poniedziałek, 31 lipca 2017

Stara latarnia morska | #12

Yumiro świętowała zwycięstwo bardzo długo. Razem z innymi uczniami najpierw poszli na stołówkę, gdzie kucharki przygotowały ogromne czekoladowe torcisko, a także lody waniliowe. Jedzenia nie zabrakło, wszyscy uczestnicy i kibice obżerali się po wsze czasy, a przyszli świętować nawet Rodger, Graydell, Gaja, Valter i – ku zdziwieniu Yumiro – Aoife. Zabrakło jedynie Elyzji. Yumi była zadowolona z tego faktu. Gdyby ta dziewczyna się pojawiła, byłaby nieproszonym gościem. Oj, bardzo nieproszonym.
Yumiro zjadła z trzy porcje lodów i dwa kawałki tortu. Czuła, że rozepchała sobie żołądek i wręcz widziała fałdki tłuszczu wypływające spod jej koszulki. Zdążyła przebrać się w pokoju, gdzie nie zastała Geldy. Zmieniła ubrania na niebieski T-shirt w białe kropki i czarne szorty. Nałożyła też na siebie granatową grubą bluzę z kapturem. Zmieniła fryzurę na wysoką kitę. Gdy obejrzała się w lustrze, zobaczyła szczęśliwą, piękną zwyciężczynię. Yumiro była z siebie dumna. 
Mimo to nieobecność Geldy zaniepokoiła ją, a gdy nie mogła bawić się razem z nią, poczuła dziwną pustkę w sercu. Całe szczęście jedynie Adia to zauważyła. Nawet Ruben nie spostrzegł smutku za jej uśmiechem.
Yumiro otrzymała gratulacje nawet od ludzi, których nidgy wcześniej nie widziała. Ruben również dzisiaj był zwycięzcą, więc usiedli przy stole razem i inni uczniowie podchodzili do nich wręcz jak do młodej pary. 
Yumi nigdy nie czuła wokół siebie obecności tylu ludzi. Gdyby nie nieobecność Geldy, zapewne popadłaby w euforię.
Gdy wszyscy się najedli, duża część klasy Yumi wprosiło się do pokoju Yumiro, ktoś nawet przyniósł głośnik i puszczał głośną elektroniczną muzykę. Był to bardzo ważny punkt dalszej integracji tej klasy. Britt i Greev znów byli szczęśliwą parą, Hinga odnalazła kontakt z innymi dziewczynami, a przemogli się nawet Berny i Gunnar, tańczyli na środku pokoju wraz z Mathiasem oraz Antonem. Choć nikt z tej klasy zdecydowanie nie miał talentu do tańca; dla przykładu Shaen wyglądała bardziej jak podskakująca piłka aniżeli kusząco tańcząca dziewczyna (a zapewne o taki efekt jej chodziło). Oczywiście tej komicznej sytuacji nie mogła nie wykorzystać reszta uczniów, i wkrótce każdy z uczniów miał już krótki filmik, w którym Shaen podryguje na swój dziwny sposób. Nikt tego nie rozesłał, a dziewczyna nie była też zła. W końcu kto by chciał kogolwiek tutaj ośmieszać? 
Yumiro czuła taką dumę i jedność swojej klasy, że aż zachciało jej się płakać. Usiadła na łóżku obok Adii, i patrzyła na tych w sumie trzynastu zabawiających się nastolatków.
–Cieszę się, że jestem wśród tych ludzi. Każdy z nich zasłużył na sukces. I każdy z nich go osiągnie – powiedziała niespodziewanie Adia. – Yumiro, ciesz się. Trafiła ci się najlepsza klasa z rocznika. Korzystaj z chwili. 
Po tej dość dziwnej wypowiedzi Adia wstała z łóżka i poszła rozmawiać z Hingą. W sumie pod wieloma względami pasowały do siebie.
Yumiro teraz ogarnęła refleksja. Nawet ta największa introwertyczka, jaką znała, odnalazła się w tym towarzystwie. Ta klasa była naprawdę cudowna. 
Impreza musiała się skończyć około dwudziestej pierwszej, bo o tej porze zlecieli się prawie wszyscy nauczyciele akademii i prawie wykopali uczniów – a w szczególności chłopców – z pokoju Yumiro i Adii. Gdy dziewczyny zostały same, Yumi wzięła szybki prysznic, ale zamiast ubrać się w piżamę, została w poprzednim zestawie ubrań i stwierdziła, że wychodzi. Adia nie musiała pytać, dokąd. 
Bo jak to dokąd – oczywiście, że do starej latarni morskiej.

* * *

–Co powiedziałeś? – Gelda nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
Fredrick wywrócił oczami.
–Dobrze usłyszałaś. Musisz mi coś zdradzić. Ale bez wygłupów.
Gelda zmarszczyła brwi. Świat zaczął się dziwnie obracać, a zamiast Fredricka obejmował ją żelasnym uściskiem obcy chłopak, cuchnący papierosami, alkoholem i rybami. Miał obrzydliwy uśmiech złoczyńcy, rozchełstaną koszulę i zbyt wysuniętą dolną szczękę. Dopiero teraz Gelda spostrzegła dość spory pieprzyk za jego lewym uchem. Cały dawny Fredrick zniknął. Teraz zamiast doskonałego chłopaka miała przed sobą... nawet nie była pewna, kogo, ale na pewno kogoś złego.
–Geldo. Chodzi tylko o jedną informację. Jeśli mi powiesz coś o tym miejscu, do którego Yumiro się wybiera prawie co wieczór... uratujesz ją. 
