Ruben również się uśmiechnął. Dopiero teraz zauważyła, że jego włosy są bardzo długie. Dłuższe niż jej. Nosił je zawsze spięte w kitkę i schowane pod ubraniem, ale teraz wydostały się stamtąd i spływały po jego piersi. W adakemii nie było chyba ani jednego chłopaka z tak długimi włosami. W dodatku zadbanymi.
–Nie poszliście po pomoc?
–Właśnie trwa olimpiada z części fizycznej. Prawie wszyscy nauczyciele poszli oglądać. Na korytarzu znaleźliśmy tylko jakąś kucharkę...
–Kucharkę? – powtórzyła Yumiro. – Panią Lusi?
Wzruszył ramionami.
–Nie wiem. Była dość... tęga.
–Tak, to pani Lusi.
–Powiedziała, że za dziesięć minut przyjdzie z lekarstwami i posiłkiem. Nie było cię na stołówce, więc poprosiłem ją o dodatkową porcję obiadu.
Yumiro wolała sama sobie z wszystkim radzić. Kiedy ktoś jej pomagał, automatycznie czuła, że musi jakoś to mu wynagrodzić. Tak było i w tym przypadku.
–Mam u ciebie wielki dług – powiedziała.
–To nic takiego – Ruben machnął ręką lekceważąco. – Każdy by tak postąpił.
–Nie. Nie każdy. I mówię serio. Pamiętaj, że jeśli będziesz czegoś potrzebował, ja tu będę.
–Yumiro... to naprawdę drobiazg – po chwili chłopak nonszalancko rozciągnął wargi w uśmiechu i oparł się o łóżko na łokciu. Widać było, że nie jest taki z natury. Parodiował ludzi takich jak Fredrick, i wychodziło mu to naprawdę dobrze. – Ale jeśli bardzo chcesz się odwdzięczyć... co powiesz na kawę?
–Nie cierpię kawy – odparła natychmiast.
Roześmiał się.
–Żartuję. Wpisałem swój numer do twojej listy kontaktów, twój do mojej też. Jeśli będę czegoś chciał, zadzwonię. Ale... wątpię, by kiedyś zdarzyła się taka okazja. Przypominam, że za dwa dni mnie już tu nie będzie.
Yumiro poczuła nagle ogromny żal. Dopiero teraz przypomniała sobie, że Ruben nie jest stąd.
–Och. To... może pójdźmy jednak na tę kawę...
Znów się zaśmiał.
–Szczerze też jej nie cierpię. Wolę czekoladę.
–Kocham czekoladę! – to była najdziwniejsza wypowiedź w całym życiu Yumiro. Nigdy niczego nie zawołała w taki sposób, rozemocjonowany i dziecinny.
Ruben uśmiechnął się, widząc dezorientację w oczach Yumi. Jakby ją zrozumiał, usłyszał wszystko to, co przed chwilą pomyślała.
–To kiedy? – spytał.
W tym momencie do pokoju wparowała pani Lusi. Trzymała tacę z obiadem w dwóch rękach, w zębach miała opakowanie jakiegoś leku.
Podbiegła do łóżka i zostawiła obiad na brzuchu Yumi, wyjęła z ust lekarstwo i wyjęła drżącymi dłońmi ze środka tabletki. Yumiro czuła lekkie obrzydzenie.
–Wiem, co się stało! Przyniosłam coś, co ustabilizuje twój stan psychiczny i żołądkowy. To gorabetamol.
Gorabetamol pomagał właściwie na wszystko. Zbijał gorączkę, uśmierzał ból, podnosił na duchu... zawierał cząsteczki magiczne i zapewne to one pomogły stworzyć taki niezawodny, szybko działający medykament.
Istniały jeszcze eliksiry magiczne, ale na Radagas zawsze ich brakowało. Nie było to najlepsze miejsce szukania składników.
Yumiro z wdzięcznością przyjęła środek i połknęła. Był gorzki i niesmaczny.
Pani Lusi wyglądała na bardzo zatroskaną.
–Moje kochanie... coś ty ze sobą zrobiła... wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście.
Yumi uśmiechnęła się tylko słabo. Nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć. Nie była też pewna, czy żałuje tego wypadu nad morze, czy nie. Z jednej strony poznała swoje słabości i pozbyła się – przynajmniej częściowo – bólu w sercu po kłótni z Geldą. Teraz ta sytuacja wydawała się tak odległa, nierealna i nic nieznacząca. Owszem, wciąż czuła się zdradzona i zawiedziona, ale nie było już tak, jakby ktoś wypalił jej te słowa na sercu.
Z drugiej strony gdy Yumiro wracała pamięcią do konwulsji, które nią wstrząsnęły, robiło jej się słabo. Jej ludzka strona przeważała nad tą nadprzyrodzoną. Była zdolna przebywać pod wodą ponad godzinę, to fakt, ale jej organizm nie reagował na to dobrze. Zapewne gdyby siedziała tam całą dobę, mogłaby nawet umrzeć. Wojna pomiędzy genami pewnie trwała w Yumi od dawna. Teraz jednak dała o sobie odczuć jak nigdy dotąd.
Yumiro stwierdziła jednak, że nie pozostała po tym zdarzeniu żadna trauma. Jeśli już, to lęk do kalmiarzy. Poza tym woda wciąż wydawała się żywiołem dziewczyny, nawet po takiej bolesnej zdradzie. Gdy o niej myślała, czuła spokój i harmonię. Miała nadzieję, że na jutrzejszej olimpiadzie woda przyjmie ją z otwartymi ramionami.
Właśnie. Olimpiada. Yumi zupełnie o niej zapomniała.
Pani Lusi położyła na brzuchu Yumiro tacę z obiadem. Pierogi z farszem grzybowym, sałatka grecka, mizeria, miska rosołu, lody waniliowe z czekoladą i sok pomarańczowy.
Yumi nie miała apetytu. Zjadła tylko jednego pieroga, sałatkę i mizerię oraz kulkę lodów, upiła trochę zupy i wypiła sok. I tak czuła, że rozepchała sobie żołądek. Wcześniej skurczył się zapewne do rozmiarów woreczka na psie kupy. Yumiro dziwiła się, że pod wodą w ogóle nie czuła głodu. W końcu nie jadła od jakichś dziewięciu godzin.
Po posiłku wytarła twarz serwetką i podziękowała z całego serca kucharce. Poczuła, że ma u niej dług. Pani Lusi jednak tak jak Ruben machnęła tylko ręką i powiedziała, że zapewne by ją wylali, gdyby nie pomogła.
Gdy tylko Yumi poczuła się lepiej, wstała i podziękowała Rubenowi raz jeszcze. Wróciła szybko do swojego pokoju, nie dbając o to, czy będzie tam Gelda, czy nie. W obcym pomieszczeniu, sam na sam z czterema chłopakami, czuła się niekomfortowo. Jak intruz.
Choć Rubenowi już ufała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz napisać komentarz? Śmiało! Cieszę się z każdej napisanej opinii. No, prawie.