
Yumi nie miała apetytu. Zjadła tylko
jednego pieroga, sałatkę i mizerię oraz kulkę lodów, upiła
trochę zupy i wypiła sok. I tak czuła, że rozepchała sobie
żołądek. Wcześniej skurczył się zapewne do rozmiarów woreczka
na psie kupy. Yumiro dziwiła się, że pod wodą w ogóle nie czuła
głodu. W końcu nie jadła od jakichś dziewięciu godzin.
Po posiłku wytarła twarz serwetką i
podziękowała z całego serca kucharce. Poczuła, że ma u niej
dług. Pani Lusi jednak tak jak Ruben machnęła tylko ręką i
powiedziała, że zapewne by ją wylali, gdyby nie pomogła.
Gdy tylko Yumi poczuła się lepiej,
wstała i podziękowała Rubenowi raz jeszcze. Wróciła szybko do
swojego pokoju, nie dbając o to, czy będzie tam Gelda, czy nie. W
obcym pomieszczeniu, sam na sam z czterema chłopakami, czuła się
niekomfortowo. Jak intruz.
Choć Rubenowi już ufała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz napisać komentarz? Śmiało! Cieszę się z każdej napisanej opinii. No, prawie.