–Co?
Fredrick odwrócił się do niej. Patrzył jej prosto w oczy, był blisko. Za blisko. 
–Właśnie to. Wiemy, że jest takie miejsce, w którym Yumiro czuje się komfortowo, jest w nim zupełnie sama i chodzi do niego praktycznie co wieczór. Chcemy wiedzieć, gdzie i czym jest to miejsce. 
Świat zawirował jeszcze bardziej. Słowa Fredricka się zlewały, a klub był już tylko wielką czarną głośną otchłanią, gdzieś dokoła latały kolory, ludzie skakali... 
O co on zapytał?...
Czy on grozi jej... że zabije Yumiro?...
Coś w Geldzie pękło. Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, próbowała wyostrzyć wzrok, umysł... ale on wciąż było tylko dziwaczną breją, w której wszelkie informacje zlewały się w jedną niespójną całość.
–Spójrz mi w oczy – rozkazał Fredrick. Dziewczyna zamknęła oczy. – Geldo. Spójrz mi w oczy i powiedz, gdzie Yumiro tak często się wybiera. 
Gelda wypuściła z siebie powietrze i otworzyła oczy. Patrzyła właściwie na jego prawą kość policzkową, ale miała nadzieję, że to wystarczy.
Musiała się skupić. Wytężyła umysł i zaczęła szukać tej informacji, której tak bardzo żądał Fredrick. A wtedy jeszcze jakaś myśl nią zawładnęła.
–Skąd mam wiedzieć, że jej i tak nie zabijesz, jak tam przyjdziesz? – zapytała.
–Musisz mi zaufać. Tak jak ślepo robiłaś to dotychczas, kochanie – odparł, uśmiechając się niewinnie. 
Gelda poczuła wstyd. Dokąd doprowadziła ta niezdrowa miłość? Yumiro była w niebezpieczeństwie, a ona została brutalnie zdradzona. Jak można być takim głupim? Gelda chciała zniknąć lub chociaż się rozpłakać.
–Więc... powiesz mi, gdzie twoja przyjaciółka się podziewa wieczorami?
Dziewczyna znów zamknęła oczy. Miejsce, do którego Yumiro samotnie wybiera się w późnych porach... 
Myśl, myśl, szybko. Czy to jakiś klub? Nie. Cholera, Geldzie przez dłuższą chwilę wydawało się, że Yumiro jest kimś tak odległym i zupełnie jej nieznajomym, że nie ma pojęcia, co jest tym miejscem. 
Nagle w Geldzie zapłonął ogień. Znalazła. To stara latarnia morska. 
–Yumiro – zaczęła, patrząc na prawy policzek Fredricka. – Yumiro co wieczór chodzi do opuszczonej latarni morskiej, którą pewnie niedługo zabierze morze. 
Fredrick uniósł brwi.
–Do tej rozklekotanej latarni, do której Aleksus czasami nas zabiera na lekcje?
–Tak – odpowiedziała Gelda, już opuszczając wzrok. Nie wiedziała, co się teraz stanie. Nie miała pojęcia. Czego Fredrick mógł chcieć od Yumiro? 
–Czy jest szansa, że jest tam teraz?
–Pewnie jest. Znając ją... – Gelda ugryzła się w język. Tego chyba nie musiała mówić, ale już za późno.
Chłopak uśmiechnął się.
–Dziękuję, kochanie. Teraz możemy wyjść, skoro tak źle się czujesz.
Wstał, nagle wyjątkowo delikatny, i pomógł Geldzie dojść do wyjścia. Potem prawie zaniósł ją na zewnątrz, poszedł gdzieś na tyły budynku, ale dziewczyna już nie była pewna, czy to się naprawdę dzieje. 
Zobaczyła jeszcze wielki samochód na wysokich oponach, usłyszała męskie głosy. Potem Fredrick ją puścił. Przez chwilę Gelda chwiała się na niestabilnych nogach, a później poczuła straszny ból z tyłu głowy, zabrzmiał huk, a ona straciła przytomność.

* * *

Yumiro wybrała nową lekturę. Przyszła kolej na jeden z ostatnich tomów sagi o Ludomorzu, historii o pięciu marynarzach, którzy zgubili się gdzieś na oceanie Łaskawym. Była to interesująca powieść przygodowa. 
Yumi usiadła po turecku i oświetliła tekst latarką w telefonie. Była godzina dwudziesta druga. Zapewne dziewczyna nagnie dzisiaj godzinę ciszy nocnej. Trudno. Była zwyciężczynią.
Wciągnęła się w książkę tak bardzo, że nawet nie szłyszała deszczu obijającego się o ściany i dach latarni. Przeniosła się do innego świata. Był to błogi, piękny stan. Prawie zapomniała nawet o kłótni z Geldą.
Z tej, można by nazwać, hipnozy, wyrwał ją dopiero huk otwieranych drzwi. Ktoś kopnął wejście do latarni. 
Zabrzmiały donośne tupnięcia. Kilku sporo ważących osób znalazło się właśnie na drewnianej podłodze starej latarni morskiej. 
–Na pewno jest na górze – Yumiro usłyszała stłumiony, męski głos. W jednej chwili zgasiła latarkę w telefonie, zamknęła książkę i cicho wstała. – Szybko, znajdźcie ją.
O kogo mogło chodzić?
O nią?
Niemożliwe. Kto mógłby się nią interesować? Przecież była przecietną uczennicą akademii na Radagas. 
Yumiro przeanalizowała znaczące w swoim życiu wspomnienia. Czy kiedykolwiek kogoś skrzywdziła? Na tyle, by ten ktoś ścigał ją po świecie? 
Czy ktoś mógłby chcieć ją zlikwidować? Porwać?
Yumi miała pustkę w głowie. 
Jednak to nie był czas na dalszą analizę. Musiała się schować. Za regałem? Bez sensu, od razu by ją zobaczyli. Na górze? To chyba jedyne wyjście. Yumiro rzuciła się biegiem do schodów prowadzących do zamkniętej części latarni – tej, w której dziewczyna jeszcze nigdy nie była. 
Przeskoczyła łańcuch oznaczony kartką: „ZAKAZ WSTĘPU” i uciekła na ostatnie piętro.
Yumiro znalazła się w szklanej okrągłej kopule. Jak się okazało, nie było tu zupełnie nic prócz wypalonej dziury w podłodze i pęknięcia w szkle. Yumi była w pułapce i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Jednak czy na pewno intruzi szukali właśnie jej? To wydawało się wręcz niemożliwe.
Z dołu dotarły do Yumiro krzyczące głosy:
–Daj spokój, nie schowasz się w pieprzonej latarni!
–Do cholery, czemu jej tu nie ma?
–Musiała uciec na górę.
Yumi dopiero teraz poczuła, że jej serce bije tak szybko i nierównomiernie, że chyba zaraz wybuchnie. Zamknęła twarz w dłoniach, a potem włożyła pięść do buzi.
Yumiro uciekła na drugi koniec pomieszczenia i oparła się o szklaną ścianę. Usłyszała kroki. Zaraz po nią przyjdą.
Jedyne, co mogła zrobić, to spojrzeć na morze. Ten widok ją uspokoił. Fale tworzyły białą pianę, wyrzucały na brzeg ciemne wodorosty, odbijały biały blask księżyca od swojej tafli. Morze nocą było piękne – może nawet piękniejsze niż w dzień.
Zaraz tu będą.
Naprzeciwko Yumiro pojawiło się pięciu mężczyzn. Mężczyzn, chłopaków – trudno było ocenić. Połowę twarzy zasłaniały im maski. To dlatego mieli takie zniekształcone głosy. Byli ubrani na czarno. Każdy z nich na ręce nosił kastet, a jeden trzymał kij bejsbolowy.
–No i po co uciekałaś? – zapytał któryś. 
Ton, styl bycia i poruszania się skądś przychodził znajomo. Tylko skąd?
Kim był ten człowiek?
–Chodź tu – rozkazał. Nie, właściwie poprosił. Miał delikatny, spokojny głos. 
Yumiro chciała podejść. To jedyne, co mogła zrobić. Przecież i tak nigdzie nie ucieknie. Musi się oddać w ich ręce.
Jednak wciąż stała, z szeroko otwartymi oczami, i nogami jakby wrytymi w ziemię. Miała wrażenie, że z podłogą łączy ją nierozrywalna więź, a gdy opierała się plecami o zimne szkło, czuła spokój. Była daleko od intruzów.  
–Yumiro – powtórzył miękkim głosem intruz. – Przecież nie masz jak uciec.
Miał rację.
Chodź tuż za nią rozciągało się morze, jej żywioł, pobratymiec – była sama i skazana na tych dziwnych intruzów. Woda nie była w stanie jej pomóc.
Zaraz, zaraz.
Yumiro spojrzała na schody. Choć chłopcy zagradzali jej drogę, mogła skoczyć obok. Znalazłaby się na jednym z dalszych stopni, a jeśli szybko pobiegnie, ma szansę uciec. 
Yumi zacisnęła zęby. To ostatnia szansa. Nie miała pojęcia, czego chcą ci ludzie, ale ten kij bejsbolowy nie zwiastował niczego dobrego. Jeśli trafi w ich ręce, nie wiadomo, co  się z nią stanie.
Yumiro rozpoczęła swój bieg dalekim skokiem, który odwrócił uwagę intruzów, a cel był już o wiele bliżej. Teraz jeszcze tylko parę metrów. 
Dziewczyna pobiegła najszybciej, jak mogła i przeskoczyła barierkę odgradzającą przepaść schodów od najważniejszego pomieszczenia w latarni. Kątem oka zobaczyła, że kilku chłopców już uświadomiło sobie, co się dzieje, i zaczęło pościg. Yumiro wylądowała i rzuciła się do ucieczki.
Teraz biegła, stopień po stopniu, wdech po wydechu. Za nią – prawdopodobnie – przywódca bandy wydarł się na chłopców. Słyszała szybkie kroki, nie tylko swoje. Jeden z nich był już bardzo blisko. Yumiro omijała niektóre schody, na końcu ucieczki prawie runęła na ziemię. Adrenalina buzowała w jej żyłach, mięśnie naprężały i ani razu się nie rozluźniły.
Przed nią zostały już tylko drzwi. Cholerne, zamknięte drzwi.
Yumiro doskoczyła do nich i nacisnęła na klamkę. 
Za wolno.
Gdy już zobaczyła noc, ciemność, deszcz, palmy i piasek – poczuła niewyobrażalnie mocny ból z tyłu głowy. Jęknęła, próbowała biec dalej, ale traciła panowanie nad ciałem – nad umysłem zresztą również. Teraz leciała w dół, na plecy, na podłogę.
Nie. Ktoś ją złapał w locie. 
Yumiro zobaczyła jeszcze tylko szmaragdowe oczy przywódcy intruzów. 
Oczy zdrajcy. Fredricka.

* * *

I choć Yumiro nigdy nie dostała w głowę kijem bejsbolowym, łatwo było się domyślić, co sprawiło jej taki ból. Wciąż go czuła, gdy powoli wracała jej świadomość.
Słyszała skrzypiące drewno. Ktoś po nim chodził. Niespokojnie, szybko. Nierównomiernie. Dziwnie. Yumi przywołała bolesne wspomnienia z latarni. Ludzie, którzy ją porwali, nie mieli dobrych zamiarów. Trzeba zachować ciszę.
Jednak plan Yumiro, by udawać nieprzytomną dalej, zawiódł. Kroki ustały. I jakaś silna, śliska ręka zacisnęła się na jej prawej powiece i uniosła ją. Przez chwilę Yumi widziała tylko czerwone plamy, a gdy minął ból w oczach, dziewczyna rozpoznała najpierw kontury ludzkiej twarzy, a potem dostrzegła szczegóły.
Chłopak stojący przed nią mógł mieć jakieś dwadzieścia dwa lata. Miał kilkudniowy, ciemny zarost, dość długie czarne włosy, a na nich dziwny czarny kapelusz z naszywką czaszki i skrzyżowanymi za nią kośćmi. Kształtem przypominał takie nakrycie głowy, jakie noszą piraci.
Niebieskie, jasne – nie, ciemne – nie, one nie były nawet niebieskie. Bursztynowo-zielone? Nie. Nie, jednak niebieskie oczy zdradzały zmartwienie i niepokój. Krzaczaste brwi były zmarszczone, opadnięte powieki i wory pod oczami dawały twarzy zmęczony wyraz. 
Usta chłopaka były lekko rozchylone, jakby do pocałunku. Górna warga uniosła się wyżej, wąska i niewyraźna. Przez dolną, wydatną i wręcz spuchniętą, przechodziła brzydka blizna sięgająca podbródka. 
Prawy policzek również był uszkodzony. Jedna z blizn nachodziła na dolną powiekę. Dopiero wtedy Yumiro spostrzegła, że oczy chłopaka są jakby zamglone, spuchnięte, pożółkłe i przekrwione. 
Twarz cuchnęła alkoholem i nikotyną. 
–No, otwieraj drugie oczko.
Gdy się odezwał, Yumiro aż ciarki przeszły. Głos był chropowaty i zachrypnięty. Brzmiał płytko. W taki sposób mówią przywódcy kryminalistów, którzy w każdej chwili mogą rozkazać swoim poplecznikom przebić serce nieposłusznej ofierze.
Natychmiast rozchyliła drugą powiekę. Wciąż pole widzenia zasłaniała jej twarz chłopaka. 
Teraz przybliżył on się jeszcze bardziej, a dłoń zsunął na obojczyk Yumiro. Czuła jego nieprzyjemny oddech na ustach, muśnięcia rzęs, nosa, słyszała swoje własne przyspieszone tętno. 
Jego spojrzenie zeszło z oczu na usta Yumiro. Rozchylił wargi bardziej, już musnął nimi twarz Yumi.
I wtedy odskoczył od niej, jak porażony, i przykucnął naprzeciwko. 
Teraz Yumiro wróciła do rzeczywistości na dobre. Była przywiązana mocnym sznurem do krzesła, a ręce schowane miała za sobą, również związane. Za dziwolągiem w kapeluszu stało tych pięciu obwiesiów, którzy ją porwali. Yumi rozpoznała Fredricka. 
Zaraz, zaraz. Czemu tak kołysze?
Dopiero teraz dziewczyna dostrzegła, że pomieszczenie, w którym jest, do złudzenia przypomina kajutę na drewnianym okręcie. Dwie kolumny pośrodku, hamaki, stół zastawiony przekąskami. Tuż obok stał także parawan. 
Była na statku.
A ten dziwoląg w kapeluszu właśnie poprawił rękaw u swej prawej dłoni, a jej wcale nie było. Zamiast niej z płaszcza wystawał ostry, błyszczący w świetle lampy srebrny hak. A jego lewa noga? Też nieobecna. Dlatego kroki zdawały się takie dziwne. Za stopę robił mu drewniany kikut. 
Cały jego strój składał się z czarnego płaszcza, bufiastych spodni i kapelusza. 
Wyglądał jak kapitan piratów.
Choć teraz bardziej jak przyczajona hiena. 
Pirat zachichotał i zarył hakiem w drewnianej podłodze, tworząc beżową rysę. Dwa zęby miał złote, reszta mieniła się bielą.
–Yumiro Asawin – wymówił imię i nazwisko Yumi. Nie było mowy o pomyłce. To o nią chodziło. – Witaj na pokładzie „Skarbu”. 
W umyśle dziewczyny zaczęło się rozjaśniać. Poniekąd już wiedziała, dlaczego ją porwano.
–Nazywamy się Piratami. To moja załoga, a ja jestem kapitanem. 
W końcu wstał.
–Wybacz moich porywczych chłopców. Nie chcieli być brutalni, ale podobno próbowałaś uciec.
Zrobił smutną minę.
–Ugh.
Yumiro nie była pewna, co oznacza ten odgłos, ale kapitan wyglądał na naprawdę zasmuconego. 
Postanowiła przerwać milczenie trwające już jakieś dziesięć sekund.
–Dlaczego tu jestem?
Miała zachrypnięty głos. Odchrząknęła.
Za wszelką cenę musiała zachować spokój.
Kapitan zdawał się nad czymś intensywnie myśleć. Przyłożył tępą stronę haka do ust, uniósł oczy ku górze i zmrużył powieki.
Po chwili spojrzał na Yumiro. Nie patrzyła na niego. Kiedyś w jakiejś gazecie przeczytała, by nie patrzeć przestępcom w oczy.
–Spójrz mi w oczy – rozkazał groźnym głosem. Yumi natychmiast wykonała polecenie. Starała się utrzymać spojrzenie. Chłopak podszedł bliżej, przycupnął naprzeciwko, przyglądał się jej. – Jak zuchwale – wymruczał, gdy Yumiro wciąż nie spuszczała wzroku. – Hm. Hm, hm. Proszę, mów mi „panie kapitanie”.
Yumi pokiwała głową wolno. Starała się dalej zachować spokój, jednak jego oczy przyprawiały ją o zawroty głowy.
–Wytłumaczę ci wszystko, krok po kroku, powoli. Żebyś zrozumiała. Nie przerywaj mi, siedź cicho i patrz mi w oczy. Jasne?
–Tak – odparła Yumiro. 
–Panie kapitanie – dodał zirytowany chłopak.
–Tak, panie kapitanie.
–Jesteś tutaj, bo masz w sobie cechy nimfy wodnej. Jedna z nich pozwala ci oddychać pod wodą naprawdę długo. Obserwowaliśmy cię. Po tym, jak wygrałaś zawody, mieliśmy już pewność, że to ciebie potrzebujemy. Bo jako Piraci szukamy skarbów. Opowiem ci teraz historyjkę, Yumi. Dość smutną.
Yumiro przełknęła ślinę.
–Jesteśmy teraz na terenie, na którym rozbił się luksusowy prom, którym płynęli rodzice pana Aleksusa. Dyrektora twojej szkoły. Byli to zamożni ludzie, szanowana i szacowna rodzina. Każdy czuł do nich respekt. Prawnik i pani lekarz. Oboje radośni, zawsze szczęśliwi i cieszący się nawet najmniejszą rzeczą. Zapewne nawet w chwili śmierci na ich twarzach gościły uśmiechy. Niestety, nic nie trwa wiecznie. Mimo że mogli jeszcze przeżyć mnóstwo pięknych chwil, zginęli wraz z resztą załogi na tych zdradliwych wodach. Rozbili się na skałach, gdy złapał ich sztorm. Nikt nie przetrwał. – Tutaj kapitan zrobił pauzę. – Nikt... ale rzeczy przetrwały. A państwo Groomeyowie przenosili ze sobą bardzo ciekawą i cenną rzecz. Otóż na pokładzie tego nieszczęsnego promu wciąż jest Różowy Klejnot. Pewnie nie wiesz, co to, ale wystarczy ci wiedza, że to coś bardzo cennego. – kapitan przekrzywił głowę, przyglądał się Yumiro. Myślami był jednak gdzie indziej. – To ważna pamiątka rodu Groomeyów. Aleksus chciał ją odzyskać, ale jest to za trudne z uwagi na te pieprzone skały. Nikt nie wie, jak się dostać do statku, ale każdy wie, że on gdzieś tam jest. Nadążasz?
Yumiro skinęła głową.
–Różowy Klejnot... – ciałem chłopaka wstrząsnęły dreszcze, kapitan zamknął oczy i wyglądał, jakby właśnie przeżywał największe uniesienie swojego życia. – Jest wart więcej od nas wszystkich razem wziętych. Jest wart więcej niż całe Radagas. Pamiętaj o tym, dziewczyno, i obchodź się z nim z wyjątkową ostrożnością. Właśnie. Nie przedstawiłem jeszcze twojej roli w naszym genialnym planie. 
Znów zrobił pauzę.
–Zanurkujesz i znajdziesz statek. Potem klejnot. Później wrócisz tutaj z nim i nam go oddasz. 
Pod koniec brzmiał już jak kompletny szaleniec, nad którego umysłem władzę przejął drogocenny kamień.
Yumiro skrzywiła się, gdy kapitan wypuścił z siebie śmierdzące powietrze.
–Co, nie podoba ci się plan? – zapytał.
Yumi wciąż była oszołomiona po ciosie w głowę. Nie była pewna, czy to wszystko dzieje się naprawdę. Smród nikotyny i alkoholu oraz brak czucia w palcach przez zbyt mocne przywiązanie rąk do krzesła przekonywał ją, że jednak to rzeczywistość – porwali ją piraci i żądają od niej, by wyłowiła dla nich jakiś Różowy Klejnot z czeluści dawno zatoniętego statku. Na dodatek statku, którym płynął nikt inny jak rodzice pana Aleksusa. 
Ciałem Yumiro wstrząsnął dreszcz, a serce zadudniło szybciej. Prawdopodobnie jest noc. Jedynie dwa razy w życiu nurkowała, gdy woda była ciemna. Szczerze mówiąc, nie lubiła tego. Uwielbiała ciemność, księżyc i gwiazdy, ale pływanie nocą kojarzyło jej się z tonięciem w swoich własnych łzach i smutku. Może dlatego, że te jedyne dwa razy, gdy nurkowała po dwudziestej, były tak zwanym „melancholijnym wypadem” i Yumiro wybrała się na nie podczas swoich młodzieńczych huśtawek nastroju. 
Zresztą, mniejsza o to. Co, jeśli w statku znajdzie trupy? Nie. Nie, to niemożliwe. Co najwyżej szkielety. 
O nie. Jeszcze gorzej.
A jeśli nie znajdzie drogi do statku? 
A jeśli się udusi? Może woda wcale już jej nie lubi?
Przez umysł Yumiro przeleciało przynajmniej tysiąc pesymistycznych myśli, napawających ją lękiem i paniką. Trzeba stąd uciekać. Trzeba stąd uciekać. Trzeba stąd uciekać.
Yumi uspokoiła się szybko. Najważniejsze teraz to zachować zimną krew.
–Widzę, że nie kwapisz się do współpracy – kapitan miał zimny ton, ale coś w jego głosie brzmiało jak nuta ekscytacji. – Chłopcy. Pokażcie jej.
Kapitan odsunął się, a dwóch Piratów gwałtownie odskoczyło od siebie. Za nimi stało krzesło, a do niego przywiązana była (w podobny sposób jak Yumiro) Gelda. Miała zamknięte oczy, była nieprzytomna.
Tego już za wiele. Przez chwilę Yumi wydawało się, że zaraz znowu zemdleje.
–Może to cię przekona. 
Kapitan podszedł do Geldy, stukając drewnianą laską o podłogę, a jego chód był tak wolny, że dłużył się w nieskończoność – i dotknął hakiem nagiego ramienia dziewczyny. Yumiro aż poczuła chłód na swojej skórze i przeszły ją ciarki.
–Gelda! – krzyknęła, nie panując nad swoim głosem. – Gelda! Obudź się!
Kapitan wywrócił oczami.
–Jest naćpana. Naćpana, walnięta i oszukana.
Dopiero po kilku momentach do Yumiro dotarło, co powiedział.
–Co? – zapytała słabym głosem.
–Nafaszerowaliśmy ją jakimś tanim gównem. A potem Chori rąbnął ją w łeb, tak jak ciebie. A...
–Fredrick! – wydarła się Yumiro, przerywając kapitanowi. – Fredrick, ty podły, obrzydliwy zdrajco!
–A Fredrick wyciągnął od niej potrzebne informacje – dokończył kapitan dobitnie.
Yumiro przebiegła wzrokiem po twarzach zamaskowanych przestępców. Zatrzymała się na tym z zielonymi oczami. Fredrick wpatrywał się w jakiś punkt bez żadnych emocji, jego spojrzenie było puste. 
Yumi wydała z siebie ciche westchnienie.
–Nie wierzę.
I choć był to bardzo cichy szept, kapitan natychmiast jej odpowiedział.
–No to radzę ci szybko uwierzyć, bo nie mamy czasu na rozterki durnej nastolatki. Wchodzisz w to czy nie?
–Nie mam wyboru – wycedziła przez zęby Yumiro.
Nie wiedziała, skąd u niej tyle odwagi i pewności siebie, ale zdecydowanie powinna się uspokoić.
–Masz. Ale uznam to za tak, bo nie chce mi się dalej gadać. Rozumiesz plan? Super. To teraz przebierz się w kostium.
Yumiro przez chwilę myślała, że zaraz wybuchnie śmiechem. Kostium kąpielowy? To wydawało się takie przyziemne i bezsensowne. Jest porwana przez chorych psychicznie przestępców, a teraz musi ubrać jakiś idiotyczny strój, żeby nie pomoczyć koszulki i spodenek.
Potem dotarło do niej, że będzie się musiała przebierać przy nich. 
Jeden z zamaskowanych podszedł do Yumiro i zasłonił parawanem stojącym obok. Była to jedna z największych chwil ulgi, jakie dane jej było przeżyć. Czyli jednak dbają o jej prywatność. Kapitan podał jej dwuczęściowy czerwony kostium kąpielowy.
Dopiero za parawanem, gdy została praktycznie sama ze sobą, miała chwilę, by ochłonąć. Podczas gdy przestępcy zaczęli rozmawiać o zupełnie zwyczajnych sprawach, takich jak ostatnie premiery filmowe czy najlepsze zespoły rockowe, ona zdjęła najpierw koszulkę, potem spodnie i na końcu bieliznę. Gdy miała już na sobie strój, postanowiła przemyśleć sprawę.
I wtedy poczuła strach. Tę panikę, która ogarnia ofiary porwania, obezwładniającą i paraliżującą.
Gelda była w niebezpieczeństwie. Wszystko zależało od Yumiro. 
Fredrick od początku wydawał jej się podejrzany. Owszem, przez pierwsze kilka dni podobał jej się. Musiała to przyznać – oparła się jego urokowi. Na szczęście nie tak mocno jak Gelda. 
Jej przyjaciółka była zdradzona. Och, jak potwornie musiała się czuć. W jednej chwili Yumiro chciała do niej podbiec i przeprosić za tę kłótnię. Biedna Gelda... była zakochana we Fredricku po uszy. A on ją wykorzystał, by uzyskać informację o Yumi...
Właśnie, dlaczego Piraci po prostu jej nie śledzili? Może za każdym razem ich gubiła. W końcu droga do latarni była dość zawiła, prowadziła przez las, w którym bardzo łatwo się zgubić. 
Yumiro przestała analizować przeszłość i skupiła się na teraźniejszości. Była w beznadziejnej sytuacji, to pewne. I nie zamierzała ryzykować ucieczki. Gdyby nie porwali Geldy, może by próbowała uciekać, ale stawianie na szali życia najlepszej przyjaciółki zdecydowanie nie leżało w naturze Yumiro. 
Dziewczyna myślała dalej. Jest potrzebna tym przestępcom. Mogłaby czegoś od nich wymagać. 
W jej głowie zapaliła się lampka. Musi zapewnić Geldzie bezpieczeństwo. To priorytet.
Na drugim miejscu postawiła siebie. Jednak nie przyszła jej do głowy żadna pilna potrzeba. Nie musiała dzwonić do rodziców, skorzystać z toalety, zjeść lub napić się czegoś. Chciała jak najszybciej mieć to przerażające zadanie za sobą. Gdy tylko wspominała o nim w myślach, po plecach przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze strachu. Wyobrażała sobie napięcie i ciszę wielkiego, bezkresnego oceanu otaczającego ją ze wszystkich stron, ciemną, nieskończoną otchłań...
Weź się w garść, pomyślała do siebie Yumiro i zacisnęła pięści. To nie czas na panikę. Trzeba działać z głową. 
Yumi odetchnęła i wyszła zza parawanu. Natychmiast spoczęło na niej sześć dzikich spojrzeń. Jednak to również nie był moment na skrępowanie, więc dziewczyna zaczęła mówić na tyle głośno, na ile pozwalał jej drżący ze strachu organizm.
–Rozumiem, że tylko ja mogę podjąć się tego zadania.
Nikt nie wyraził sprzeciwu, więc Yumiro kontynuowała.
–Czyli jestem wam potrzebna.
Mówiła wolno, jednak tylko i wyłącznie dlatego, że gdyby przyspieszyła, natychmiast poplątałaby się we własnych myślach. Starała się zabrzmieć pewnie.
–Czyli mogę was poprosić, żebyście rozwiązali moją przyjaciółkę.
Kapitan zmarszczył brwi już na „żebyście”, tak jakby przewidywał, co Yumiro chce powiedzieć.
–Przecież na jedno wyjdzie. Jest nieprzytomna.
–Kiedy się obudzi, wpadnie w panikę – Yumiro rozpaczliwie szukała argumentów. – Chcę, żeby miała dostęp do jedzenia, toalety, picia. I nie terroryzujcie jej – zrobiła krótką pauzę. – Gelda jest moją najlepszą przyjaciółką. Kiedy wrócę z klejnotem, chcę ją zobaczyć w dobrym stanie.
Kapitan był wyraźnie zaskoczony. Yumiro nie była pewna, czym – jej wymaganiami, zuchwałością, czy tym, że w ogóle jest w stanie cokolwiek powiedzieć.
Mogło być też tak, że po prostu przybrał taki wyraz twarzy, bo był chory psychicznie i nie krył się za tym żaden inny powód.
–Gdy się obudzi, i tak pewnie będzie zbyt ogłupiona, żeby chociaż myśleć – stwierdził. 
–Chcę, żebyście ją rozwiązali i o nią dbali – Yumiro mówiła z naciskiem.
Kapitan przygryzł dolną wargę. Po kilku chwilach ciszy odparł:
–Zgoda. Rozwiążcie ją.
Jeden z Piratów przykucnął za Geldą i sprawnym ruchem rozsupłał sznur. Blade ręce dziewczyny opadły bezwładnie i prawie dosięgnęły ziemi. 
Yumiro nie chciała dłużej patrzeć na biedną Geldę, więc spojrzała na Kapitana, który błądził wzrokiem po sznurze leżącym na podłodze. 
–Czegoś jeszcze chcesz? – zapytał, mrużąc oczy i powoli odwracając się ku Yumi.
–Chcę wiedzieć, gdzie dokładnie szukać tego kamienia, panie kapitanie.
–Pokój numer sto trzydzieści dwa. To kwatera państwa Groomeyów. Znajdziesz ją w strefie dla VIP-ów.
Yumiro skinęła głową.
–Jestem gotowa, panie kapitanie.
Nie podobało jej się to określenie, ale wolała się nie narażać. I tak zgodzili się na jej warunki, a to było najważniejsze. Wciąż nie miała pewności, czy niczego nie zrobią Geldzie, ale nie miała wyboru. Musiała im zaufać.
Obiecała sobie, że będzie ściskać klejnot w pięści, dopóki nie pokażą jej całej i zdrowej Geldy. Jeśli będą mieli ku temu obiekcje, wyrzuci kamień za burtę, bo będzie to oznaczało, że coś jej zrobili. 
Kapitan wydał polecenia załodze i pod eskortą dwóch Piratów Yumiro wyszła z kajuty. Okazało się, że łódź jest o wiele mniejsza, niż mogłoby się zdawać. Od wody dzieliło ich zaledwie półtora metra, a pokład rozciągał się na ledwie kilka kroków w bok i w przód. Była głęboka noc, chmury zasłoniły księżyc, a woda się burzyła. 
–Morze nie jest spokojne – stwierdził w zadumie kapitan. Yumiro spojrzała na niego ukradkiem. Gdyby spotkała go na ulicy, nigdy nie pomyślałaby, że jest kimś niezwykłym. Dopiero gdy zauważyłaby drewniany kołek zastępujący nogę oraz srebrny hak zamiast ręki, nabrałaby podejrzeń. Wyglądał jak jeden z tych ubogich studentów, których Yumi często spotykała w drodze powrotnej z latarni. – Pośpiesz się, zanim rozpęta się sztorm.
Yumiro przytaknęła, choć nie była pewna, czy przez świszczenie wiatru kapitan ją usłyszy. 
Poczuła, że coś zimnego dotyka jej szyi. Odwróciła się gwałtownie. Ujrzała najbardziej napakowanego i wysokiego Pirata, trzymającego w dłoniach coś na kształt srebrnej obręczy.
–To na wypadek, żebyś się nie zapomniała – stwierdził kapitan, nawet nie patrząc na Yumiro. – Obroża z wbudowanym lokalizatorem. Jeśli przekroczysz ustawioną granicę na kilka metrów, zaczyna brzęczeć. A jeśli oddalisz się na tyle, ile trzeba, udusi cię. 
Mówił to ze stoickim spokojem. Yumi powstrzymała się od krzywego spojrzenia i zacisnęła mocno zęby, podczas gdy Pirat zakleszczył na niej obrożę. Jak dla psa. Yumiro teraz czuła nie tylko strach i niepokój, ale i upokorzenie. 
–Widzę, że coś cię wkurzyło.
Yumiro nie pokazała po sobie żadnej emocji. Popatrzyła w dziwne oczy kapitana i próbowała utrzymać spojrzenie.
–Myślę, że każdy by się wkurzył, jeśli byłby zmuszony nosić obrożę.
Była to niebezpieczna wypowiedź. Yumi ugryzła się w język, niestety odrobinę za późno.
–Też tak uważam. Ale to konieczność. Chyba że wolałabyś, żebyśmy przywiązali cię do pokładu bardzo długim sznurem.
Yumiro pokręciła głową. Zupełnie ograniczyłoby to jej swobodę. 
–Dobrze. Skoro wszyscy są zadowoleni, wskakuj do wody. Wszystko rozumiesz? Masz znaleźć statek i przynieść Różowy Klejnot. Prom zatonął gdzieś tam – kapitan wskazał palcem w kierunku na prawo od statku. – Żadna inna wiedza nie jest ci potrzebna.
Gdy Pirat zamilkł, Yumiro przetwarzała w myślach informacje. Woda była praktycznie czarna. Czuła tylko i wyłącznie strach. Nie było tej radosnej ekscytacji pojawiającej się tuż przed skokiem do wody. Chciała uciec, gdzieś daleko, i nie mieć do czynienia z tą nieprzeniknioną, wzburzoną otchłanią.
–Wskakuj do wody i miejmy to z głowy.
Yumiro zaczerpnęła tchu. Podeszła do burty i wychyliła się za nią. Przez moment widziała swoje niewyraźne odbicie, rozmytą, przerażoną twarz. Wyglądała jak niewinna, bezbronna dziewczynka. 
Yumi złapała głęboki oddech i przyszykowała się do skoku. Gdy myślała, że już oderwała się od ziemi, okazało się, że podskoczyła nawet na centymetr. Wciąż stała w miejscu, jakby przytwierdzona do podłogi. Sparaliżował ją strach. Zresztą, nie tylko ciało. Umysł również się zablokował, stanął niczym nienakręcony zegarek.
–Co jest? – mruknął kapitan i stanął obok Yumiro. Spojrzał na wzburzone morze, próbował wyszukać wzrokiem zagrożenia, które mogła zobaczyć dziewczyna. – Co cię tak zamurowało?
Pomachał jej ręką przed twarzą, a gdy to nie poskutkowało, brutalnie trzepnął w policzek. 
–Do cholery!
Gdy krzyczał, jego głos zmieniał barwę na mocną i rozwścieczoną. Yumiro skojarzyło się to z oszalałą morską tonią, która teraz niecierpliwie na nią czekała i obijała się o burtę z rozpaczliwą wręcz chciwością.
Zachwiała się i przyłożyła do twarzy zimną dłoń. Ból był palący, ale powinien szybko minąć.
–Nawet nie wiesz, jak długo czekaliśmy na tę chwilę. Nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo pragniemy mocy, którą da nam klejnot. 
Syczał jej prosto do ucha. Czuła smród rozchodzący się od jego buzi, cierpienie w głosie. 
–Jeśli zaraz nie wskoczysz do wody, twoja koleżanka ucierpi dziesięć razy mocniej niż ty teraz. 
Po tych słowach kopnął kolanem Yumiro w brzuch, pozbawiając ją tchu. Yumi cofnęła się o parę kroków, zachwiała i z trudem powstrzymała od łez bólu. Próbowała złapać oddech, ale przez pierwsze sekundy jej się to nie udawało. 
–Panie kapitanie – usłyszała czyjeś chrząknięcie. – Ciężko będzie jej pływać po tym ciosie. 
To był głos Fredricka. Na pewno. 
Yumiro nie była pewna, co w tamtej chwili poczuła. Radość? Ulgę? Złość? Upokorzenie? 
–Nie przejmuj się. Nic się jej nie stało.
Mroczki przed oczami Yumi w końcu zniknęły, a pierwszy ból po uderzeniu minął. Teraz przewracało się w jej żołądku, miała wrażenie, że wszystkie flaki podeszły jej do gardła. Miała ochotę zwymiotować. 
–Trzeba ją trochę nastraszyć. Jest zbyt zuchwała.
Yumiro znów stanęła tuż obok burty. 
–Jesteś już gotowa czy mam dalej cię przekonywać?
Yumi już nie mogła wytrzymać. Odwróciła się od kapitana i pozwoliła łzom płynąć. Płakała kilka sekund, a był to najbardziej rozpaczliwy i wołający ratunku płacz w całym jej życiu. Gdy udało jej się zatrzymać potok strachu, spojrzała na buty Pirata i drżącym głosem odpowiedziała:
–Jestem gotowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcesz napisać komentarz? Śmiało! Cieszę się z każdej napisanej opinii. No, prawie.